Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jasno widzę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jasno widzę. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 maja 2016, 15:41

ikoniczna dyskretność

Niedawno moja platonicznie ulubiona Leica wyprodukowała kolejny perwersyjny aparat, tym razem bez ekraniku na zapleczu. Zamiast tego jest stylizowana dziura w zadku (do ustawiania ISO) podpisana drukowanymi MADE IN GERMANY. Z tyłu oprócz tych seksownych detali i wizjera nie ma już nic więcej, tak jak ongiś. Spalili pomysł, ustawianie ISO mogli dyskretnie schować np. pod klapką od baterii. W firmowym sklepie 27 tys. zł.

Natomiast starsza Leica Monochrom jak łatwo zgadnąć nie robi w kolorze. Ten brak jest jeszcze lepiej uzasadniony, więc trzeba zapłacić aż 32 tys. zł. W końcu Leica zrobi jeszcze droższy aparat, nie będzie miał ani koloru ani naprawdę niczego z tyłu, to chyba nieuniknione. Taki bym może kupił, ale w wersji mikro 4/3 i najwyżej za 1/10 ceny. Akurat takiego Leica nie zrobi. Ani nikt inny. Pojawił się co prawda monochromatyczny aparacik Leiki w telefonie Huawei P9, ale na tym poziomie jakości równie dobrze można sobie samemu odkolorować kolorowe. Bez sensu, nikogo to nie wkręci i popyt na aparaty monochromatyczne utrzyma się na dotychczasowym poziomie. A tego Huaweia nie chcę. Reklamuje go Robert Lewandowski. Mam już reklamowanego przez Lewandowskiego Panasonica GX7 i czułbym się nieswojo.

Ikoniczna dyskretność brzmi słodko i słono kosztuje, ale tak czy owak aparat naprawdę nie musi być duży. GX7 na mojej kuchennej wadze waży tylko 404 g (z rozładowaną baterią na pewno jeszcze mniej) i m.in. za to go lubię. Z obiektywem Panasonica 100-300 mm (ręczne ostrzenie od początku chodzi nieznośnie ciężko) to wciąż tylko 914 g, z Olympusa 75-300 mm jeszcze mniej, 827 g. Tyle to mogę nosić parę godzin i jeszcze nic mi nie odpada. Rzecz jasna z wiekiem będzie coraz gorzej, dlatego jakoś nie zapaliłem się do nowych długich obiektywów mikro 4/3 — Panasonic 100-400 mm jest może interesujący, ale waży 985 g, Olympus 300 mm jest świetny, ale waży 1290g (cena też już mocno niehobbystyczna, taki nabytek staje się krępująco zobowiązujący). Zaciekawił mnie natomiast nowy Nikkor 300 mm, zachwalany jako najlżejszy obiektyw 300 mm do aparatów pełnoklatkowych (755 g). Do niczego mi nie pasuje, pokazuje jednak że i w odchudzaniu postęp jest możliwy. Ale trudno, uznałem kiedyś mikro 4/3 za najrozsądniejszy kompromis i jeszcze zdania nie zmieniłem.

W zasadzie nie mam nic przeciw sensorom większym niż mikro 4/3, wolę jednak proporcje zbliżone do 1/1, soczewki są przecież okrągłe. Nie ma niestety okrągłych sensorów, idealnie dopasowanych do obiektywu, ale po co niewolniczo trzymać się 2/3. Szczególnie gdy ciężkie i częściowo bezużyteczne szkło nosimy na własnym grzbiecie i nikt nam za to nie płaci. Rozumiem że nie okrągłe, rozumiem że nie sześciokątne, ale czemu nie robią aparatów z kwadratowym sensorem? Zdaje się tylko dlatego, że byłyby rzecz jasna odpowiednio droższe, przy braku masowego sentymentu na którym zawsze łatwo zarobić. Przykre że aż tyle zależy od zaszłości, że bezmyślnie kultywujemy przypadkowy bezsens. Chociaż akurat w przypadku kwadratowych sensorów można być umiarkowanym optymistą. Instagram, epidemia otyłości, drony — podglebie już jest. Teraz wystarczy jedna udana próba odróżnienia się od całej reszty. Rewolucyjny kwadratowy sensor w ergonomicznym smartfonie iBanana, z funkcją rektoskopu i przy okazji noktowizora. Przy popycie nakręcanym przez zamówienia publiczne w ramach walki z terroryzmem.


DODANE: proste pomysły są rzecz jasna nieuchronne: A selfie-stick and an iPhone: how men over 40 are doing their own colonoscopies.

czwartek, 29 listopada 2012, 07:06

boski ubój

Wyrok naszego TK (uwaga, PDF) uznający, że Olejniczak w 2004 bezprawnie zezwolił na tzw. ubój rytualny (tzn. bez wstępnego "ogłuszania") został zauważony przez BBC, dzięki czemu mogłem podlinkować z nadzieją, że linkowany tekst nie tylko nie skończy jako 404, ale i da się czytać za darmo jeszcze kilka lat. Przy okazji dowiedziałem się, że tylko w zeszłym roku wyeksportowaliśmy mięsa z nielegalnego uboju za 200 mln eurów, co daje absolutną pewność, że podrzynanie zwierzęcych gardeł żywcem zostanie wkrótce w Polsce zalegalizowane. Zawsze to jakiś postęp.

Jako inteligentny ssak i współczujący ateista najchętniej zdelegalizowałbym nie tylko rytualny ubój, ale i wszystkie religie odnoszące się z pogardą do zwierząt, a szczególnie reszty ssaków. Natomiast jako obywatel biednego zacofanego kraju cieszę się, że w ogóle coś eksportujemy (i jeszcze na tym zarabiamy). Niezwykle zasłużona dla humanizacji uboju Temple Grandin ma też sporo cennych uwag dotyczących uboju rytualnego — można się u niej pocieszyć tym, że idealnie poderżnięte zwierzę nawet tego nie zauważa ("It appears that the animal is not aware that its throat has been cut"). No dobra, eksportujmy więc.

Kończąc swój tryptyk rolniczy chciałbym go jakoś optymistycznie podsumować. Jednoczesne zakazywanie upraw GMO i legalizacje uboju rytualnego uważam za objawy zapaści cywilizacyjnej. Tym bardziej przygnębiającej, jeśli dotowanej obficie w ramach WPR (u nas na razie nie, tymczasowo dostajemy dopłaty do hektara, bez związku z efektami). Idąc tą drogą Europa stanie się smętnym zadupiem, a my zadupiem tego zadupia. Do czego od dawna jesteśmy świetnie przygotowani.

środa, 17 grudnia 2008, 19:52

profesor, a jednak mądry

Polecam wszystkim krótką rozmowę z Vetulanim (Instytut Farmakologii PAN w Krakowie): Należy zezwolić na legalny handel stymulantami. Polecam nieobiektywnie, bo podoba mi się rzeczowe podejście Vetulaniego:

Paradoks polega na tym, że te najsilniej uzależniające, jak nikotyna czy alkohol, są legalne, a substancje przez wielu uważane za nieszkodliwe, a w każdym razie nieuzależniające, jak marihuana, mają status nielegalnych. Problem w tym, że ta ostatnia, sprzedawana przez dilerów w Polsce, zawiera z reguły domieszkę silnie uzależniającej metaamfetaminy. Tak więc kryminalizacja marihuany jest dużo bardziej szkodliwa niż sama natura tej używki.

Mogę się więc założyć, że nasi dzielni posłowie uchwalą wkrótce ustawę kryminalizującą dopalacze i fanszopy, bo choć pobożne życzenia kretynów hipokrytów nigdy i nigdzie nie spełniają się do końca, to u nas z reguły spełniają się przynajmniej częściowo.
Nie ma substancji nieszkodliwych dla zdrowia, nawet zwykła woda jest śmiertelną trucizną. Przedawkowanie wody prowadzi do hiponatremii połączonej z obrzękiem mózgu i często kończy się śmiercią. Poniżej trzy przypadki (było więcej, jakiś maratończyk, dziewczyna, która słyszała, że po ecstasy trzeba pić dużo wody – ale nie chce mi się szukać).
Mother dies after drinking four litres of water in two hours
Man dies after drinking 10 litres of water in eight hours
US water contest radio sacks 10
Why is too much water dangerous?
A na koniec piosenka: Tom Lehrer - The old dope peddler. Tu tekst, tu słychać, a tu słychać na żywo.

Piosenka Lehrera (z 1953) jest parodią jeszcze starszej piosenki The Old Lamplighter. Proszę sobie doczytać.


DODANE: w cytacie z Rzepy jest błąd, nie meta-amfetamina tylko metamfetamina (nazwa pochodzi od metyloamfetaminy).

sobota, 11 sierpnia 2007, 12:44

kociaki i niewolnicy (nudy komputerowe)

Najpierw kociaki. Wojna ze spamem trwa na wielu frontach, ale najlepiej byłoby dusić zarazę w zarodku. Część spamu wychodzi z darmowych kont, więc próbuje się blokować zakładanie takich kont przez boty. Robi się to zwykle przy użyciu obrazka z pogiętymi literami (tzw. CAPTCHA, już każdy widział, np. przy zakładaniu konta na gmailu, onecie czy gazecie). Maszyna powinna mieć tu kłopot, ale postęp w automatycznym czytaniu niewyraźnych literek jest równie szybki, jak postęp w ich wyginaniu. Żeby odskoczyć od maszyny na bezpieczną odległość, postawiono na coś, w czym na razie jesteśmy dużo lepsi - odróżnianie kotów od psów. Jak to działa, warto zobaczyć samemu, o tu (ta głupia Asirra mówi, że jestem botem, bo nie rozpoznałem jednego kociego zadka!). Niezliczone zdjęcia (3 mln) dzięki uprzejmości Petfinder - ćwierć miliona zwierząt do wzięcia - ale większość ofert nieaktualna, więc jeśli komuś się spodoba zwierzak ze zdjęcia, to i tak raczej nic z tego, nawet jeśli poleci za nim do Ameryki.

Pomysł niezły, pstrykanie w koty jest mniej denerwujące niż przepisywanie bazgrołów, tylko czy to jest lepsze niż CAPTCHA? Że CAPTCHA jako zabezpieczenie jest guzik warta pokazano bardzo szybko, podsyłając bazgroły do rozpoznawania na stronę obiecującą bezpłatny dostęp do pornografii. Tak więc każdy spamer, który ma jednocześnie ciekawą ofertę dla dorosłych, już wie co zrobić. Autorzy CAPTCHA, znając słabości pierwotnego rozwiązania, proponują teraz reCAPTCHA, gdzie odczytuje się dwa pogięte wyrazy (z czego jeden pożytecznie, pomagając w digitalizacji książek). No i najważniejsze, reCAPTCHA działa tylko na stronie (a raczej domenie), dla której została wygenerowana.

Prawdziwa słabość zabezpieczeń przed botami wynika jednak z czego innego. Z różnicy w cenie pracy w różnych rejonach świata. Kapitaliści mają dziś wygodniej niż kiedyś właściciele niewolników (niewolników trzeba było żywić) i amerykański spamer może mieć rozpoznawaczy obrazków niemal za darmo. A jak za pomocą komputerowego testu bezbłędnie rozpoznać biednego Hindusa? Może już ktoś nad tym myśli.


 Za inspirację dziękuję Rzepie: Spamerzy wykorzystują zamieszanie na rynku akcji


 DODANE: (30 października 2007) Łatwo było przewidzieć - spamerzy przy pomocy wirtualnej striptizerki już zatrudnili matołków do rozwiązywania CAPTCHA - donosi BBC 
DODANE: (kwiecień 2008) CHIP: Nisko opłacani spamerzy: ludzie rozwiązują problem zabezpieczeń Przestępcy działający w sieci zatrudniają niskopłatnych pracowników w Indiach za 2 funty brytyjskie dziennie, aby łamać zabezpieczenia antyspamowe.
DODANE: (styczeń 2012):
Krebs on Security: Virtual Sweatshops Defeat Bot-or-Not Tests