wtorek, 16 sierpnia 2016, 07:45

rusałki ze śliwkami

Miałem co prawda uporać się z zaległościami, ale wolę się podzielić świeżymi wrażeniami. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności niektóre ważne narządy (np. kończyny, oczy, uszy, nerki, jajniki, jądra) mamy zdublowane. Ja dodatkowo mam zdublowany telezoom 75/100-300mm do mikro 4/3, po prostu najpierw kupiłem teoretycznie lepszy obiektyw Panasonika, a potem już naprawdę dużo lepszy obiektyw Olympusa. O ten drugi obiektyw staram się dbać, więc jeśli zapowiadają deszcze, to na wycieczkę zabieram Panasonika. Nie żebym chciał go utopić za karę, raczej biorę ot tak, na wszelki wypadek.

Tym razem popadało i przestało, więc nielubiany Panasonic dostał szansę. Problem niedziałającego płynnie ręcznego ostrzenia rozwiązałem jak umiałem, ustawiłem ręcznie na minimalną odległość i po zgrubnym skróceniu dystansu za pomocą nóg ostrzyłem precyzyjnie gibając się delikatnie w osi Z. Jak nie można manualnie to trzeba pedalnie. Przy okazji odkryłem, że taki sposób ostrzenia w zasadzie zwalnia lewą rękę, można więc np. jednocześnie popijać piwo albo co kto lubi. A dodatkowo gwarantuje, że robię z minimalnej odległości, a więc maksymalnie duże motyle. Przy zachowanej skali, więc można porównać ich wielkość. Same plusy, kreatywne wykorzystanie defektu.

Vanessa atalanta co prawda już była, ale to naprawdę piękny motyl, a zdjęcia które wcześniej pokazałem nie oddają jej urody. Drugim amatorem przejrzałych śliweczek okazała się Polygonia c-album, ta raczej interesująca niż ładna, w wersji ze złożonymi skrzydłami wygląda jak maszkaron. Białe ce pełni chyba funkcję oczka, tzn. ma odstraszać (np. ważki). Oba gatunki jako gąsienice jedzą pokrzywy. Zdjęcia tym razem nieprzycinane i linkują do większych, wszystkie f/8 na ISO 800, czasy 1/320s i krótsze.

Vanessa atalanta Vanessa atalanta Polygonia c-album
Tu samiec Polygonia c-album, ma drobniejsze jasne plamy na końcu tylnych skrzydeł.


DODANE: to samo towarzystwo tydzień później, tym razem robione obiektywem Olympusa 75-300mm z najmniejszej możliwej odległości na 300mm, też na f/8 ISO 800 i 1/500s. Jak widać nie ma uderzającej różnicy, ale obiekty są wyraźnie mniejsze, szkoda. Ten obiektyw jest ostrzejszy niż Panasonic 100-300mm, ale może to tylko właściwości mojej pary. A może dzięki temu, że na 1/500s.

Vanessa atalanta
Samiec Polygonia c-album. Nie ma brzydkich samców, są tylko źle oświetlone.

6 komentarzy:

kuzynka.edyta pisze...

Lubię czytać takie drobiazgowe opisy. Myślę, że ktoś kto za 500 lat trafi na Twój wpis (i uda mu się odczytać archaiczny format) też się ucieszy. Motyle w śliwkach bardzo dobre. Szczególnie pierwszy i piąty od góry. Mniam. A potem trzeci.

kwik pisze...

Dziękuję. Mnie też się podobają właśnie w takiej kolejności. Ale reszta coś tam pokazuje czyli ma wartość dydaktyczną.

Nikon przy okazji prezentacji najprostszej lustrzanki D3400 pokazał też równie lekki i tani zoom 70-300mm, jak widać waży tylko 400 g i ostrzy już od 1,1 metra. Ludzie się dziwią na co to komu, a to przecież fajny zestaw na wycieczki i da się tym robić motyle jedną ręką (razem ledwie 800 g). Zakładając oczywiście że obiektyw nadaje się do użytku, ale czemu nie. W wersji bez stabilizacji ma kosztować jedyne $350, więc jeśli u nas nie będzie wiele droższy to może się skuszę.

kuzynka.edyta pisze...

Naturalnie, że pozostałe są również dobre, szczególnie że nie kropnięte. W czasach powszechnego lajkowania niekiedy mi się udziela.

W moim obiektywie 70-300mm Canona minimalna odległość ostrzenia też nie jest taka mini: 1.4 m. Ach, tyle wspomnień o motylach odlatujących w siną dal, bo zbyt późno sobie przypominam, że za blisko stoję. Albo pamiętam, ale za mną jest płot/drzewo/rów i cofnąć się nie ma gdzie.

A jakie najmniejsze stworzenie udało Ci się sfotografować?

kwik pisze...

Niechcący to pewnie mszyce, a specjalnie to kleszcza chodzącego mi po przedramieniu. Takim starym aparatem Casio który w trybie makro ostrzył chyba z centymetra. Ale można jeszcze dużo mniejsze, z pierwotniakami włącznie. Na ebayu można kupić mikroskop z obiektywami starego typu (takie z napisem 160) i wyjściem foto, do takiego aparat mikro 4/3 można podłączyć bez żadnej dodatkowej optyki (mechaniczne przejściówki nie są drogie). Cytuję: The cameras that are in the “micro 4/3” class might be of special interest for a direct projection arrangement since the flange-to-sensor distance is only 20mm. In addition, the sensor size itself, 18mm x 13.5mm, is a good fit with the image produced directly by a microscope objective. Stąd: Basic Considerations When Mounting a Camera on a Trinocular Tube (PDF). W zasadzie wystarczy sam obiektyw mikroskopowy, kilkanaście cm rurki i aparat. Tylko jakoś to trzeba umocować, oświetlić obiekt i ustawiać ostrość. Więc najlepiej przy użyciu mikroskopu.

Mnie już się chyba wbiło w głowę jak blisko mogę podejść, ale miałem łatwo bo od dawna w terenie używam tylko tych dwóch obiektywów, 75-300mm Olympusa i czasem 100-300mm Panasonika. Ten drugi ma chyba nieco mniejszą odległość ostrzenia na 300mm, będę to musiał kiedyś empirycznie sprawdzić. Motyle już się pomału kończą, ale niektóre latają aż do przymrozków, więc może uda mi się jeszcze technikę ostrzenia po uprzednim ustawieniu minimalnej odległości sprawdzić na obiektywie Olympusa. W ogóle to jest technika idealna do monopoda, ale po pierwsze nie mam. Zresztą nie chciałoby mi się nosić. Chociaż z drugiej strony może wygodnie jest nosić aparat na stałe przymocowany do monopoda, jak wór dziadowski na kiju.

kuzynka.edyta pisze...

Mój stary Canon Powershot SX1 też umożliwiał makro z 1cm. Najlepsze ujęcia oczu motyli mam z tego aparatu. No i pierwszą mszycę. Nie były to epokowe ujęcia, ale byłam zachwycona, że takim przeciętnym aparatem da się. Potem dokupiłam do niego optyczną 'dokrętkę' na obiektyw. Przez przypadek trafiłam w Internecie na stronę amerykańskiej firmy, która sprzedawała dodatkowe wyposażenie właśnie do SX1. Kupiłam wówczas kilka rzeczy. Ta nakładka działała jak szkło powiększające. Depth of field była przez nią cienka jak papier i po kilku artystycznych zdjęciach odwłoków mrówek, dałam sobie gadżetem spokój.

Wcześniej wspominałeś o nowym obiektywie Canona z ledowymi światełkami do makro. Chyba ściągnęli to z kompaktowych aparatów. Pentax WG90, którego się jakiś czas temu pozbyłam, też miał takie światełka wokół obiektywu. Ładnie zaprojektowany aparat, chyba z myślą o wielbicielkach stylu Lary Croft. Ale zdjęcia robił beznadziejne.

W poniedziałek lecę do Polski, zabieram tylko GX7. O tej porze roku powinny być ważki.

kwik pisze...

Takie aparaty jak Powershot SX1 są dobre jako pierwszy aparat dla kogoś, kto jeszcze nie wie jakie zdjęcie chce robić (i czy w ogóle). Jeśli tylko nie robi beznadziejnych zdjęć. Na żadne gadżety co prawda nie dałem się nabrać, ale dużo gorzej, po zachęcającym początku z zabawnym Casio QV-2400UX na kilka lat całkiem zniechęciłem się do robienia zdjęć tanimi cyfrówkami przez nieźle wyglądającego na papierze Powershota S1 IS. Do makro się nie nadawał, na ptaki był dwa razy za krótki i w ogóle robił brzydkie mydlane zdjęcia, przesadnie wygładzając JPEGI (a trybu RAW nie miał). No i jeszcze miał paskudną aberrację chromatyczną, drobiazg. Wtedy uznałem pochopnie, że fotografia to chyba zbyt drogie hobby. Dopiero kieszonkowy Coolpix L16 wyprowadził mnie z błędu, miał niezłe makro i żadnych przykrych aberracji. Wtedy się znowu powoli wkręciłem, tym razem już na dobre. I nie żałuję. Ani że na dobre ani że tak późno, gdybym się wciągnął wcześniej to pewnie w lustrzanki. I teraz bym się wymądrzał na temat wyższości systemu Nikona nad Canonem albo odwrotnie. Albo się martwił że Ricoh przestanie dokładać do Pentaksa.

Zdaje się jeszcze wcześniej były koncentryczne flesze zakładane na obiektywy. Ale pomyślałem że może owadowi jest przykro jak mu się błyska po oczach i jakoś nie poszedłem w tym kierunku. Pentaksa WG90 nie udało mi się namierzyć, jest tylko W90, ale to chyba ten, ma trzy ledy wokół obiektywu. Wyposażony w cytuję: pet detection that apparently "makes it simple and effortless to capture the delightful faces of active pets.'' Fajny, wygląda na aparat który można rzucić psu żeby zaaportował. Ale to jeszcze z czasów nim Ricoh kupił Pentaksa.

Ważki są, w tym roku chyba w ogóle jest dużo wszystkiego, nawet zieleni. Przyroda wygląda na regularnie podlewaną, można zapomnieć że Polska stepowieje i bunatnieje. Dobra zmiana, zaiste.

Dorzuciłem dwa zdjęcia zrobione tydzień później w tym samym miejscu.