Pokazywanie postów oznaczonych etykietą etyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą etyka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 października 2012, 10:07

cnotliwym być!

"Uprzejmie oświadczam, że nie znam łaciny i nie zamierzam ani nie zamierzałem udawać, że znam" — Hartman. Dalej jest jeszcze lepiej/gorzej — "Sprawdzenie w sieci odmiany słowa „idiota” zajęłoby mi pół minuty. Całkiem umyślnie poniechałem tego". Oburzony pfg komentuje: "No to trzeba było poświęcić owe cenne pół minuty. Czynić cnotę z ignorancji? Kiepsko…"

Ale właśnie, czy dziś, kiedy już tyle można wyguglać, trzeba to zaraz kompulsywnie robić, płacąc za każde ziarnko niewinnej ignorancji skrwawioną półminutą prawdziwego życia? Stoję tedy w rozkroku nad Hartmanem i sam jeszcze nie wiem co zrobię. Hartman apeluje do serca, pfg do rozumu. Dla Hartmana ważniejsza jest osobista uczciwość — skoro nie zna łaciny to nie chce żeby do jego licznych cnót i tę niemaną przypisano. Woli już koślawego mema na świat puścić niż siebie niezasłużenie upiększyć. Czy czyni przez to z ignorancji cnotę? Nie. A jednak próg tolerancji dla ignorancji obniżając i tak byłby dostatecznie szkodliwy. Tępić trzeba! A może wcale nie jest szkodliwy, bo przecież cnotliwie pozwala ewentualne szkody naprawiać komentującym? A i sama ignorancja tylko bywa szkodliwa, tzn. jest szkodliwa wyłącznie w luźno określonych warunkach, które jednak da się całkiem sensownie określić?

To dość ambitne zadanie, ale może już ktoś mądrzejszy ode mnie wykonał. Trzeba tylko poguglać. Jakże trudno być cnotliwym bez guglania.

środa, 1 sierpnia 2012, 20:31

Lying

W rezultacie "afery" Lehrera Harris (zadowolony że stracił konkurenta?) daje za darmo (do końca tygodnia). Nie wiem czy warto brać, jeszcze nie czytałem. Ale wziąłem (zaoszczędzając prawie 10 zł).

poniedziałek, 16 kwietnia 2012, 08:43

naprotechnologia cd.

Naprotechnologia jest zła. Nie dlatego, że jest nieskuteczna, bo bywa skuteczna — gdy przyczyna niepłodności akurat niechcący pasuje do kilku akceptowanych przez naprotechnologię metod. Jest zła, bo wyklucza wszystkie inne metody — nawet wtedy, gdy sama jest bezradna. Cytuję z PDF-a wygenerowanego przez Macieja Barczentewicza pod tytułem Opinia dla Biura Analiz Sejmowych:
"Celem leczenia w niepłodności jest uzyskanie poczęcia i urodzenia dziecka, czego oczekujemy przez okres około 12 maksymalnie do 48 miesięcy. Jeżeli nie uzyskuje się powodzenia NaProTechnology doradza adopcję. NaProTechnology wyklucza możliwość stosowania technik wspomaganego sztucznie rozrodu (ART) takich jak inseminacje domaciczne i techniki in vitro, ICSI, GIFT, ZIFT i inne." Barczentewicz chyba wie co mówi, jest prezesem zarządu fundacji "Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im Jana Pawła II". Skupmy się na jednym tylko skrócie, GIFT, bo tak najszybciej dojdziemy do sedna sprawy (nie tracąc na to dwóch lat).

GIFT (skrót od gamete intrafallopian transfer) polega na umieszczeniu gamet czyli oocytu i plemników w drożnym jajowodzie, gdzie — jeśli wszystko się uda — plemniki zapłodnią oocyt itd. Nie jest to więc zapłodnienie pozaustrojowe, nie ma tu ani selekcji zarodków ani ich mordowania. To w czym problem? Na pewno nie w inwazyjności techniki, naprotechnologia dopuszcza przecież laparotomię czy chirurgiczną rekonstrukcję jajowodów. To w czym? Wskazówką jest wymienienie wśród niedopuszczalnych procedur także zwykłej prostej inseminacji domacicznej. Otóż w tym, że przy GIFT plemniki nie znajdują się w jajowodzie wskutek aktu małżeńskiego, a więc trafiają tam NIEMORALNIE. Gdy naprotechnologia staje dumnie na straży moralności, jej skuteczność medyczna schodzi skromnie na drugi plan.

Chyba wyczerpałem temat.

czwartek, 22 grudnia 2011, 22:36

mięskopuścik

W związku z nadchodzącym mięsopustem chciałbym bezpardonowo zaatakować wegetarian (co zaraz uczynię, w dodatku cudzymi rękami). Wiedzcie matołki, że wasze poświęcenie idzie na marne, gorzej — przez to, że odmawiacie sobie zdrowej przyjemności, ginie straszną śmiercią wielokrotnie więcej inteligentnych stworzeń. Że wegetarianizm jest głupotą i powoduje wzdęcia, to jasne. Ale wiedzcie osiołki, że wegetarianizm jest także zbrodnią przeciw gryzoniom, bo to z nimi ostro konkurujecie o pokarm. A dalej będzie już rzeczowo i spokojnie, bo w sumie nic do wegetarian nie mam, swoją naiwną dobrocią budzą nawet moją (nic nie wartą) życzliwość.

A nawet trochę pod włos. Na pewno warto jeść etycznie, bo w ogóle warto żyć etycznie. Kogo w dzieciństwie głęboko wzruszył prosiaczek Babe, ten pewnie powinien ograniczyć spożycie wieprzowiny. Bo świnki, choć zwykle nie aż tak mądre jak Babe, to jednak wybijają się inteligencją spośród masowo spożywanego przez nas mięsa (w dodatku wieprzowina podobno nie jest zdrowa). Tak, to bardzo szlachetnie nie jeść bystrych prosiaczków. Ale wiedzcie koziołki, że jak wyliczył (nie wiem czy dobrze) jakiś Archer z Australii, wyprodukowanie 100 kg białka wołowego na pastwisku wymaga humanitarnego zabicia średnio tylko 2,2 tępego wołka, natomiast wyprodukowanie podobnej ilości białka roślinnego związane jest z okrutną śmiercią aż 55 przemiłych myszy! Czułych matek, wrażliwych i muzykalnych kochanków, biednych opuszczonych sierot…

Cały godny uwagi (acz niepotrzebnie rozwlekły) tekst jest tu: Ordering the vegetarian meal? There’s more animal blood on your hands. Obok tekstu redakcja objaśnia, że autor nie dostaje złamanego grosza od nikogo, kto na tym ewentualnie skorzysta, tekst jednak wygląda na próbę patriotycznej promocji konsumpcji kangurzego mięsa, z pewnością hamowanej sympatią do kangurów. Mniejsza z tym.

sobota, 5 czerwca 2010, 22:13

rocznica pandemii

Niedługo minie rok od ogłoszenia przez WHO pandemii świńskiej grypy. Jak niektórzy może jeszcze pamiętają, skończyło się dla nas szczęśliwie, a minister zdrowia Kopacz — w przeciwieństwie do mnie — wcale nie uległa panice. RPO Kochanowski, który jesienią na złość minister Kopacz chciał się koniecznie szczepić na świńską grypę, zginął na wiosnę w katastrofie pod Smoleńskiem, a pani minister pomagała wtedy przy identyfikacji zwłok. Cóż, cóż można dodać. Chciałem się zwrócić przede wszystkim do dziatek i młodzieży — ale i tak nie bierzcie przykładu z dzielnej pani minister, chociaż to jej fortuna sprzyja. Palenie papierosów jest niezdrowe, często dostaje się od tego raka, albo przynajmniej POChP (jedno drugiego nie wyklucza).

Natomiast szefowej WHO, która pandemię świńskiej grypy rok temu ogłosiła, fortuna najwyraźniej sprzyjać nie chce. Po pierwsze nie było pandemii. Po drugie, jak donosi BMJ, wśród ukrywanych przez nią szesnastu niezależnych ekspertów znaleźli się zdrajcy opłacani przez koncerny produkujące na grypę proszki. Można więc podejrzewać, że mogli mieć wpływ pozytywny na ogłoszenie pandemii. Czyli ogólnie negatywny. O czym szefowa WHO powinna była wiedzieć i do czego nie powinna była dopuścić. Nasuwają się jednak oczywiste pytania — a co mówili pozostali eksperci WHO, przez koncerny nie opłacani? Byli równie silnie przekonani o pandemii, mimo że nikt im za to przekonanie nie płacił? Czy jednak zauważalnie mniej?
DODANE: Tendencje aktywności wirusa grypy – Polska (oczami Google'a).

piątek, 12 marca 2010, 07:58

ekspert na pasku

Tekst Solskiej w Polityce: Komu służy ekspert? to miszmasz słusznego oburzenia (eksperci łżą), oczywistych postulatów (jawność) i teorii spiskowej (Big Pharma rządzi światem) podlany autorytetem prof. Górskiego (od terapii fagowej) i pacnięty na talerzyk "efekt sponsora". Główna teza jest taka, "że o wynikach badań naukowych w znacznym stopniu decyduje ten, kto płaci".

Decyduje czy nie, jak się chce mieć w ogóle jakieś wyniki płacić trzeba. Nawet jeśli finansowanie badań z pieniędzy publicznych automatycznie daje wyniki słuszne i dobre dla wszystkich, to zamiast efektu sponsora mamy równie przykry efekt krótkiej kołderki. Więc zamiast biadolenia o powiązaniu finansowym ekspertów ze sponsorami, mętnych sugestii, że "tylko nauka finansowana z pieniędzy publicznych może pozostać niezależna" i durnego pytania "czyim interesem kierują się badacze" wolałbym zobaczyć jakieś sensowne rozważania o tym, które badania muszą być finansowane z podatków, a które można oddać sponsorom.

Pretensje do autora, że napisał nie to, co chciałem, są oczywiście niemądre. Natomiast mam też pretensję słuszną. Solska przekracza granice absurdu, oto dwa zabawne cytaciki.

O badaniach klinicznych:
"Wątpliwości etyków budzi też fakt, że w niektórych badaniach części pacjentów podaje się testowany lek, a innej grupie – placebo. W Polsce takie badania nie są rzadkością, w innych krajach lekarze zaczynają być im przeciwni."

O niewymownie wykładających ekspertach:
"Czasem ekspert z roli akwizytora próbuje wyjść z twarzą. Medyczny autorytet przyjmuje zaproszenie do wygłoszenia referatu dla młodszych lekarzy na temat jakiegoś schorzenia i leczącego go leku. Stara się nawet nie wymieniać jego nazwy."

Poczytałem sobie Polityki dzięki wskazówce u andsola. Jeszcze za komuny była taka reklama z bałwanem — "ja nie czytam Polityki". Dziś stoję tam, gdzie stał bałwan.

sobota, 5 lipca 2008, 00:49

współczesna eugenika - dzieci modyfikowane genetycznie

Tutuł specjalnie tak głupi jak ten z Polska-Times: Urodzi dziecko genetycznie modyfikowane. Po angielsku było "designer baby" czyli dziecko projektowane — już to określenie jest mocno naciągane, bo chodzi przecież o zwykłą selekcję zarodków po zapłodnieniu in vitro. Lepiej dalej nie naciągać — o żadnych modyfikacjach genetycznych nie ma tu mowy.

Podobne próby (skuteczne) podejmowane są już od wielu lat, opisane np. tu: Czy diagnostyka preimplantacyjna rozpocznie epokę "zaprojektowanych dzieci?", ostatnio także w polskich klinikach — wydaje się, że diagnostyka preimplantacyjna to jedyna sensowna droga, jaką może pójść tak bardzo skompromitowana eugenika. Jeśli kogoś to bulwersuje, proszę się przynajmniej bulwersować adekwatnie. Powtarzam: nie ma żadnych modyfikacji genetycznych, jest tylko selekcja zarodków — chodzi o to, żeby wszczepić do macicy tylko te bez szkodliwych genów. Oczywiście najpierw trzeba sprawdzić, który zarodek jest dobry, a który nie, pobiera się w tym celu pojedynczą komórkę z każdego zarodka (w każdej komórce są te same geny) i patrzy, co tam jest. Można to nazwać genetyczną obserwacją, ale nie modyfikacją. Selekcja zarodków przed implantacją wydaje się — przynajmniej w odczuciu większości ludzi — mniejszym złem niż diagnostyka prenatalna zakończona przerwaniem zaawansowanej ciąży, dogmatycy nie powinni widzieć różnicy, albo uznać selekcję zarodków za jeszcze większą zbrodnię (tak czy siak wg nich zabija się "dzieci", a przy selekcji nawet więcej).

A po co się w ogóle robi takie straszne rzeczy? To proste, normalni zdrowi ludzie chcą mieć normalne zdrowe dzieci, bez wad rozwojowych, nieskazane na ciężką chorobę czy nawet śmierć w młodym wieku. Cytuję ze wspomnianego już artykułu w Polska-Times:
Od trzech pokoleń każda kobieta z rodziny mojego męża miała raka piersi, i to w wieku od 27 do 29 lat — mówi 27-letnia Brytyjka, która pragnie pozostać anonimowa.
— Uznaliśmy, że skoro istnieje możliwość wyeliminowania zagrożenia, to musimy to zrobić. Gdybym urodziła córkę, która w wieku dorosłym zachorowałaby na raka, nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym zaniedbała takiej możliwości.

DODANE: dla zainteresowanych diagnostyką preimplantacyjną — gotowy guglak
A tu emocjonujący film, na którym pokazano pobieranie pojedynczej komórki zarodka do diagnostyki — cały zarodek ma mniej niż 100 µm!
Przychylne Stanowisko Wydziału Nauk Medycznych PAN dotyczące zastosowania zapłodnienia pozaustrojowego w leczeniu niepłodności i diagnostyce genetycznej preimplantacyjnej.
Wreszcie dość wyczerpujące (temat) opracowanie: Preimplatancyjna diagnostyka genetyczna w aspekcie bioetycznym

wtorek, 8 kwietnia 2008, 07:34

potentne czy impotentne?

To już kolejne doniesienie o wytworzeniu komórek przypominających zarodkowe komórki macierzyste (czyli te uzyskiwane z ludzkich blastocyst), tym razem z komórek skóry (pewnie fibroblastów) ludzi chorych na osiem różnych chorób - Stem cells made to mimic disease (BBC News). Takie komórki nazywa się IPS (Induced Pluripotent Stem cells), a po polsku indukowane pluripotentne komórki macierzyste. Indukowane, bo powstają w wyniku ludzkich zabiegów z normalnych komórek, a pluripotentne, bo mogą tworzyć różne rodzaje komórek (pluripotentne to wielemogące).

W Wielkiej Brytanii trwa właśnie publiczna debata o dopuszczalnych metodach uzyskiwania zarodkowych komórek macierzystych, każde doniesienie o uzyskaniu podobnych komórek bez zabijania ludzkich zarodków wydaje się działać na niekorzyść wyznawców wiary, że człowiek godności nabiera stopniowo, a blastocysta choć ludzka, nie jest jeszcze człowiekiem. Warto jednak zwrócić uwagę, że większość naukowców nie uważa badań nad niekontrowersyjnymi IPS za zdrową alternatywę niemoralnych badań z użyciem zarodków; chwaląc postępy w badaniach nad IPS podkreśla się jednocześnie konieczność badania także komórek pochodzących z ludzkich zarodków.

Rzeczpospolita ustami Dariusza Rosiaka zachęca Polaków do podobnej debaty [*]: Embriony i ludzie. Chociaż Autor chyba od razu odpowiada na zadawane przez siebie pytania:
"Jednak chowanie głowy w piasek niczego nie rozwiązuje i zamiast chronić, naraża Polaków na bezkarne rozpowszechnianie budzących etyczne kontrowersje praktyk biotechnologicznych."
"Jeśli nie chcemy, by wszystko było dozwolone, to powinniśmy odpowiedzieć sobie – niekoniecznie tak samo, ale na pewno szybko – na te same pytania, na które odpowiadają Brytyjczycy."

Dopóki nikt w Polsce badań nad uzyskiwaniem zarodkowych komórek macierzystych nie prowadzi, możemy nie tylko schować głowę w piasek, ale i spać spokojnie. Natomiast nie będę gorszy od Rosiaka i też powiem, co myślę - widzę tymczasową potrzebę używania ludzkich wczesnych zarodków do wartościowych badań nad zarodkowymi komórkami macierzystymi. Będzie można z tych badań zrezygnować dopiero wtedy, gdy uznamy indukowane pluripotentne komórki macierzyste za równie dobre.

Przy okazji jeszcze jedna sprawa. Niektórzy zamiast pluripotentnych chcą mieć komórki pluripotencjalne. To jest robienie zamętu i wody z mózgu. Potencjalny znaczy możliwy, a te komórki nie są możliwe tylko mogące. Na razie w Googlu jest mniej więcej tyle samo pluripotentnych co pluripotencjalnych. Na razie wpływowa Rzeczpospolita jest po właściwej stronie, np. tu - Komórki skóry leczą chorobę krwi - są komórki pluripotentne. Niestety Rzepa wrzuca teksty do płatnego archiwum, więc jej wpływowość jest mocno ograniczona. Dobrze by było, gdyby przynajmniej teksty z działu Nauka pozostawały dostępne dla wszystkich.
DODANE: to samo w Telegraphie: Skin yields stem cell clue to diseases
i tekst z Timesa o IPS: Not an answer to Catholic prayers
Debating Matters: badania z użyciem zarodkowych komórek macierzystych - sporo linków za i przeciw.
Telewizyjny wywiad z Robertem Winstonem - Is an embryo a person? (Czy zarodek jest osobą - dodam od razu, że wg Winstona nie jest. Uwaga - zaczyna się reklamą).

* DODANE: DEBATY MINISTRA NAUKI i INFORMATYZACJI (2003-2004) Komórki macierzyste – życie za życie?
A więc debata była, tylko nie przebiła się do mediów :)
Link dzięki Anuszce


czwartek, 3 kwietnia 2008, 02:42

fuzja człowieka i krowy

Już o tym pisałem, ale wtedy chodziło o zielone światło, a teraz już naprawdę mamy pierwsze zarodki z krowich oocytów z wszczepionymi jądrami z ludzkich komórek. Ale nadal możemy się podniecać wyłącznie etycznymi aspektami badań. Bo na razie naukowcom z Newcastle nie udało się utrzymać hybrydowych zarodków w hodowli dostatecznie długo (potrzeba podobno sześciu dniu), żeby uzyskać z nich zarodkowe komórki macierzyste, a przecież o to naprawdę chodzi. Natomiast niewątpliwie udało im się przedstawić początkowe niepowodzenie jako coś w rodzaju sukcesu.

Ale dopóki nie ma komórek zarodkowych, właściwie nie ma o czym gadać; nadal przecież nie wiemy, czy użycie krowich oocytów jest dobrym pomysłem. Dowiedzieliśmy się za to, że tworzenie zarodków hybrydowych budzi nawet większe emocje niż tzw. klonowanie terapeutyczne, czyli tworzenie analogicznych zarodków w celu uzyskania zarodkowych komórek macierzystych, ale przy użyciu oocytów ludzkich.

Tekst w Rzeczpospolitej (to stąd jest "fuzja człowieka i krowy" - brawo): Człowiek i zwierzę w jednym:

"Istota, która powstała w wyniku fuzji człowieka i krowy, ma 99,9 proc. materiału genetycznego pochodzącego od człowieka, a tylko 0,1 proc. od zwierzęcia."

BBC News: UK's first hybrid embryos created

Newcastle University: HYBRID EMBRYOS STATEMENT

Newcastle University: HYBRID EMBRYOS: FAQs

DODANE: Telegraph: Hybrids: separating hope from the hype
DODANE: Zagórski - W obronie krowoczłowieka

sobota, 22 września 2007, 06:37

zabijać, ale jak?

Spośród 37 amerykańskich stanów, w których kara śmierci mogła być (i najczęściej była) wykonywana przez dożylne wstrzyknięcie mieszaniny pavulonu i soli potasu z dodatkiem usypiającego tiopentalu, aż 11 tymczasowo zawiesiło wykonywanie takich egzekucji. Problem sygnalizowany był od dawna, jednak dopiero wyjątkowo nieudana egzekucja pod koniec ubiegłego roku, gdy skazany zmarł po 34 minutach, po powtórzonym zabiegu, przekonała niektórych sędziów, że taki sposób uśmiercania naraża skazanego na niepotrzebne cierpienia.

Pod koniec zeszłego roku karę śmierci w USA wykonywano w 38 stanach i dopuszczano następujące metody:
zastrzyk — 37 stanów
krzesło elektryczne — 10 stanów (w Nebrasce tylko tak)
komora gazowa — 5 stanów
powieszenie — 2 stany
rozstrzelanie — 2 stany
(Dane wg artykułu z BBC, "Florida governor halts executions").

W PRL cywilów skazanych na karę śmierci wieszano, ten tradycyjny sposób uśmiercania praktykowano też kiedyś powszechnie w USA i nadal stosowany jest np. w Indiach i Japonii. Śmierć powieszonego — przy właściwie dobranej długości sznura — spowodowana jest przerwaniem rdzenia kręgowego. Użycie za długiego sznura kończy się dekapitacją wieszanego (np. niedawna egzekucja Barzana Hassana, przyrodniego brata Saddama), jednak poważniejszym błędem jest użycie sznura zbyt krótkiego, co może prowadzić do powolnego uduszenia skazańca.

DODANE: link do Death Penalty Information Center (USA)

Kilka dni później ten sam temat poruszył Siemieński na swoim blogu — jeśli komuś brakuje tu komentarzy, to tam są.

piątek, 7 września 2007, 10:31

o akcie krzyżowania korony stworzenia z bydlęciem

Zacznę od fraszki Sztaudyngera - Dziennikarska nowina: Abel zabił Kaina. Wiemy już, że brytyjscy naukowcy chcą zrobić coś potwornego, ale co konkretnie tego się z szumu, który powstał po decyzji pozwalającej im to zrobić łatwo nie dowiemy. Dobrze, że Watykan protestuje, dzięki temu mamy niusa; źle, że nikomu nie chciało się zrozumieć o co chodzi i wytłumaczyć. Poniżej moja rozpaczliwa próba, sprowokowana niską jakością informacji w naszych gazetach.

O co w ogóle chodzi brytyjskim naukowcom?
Chodzi o tzw. zarodkowe komórki macierzyste (ZKM), czyli komórki o niezwykłych możliwościach, mogące się przekształcać w dowolne inne komórki. Stąd nadzieja na leczenie chorób, wynikających z degeneracji lub wymierania własnych komórek, czyli np. choroby Parkinsona, Alzheimera i pewnie kilku innych. Komórki powstałe z ZKM byłyby jak nowe. Nieco podobne właściwości mają komórki z krwi pępowinowej, stąd moda na zamrażanie i przechowywanie tej krwi do późniejszego użycia (czy ma to sens, to się dopiero okaże).

Jak uzyskuje się ZKM? Zarodki ssaków (w tym człowieka) rozwijają się przez pierwsze kilka dni w jajowodzie, którym powoli wędrują w stronę macicy. Zarodek jest wielkości jaja czyli ok. 0,1 mm i siedzi w elastycznej, galaretowatej osłonce. Zapłodnione jajo dzieli się na pół, potem każda połówka też na pół, a gdy jest już kilkadziesiąt komórek, zaczyna tworzyć się w zarodku z jednej strony jamka, a z drugiej tzw. węzeł, czyli skupienie komórek. To właśnie w węźle powstają ZKM - można je wydłubać i hodować w cieplarce jak inne komórki. Zresztą i zapłodnienie, i cały początkowy rozwój zarodka można przeprowadzić "in vitro" czyli poza ustrojem (dosłownie - "w szkle")

Na czym polega klonowanie? Klonowanie polega na fortelu, włożeniu do jaja jądra pobranego z komórki dorosłego osobnika (po uprzednim wyjęciu z jaja jądra, które tam było). Klonowanie prowadzi do powstania osobnika identycznego genetycznie, czyli tak podobnego, jak tylko możliwe (a więc tak, jak podobne do siebie są bliźniaki jednojajowe, będące naturalnymi klonami). Jądro komórki jest najważniejsze, bo to w nim jest DNA i zapisane w tym DNA geny, decydujące niemal o wszystkim.

Co to jest tzw. klonowanie terapeutyczne? Możliwość klonowania ludzi (a taka niestety naprawdę istnieje) wywołała wielki niepokój, bo byłoby to obrzydliwe i bez sensu. Nikt normalny nie chce klonować ludzi, natomiast sklonowane ZKM mogłyby skutecznie leczyć wymienione już choroby. Chodzi właśnie o to, żeby mieć komórki identyczne z własnymi (każde inne są rozpoznawane przez układ odpornościowy jako obce i niszczone). Klonowanie terapeutyczne to po prostu klonowanie przerwane dla uzyskania ZKM, termin jest dobry dla uspokojenia części opinii publicznej, ale przecież równie dobrze można zarodek wszczepić do macicy i w ten sposób sklonować człowieka. Klonowanie to klonowanie, technicznie trudne są pierwsze etapy, wymienianie mikroskopijnych jąder przy użyciu precyzyjnych narzędzi, co potem zrobimy z zarodkiem, to już inna sprawa.

Skąd w tym wszystkim bydlęta? Paradoksalnie, (dla niektórych ludzi) użycie do badań nad klonowaniem (oczywiście terapeutycznym) krowich jaj jest bardziej etyczne, niż marnowanie jaj ludzkich. Brytyjczykom chodzi o uzyskanie niemal ludzkich ZKM przy użyciu jaj krowich. Bardzo prawdopodobne, że takie ZKM nie powstaną, albo będą do niczego. Ale warto sprawdzić. Bo wydajność klonowania jest tak niska, że nawet jeśli okaże się, że można skutecznie leczyć Parkinsona i inne choroby przy użyciu własnych, sklonowanych komórek, to zaraz po prostu zabraknie ludzkich jaj. A są też ciekawe plany hodowania w cieplarkach całych narządów do transplantacji, w dodatku od dawcy idealnego, bo jakby brata bliźniaka. Jak łatwo zauważyć, to właśnie skuteczność transplantacji sprawiła, że stale brakuje narządów na wymianę.

Czy jest to krzyżowanie człowieka ze zwierzęciem? Nic podobnego, z krowiego oocytu zostają tylko mitochondria, a zresztą przecież nikt nie zamierza tych zarodków wszczepiać do macicy, mają być zniszczone. Zarodki można nazywać hybrydowymi czy mieszańcowymi, ale te nazwy, bez zrozumienia o co dokładnie chodzi, naprawdę niewiele mówią.

Co o tym wszystkim sądzić? Jeśli wierzymy, że dusza pojawia się w momencie poczęcia i dlatego nie wolno zabijać ludzkich zarodków, to zakładamy, że podobnie jest w sytuacji, w której nie ma normalnego poczęcia, tylko coś w tym rodzaju - zamiast jąder jaja i plemnika, które dałyby nowy byt, jest jądro z jakiejś naszej komórki, z człowieka już istniejącego. Stwarzamy naszego bliźniaka jednojajowego i zabijamy go po kilku dniach rozwoju, żeby mieć komórki takie, jakie były w zarodku z którego się sami rozwinęliśmy. Dla katolika manipulacje na jajach i zarodkach ludzkich są zawsze niedopuszczalne. Ale dlaczego użycie jaj krowich miałoby sytuację jeszcze pogorszyć?

Czy jest łatwe wyjście? Może jest. Jest szansa, że komórki podobne do ZKM uda się otrzymać z naszych własnych komórek skóry. Było niedawno całkiem obiecujące doniesienie na ten temat. Ale jeśli się nie uda, to co?

W Polsce chyba nikt nie prowadzi badań nad ludzkimi ZKM. Jak wyglądała sytuacja kilka lat temu można przeczytać w wywiadzie Jędrzejczaka dla PAP. Cytuję:
"O ile mi wiadomo, żaden ośrodek w Polsce nie przymierza się do badań nad zarodkowymi komórkami macierzystymi człowieka. Najbliższy taki ośrodek jest w Czechach. Za to w Polsce organizuje się liczne konferencje, zwłaszcza etyczne, na ten temat."

Zarodkowe komórki macierzyste
w Google.

 


DODANE:
Dziennik się nieco zrehabilitował, dzisiejszy tekst "Brytyjski eksperyment podzielił świat" zauważalnie lepszy od wczorajszego.

A tu jest blastocysta, czyli stadium, na którym uzyskuje się zarodkowe komórki macierzyste.


DODANE 20 listopada 2007 (z Wyborczej)
Koniec kłótni o komórki macierzyste?
"To może być przełom w medycynie. Do uzyskania "cudownych" komórek macierzystych nie potrzeba już zarodków, wystarczą zwykłe komórki z naszej skóry - ogłosili dziś naukowcy z Japonii i USA."


 

czwartek, 9 sierpnia 2007, 19:46

czy wypalanie norników jest etyczne?

A kogo to obchodzi? Gdy jest plaga norników (a teraz jest w Hiszpanii), to można je nawet palić żywcem — i Unia Europejska pozwala. No cóż, na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. A gdy wojny nie ma, niech żyje biurokracja. Znajomy biolog marudzi, że musi pisemnie prosić komisję etyczną o pozwolenie zabicia myszy. Czyli pisać, że zabija je dla dobra ludzkości.
Tu niusy o nornikach (po angielsku).
Ponieważ nornice są często mylone z nornikami (a są od nich jednak ładniejsze), zrobiłem ściągę ze zdjęciami:
nornica ruda (Myodes glareolus)
nornik bury (Microtus agrestis)
nornik zwyczajny (Microtus arvalis) - chyba najpospolitszy gryzoń u nas