środa, 20 kwietnia 2011, 07:58

rezultujemy?

Do dziś nie wiedziałem, że można po polsku rezultować, tj. dawać w rezultacie. "Czasownik rezultować istnieje, odnalazłem kilkadziesiąt tekstów internetowych, w których go użyto. W znacznej większości były to teksty fachowe" — wymijająco odpowiada Jan Grzenia (Uniwersytet Śląski) w Poradni językowej PWN. Ale że coś jest, jeszcze nie znaczy, że warto używać.

Weźmy zdanie:
Lecz ta selekcja przedmiotowych kodów na "użyteczność", jako służebność dziełu, rezultowała w nadmiarowych ładach, powodujących antyrealistyczne zesztywnienie przedstawianego.
Czy można je łatwo i bez większej szkody dla rezultatu rezultowania pozbawić? Spróbuję:
Lecz z tej selekcji przedmiotowych kodów na "użyteczność", jako służebność dziełu, wynikały nadmiarowe łady, powodujące antyrealistyczne zesztywnienie przedstawianego.
Zadowolony z rezultatu uznaję "rezultować" za zbędną kalkę. Moją słabo uzasadnioną niechęć do rezultowania wzmaga wątpliwość: "rezultować w nadmiarowych ładach" czy "rezultować nadmiarowymi ładami"? Jeśli już, byłbym zdecydowanie za formą drugą, ale co ja mogę?

27 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O jaki fajny przykład kalki z francuskiego, rzadkość w naszej anglosaksońskiej epoce.
Proszę definicja francuska:
http://bit.ly/gPes4Z
Ale może niekoniecznie kalka z francuskiego : http://bit.ly/g0B5Fn
Proszę jaki ładny przykład:
Šěroki spektrum mojeho tworjenja rezultuje z mojeho wukubłanja.
Co do polskiego zastosowania - nie rozumiem przykładu, z naciskiem na słowo "ład" w liczbie mnogiej...
A tak na poważnie IMHO - czasownik ten pojawia się w tekstach fachowych gdzie jest wyrezultowany przez niefachowy przekład, ot co
tamok (znowu nawala autoryzacja openid muszę się anonimizować)

Anonimowy pisze...

Żeby nie było Ci przykro też się zanonimizuję do towarzystwa. Obawiam się, że to może też być kalka z angielskiego albo nawet niemieckiego (którego w ogóle nie znam). Przykład jest podobno z eseju Lema "Filozofia przypadku", ale nie mam na papierze, a internetom nie można ufać.
kwik

tichy pisze...

No, poradca odpowiedział twierdząco na pytanie "czy istnieje".

A o co Lemowi chodziło: no, sam się odkrył (tłuszcz mój):

"Zabiegi to osobliwe, bo języka, przysposobionego już do precyzyjnego wykładu, używa się dla uczynienia tego wykładu — poprzez mozolne uprzedmiotowienie sygnalizacyjne — możliwie ciemnym, z rozpływającymi się i błądzącymi znaczeniami."

http://o.spoti.pl/Documents/6e/03/78/60/6e/1b/c4/3a/bd/88/5325f0f16d73/Stanislaw%20Lem%20-%20Filozofia%20Przypadku.pdf

tichy pisze...

Kwik

Coś wywaliło mój komentarz z Aprila 19(Ty? Domena?).

kwik pisze...

@ tichy - przepraszam bardzo za mojego spamołapa, jak wszystkie spamołapy ma alergię na linki, nie trzeba się tym przejmować, nieco się odwlecze, ale nic nie uciecze. A ja sam dopiero wstałem...

Też się opierałem na linkowanym przez Ciebie "źródle", to dość starannie zeskanowany i zoceerowany tekst, ale oczywiście sporo tam błędów i brak danych o oryginale (a zdaje się były trzy wydania Filozofii przypadku). Więc nadal nie wiem, czy Lem naprawdę napisał "rezultowała", a jeśli już, czy przetrwało to do ostatniego wydania. No cóż, może będzie w księgarni.

W dupie mam takich poradców językowych. Przecież intencja pytania była jasna: "Czy istnieje słowo rezultować, rezultuje? Też gdzieś wyczytałam". A jak dziecko zapyta "Czy można jeść dżdżownice" to odpowie "Można, kret je dżdżownice. Kret jest zwierzęciem owadożernym".

tichy pisze...

Uff, to samołap-spamołap tylko!

Ja mam mieszane odczucia względem pożyczek. Raz, sam jestem winny (kalkarz ze mnie codzienny). Dwa - wygoda, i też przesunięcie znaczeń, lub ich dostarczenie, znaczeń nieobecnych lub skrzywionych przy użyciu wcześniej zadomowionych konstrukcji (wynika z, pociąga, skutkuje).

Np. "Kwika gotowanie obiadu rezultuje bałaganem w kuchni".

Pewnie bym tak nie napisał, zamiast tego raczej "efektem [...] jest". Powiedziałbym jednak z duzym pdbństwem.

Zresztą, popatrz na siebie - uźyłeś w ostatnim komentarzu wielu "kalek" (pardon le mot), np. "zeskanowany i zoceerowany tekst" (aż trzech).

Tak, trzecie też jest kalką, choć tylko dlatego nie kaleką, ponieważ już się opatrzyło. Można by zastnowić się, ile lat temu użycie słówka "text" jeszcze rezultowałoby we wzdrygu czytajacego i ingerencją edytora.

W cytowanym zdaniu Lema, dlaczego "antyrealistyczne zesztywnienie przedstawianego" nie budzi negatywnej reakcji? To dopiero potworek!

kwik pisze...

Pożyteczne pożyczki są pożywne i zdrowe, ale zaśmiecanie języka z głupoty i lenistwa jest złe. Dla mnie podstawowym kryterium jest użyteczność, jeśli jakiegoś potrzebnego słówka w polskim nie ma, to kradnijmy radośnie, choćby i od Szwedów. Język jest do porozumiewania i wyrażania się, musi być skuteczny i żywy, do podziwiania i pielęgnowania są inne rzeczy.

Rezultowało w ładach, w bałaganie, we wzdrygu - może i jest jakaś przewaga miejscownika nad narzędnikiem, zwracająca uwagę na nieoczekiwany efekt, nie dający się zlekceważyć. Ale prościej jednak powiedzieć "Narobiłeś bałaganu swoim gotowaniem" niż "Twoje gotowanie zrezultowało w bałaganie".

kuzynka.edyta pisze...

Pokraczny twór językowy. I niepotrzebny.

telemach pisze...

"ale co ja mogę?"
No przecież możesz. Jak widać.

kwik pisze...

@ telemach - Google pod rezultować wyrzuca tę notkę zaraz po Poradni, więc jest dobrze. Natomiast rezultuje site:.pl daje około 1,860 wyników. Zobaczę za rok.

tichy pisze...

Kuzynka.edyta:
"Pokraczny twór językowy. I niepotrzebny."

Kuzynce.edycie może niepotrzebny. Ale tym rzeszom (na razie nielicznym), które muszą, nie znajdując zatwierdzonego przez ministerstwo słusznego równowaznika, może potrzebny.

Tak i przed laty bezsensowny I POKRACZNY termin "plik" przetłumaczył "file". A dziś, wszyscy nic tylko pliki i pliki.

Poczekamy, zobaczymy.

kwik pisze...

@ tichy - nieliczne rzesze ładne, ale już ktoś użył.

Plik pochodzi chyba jeszcze z czasów heroicznego spalszczania programów przy użyciu heksedytorów, musiało być znak w znak. Ale to dało mu fory, jest dobry bo krótki. Trwa natomiast walka katalogów z folderami, przynajmniej w mojej głowie.

tichy pisze...

Lem złamał tabu - w relacji przyczyna-skutek, przyczyna nie może być silnym podmiotem, którym by się mogła stac dzięki silnemu dynamicznemu orzeczeniu.

Te wszystkie "skutkuje, pociąga" - to mli-mli kaszka manna rozwodniona.

Skąd ten zakaz, tabu jakby?

Nie wiem.

Może "polska dusza"?

PS. Zaś "nieliczne rzesze" - co, zły oksymoron?

kwik pisze...

Owszem, "pociąga" jest niebezpośrednie, ale "skutkuje" czy "powoduje" wzmocnione przez "zaraz" czy "zawsze" już nie jest złe. A czasem pasować będzie "kończy się". Nie widziałem jeszcze przekonujących przykładów użycia "rezultowania", same żałosne.

tichy pisze...

Nie widziałem jeszcze przekonujących przykładów użycia "rezultowania", same żałosne. "

Łamanie tabu nie dla maluczkich. Stąd - żałosności wrażenie.

Ale maluczcy czują rzecz.

Więc, dla elit - ? - wskazówka: wybaczmy i uczmy się.

kwik pisze...

Czasem pewnie czują, ale częściej bezmyślnie tłumaczą z angielskiego i wychodzi kupa.

kwik pisze...

Zajrzałem do słowniczka rusycyzmów sprzed stu lat, a tam rezultat to po polsku skutek, wynik.
http://rusycyzmy-1908.blogspot.com

tichy pisze...

Bezmyślne tłumaczenie googlem! Wydaje się to być polską specjalnością, jakby wadą narodową.

Nie! To takie przeświadczenie jest!

(o byciu "narodem wybranym" - nawet do wad)

Akurat wczoraj się dowiedziałem od pewnego 'hiszpanika', iz dwujęzyczne napisy w Stanach (hiszpański w dołączeniu do angielskiego) często są fatalnie skonstruowane - zwłaszcza część hiszpańska. Chińskie instrukcje po angielsku - inny znamienny przykład.

Podany słowniczek rusycyzmów oparty jest w części na błędnej logice. Wiele słów pochodzi z łaciny lub angielskiego, były może wtrętami - ale w OBU językach!

Geometrycznie - logika literki 'Y', podobieństwo dwóch rączek wynika ze wspólnej nóżki, a nie rączka z rączki.

Póki co - argumenty przeciw rezultowaniu - to:

1. można inaczej (twierdzę, że nie nie zawsze rownoważnie)
2. pokraczne (twierdzę, że zbyt świeże).

"Póki co" - też rusycyzm, przeciwnicy i puryści każą mówić "na razie", ale to nie to samo!!!

Geometrycznie, "na razie" odpowiada odcinkowi otwartemu (a,b), zaś "póki co" - domkniętemu z prawej - (a,b].

Róznica zasadnicza i kolosalna (choć niby tylko jednej kropki).

kwik pisze...

Jeśli próbujemy mechanicznie tłumaczyć wyraz po wyrazie, to sami skazujemy się na kalki i protezy. Ale nie widzę powodu by tak robić. Np. (z dokumentacji Fedory): "On many systems this results in a faster installation process from disc" zostało stłomaczone na pseudopolskie "Na wielu systemach rezultuje to szybszą instalacją z płyty". Można się jednak nieco wysilić i uzyskać: "Na wielu systemach instalacja z płyty jest wtedy szybsza". To chyba jeszcze najmniej rażący przykład "rezultowania" jaki znalazłem.

Każdemu nowemu potworkowi, nawet obiecującemu, można zarzucić, że jest zbędny. To nie ja mam gromadzić argumenty przeciw, niech raczej instalatorzy pokracznych potworków szukają argumentów za.

Sam chyba nie używam "póki co", zadowalając się "tymczasem", "chwilowo" albo "na razie" i nie wyczuwam niuansu, który nazywasz kolosalną różnicą; dla mnie zawsze chodzi tylko o tymczasowość.

kwik pisze...

"Póki co" jako "odcinek domknięty" - już chyba wiem o co Ci chodzi, ale jest przecież "dotychczas".

tichy pisze...

Ale potworkiem jest już oryginał: "On many systems this results in a faster installation process from disc". Stąd nawet Twoje "poprawione" tumaczenie, "Na wielu systemach instalacja z płyty jest wtedy szybsza", zachowujące ducha - zachowuje ducha potworka.

Pomijam już głupawe tłumaczenia "disc" jako "płyta" czy potworkowata "instalacja". One takie kiedyś były, a teraz się przyjęły, i nikt szat nad nimi nie rozdziera.

Niestety, z przyjmowaniem nowych wyrazów nie pracuje tak jak w sądzie czy w matematyce - nie ma onus probandi. Nowe słowa się pojawiają jako "okazjonalizmy" (to jest rusycyzm, Polak tępiący takie musi powiedzieć pompatycznie "wyrażenie okazjonalne", zaś Anglik powie sympatycznei "nonce word"), a potem się albo przyklejają i zostają, albo odpadają.

Żaden minister ani ustawa o czystości języka nic tu nie pomogą. Mogą ingerować w konrolowane publikacje, ale nie mogą zakazać prywatnego użycia.

Co do rusycyzmów, w historii byłej obawa przed nimi była zrozumiała, tudzież walka a przeciwstawianie się, a darcie szat. A i tak to była walka z wiatrakami. Tym bardziej dziś.

"Póki co" odnosi się do czasu, ale sugeruje ingerencję czynnika zewnętrznego. "Tymczasem", "na razie", "dotychczas" - tego nie czynią. Stąd, znaczenie przesunięte, nietożsame.

kwik pisze...

Nowe do języka wchodzi różnymi drogami, czasem po prostu wraz z przedmiotem, tak jak w przypadku płyty, która pewnie przyszła z Niemiec wraz z gramofonem jako platte. Nie wiem co w samej płycie głupawego, głupawa jest dopiero płyta CD, gdzie D to dysk.

Zapewne jest kilka dobrze rozpoznanych paternów ekspansji nowych słówek, pewnie ktoś to nawet badał. Trochę nowego wchodzi do języka żywiołowo, z inicjatywy ludowej, tu faktycznie nic się nie da zrobić (i zwykle dobrze). Ale dużo i coraz więcej wchodzi do języka kanałami kontrolowanymi. Telewizja przede wszystkim.

Ale nawet zwykły profesor (bez telewizora) może narzucać swoje językowe widzimisię studentom, a jeśli do tego jest płodnym autorem, ma już wyraźny wpływ na język. Oczywiście dopóki żyje, tu niezłym przykładem jest katastrofa "spolegliwego", wynalazku Kotarbińskiego, dziś bez sensu używanego zamiast "uległego".

tichy pisze...

Nie wiedziałem, że płyta przyszła z niemieckiego (“wielka płyta” też?). Skoro tak, to ciekawe czy oni też CD dalej nazywają „płytami”?.... No, nie nazywają! „Zwarta szajba” brzmiałoby po polsku dobrze...

Pewnie ktoś badał... Tak się narzuca. Ale może nikt nie badał? Bo niby jak?

Wydaje mi się, że z powodu rozwoju IT te drogi nabytków wymknęły się spod kontroli. Zwłaszcza profesorów. Coż może profesor narzucić garstce studentów, gdy oni po wyjścu z wykładu bombardowani są językiem niepodobnym do tego z sali wykładowej.

kwik pisze...

Zwarty dysk byłoby nieźle, ale głupi elektrycy popsuli znaczenie zwarcia (choć jako dziecko słyszałem jeszcze o krótkim spięciu).

Właściwie płytę wzięliśmy od Niemców dużo wcześniej, gdy pojawił się gramofon wystarczyło zaledwie - wzorem Niemców - nie dostrzec w płycie gramofonowej dysku. W encyklopedii Orgelbranda (1901) jest: "Płyta, bryła równoległościenna, której grubość jest drobna w porównaniu z długością i szerokością. P. używają się często w budownictwie, jako podstawy lub zakończenia kolumn".

Ale w innym tomie tej samej encyklopedii (1900) jest i płyta przy gramofonie: "Gramofon, przyrząd podobny do fonografu (ob,), zbudowany przez Berlinera w r. 1887, w którym fale głosowe wypisują się na metalowej płycie płaskiej, ulegającej ruchowi obrotowemu i posuwającej się zarazem w kierunku prostolinijnym. Płyta jest pokryta warstwą wosku, a wypisane na niej rysy przez działanie gryzące kwasu utrwalają się na płycie metalowej i dają galwanoplastycznie uwielokratniać. Tony odtwarzają się w sposób podobny, jak w fonografie, ale daleko silniej, tak, że słyszane być mogą współcześnie przez setki osób". Jak widać, z opisu wcale nie wynika, że wspomniana płyta gramofonowa była dyskiem. Ale była..

tichy pisze...

Na ogół przegapia się moment wejścia smoka, tzn., nowego słowa. Nie było, nie było, a tu naraz wszyscy je używają. Dotyczy to też nowego znaczenia starego słowa, np. „płytki”. Oj, konieczne wtedy przymiotniki albo inne przydawki. Stąd „płytka CD” nie jest takim pleonazmem, jak by się wydawało. Zresztą, nawet wśród płyt gramofonowych bywają prostokatne (pocztówki dźwiękowe).

Do wszystkiego można się przyzwyczaić, i do „si-di” a nawet do „hi-fi” (co na poczatku razi, gdy ucho zdążyło przywyknąć do „haj-faj”). Nie wspomnę chwilowego zamętu na granicy, gdy na gwałt potrzebne przestawienie kognicji wśród tych ełrów, ojrów i jurów.

I taki los „rezultowania”. Może jakiś celebryta, lub dziennikarz w wywiadzie z takim, przerobi –

„jak się ci rezulci?”

„O, rezulci mi się miodzio”.
...

Anonimowy pisze...

szukalem jak spolszczy fedore a naluczylem sie nowego slowa. bardzo sie ciesze ze purysci jezykowii wiedza ze istnieja taki system i maja pojecie o informatyce. przepraszam za ortografie. w/w slownik zainstaluje sie z zalerznosciami polonizacji.

kwik pisze...

Cieszę się zmartwychwstałeś tę notkę, bo obiecałem sprawdzić ekspansję rezultowania i oczywiście zapomniałem. Dziś (po trzech latach) Google wyrzuca nadal tylko 9410, więc chyba nie chwyciło.

Tu nie ma purystów, ja w tym dialogu jestem pragmatykiem, a mój adwersarz dodatkowo prowokatorem.

Zależności piszemy przez ż bo to od legł, leży. Podobnie jest z ważnościami (waga), rozbieżnościami (biega) czy udrożnieniami (droga), przykładów jest od metra. Ortografia nie zawsze jest tak głupia i bez sensu jak w przypadku pasożyta (wprowadzonego na siłę zamiast pasorzyta).

Fedora to rodzaj kapelusza i nie ma tu nic do spalszczania. Instalowanie systemów operacyjnych mam w małym palcu ale to nie jest informatyka.