czwartek, 25 sierpnia 2011, 00:10

GMO - wszyscy bredzą

Triumf zgniłozielonych, Komorowski powstrzymał GMO (choć "podkreślał, że zgodnie z badaniami naukowymi strach przed żywnością modyfikowaną genetycznie jest nieuzasadniony"). No cóż, Kaczyński z pewnością też by zawetował, można więc tylko wzruszyć ramionami. Prezydent wybierany jest w wyborach bezpośrednich, a podobno trzy czwarte Polaków GMO nie chce. Czytelnicy Wyborczej online też się boją, ale jedzą:



Przeciwnicy GMO wierzą, że organizmy gmodyfikowane są szkodliwe dla zdrowia i środowiska; owszem, można i takie zrobić, tylko po co. Miłośnicy GMO za to kłamią, że tylko GMO uratuje ludzkość przed głodem.

Genetyczna modyfikacja organizmów to pomysłowa, lecz w gruncie rzeczy dość prymitywna technologia, dla kogoś kto liznął współczesnej biologii nic nadzwyczajnego i nic strasznego. Nie umiemy jeszcze projektować nowych pożytecznych białek, więc na razie wycinamy pojedyncze geny z jednych organizmów i wsadzamy do innych. Jak ktoś chce to niech się boi, ja wolę bać się np. sąsiadów przysypiających podczas gotowania ziemniaczków na gazie. Zresztą przyszłość GMO jest już dawno przesądzona, USA, Chiny i Indie są za, a my zawracamy Wisłę cienkim kijkiem.


Synek sam się może obrzezać, jak dorośnie. Nie, to nie jest modyfikacja genetyczna, ewentualne potomstwo będzie nieobrzezane.

DODANE (2 września 2011):
Tylko krowa nie zmienia zdania. Było mi prawie wszystko jedno, ale właśnie przeczytałem jak bezczelnie wrobili Zagórskiego durni Amerykańcy i nagle stałem się zajadłym wrogiem upraw amerykańskich GMO w Polsce. Następnym razem niech spróbują wysyłać do Polski nieco inteligentniejszych lobbystów, a w ogóle niech najpierw zniosą wizy dla Polaków, cwane pajace. Zagórski niepotrzebnie rozczulił się nad sobą w rozmowie z agentką Spirnak, a ta w swoim donosie zrobiła z niego akwizytora Monsanto, w dodatku tchórzliwego. Akurat jeden z niewielu polskich dziennikarzy naukowych piszący sensownie o biologii, zasługuje na same pochwały, a musi się tłumaczyć jak jakiś szczeniak. Ale dobrze mu tak, dziennikarz jeźdżący na sponsorowane wycieczki zawsze będzie podejrzewany o przychylność dla sponsora, dlatego nie powinien jeździć. Albo nie powinien pisać. Szkoda tylko, że redakcji nie stać.

14 komentarzy:

telemach pisze...

Nie tylko bredzą, ale jeszcze w dodatku (a może przede wszystkim) mijają się z istotą problemu. A w zasadzie problemów. Tych są dwa:
1. Długofalowe implikacje natury gospodarczej wynikające z rozpowszechnienia organizmów "bądących własnością".
2. Wielkość marginesu (obecnej) niewiedzy i związanego z tym ryzyka międzygatunkowego przeskakiwania modyfikacji. Niby trudno wyobrażalne, ale do jakiego stopnia wykluczone?

kwik pisze...

Pierwsze trzeba załatwiać politycznie, maksymalnie dbając o interesy konsumentów. Zresztą problem równie dobrze mógłby dotyczyć organizmów patentowanych otrzymanych metodami tradycyjnymi. Producenci GMO z pewnością nie powinni rządzić światem.

Jeśli chodzi o drugie trzeba po prostu założyć, że jednak może się zdarzyć i nie wprowadzać żadnych modyfikacji, które miałyby katastrofalne skutki gdyby rozlazły się po wszystkim. Teraz już chyba chucha się na zimne i np. geny odporności na antybiotyki, używane w procesie otrzymywania modyfikowanych roślin, starannie usuwa się przed wprowadzeniem gotowych odmian na rynek (istnieje bowiem obawa, że mogą przeskoczyć na bakterie).

telemach pisze...

Grzebiemy przy czymś, czego do końca w całej złożoności nie obejmujemy. Podejmujemy ryzyko, w wyniku którego ucierpieć może ogół, w imię partykularnych interesów niewielu. W tym sensie, może warto trochę poczekać?

Nie, żebym był za, lub przeciw GMO. Ale przeciw bredzeniu, jak najbardziej.

kwik pisze...

Nawet jeśli warto było trochę poczekać, to teraz jest już za późno.

Czy partykularny interes niewielu to trzeba by znać efekty wprowadzenia modyfikowanych odmian, jeśli ceny spadły zyskała większość, inaczej faktycznie nieliczni. Nie jest tak całkiem łatwo liczyć, bo zdaje się w przypadku soi spadek cen modyfikowanej (pasze dla zwierząt) szedł w parze z wyraźnym wzrostem cen niemodyfikowanej (tofu), wegetarianie na pewno dostali po dupie - muszą być bardzo anty GMO. Inaczej kurczakożercy, powinni być za GMO skoro korzystają.

Amerykańscy rolnicy nie mieli oporów przed uprawianiem modyfikowanej soi, bawełny i kukurydzy, widać stały wzrost, więc im się na pewno opłacało: http://ers.usda.gov/Data/BiotechCrops

Ponieważ w zasadzie już tylko bogata (i srająca pieniędzmi) Europa dość skutecznie opiera się GMO, można przypuszczać, że inni po prostu nie bardzo mogą sobie na taki luksus pozwolić. Ale tu warto by znać np. różnice w sposobach subsydiowania rolnictwa amerykańskiego i unijnego. Temat dla eksperta rolniczego.

bart pisze...

Grzebiemy przy czymś, czego do końca w całej złożoności nie obejmujemy.

To samo można powiedzieć o medycynie.

kwik pisze...

@ bart - tak, ale medycynę zaakceptowaliśmy już dawno i dziś nie damy jej sobie zabrać, a GMO nadal można przedstawiać jako coś zbędnego i potencjalnie niebezpiecznego. I bezczelnie żądać np. "całkowitego zakazu upraw kukurydzy MON810, do czasu bezspornego udowodnienia braku zagrożeń dla zdrowia i środowiska", jak nasi naukowcy lobbujący przeciw GMO.

telemach pisze...

@bart:
@kwik:
Sąjednak pewne małe, ale istotne różnice. W przypadku medycyny potencjalną ofiarą grzebania jest w przypadku niepowodzenia jednostka, bądź pokolenie. Błędna ocena nie zamyka nieodwracalnie drogi do jej korekty. No i w przypadku medycyny przeważnie nie możemy sobie pozwolić na moratorium do czasu uzyskania bardziej pełnej wiedzy. W przypadku GMO raczej możemy.

kwik pisze...

@ telemach - tak, ale Twojego argumentu równie dobrze można użyć np. przeciw telefonom komórkowym, ciągle podejrzewanym o wywoływanie raka mózgu. Przecież nie musimy ich używać, a nasza wiedza o ich wpływie NIGDY nie będzie pełna, bo żadna nigdy nie jest pełna. No i zawsze znajdą się tacy, którym coś będzie śmierdziało.

Żądam całkowitego zakazu telefonii komórkowej, do czasu bezspornego udowodnienia braku zagrożeń dla zdrowia i środowiska.

telemach pisze...

Kwik: ja rozumiem Twój krotochwilny nastrój. Sam tak często mam. Pomijasz jednak jeden - dla mnie istotny - aspekt. Jak może wyglądać "worst case scenario" w przypadku gdyby (w co trudno uwierzyć) że komórki są jednak na mózg w jakiś sposób szkodliwe?. A jak może wyglądać WCS w przypadku GMO?
Mamy (teoretycznie i praktycznie) możliwość zrezygnowania (w razie czego) z komórek i technologii leżącej u podstaw telefonii komórkowej.

Ale mamy tylko jedną biosferę. Jeśli ją spieprzymy (wiem, wiem - irracjonalne strachy na lachy, ale dajmy na to) to nie wiadomo jak to cofnąć. I to jest różnica którą imo należy brać pod uwagę. Konsekwencje są nieporównywalne.

BTW: komórki najprawdopodobniej nie powodują raka. Ale tak na prawdę to jeszcze zastraszająco mało wiemy o skutkach długotrwałej ekspozycji na.

kwik pisze...

Biosferę niszczymy skutecznie i od dawna na tyle różnych sposobów, że potencjalne i mgliste zagrożenia ze strony GMO wydają mi się przez porównanie mało poważne. Choć oczywiście próbuję szanować cudze obawy. Trochę podobna sytuacja jak z protestami przed wykorzystywaniem energii atomowej (i chyba nawet ci sami ludzie protestują), gdy poziom CO2 w atmosferze stale rośnie i naprawdę trzeba stawać na głowie, żeby ten wzrost hamować.

Mam wrażenie, że wybieramy sobie jakiegoś ulubionego stracha właśnie po to, żeby nie ujrzeć całej grozy sytuacji, w której już się znajdujemy. Obawiamy się, że nam gołąb może na głowę nasrać, a siedzimy już w szambie po uszy.

telemach pisze...

"Mam wrażenie, że wybieramy sobie jakiegoś ulubionego stracha właśnie po to, żeby nie ujrzeć całej grozy sytuacji, w której już się znajdujemy. Obawiamy się, że nam gołąb może na głowę nasrać, a siedzimy już w szambie po uszy."

Tak. Bez ale.

zaciekawiony pisze...

Nie tak dawno czytałem o polskim naukowcu, który wymyślił zmodyfikowany len, z którego można robić opatrunki do leczenia trudnych ran. Wyniki ma świetne ale do produkcji w Polsce raczej nie dojdzie, do to przecież GMO.

Ale amerykanie są bardzo chętni do wykupu patentu.

telemach pisze...

@zaciekawiony: kto, gdzie, jacy amerykanie, z czego to wynika?

kwik pisze...

Przepraszam, wyszedłem po papierosy. Len (i ziemniaki) modyfikują w Zakładzie Biochemii Genetycznej UWr. Ale wszystko wskazuje na to, że działania wrocławskich naukowców są mało kompatybilne z naszym systemem (bo: wyciąg z wytłoków z nasion lnu lub emulsja z oleju to lek (decyduje o tym ustawa z 20 kwietnia 2004 r.) i jak każdy nowy lek musi przejść pełną drogę rejestracyjną i mieć badania kliniczne), o czym donosiła Wyborcza Lniany superplaster…. Tak więc akurat opór przed GMO nie jest ich największym problemem, ale też dał o sobie znać:

"Po to, by wytwarzać więcej zmodyfikowanego lnu, nie wystarczy już małe uniwersyteckie poletko. W ubiegłym roku Ministerstwo Ochrony Środowiska wydało bez trudu zgodę na obsianie leczniczym lnem 4 ha pod Wrocławiem. - Wiosną 2011 r. wystąpiłem o odnowienie zgody i ku mojemu zaskoczeniu decyzja była odmowna - opowiada prof. Szopa. - Dowiedziałem się, że miałem pecha, gdyż na posiedzenie komisji w ministerstwie nie dotarł recenzent projektu i przepadłem w głosowaniu tajnym, w którym biorą udział także zdeklarowani przeciwnicy GMO. Od decyzji się odwołałem, ale ten rok już diabli wzięli."