wtorek, 18 lipca 2017, 08:04

gwiazda i potęga

Propaganda sukcesu – rodzaj propagandy wyolbrzymiający sukcesy ekipy rządzącej. Wszystkie problemy zostają zminimalizowane, a odpowiedzialność za nie zrzuca się na poprzednią ekipę, wrogie siły itp. Tak zaczyna się niedorobione hasło w Wikipedii, nie wiem czy akurat ósmą, ale (przynajmniej w naszej telewizji) PRL był już wtedy na pewno jedną z dziesięciu potęg gospodarczych świata — "stal się leje, moc truchleje".

Uwypuklanie cudzych kłopotów i podkreślanie własnych sukcesów jest prostym i skutecznym sposobem poprawiania samopoczucia, ale oczywiście przyjemniej gdy robi to ktoś za nas, za darmo i szczerze. No i proszę: Amerykanie o Polsce: to nowa potęga, gospodarcza gwiazda!

W oryginale The Next Economic Powerhouse? Poland jest co prawda niebezpieczny pytajnik, a jeszcze dwa lata temu nie byłoby "Amerykanie" tylko "jakiś Hindus", ale i tak cieszę się jak dziecko, że polska prawica docenia to, co wpływowy wegetarianin pisze o Polsce w NYT. Zresztą Sharma już kilka lat temu zwracał uwagę na Polskę, wymieniając ją wśród sześciu podobnie obiecujących krajów: Filipin, Turcji, Indonezji, Tajlandii, Sri Lanki i Nigerii. Od dawna chwalił też małe Czechy i pewnie jeszcze kilka innych, podkreślając zarazem że BRICS są mocno przeceniane. Jak trafne są prognozy Sharmy? Najprościej rzucić okiem na to, co mówił kiedyś.

W wywiadzie dla Latitude News (LN), po datach komentarzy sądząc sprzed pięciu lat, Watch out, China and India: here come Poland and Nigeria z podtytułem Poland, Nigeria and Indonesia are poised to star in the world economy zapytany o niski poziom innowacyjności podtytułowych gospodarek Sharma (RS) uspokaja, że na to jeszcze trochę za wcześnie w krajach o tak niskich dochodach. I choć w przypadku Polski krytyka jest już częściowo uzasadniona, to ma nadzieję, że polska innowacyjność ruszy wraz z rozpoczęciem poszukiwań gazu łupkowego:

LN: Secondly, I cannot think of any innovation coming from what you call the breakout nations: Nigeria, Poland or Indonesia.
RS: It is too early. Poland, Indonesia and Nigeria are at very different per capita income and innovation levels [compared both to each other and developed nations]; at their per capita income levels you can’t expect much innovation. It is not something I would hold against them. Failures in innovation are a high-class [rich country] problem, not a low-class [poor country] problem. In Poland’s case there is some legitimate criticism; per capita income is relatively high and innovation is low. Hopefully with the shale gas exploration [Poland is leading Europe on this] they will innovate more.

20 komentarzy:

telemach pisze...

Czyżbyś wątpił, że polska innowacyjność już ruszyła?
Bo przecież ruszyła! Nie dotyczy wprawdzie ani nauki, ani sztuki, ani też gospodarki, ale że ruszyła to nie powinno być poddawane w wątpliwość.

W historii nowożytnej nie ma przypadku zwrotu od demokracji do autorytaryzmu prze braku sytuacji głębokiego kryzysu. Jesteśmy pierwsi!!!

kwik pisze...

No właśnie, sytuacja ekonomiczna kraju najlepsza od ćwierć wieku, z coraz lepszymi perspektywami, a rządząca od ośmiu lat partia zamiast programu socjalnego dla matek podwyższa wiek emerytalny. Bo obywatele z wiekiem nabierają ochoty do pracy, a im starsi tym sprawniejsi.

Zwrot do autorytaryzmu chyba często towarzyszy populizmowi, ale nie wiem czy to prawda i nie zastanawiałem się dlaczego. Turcja i Filipiny też się zwróciły mimo braku wyraźnego kryzysu więc nie jesteśmy aż tak innowacyjni.

telemach pisze...

kwiku, co w twoim ciągu myślowym szuka "rządząca od 8 lat partia"?
W dyskusji o jakości państwa i prawa to jednak nie powinien być żaden punkt odniesienia, nie sądzisz?

Turcja (znam) nie miała kryzysu. Turcja jest (od momentu swojego powstania t.z. od traktatu pokojowego w Sèvres) jednym wielkim permanentnym kryzysem, z czystkami etnicznymi, dyktaturami próbującymi się zagryść nawzajem, tlącymi się wojnami domowymi, miezliczonymi puczami wojskowymi. Wierz mi: tam od nieomal 100 lat cały czas się dzieje i kryzysuje.

Filipiny? Trzeba by pokwerendować. Nie znam, mało wiem.

A zwrotu w stronę autorytaryzmu dokonujemy. Mimo retoreyki o przeciwnym wektorze (należy zabrać kastom i zwrócić Polakom)

kwik pisze...

Sądzę że teraźniejszość wynika z tego co było. Nasz zwrot w stronę autorytaryzmu jest tylko efektem ubocznym nieśmiałej i wymęczonej rewolucji społecznej - ile lat można słuchać pierdolenia że jest dobrze, coraz lepiej, więc powinniśmy pracować jeszcze ciężej bo jeszcze troszeczkę, jeszcze troszeczkę i każdemu coś tam skapnie. Właśnie dlatego że mimo obaw NIE BYŁO żadnego kryzysu ludzie coraz natarczywiej upominali się o swoje.

Kilkanaście lat temu Turcja chciała do Unii tak samo jak Polska. Nas chcieli i wzięli, ich nie. Oto połowa naszego sukcesu. Jak znasz to wiesz że jeszcze w 2014 Turcję odwiedziło 40 milionów turystów. Pewnie szukali mocnych wrażeń.

telemach pisze...

2014? Akurat był dwuletni rozejm.
Ale za to już rok później:
https://en.wikipedia.org/wiki/Kurdish%E2%80%93Turkish_conflict_(2015%E2%80%93present)

Kwiku, przecież to jest kraj z regularną wojną domową od dziesięcioleci. Tyle już odsłon tego bezsensownego mordowania się. Z krótkimi przerwami na rozmowy.

A to przecież tylko jeden z kilku otwartych praktycznie "od zawsze" frontów. Nie wiem jakich wrażeń szukali turyści w enklawach koło Kusadasi czy gdzieśtam. Ale gdyby sobie pojechali trochę głębiej w interior, tak w stronę Dyabakir to mogli by mieć istotnie ciekawe wspomnienia.

A co do związków teraźniejszości z przeszłością to widzę to podobnie. Przyczyn należy szukać w przeszłości. Mówię o związkach przyczynowo-skutkowych, a nie o subiektywnym poczuciu sensu lub jego braku.

I jeszcze jedno nieśmiałe pytanie. Jak dobrze musi być (i komu) aby wreszcie było dobrze? Aspiracje zmieniają się. Nie sądzisz?

kwik pisze...

Dobra, nie chce mi się o Turcji, uważam (może niesłusznie) że mamy równie płytkie współczesne tradycje demokratyczne i dlatego wcale nie trzeba wyraźnego kryzysu żeby niechcący od demokracji odejść. Jest spora obojętność na to, co widać choćby po frekwencji wyborczej. Ale ci co chodzą na wybory są ciągle raczej za UE i demokracją niż przeciw i jeszcze dużo trzeba żeby to zmienić.

Można klepać biedę, ale wspólnie, tak jak za komuny. Nie wiem jak dobrze to jest dobrze, ale jak jest dobrze to wygrywa ta partia co już rządzi. A u nas to się ciągle kotłuje, poza wyborami w 2011. W demokracji to chyba proste, wybory przegrywa się tylko wtedy gdy jest więcej niezadowolonych niż zadowolonych. Więc jak się dobrze rządzi nie ma żadnego powodu pchać się w dyktaturę.

Michał pisze...

Dla poszukiwaczy analogii: https://www.theguardian.com/commentisfree/2017/jul/21/erdogan-turkey-coup-turkish-president

kwik pisze...

@ Michał Babilas - trochę okrutny jesteś bo przecież mówiłem że nie chce mi się o Turcji. Ale dobrze.

Turcja dawała złudną nadzieję że możliwe jest zbudowanie nowoczesnego demokratycznego państwa islamskiego. Ale islam jakoś samorzutnie prowadzi do dyktatury, niezależnie od sytuacji gospodarczej czy politycznej. Podobnie katolicyzm. Np. Argentyna, Chile, Filipiny, Hiszpania, Polska, Portugalia, Włochy. Kryzys jest katalizatorem i wtedy reakcja idzie błyskawicznie, ale jeśli gleba pod autorytaryzm jest zawsze gotowa to wcale nie trzeba kryzysu.

kwik pisze...

To jest fajne: “May God protect us from the evils of the educated”. Chciałbym koszulkę z takim napisem, ale po polsku i dużymi literami.

kuzynka.edyta pisze...

@kwik

Chciałbys i możesz mieć. Serwisów, które nadrukują Ci na częściach garderoby wszystko co chcesz, jest pod dostatkiem.

> Więc jak się dobrze rządzi nie ma żadnego powodu pchać się w dyktaturę.

Sądzę, że przypadek PIS nie wpisuje się w taką zależność.

22 lipca. Heh, chichot historii.

telemach pisze...

> Więc jak się dobrze rządzi nie ma żadnego powodu pchać się w dyktaturę. <

Tak powinno być. Na zdrowy rozum. Problem w tym, że dynamika procesów społecznych i "twarde" fakty a nawet zdrowy rozsądek czasem się rozchodzą i wówczas łatwo skłonić ludzi do głupawki niekoniecznie zgodnej z ich interesami.

Weź np. carską Rosję. Rewolucje nigdy nie zdarzały się wwczas gdy był głód, bieda i zamordyzm. Pojawiały się wówczas gdy liberalny władca próbował reform i popuszczał cugli. Wielkie kłamstwo z "oddaniem władzy w ręce ludu" i wprowadzeniem sprawiedliwości społecznej w 1917 było możliwe bo lud uwierzył, że to dla jego dobra i dał się wtargać w krwawą i opresyjną dyktyturę w imię szczytnych ideałów wypisanych załganą cyrylicą na sztandarach.
Sądzę że "lud pracujący" gdyby wiedział jaki raj na ziemi szykuje mu garstka bolszewików dokonjał by samosądu.

Tak że byłbym z tymi diagnozami ostrożny. Ludzie lubią sobie czasem zrobić gorzej choociaż (patrząc z perspektywy faktów dokonanych) nie ma powodu.

kwik pisze...

@ kuzynka.edyta - tak, tylko nie wiem jak to celnie i zwięźle przetłumaczyć. Problem rzecz jasna z "the evils of the educated" - w pierwszym podejściu wyszło mi: "od wszelkiego zła, którego źródłem są ludzie wykształceni" - tego się nie da dużymi literami bo się nie zmieści, poza tym słabe.

PiS na razie nie stracił swojego elektoratu, a to wystarczy żeby znowu spokojnie wygrał. Ale wybory dopiero za dwa lata i pewnie liczyli na dużo więcej po 500+. Może chcą wzmocnić się na zapas. Swoją drogą 22 lipca to dużo lepsza pora na świętowanie niż 11 listopada i na pewno dałoby się i tę datę reutylizować w duchu dobrej zmiany.


@ telemach - lud pracujący ma wiele cennych zalet, ale prognozowanie nie jest jego mocną stroną. Nie da się z tym nic zrobić.

kuzynka.edyta pisze...

Słabe na koszulkę, na modlitwę bardzo dobre!

Wątpię by PIS znowu spokojnie wygrał. I ta wątpliwość jest bardzo przyjemna.

kwik pisze...

Ja po Brexicie już nie umiem być politycznym optymistą. A już całkiem dobiła mnie postawa "niemieckich" Turków wyraźnie głosujących za dyktaturą w Turcji. Więc teraz to już nawet nie chcę.

Jeśli PiS utrzyma te swoje 38% aż do wyborów to najwyżej będzie musiał rządzić w koalicji z PSL albo Kukizem, ale co to dla nich. Dopóki realizować będą program socjalny i nie wykoleją się na kryzysie ekonomicznym albo serii afer nic ich nie ruszy. Wbrew pozorom weto Dudy tylko im dobrze zrobi, wzmocni tych nieco rozsądniejszych kosztem najbardziej rozbrykanych. Teraz durnie trochę popyskują i zapewne ochłoną. Jeśli nawet sam Olszewski mówi że zawetowane ustawy były bublem prawnym to nie mogą pyskować zbyt długo.

kuzynka.edyta pisze...

'Wbrew pozorom'

Dudowe weto to takie panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Albo raczej odwrotnie. Nie mam krzty zaufania do tego człowieka. Wyjątkowo nieciekawa postać. Mam nadzieję, że w odpowiednim czasie spotka go kara za całokształt jego 'prezydentury' i to, że raz postawił się Kaczyńskiemu (wyłącznie mając na uwadze własny interes) nie okaże się okolicznością łagodzącą.

kwik pisze...

Ja też nie mam, zaufanie buduje się latami, a wcześniej chyba jedynym plusem prezydentury Dudy było odznaczenie Kelusa. Na szczęście interes własny Dudy jest zbieżny z interesem większości, inaczej nie zostanie wybrany na drugą kadencję. Niech się stara.

kuzynka.edyta pisze...

Pisałam o zaufaniu, jakim można obdarzyć polityka, czyli osobę, której (zwykle) nie zna się osobiście. Do tego nie potrzeba lat. Oddanie na kogoś głosu w wyborach, to też forma zaufania.

Druga kadencja Dudy? Chciałaby dusza do raju. Mam nadzieję że mu się nie uda. Jeśli mogłabym mu czegoś gorąco życzyć, to tylko tego.

kwik pisze...

A to mnie zaskoczyłaś. Myślałem że chodzi o takie zaufanie jak do niezawodnego samochodu czy komputera, tzn. bez obdarzania, na podstawie tego jak działał do tej pory.

Głosuję w Warszawie gdzie raczej wystawiają polityków znanych, z wieloletnim dorobkiem, a zanim zmarnuję swój głos sprawdzam na kogo. Czyli z reguły dobrze wiem na kogo głosuję i z grubsza wiem czego się spodziewać. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy że mój głos może być formą zaufania. To przykre, ale niemal zawsze głosuję wybierając mniejsze zło albo demonstrując niezadowolenie. Zresztą do Sejmu to zawsze głos na partię, w finale prezydenckich nie ma dużego wyboru, a Senat - gdzie faktycznie można na człowieka - jest praktycznie bez znaczenia. Nasza konstytucja ostentacyjnie podkreśla że posłowie/senatorowie są przedstawicielami Narodu (wszystkich obywateli) i nie wiążą ich instrukcje wyborców. Więc uczucia z pewnością też.

Jeśli się Dudzie nie uda, to pewnie dlatego że z kimś przegra w drugiej turze. Chyba trzeba też dopuścić możliwość, że może to być ktoś jeszcze gorszy.

kuzynka.edyta pisze...

Jesteś więc sceptyczny, nie ufasz politykom (czy tak?), głosujesz na mniejsze zło lub demonstrując niezadowolenie. Ale czy to jest podejście reprezentatywne dla ogółu Polaków? Jesteś pewien, że nie ma polityków, którym ludzie ufają? Skąd więc rankingi polityków, 'którym ufamy' (abstrahując od wartości tego typu sondaży).

Mamy przynajmniej jednego polityka, któremu jego wyborcy ufają bezgraniczne (a jego przeciwnicy nie ufają wcale). Ale on akurat spełnia kryterium 'zaufania budowanego latami', więc nie jest dobrym przykładem. To wróćmy do A.Dudy (jakoś nie mogę przestać o nim myśleć). Czy nie znajdzie się nikt, kto mu ufa?

kwik pisze...

No jakoś tak się składa że nie ufam politykom, więc moje oceny to umiarkowana nieufność, nieufność i skrajna nieufność. W kraju który rodzi polityków tak wieloskrętnych jak Saryusz-Wolski (pochodzi co prawda z rodziny w przeszłości pieczętującej się herbem Jelita) nieufność jest wskazana.

Te rankingi zaufania są chyba tylko po to, żeby obserwować zmieniające się trendy, poza tym niewiele wnoszą. Byłyby ciekawsze i bardziej wartościowe gdyby je połączyć z preferencjami wyborczymi, jestem np. ciekaw jakim cudem Szydło ma aż 56% ufających gdy Kaczyński tylko 41%, na chłopski rozum powinna mieć tyle samo (CBOS z czerwca 2017). Nie wiem jakiego rodzaju zaufanie te rankingi mierzą i czy w ogóle coś konkretnego, nie bardzo się to przekłada na poparcie w wyborach. Może więc chodzi o proste ogólnikowe "ten może być/tego nie znoszę" - tyle że takie pytanie brzmiałoby nieco infantylnie. Wstęp do pytania brzmi więc niby mądrze np. "Ludzie aktywni publicznie - swoim zachowaniem, tym, co mówią, do czego dążą - budzą mniejsze lub większe zaufanie" ale to jednak pustosłowie. Natomiast gdyby poważnie do takich rankingów podejść, to należałoby wprowadzić jakąś formę głosów przechodnich, bo ludzie najwyraźniej gotowi są popierać kandydatów z różnych partii.

W rankingu CBOS z czerwca Duda miał 62%, czyli najwięcej z badanych. Ciekawe czy mu się zmieni po tym jak sobie powetował i czy w ogóle, bo chyba nie ma powodów. Bo może to manewr kremlowski (w oryginale Russian-style bait-and-switch operation), może tradycyjnie polska prawica się zaczęła żreć, może wszystkiego trochę plus bajzel i nieporozumienie, a może najlepiej za dużo nie myśleć gdy brak danych.