Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tłumoczenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tłumoczenie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 sierpnia 2016, 19:35

completely nierozczłonkowane

Tłumacz Google'a wie, że rozczłonkowane to dismembered, ale wykłada się na nierozczłonkowanych. A przecież od tego należało zacząć.

poniedziałek, 30 lipca 2012, 00:44

doradcy ziemi

Ciekaw byłem jak sobie poradził Szostkiewicz tłumacząc Bartleby'ego. Chyba nieźle, nawet jeśli nieco nadgorliwie spolszczył przezwiska pracowników narratora (Indor, Kleszcz, Imbirek czyli Turkey, Nippers, Ginger Nut), to raczej nie próbował pokazać, że umie pisać dużo lepiej niż autor. Jest więc prosto i dorzecznie, da się czytać, bez głowienia się co było w oryginale.

Jednak pod koniec, bynajmniej nie chcę tu spojlować, tłumacz nonszalancko zgrzytnął. W oryginale było:
— "He's asleep, aint he?"
— "With kings and counselors," murmured I.
Co zostało oddane jako:
— On śpi, prawda?
— Wraz z królami i doradcami — szepnąłem.

Niby dobrze, ale. Otóż jest to mikrocytat z Księgi Hioba, ca 3,14, co chyba powinno zwolnić tłumacza z własnego tłumaczenia. W Bibli Tysiąclecia jest np. z królami, ziemskimi władcami, w Bibli Warszawskiej z królami i wielkimi ziemi, w Gdańskiej z królmi i z radcami ziemi, w Nowej Gdańskiej z królami i radcami ziemi, u Wujka i Miłosza też prawie tak samo. A jest gdzieś w ogóle z królami i doradcami? — a jest, u Świadków Jehowy mamy z królami i doradcami ziemi. Tylko w Biblii Brzeskiej jest jeszcze bardziej niezdarne z królmi i z ludźmi poradnymi tego świata.

Skoro oryginalnie czyli w Biblii Króla Jakuba jest with kings and counsellors of the earth, skrócone przez Melville'a do with kings and counsellors, to najprostszym rozwiązaniem byłoby chyba z królami i władcami — czytelnik nawet jeśli się nie domyśli, że to z Hioba, to przynajmniej uniknie naturalnej reakcji "z jakimi kurwa doradcami?!" Z doradcami ziemi, rzecz jasna.

Na koniec chciałem koncyliacyjnie dodać, że nawet nie jestem pewien czy to Szostkiewicz, bo tekst znalazłem w internetach i może to być np. jakieś stare tłumaczenie (ale wolałbym nie). Tak czy owak nie jestem taki głupi żeby wydać aż 3028 zł za krótkie opowiadanie, które mogę darmo przeczytać po angielsku.

środa, 20 kwietnia 2011, 07:58

rezultujemy?

Do dziś nie wiedziałem, że można po polsku rezultować, tj. dawać w rezultacie. "Czasownik rezultować istnieje, odnalazłem kilkadziesiąt tekstów internetowych, w których go użyto. W znacznej większości były to teksty fachowe" — wymijająco odpowiada Jan Grzenia (Uniwersytet Śląski) w Poradni językowej PWN. Ale że coś jest, jeszcze nie znaczy, że warto używać.

Weźmy zdanie:
Lecz ta selekcja przedmiotowych kodów na "użyteczność", jako służebność dziełu, rezultowała w nadmiarowych ładach, powodujących antyrealistyczne zesztywnienie przedstawianego.
Czy można je łatwo i bez większej szkody dla rezultatu rezultowania pozbawić? Spróbuję:
Lecz z tej selekcji przedmiotowych kodów na "użyteczność", jako służebność dziełu, wynikały nadmiarowe łady, powodujące antyrealistyczne zesztywnienie przedstawianego.
Zadowolony z rezultatu uznaję "rezultować" za zbędną kalkę. Moją słabo uzasadnioną niechęć do rezultowania wzmaga wątpliwość: "rezultować w nadmiarowych ładach" czy "rezultować nadmiarowymi ładami"? Jeśli już, byłbym zdecydowanie za formą drugą, ale co ja mogę?

środa, 23 grudnia 2009, 04:06

skrót teleologiczny

Poniżej akapit rozdziału Behawior z równie dobrego jak cienkiego "Wstępu do fizjologii bezkręgowców" J.A. Ramsaya:

Powiedzenie: "funkcją hemoglobiny jest zwiększanie zdolności krwi do przenoszenia tlenu" mówiąc ściśle, nie jest poprawne. Dopóki sami nie umieścicie hemoglobiny we krwi, nie wiecie, co jest tu jej celem. Możecie najwyżej powiedzieć, że "zdolność krwi do przenoszenia tlenu wzrasta dzięki obecności hemoglobiny". Jednak przykładanie zbytniej wagi do formy słów często prowadzi tylko do pedantycznego wielosłowia. Krąży się wtedy dokoła kwestii, która w rzeczywistości jest zupełnie prosta. Łatwiej jest powiedzieć, że "nerka świetnie sobie radzi z usuwaniem wody z ciała zwierzęcia w miarę jej przedostawania się do organizmu", aniżeli mówić: "odpływ z nerki jest w sposób ciągły dostosowywany do poziomu pobierania wody aż do momentu, gdy osiągnięte zostaną granice jej wydolności". Nie ma chyba nikogo, kto by poważnie myślał, że nerce można przypisać zasługi lojalności i współpracy. Tę uproszczoną formę wyrażania się nazywamy skrótem teleologicznym, przy czym obecnie cieszy się ona pełnym szacunkiem. Należy się jednak szczególnie wystrzegać używania tego skrótu w dyskusjach o behawiorze zwierząt, gdyż w tej dziedzinie zbyt łatwo można go wziąć dosłownie.

Tłumacz poślizgnął się na nerce, w oryginale jest "kidney does its best to remove water" czyli mniej więcej "nerka robi wszystko by usuwać wodę" do czego nawiązuje później wzmianka o nerki lojalności. "Świetnie sobie radzi" jest więc nie tyle złe, co do dupy. Oto efekt mechanicznego tłumaczenia zdania po zdaniu — każde osobno ma sens, wszystko razem się kupy nie trzyma. Ale nie o tym chciałem. Ramsay rozstrzyga: nie bać się skrótów teleologicznych — o ile nie prowadzą na manowce. Gdy mogą prowadzić, mieć się na baczności. Na wszelki wypadek podam jeszcze raz to samo z oryginału czyli z "Physiological approach to the lower animals‎":

Strictly speaking, it is incorrect to say 'the function of haemoglobin is to increase the oxygen carrying capacity of the bood' for unless you put the haemoglobin in the blood yourself you don't know what its purpose is to do. What you may say is 'the oxygen-carrying capacity of the blood is increased by the presence of haemoglobin'. But very often strict attention to the form of words only leads to pedantic circumlocution about an issue which is perfectly simple. It is easier to say 'the kidney does its best to remove water from the animal as fast as it comes in' than to say 'the output of the kidney is constantly adjusted to the intake of water except in so far as the functional limits of the kidney are approached', and no one will seriously think that the kidney is being given credit for loyalty and cooperation. This simplified form of expression is called 'teleological shorthand' and is nowadays perfectly respectable. But one must be particularly guarded in using it when matters of behaviour are under discussion, for it is then only too easy to be taken literally.

Określenie "skrót teleologiczny" zdaje się zostało wprowadzone do użytku przez Juliana Huxleya w "Evolution, the modern synthesis" (1942). Pierwsze wydanie "Physiological approach to the lower animals‎" Ramsaya ukazało się w 1952. Zapewne stąd sąd: 'teleological shorthand' ... is nowadays perfectly respectable. A dziś? Chyba nic się nie zmieniło. Każdy sam wybiera między paranoidalną pedanterią grzęznącą w wielosłowiu, a zrelaksowanym niechlujstwem prowadzącym na skróty w maliny.
DODANE: z Janet Richards "Human Nature After Darwin: A Philosophical Introduction". Byłbym może przetłumaczył, ale używanie osobnych nazw na letniego gronostaja brązowego (stoat) i zimowego gronostaja białego (ermine) mnie zniechęca:

Teleological shorthand:
Stoats used to moult and grow a white coat in winter, to be less conspicuous in the snow, and then change back to brown in the spring. Now there isn't so much snow it is safer for them to stay brown all year. That is why ermine is even rarer than it used to be.

Non-teleological Darwinian explanation:
Stoats that happened to grow a white coat after their autumn moult were less conspicuous in the snow than the ones that stayed brown, and were less easily seen by predators. More of them therefore survived the winter, and produced offspring which also turned white in winter. But as the climate changed and winters were no longer snowy, the white stoats were more easily picked off by predators than the brown, and the brown ones became the ones lhat survived the winter and produced offspring afterwards. This is why white stoats are now rare, and ermine is even rarer than it used to be.

niedziela, 8 lutego 2009, 18:45

Philips, do nogi!

Dziś mała zemsta za to, że nie umiałem podłączyć odtwarzacza DVD do telewizora Philipsa. Myślałem, że wystarczy połączyć oba urządzenia kabelkiem HDMI, a potem nacisnąć przycisk DVD na pilocie od telewizora. Jednak nie, technika poszła naprzód. Magicznym guzikiem okazał się inny guzik. Ale mniejsza z tym, nie będę pisał o moich problemach, przecież każdy ma swoje.

Bawiąc się pilotem od telewizora odkryłem wielce zagadkowy napis: "Zwolnij zapisy". Oto on na skrinszocie (czyli zdjęciu ekranu):



Z kontekstu łatwo się domyślić, że tłumacz puścił wodze fantazji. Ale jeśli już, to czemu nie spróbował przetłumaczyć "Generation date" na "Randka pokolenia"?



ps. Tytuł notki w angielskim oryginale brzmiał: "Philipsie, dbaj o polskiego klienta".
DODANE: kto by pomyślał, wszystkie nowe telewizory Philipsa mają w sobie Linuksa: Linux in the NXP TV520 Nexperia Digital TV System. Kiedyś trzeba było czekać, aż rozgrzeje się kineskop, teraz trzeba czekać, aż zbutuje się Linux. Nie mówi się "zbutuje?" A jak?

To też ciekawe, okazuje się, że wszystkimi urządzeniami połączonymi przez HDMI można sterować jednym pilotem: The Secret Feature on Your HDTV: HDMI CEC

FAQ na stronie Philipsa:
My TV makes a short clicking noise around 5 o'clock in the morning. Is this normal?
Answer
The clicking sound is produced by your TV coming out of standby for a short time in order to perform an internal check and any updates that may be necessary. This is normal behavior.

piątek, 22 sierpnia 2008, 04:23

męski wyraz

Czytam, czytam – i ni w ząb nie rozumiem. Albo stronę podmienili ruscy hakerzy, albo zalęgła się w Rzepie sztuczna inteligencja. Czy raczej ćwierćinteligencja. Oto dowód: Agresja zapisana w męskim wyrazie twarzy

Tu oryginał z New Scientist: Aggression written in the shape of a man's face. Da się streścić w jednym zdaniu – im facet ma szerszą twarz, tym jest bardziej agresywny. Poniżej tekst z Rzepy (wyjątkowo pozwoliłem sobie skopiować cały tekst kupa mięci).

rp.pl » Nauka » Psychologia
Agresja zapisana w męskim wyrazie twarzy
justbye 20-08-2008, ostatnia aktualizacja 20-08-2008 17:14

Nie ważne jak bardzo mężczyźni próbują, jednak nie są w stanie ukryć swojej agresji. Przyglądając się sugestiom męskich graczy hokeja na lodzie, wygląda na to, że poziom agresji mężczyzny jest równomierny, wystarczy spojrzeć na proporcje jego twarzy.

Cheryl McCormick oraz Justin Carre z Uniwersytetu Brock w Ontario, w Kanadzie, odkryli, że rozmiary twarzy graczy hokeja są proporcjonalne i bardziej agresywne niż w rzeczywistości.

Ich agresja jest wymierzonym punktem zwrotnym każdego gracza, który mnoży potencjał ujemny zachowania tak jak w czasie walki.

Ogólnie, męskie twarze mają skłonność do proporcjonalnie większych rozmiarów niż twarze kobiet. Ta fizyczna charakterystyka powinna być powiązana z wyższym poziomem testosteronu, który jest powiązany z zachowaniem agresji.

Większość ludzi nie chciałaby uczestniczyć w bójce z dużym, muskularnym mężczyzną, tylko dlatego, że jego wygląd nie jest proporcjonalny do rozmiarów ciała. To może być najlepsze ostrzeżenie przed agresją dla osób, które nie chcą wpaść w tarapaty.

Prawdziwe oblicze świata

Na podstawie przeprowadzonych obserwacji na studentach grających w gry komputerowe, McCormick powiedziała, że zdumiewa granica przepowiadania zachowań agresji umieszczonych w rzeczywistym świecie.

Poprzednie nauki nad mimiką twarzy dały do zrozumienia, że kobiety patrząc na zdjęcie mężczyzny potrafią powiedzieć, czy chcą oni mieć dzieci. Teraz McCormick bada czy ludzie potrafią znaleźć subtelne, odmienne miejsce twarzy i użyć go w swym zachowaniu oraz kierować się nim każdego dnia.

„Jeśli ktoś dawał wybór, jeden z dwóch przeciwników współzawodniczył, różnią się, więc podłożem mimiki twarzy. Czy zatem mimika jest mniej agresywnym przeciwnikiem od samego zachowania agresji?” pyta McCormick.

Ona wierzy, że ludzkie twarze mogą być wszystkim, co wybierzemy w społecznej postawie codziennej.
New Scientist

DODANE:
Pojawiła się w Rzepie całkiem nowa wersja: Z agresją na twarzy, a mój link do starej daje: 404 - Niestety strona o podanym adresie nie jest dostępna.
Chyba nie ma czego żałować :)

sobota, 5 lipca 2008, 00:49

współczesna eugenika - dzieci modyfikowane genetycznie

Tutuł specjalnie tak głupi jak ten z Polska-Times: Urodzi dziecko genetycznie modyfikowane. Po angielsku było "designer baby" czyli dziecko projektowane — już to określenie jest mocno naciągane, bo chodzi przecież o zwykłą selekcję zarodków po zapłodnieniu in vitro. Lepiej dalej nie naciągać — o żadnych modyfikacjach genetycznych nie ma tu mowy.

Podobne próby (skuteczne) podejmowane są już od wielu lat, opisane np. tu: Czy diagnostyka preimplantacyjna rozpocznie epokę "zaprojektowanych dzieci?", ostatnio także w polskich klinikach — wydaje się, że diagnostyka preimplantacyjna to jedyna sensowna droga, jaką może pójść tak bardzo skompromitowana eugenika. Jeśli kogoś to bulwersuje, proszę się przynajmniej bulwersować adekwatnie. Powtarzam: nie ma żadnych modyfikacji genetycznych, jest tylko selekcja zarodków — chodzi o to, żeby wszczepić do macicy tylko te bez szkodliwych genów. Oczywiście najpierw trzeba sprawdzić, który zarodek jest dobry, a który nie, pobiera się w tym celu pojedynczą komórkę z każdego zarodka (w każdej komórce są te same geny) i patrzy, co tam jest. Można to nazwać genetyczną obserwacją, ale nie modyfikacją. Selekcja zarodków przed implantacją wydaje się — przynajmniej w odczuciu większości ludzi — mniejszym złem niż diagnostyka prenatalna zakończona przerwaniem zaawansowanej ciąży, dogmatycy nie powinni widzieć różnicy, albo uznać selekcję zarodków za jeszcze większą zbrodnię (tak czy siak wg nich zabija się "dzieci", a przy selekcji nawet więcej).

A po co się w ogóle robi takie straszne rzeczy? To proste, normalni zdrowi ludzie chcą mieć normalne zdrowe dzieci, bez wad rozwojowych, nieskazane na ciężką chorobę czy nawet śmierć w młodym wieku. Cytuję ze wspomnianego już artykułu w Polska-Times:
Od trzech pokoleń każda kobieta z rodziny mojego męża miała raka piersi, i to w wieku od 27 do 29 lat — mówi 27-letnia Brytyjka, która pragnie pozostać anonimowa.
— Uznaliśmy, że skoro istnieje możliwość wyeliminowania zagrożenia, to musimy to zrobić. Gdybym urodziła córkę, która w wieku dorosłym zachorowałaby na raka, nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym zaniedbała takiej możliwości.

DODANE: dla zainteresowanych diagnostyką preimplantacyjną — gotowy guglak
A tu emocjonujący film, na którym pokazano pobieranie pojedynczej komórki zarodka do diagnostyki — cały zarodek ma mniej niż 100 µm!
Przychylne Stanowisko Wydziału Nauk Medycznych PAN dotyczące zastosowania zapłodnienia pozaustrojowego w leczeniu niepłodności i diagnostyce genetycznej preimplantacyjnej.
Wreszcie dość wyczerpujące (temat) opracowanie: Preimplatancyjna diagnostyka genetyczna w aspekcie bioetycznym

poniedziałek, 7 stycznia 2008, 23:32

"Truposz" Jarmuscha (1995) na dvd

Pewnie nie ma nic gorszego od marnego dubbingu, ale źle tłumaczone napisy też mogą popsuć film. Mnie się Truposz i tak podoba, chociaż jest dziwny i nie spodobał się Ebertowi. Przymierzałem się do Truposza jak pies do jeża (tytuł nie zachęca), ale w końcu kupiłem, obejrzałem, jeszcze raz obejrzałem i pewnie znowu obejrzę.

Od tego oglądania nabrałem podejrzeń graniczących z pewnością, że polskie tłumaczenie nie jest zbyt pieczołowite. Nie chodzi mi o to, żeby się teraz zemścić i popastwić nad tłumaczem, bo przecież nie on jeden grzeszy. Ale może warto przynajmniej zwrócić uwagę. W końcu jak dostajemy w kawiarni lody z muchą, to przecież nie zjemy ich od razu, tylko najpierw trochę pogrymasimy.

Poniżej fragmenty dialogów w oryginale i tłumaczeniu, chyba nie zdradzam żadnych istotnych szczegółów.


I want him brought here to me - alive or dead don't matter,
Though I reckon dead would be easier.

Żywy lub martwy, chcę go mieć.
Martwy mniej narzeka.

Trzeba pochwalić zwięzłość. Natomiast inwencja tłumacza zawsze mnie wprawia w zakłopotanie. Niedoceniony geniusz?


Every night...
and every morn',
some to misery are born.
Every morn' and every night,
some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.


Tak wieczorem jak i z rana
biedak rodzi się w łachmanach.
Tak jak z rana, tak z wieczora
bogacz będzie żył w splendorach.
Jedni mają wbród wszystkiego
innym braknie do pierwszego.

Bez komentarza. Dla porównania zobaczmy, jak tłumaczy ten fragment "Wróżb niewinności" Blake'a Zygmunt Kubiak:

Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

A tak jest w "Proroctwach niewinności" Józefa Czechowicza:

W blasku ranka, w nocy cieniach
Ktoś się rodzi dla cierpienia
W cieniach nocy, w dnia jasności
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla ciemności


Are you telling me he killed both his pa--
I'm tellin' you he killed 'em. He fucked 'em. He cooked 'em up. He ate 'em.

Zabił oboje rodziców?
Dokładnie tak. Zarżnął, upiekł i zjadł.

Znowu chwalę zwięzłość. Tu trochę rozumiem tłumacza, każdy by wymiękł.


As a small boy,
I was often left to myself.
So I spent many months stalking the elk people...
to prove I would soon become a good hunter.
One day, finally, my elk relatives took pity on me,
and a young elk gave his life to me.
With only my knife, I took his life.


Będąc dzieckiem często zostawiali mnie samego.
Miesiącami podpatrywałem tych, co polują na łosia
Chciałem zostać myśliwym
Wreszcie pozwolono mi zapolować.
Młody łoś stał się mym łupem.
Zabiłem go mając jedynie nóż.

Tu już nawet nie chodzi o kaleką polszczyznę (będąc dzieckiem ... zostawiali mnie samego), ani o to, że amerykański elk to jeleń, a nie łoś, tylko o to, że mówi to Indianin, z szacunkiem nazywający jelenie ludźmi i sugerujący, że młody jeleń tylko z litości dał mu się zabić.


White man's trading post.
Indians get diseases there.
What do you mean?
Smallpox, consumption.
Blankets are infected.


Tu handlują biali, a Indianie łapią choroby.
- Jak to?
Kiła, gruźlica.
Koce są zakażone.

No nie wierzę, że tłumacz nie wie, że smallpox to ospa. A jak można się zarazić kiłą od koca?


I prepared your canoe with cedar boughs.
Masz łódź z dębowych bali.

Co prawda w Ameryce nie ma prawdziwych cedrów, ale prawie na pewno chodziło o drzewa z rodzaju Calocedrus (cedrzyniec). Też wielkie, iglaste, o pachnącym drewnie. Chociaż trzeba przyznać, że dębowe bale brzmią doskonale. Jakby kto walił głową w pień.


DODANE: coś w rodzaju zwiastuna Truposza - uważam, że zdradza zbyt wiele. Na pewno warto posłuchać muzyki - ciągnie się tak przez cały film... Ale grającego Neila Younga na filmie wcale nie widać.



czwartek, 6 grudnia 2007, 00:49

agresja w moczu

Szydzę sobie czasem z naszych dziennikarzy naukowych, ale przecież wiem, że lekko nie jest. Trzeba pośpiesznie tłumaczyć różne teksty z angielskiego (tak sobie wyobrażam ich pracę), a angielski jednak nadal różni się od polskiego. W ramach autopokuty też coś spróbuję przetłumaczyć, samemu wystawiając się na pośmiewisko.

Tyle było ostatnio o agresji na S24, chętnie dorzucę cudze trzy grosze. Ale od razu uprzedzam — u ludzi i innych małp wąskonosych system rozpoznawania feromonów już dawno wysiadł, więc feromonalna agresja nas nie dotyczy.

Tekst pochodzi z BBC News

Białka agresji odkryto w moczu myszy

Zidentyfikowano feromony agresji prowokujące samce myszy do walk.

Naukowcy ze Scripps Research Institute w Kaliforni odkryli, że myszy wydalają z moczem przynajmniej dwie substancje, wywołujące bójki między samcami. Komórki nerwowe w nosach samców potrafią wykryć te białka w moczu rywali. Autorzy w swej publikacji w Nature twierdzą, że tyle wystarczy, by sprowokować agresywne zachowanie tych niezwykle terytorialnych gryzoni.

Naukowcy wiedzieli już wcześniej, że jakaś substancja z moczu samców myszy wywołuje agresję innych samców. Dotychczasowe doświadczenia pokazały, że samce kastrowane nie wytwarzają feromonów agresji i nie wywołują wojowniczych zachowań u rywali. Jednak gdy smarowano grzbiety kastrowanych myszy moczem samców niekastrowanych, inne samce ponownie wykazywały wobec nich wrogość.

Lisa Stowers ze Scripps i jej współpracownicy analizowali reakcje neuronów czuciowych w nosach gryzoni na różne substancje pochodzące z mysiego moczu i oceniali zachowanie samców. Wreszcie zidentyfikowano dwa białka, prowokujące agresję samców wobec innych samców. Następnie scharakteryzowano komórki i obwody nerwowe pobudzane przez te białka.

Samce myszy wykazują wrodzoną agresję terytorialną, mechanizm tego zachowania nie jest jeszcze poznany. Dr Stowers i jej współpracownicy przypuszczają, że to właśnie feromony niosą informacje o takich cechach innych myszy jak płeć, wiek i status.

DODANE: Scripps Research Scientists Discover Chemical Triggers for Aggression in Mice - mniej więcej to samo na stronie Scripps. Muszę jednak sprostować, co napisałem we wstępie - chociaż ludzie nie reagują na feromony (utraciliśmy geny na odpowiednie receptory), to w jakiś inny sposób pobudzane są u nas te same obwody nerwowe, co u myszy. A więc wyniki badań nad agresją u myszy mogą być dla nas ciekawe.