Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bynajmniej. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bynajmniej. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 września 2018, 18:57

wymiana dysku w maku mini 2012

Latka lecą, ceny dysków SSD zaczęły wreszcie wyraźnie spadać (SSD 960 GB można już kupić za ca 600 zł, a będą jeszcze tańsze), więc jeśli ktoś ma maka mini z 2011/2012 (takiego z łatwo zdejmowalną pokrywką od spodu) ze ślamazarnym dyskiem to najwyższa pora sobie własnoręcznie dogodzić. Efekt jest przyjemnie odczuwalny, a ryzyko — jak się okazuje — niewielkie.

Na ifixit jest przepięknie ilustrowana instrukcja jak to się robi, wyszło im "umiarkowanie trudne" i 30-45 minut. Co zwykle znaczy, że lepiej nie ryzykować. Na szczęście tym razem grubo przesadzili, cała ta niepotrzebnie odstraszająca instrukcja jest mocno upierdliwa i bez sensu zaleca niemal dokumentne wybebeszenie wszystkiego (wybebeszyć to każdy głupi umie, wbebeszyć sztuka).

Prawda jest w komentarzach, wystarczy odkręcić wentylator, kawałek plastiku przy wentylatorze, ażurową blachę z antenami (do której przykręcony jest dysk) i dysk od blachy. Nic więcej. Czyli pomijamy krok 5 (odłączanie wentylatora), 10 (odłączanie anten), 13 (odłączanie czujnika podczerwieni) oraz 14-16 (zbędne bebeszenie). A więc niczego nie odłączamy poza rzecz jasna samym dyskiem, który naprawdę da się potem wyjąć bez bebeszenia. I dlatego wszystko zajmuje raptem kilkanaście minut i nie jest wcale trudne. Zaciąłem się tylko na chwilę przy przykręcaniu dziurkowanej blaszki z antenami, jak ucho z jednej strony wchodziło w zagłębienie to z drugiej wychodziło. Ale nie ma co się denerwować, musi się udać. Dysk do blachy z antenami przykręciłem na samym końcu, odwracając maka do dołu nogami tak żeby dysk sam opadł na blachę. Grawitacja jeszcze nikogo nie zawiodła.

Oczywiście miałem niezbędne śrubokręty (wkrętaki) w postaci zestawu z wymiennymi końcówkami. No i włączony drugi komputer otwarty na stronie ifixit. Wszystkie trzy końcówki (torx 6 i 8 oraz imbus 2 mm) można np. kupić w zestawie z niepotrzebnymi 29 innymi za jedyne 40 zł np. tu, trochę wkurwiające jest tylko, że trudno bez wycieczki do sklepu doczytać się w internecie co w takim zestawie umieścili. Ale może nie umiem guglać. Na wszelki wypadek wrzucam zdjęcie z rewersu opakowania Dexter 32 szt. Chociaż może lepiej kupić osobno dwa śrubokręty T6 i T8 (ten może też udawać imbus 2mm). A jeśli ktoś sądzi, że śrubki Torx to już straszna perwersja, niech rzuci okiem na pełną listę.

Apple co prawda ma niedługo ogłosić nowe cuda niewidy, ale nawet jeśli poszli po rozum do głowy i wypuszczą po wielu latach przerwy maka mini z niewlutowaną pamięcią to i tak pewnie będzie niewiele lepszy od mojego. Na wszelki wypadek mam to już gdzieś tzn. za sobą.

wtorek, 14 sierpnia 2018, 06:43

cyfryzacja z Razem

Czytałem niedawno jakie ma partia Razem Stanowisko ws. cyfryzacji i chociaż (jak każdy komu kiedykolwiek zapchał się kibel) nie uważam, żeby infrastruktura sieciowa była równie ważna dla społeczeństwa jak wodno-kanalizacyjna, to z grubsza się zgadzałem. Prześlizgnąłem się bez trudu nad "Zapewnimy każdemu gospodarstwu domowemu bezpłatny dostęp do szerokopasmowego internetu" aż dojechałem do punktu "Wprowadzimy nauczanie algorytmiki oraz rozwiązywania problemów z nią związanych na lekcjach informatyki. W tym celu wykorzystywane będą nowoczesne języki programowania używane w przemyśle". I tu się zamyśliłem. "Sprzedam nowy, używany samochód".

Po pierwsze w przemyśle (dowolnym) raczej nie są lubiane nowoczesne języki tylko starsze, sprawdzone, bo inercja jest ogromna i decyduje zastane. Te nowoczesne (czyli np. Go, Rust, Swift) może dopiero będą używane, a może nie. No chyba że nowoczesne definiujemy równie gumowo jak szerokopasmowy internet i np. uznajemy że Python, Java, C#, JavaScript plus C++17 są nowoczesne (to wypada jeszcze dorzucić PHP, czemu nie). Czyli nie tyle nowe, co używane.

I tu mamy drugi problem, na istnienie którego zwrócił sto lat temu uwagę Wirth, właśnie przy okazji narodzin Pascala (przeciw któremu - jak być może nietrafnie zgaduję - postępowa partia Razem występuje). Cytuję (z Recollections about the Development of Pascal): "My argument was that the request to teach the methods used in industry, combined with the fact that industry uses the methods taught at universities, constitutes a vicious circle barring progress" (w niechlujnym przekładzie: Przekonywałem, że żądanie by uczono metod używanych w przemyśle, w połączeniu z faktem, że przemysł używa metod uczonych na uczelniach, tworzy błędne koło hamujące postęp).

Wypowiedź Wirtha rzecz jasna dotyczy czasów, gdy zapotrzebowanie na programistów było stosunkowo niewielkie (więc ich kształcenie ograniczone do szkół wyższych), ale samo zjawisko jest realne i ponadczasowe. Szkoła nastawiona na zastane jest hamulcem albo jeszcze gorzej (co na przykładzie efektów wprowadzenia religii do polskich szkół przez poczciwych idiotów widać jaskrawo).

Reasumując, w trosce nie tylko o przemysł, ale i mózgi młodzieży, może Python i trochę C#.


DODANE: poniżej estetyczna tabelka chronologiczna (nie obejmuje bitwy pod Grunwaldem i FORTRAN-a), daty wziąłem z Wikipedii spod "First appeared":
Pascal1970
C1972
SQL1974
PostScript1982
C++1985
Python1990
HTML1993
JavaScript1995
Java1995
PHP1995
C#2000
Go2007
Rust2010
Swift2014

niedziela, 11 marca 2018, 16:22

bez komentarza

Ale to jednak nie jest uczciwe przedstawienie sprawy. Na innych zdjęciach sytuacja wygląda inaczej. Czy jak to mówią zgoła odmiennie.

niedziela, 12 lutego 2017, 19:41

przedwiośnie

Cytuję z pl.wikipedia.org "W niektórych regionach Polski (Wielkopolska, Mazowsze) gniazduje na słupach trakcji elektrycznej".

Co pewnie jest nieprawdą, bo słupy sieci trakcyjnej są niskie i w ogóle nie bardzo się nadają. Autor skądś bezmyślnie przepisał albo miał na myśli słupy linii wysokiego napięcia. To dość popularne miejsca gniazdowania także innych ptaszysk.

niedziela, 21 sierpnia 2016, 15:58

przerwa na zawisaka

Chwasty mi raczej nie przeszkadzają, niech sobie rosną. Nie znoszę tylko przytulii i jak widzę to wyrywam. Bo czepia się wszystkiego i do wszystkiego. Doprowadziło mnie to zdumiewającego odkrycia. Otóż — nikt by nie zgadł — uczepiła się nawet hasła Inflatable pigs on Roger Waters' tours, które (dziś przynajmniej) jakimś cudem linkuje do hasła o niej! Podobno tego paskudnego zielska używano do napychania materacy (stąd po ang. beadstraw), przyszło mi zatem do głowy, że oprócz świń dymanych Waters posłużył się też kiedyś świnią wypchaną. Ale nie, na świni namalowany był Wuj Sam z tasakami, które pewnie początkowo linkowały gdzie trzeba, dopiero potem wskutek typowej dla Wikipedii erozji zaczęły przez przekierowanie linkować do przytulii. Wszystko przez to, że tasaki i przytulia to po ang. tak samo, cleavers. No więc jednak nie, nie było Wuja Sama z przytuliami w rękach na świni Watersa na festiwalu Coachella.

A chciałem tylko wyjaśnić, czy gąsienice zmrocznika przytuliaka (Hyles gallii) żerują także na przytulii czepnej, bo jeśli tak, to gotów jestem zrewidować swój stosunek do niej i przestanę wyrywać. Bo kontakt z tym zawisakiem dostarczył mi chwilę niezapomnianych przeżyć. Wypatrzyłem go jak odpoczywał i zrobiłem kilka zdjęć żeby ustalić jak się dokładnie nazywa, że jakiś zawisak to od razu wiedziałem. Myślałem że zacznie latać dopiero pod wieczór, ale gdy wróciłem za kilka minut już latał. Błyskawicznie obleciał kilka okolicznych różowych jasnot i tyle go widziałem. Byłem zupełnie nieprzygotowany, zaskoczony jak zwykle. A zwierzątko niesamowite, z profilu wygląda na króliczka, a lata trzepocząc skrzydłami jak ptak. I szybko. Podobno zawisaki długo rozgrzewają się przed startem. Może wieczorem, gdy jest już chłodno, ale nie w środku dnia, przy 25 stopniach. Ten niestety na pewno rozgrzewał się krócej niż kilkanaście minut. Między ostatnim zdjęciem siedzącego i nieudanym zdjęciem (na automatycznym ostrzeniu) latającego minęło 5 minut. Muszę jeszcze poczytać o automatycznym ostrzeniu w przypadku obiektów poruszających się na nieruchomym tle. Bo na ręcznym ostrzeniu tak szybko latających obiektów chyba nawet nie warto próbować fotografować.

Hyles gallii Hyles gallii Hyles gallii
I nawet na tak beznadziejnym zdjęciu Hyles gallii da się rozpoznać.

niedziela, 2 sierpnia 2015, 19:52

Smutno mi Boże!

Słowacki wielkim poetą był, ale ja go coś kurwa nigdy nie lubiłem. Więc i pożytku z niego miałem tyle co kot napłakał, zapamiętałem tylko przedrzeźniony Hymn o zachodzie:
Smutno mi Boże! Gdy spać się położę
i łóżka brzegiem suną pluskwy szeregiem,
a każda z nich ugryźć mnie może,
Smutno mi Boże!

Ale zawsze coś, nawet jeśli wciąż trudno o kontakt z pluskwami i musimy smucić się czymś innym. Po latach zajrzałem żeby zobaczyć jak było naprawdę i natknąłem się na takie wyznanie:

Dzisiaj na wielkim morzu obłąkany
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze
Smutno mi Boże!

Pewno już dawno ktoś to wytknął — bociany białe starannie unikają przelotów nad otwartym morzem, więc Słowacki z pewnością nie widział ich sto mil od najbliższego brzegu. Nie żeby bocian nie potrafił latać nad wodą, ale wyraźnie nie lubi, woli szybować korzystając z prądów konwekcyjnych (które nad powoli nagrzewającą się wodą raczej się nie tworzą). Tak więc nie warto wzruszać się bez sensu, najpierw ustalmy fakty.

Młode tegoroczne bociany już potrafią całkiem nieźle latać, dwa tygodnie temu ledwie podfruwały.

piątek, 19 października 2012, 05:46

on już ma, inni czekają!

Polska wikipedia może być największa na świecie!

piątek, 5 listopada 2010, 01:50

krok dalej

And software users these days, so we hear, want to be platform atheists so that their computers will run programs from any manufacturer.
Philip Lattimore, Thailand

To z BBC: 50 office-speak phrases you love to hate. Tymczasem platform atheist wygugliwa 196, zaś platform agnostic — 53000.

wtorek, 2 listopada 2010, 14:13

dwieście słów

Eskimosi mają 200 słów na określenie różnych odmian śniegu(1). To niesamowite, bo dokładnie tyle samo słów angielskich znał Hemingway(2) — i to dlatego język jego był czysty jak śniegi Kilimandżaro.


1. Tak przynajmniej słyszałem (od koleżanki studiującej socjologię w Łodzi). Ale po pierwsze nie Eskimosi ino Inuici, a po drugie — nie mają. I nawet w wersji najbardziej przesadzonej mieli tylko 100.

2. Jest i w Wikikwotach, ale tam pojawiło się chyba zaraz po odkopaniu przez Tomasika.

czwartek, 27 listopada 2008, 20:30

klapa wyciągu z miłorzębu

Dobra wiadomość dla ludzi wydających pieniądze na różne ekstrakty z miłorzębu dwuklapowego (Ginkgo biloba), zwanego złośliwie japońskim (pochodzi z Chin). Opublikowano niedawno wyniki dużego badania, największego do tej pory, w którym wzięło udział 3 tys. osób w starszym wieku. Ekstrakt z miłorzębu nie poprawia pamięci, nie zapobiega też jej utracie. Można więc parę złoty zaoszczędzić.

Wyniki opublikował Journal of the American Medical Association, który wcale nie jest dziennikiem, tylko tygodnikiem. Strasznie to wszystko pokręcone, prawda? Tu są: Ginkgo biloba for Prevention of Dementia. Mnie wystarczy podsumowanie – nie polecają:

In summary, in this randomized clinical trial in 3069 older adults with normal cognitive function or mild deficits, G biloba showed no benefit for reducing all-cause dementia or dementia of the Alzheimer type. A central issue in testing of complementary and alternative medications is the formulation of the compounds. This study used a requisite standardized formulation of G biloba extract with specified amounts of the active ingredients in a dosage based on the highest doses used and reported in the literature. The extract we tested is among the best characterized and is the one for which the most efficacy data are available. Thus, we believe that the results are applicable to other G biloba extracts. Based on the results of this trial, G biloba cannot be recommended for the purpose of preventing dementia.

poniedziałek, 10 listopada 2008, 17:38

pływanie w kisielu

Wygląda jakbym się uwziął na Ziemkiewicza, ale nic z tych rzeczy, zwykły zbieg okoliczności. W Rzepie reklama Nowa książka Rafała Ziemkiewicza zaczyna się tak: "Żyć w Polsce to jakby się było zmuszonym pływać w kisielu, da się, oczywiście, tylko każdy ruch kosztuje dwa razy więcej wysiłku….” – pisze Ziemkiewicz.

Otóż to nieprawda. W kisielu pływa się równie łatwo jak w wodzie, już sprawdzono. A słynny eksperyment Cusslera i Gettelfingera (tu są zdjęcia) w pełni zasłużył na nagrodę Ig Nobla w 2005.

Po bardzo gęstym kisielu można nawet chodzić (wszyscy już widzieli?): A pool filled with non-newtonian fluid:




DODANE: doświadczenie Cusslera i Gettelfingera łatwo powtórzyć we własnym basenie, oni do 25 metrowego wsypali 300 kg gumy guar (znanej z opakowań jako E412).

wtorek, 1 kwietnia 2008, 07:10

wierzący są bardziej szczęśliwi

Jak donosi Rzeczpospolita, omawiając pobieżnie wyniki badań Andrew Clarka z Paryskiej Szkoły Ekonomicznej — "Ludzie wierzący są bardziej szczęśliwi". Niestety już pierwsze zdanie jest podejrzane:
"Osoby wierzące lepiej znoszą stres spowodowany np. utratą pracy czy rozwodem".
To cyniczny bezbożnik ma być bardziej zasmucony rozwodem niż ten, który ślubował nie opuścić aż do śmierci? Zajrzałem do oryginalnej pracy Clarka i Lelkes "Deliver us from evil: religion as insurance" — ankietowano protestantów i katolików, ale tylko protestanci lepiej znoszą stres spowodowany rozwodem, katolicy znoszą go gorzej niż niewierzący:

Both Protestants and Roman Catholics are protected against unemployment, but while the former are also protected against marital break-up, Roman Catholics are actually punished for divorce (in the sense that their life satisfaction drops more sharply than does that of the non-religious).

Uff.
DODANE: najszczęśliwszym człowiekiem świata jest tymczasem Matthieu Ricard.
DODANE: Aurelia's Unfortunate Young Man by Mark Twain

poniedziałek, 17 marca 2008, 20:38

chiński zabytek z Księżyca

Zaraz po inspirującej dyskusji ze ŚpiEwką o manipulowaniu wynikami sondaży internetowych wpadłem na sondę w Dzienniku online - Jaki chiński zabytek widać gołym okiem z Księżyca? Oddałem głos na Terakotową Armię, ale okazało się, że prowadzi Chiński Mur. Na szczęście już po chwili stronnicy Terakotowej Armii wysunęli się na czoło:


Chińskiego Muru nie widział swoimi gołymi oczami nawet chiński kosmonauta Yang Liwei, a przecież daleko miał jeszcze do Księżyca.

DODANE: ten sam Dziennik rok temu twierdził, że Chińskiego Muru z Kosmosu jednak nie widać.
DODANE: Chiński Mur widać z Księżyca od 1938, dzięki Richardowi Halliburtonowi.

piątek, 25 stycznia 2008, 21:07

czego nie powiedział Czesterton

Terlikowski dziś zaczął, że "Chesterton wiele lat temu powiedział, że ci, którzy nie wierzą w Boga są w stanie uwierzyć w każdą bzdurę". Okazuje się jednak, że Chesterton tak nie powiedział (podziękujmy  a_s_i_m_o  oraz wikicytatystom). Po nitce do kłębka idziemy do strony Amerykańskiego Towarzystwa Czestertonowskiego, gdzie jest długa i dobra odpowiedź na pytanie, czy Chesterton rzeczywiście powiedział to, czego nie powiedział. Krótka odpowiedź brzmi oczywiście NIE. Natomiast długa brzmi NIE, ALE MÓGŁ — i całe nieporozumienie jest ładnie wyjaśnione. Poniżej mój skrót (duży skrót).

Cytat zwykle pojawia się w formie podobnej do użytej przez Terlikowskiego, A man who won't believe in God will believe in anything (Kto nie wierzy w Boga, uwierzy we wszystko). U Chestertona takiego zdania nie ma, są za to dwa inne, z których od biedy da się skleić potrzebną całość. Pierwsze to It's the first effect of not believing in God that you lose your common sense (Pierwszym objawem utraty wiary w Boga jest utrata zdrowego rozsądku), Drugie to You hard-shelled materialists were all balanced on the very edge of belief — of belief in almost anything. (Zatwardziali materialiści, balansujecie na krawędzi wiary — wiary w niemal wszystko). Twórczej syntezy dokonał dopiero jakiś belgijski wielbiciel Chestertona, którego nazwiska jednak złośliwie nie wymienię.

Terlikowskiemu na pocieszenie — Eco podobno napisał całą grubą książkę w oparciu o ten nieistniejący cytat z Chestertona (Wahadło Foucaulta). I na pocieszenie wszystkim — jeśli niewierzący w Boga mogą uwierzyć we wszystko, to mogą też uwierzyć w Boga.
DODANE: może jednak powinienem wrzucić choć jedną z licznych złotych myśli Chestertona? Ta będzie niezła:
If there were no God, there would be no atheists. (Gdyby nie było Boga, nie byłoby ateistów) - Where All Roads Lead, 1922
Znalazłem jeszcze jedną:
It is the test of a good religion whether you can joke about it

poniedziałek, 26 listopada 2007, 00:19

z czym do knura

Nie zaszczyciłem jeszcze swoją łaskawą uwagą nowej gazety POLSKA, pora nadrobić. Świnie podejrzewano już o wiele rzeczy, ale to mnie naprawdę zirytowało. W tekście Plemnik pod żeńską kontrolą czytam, że świński "system rozrodczy jest najbardziej podobny do człowieka". Nieprawda!

Odsyłam do fachowego artykułu Zasady postępowania z knurami z dwumiesięcznika Hoduj z głową. Pod przeciętne parametry nasienia knurów - o proszę: całkowita objętość ejakulatu - 100-500 ml. Życzę powodzenia.

Sensowniejsze omówienie nikomu niepotrzebnej publikacji Modulation of The Oviductal Environment by Gametes można znaleźć tu (oczywiście po angielsku).


wtorek, 13 listopada 2007, 20:04

co to jest selekcja negatywna

Każdy hodowca wie, co to jest selekcja negatywna. Jest to wybieranie osobników najgorszych, najsłabszych. Ale wcale nie po to, by zrobić z nich użytek. Wręcz przeciwnie. Po usunięciu najgorszych zostaje lepsza reszta. Oczywiście oprócz selekcji negatywnej jest też selekcja zwykła (pozytywna). Tu od razu do hodowli wybieramy osobniki najlepsze, najsilniejsze. Efekt jest podobny, choć osiągnięty odwrotnie. I właśnie dlatego selekcja negatywna nazywa się tak, jak się nazywa.

Niestety termin "selekcja negatywna" spodobał się wszystkim. Występują tu aż dwa obce wyrazy, więc całość brzmi elegancko i fachowo. Jeśli w wyniku złej ordynacji wybieramy złych polityków, to jest to ... no co? Każdy wie, że selekcja negatywna, przecież wszyscy tak mówią. Powiedzieć "wybór najgorszych" każdy ćwok potrafi, opcją atrakcyjną jest "selekcja negatywna". A lobby hodowców jest słabe.

piątek, 17 sierpnia 2007, 03:48

same dobre wiadomości

Tak sobie przeglądam Dziennik online, który czemuś przypomina mi Express Wieczorny, onegdaj kultową gazetę warszawiaków. Na własne oczy widziałem kiedyś jak motorniczy zatrzymał tramwaj koło kiosku przy którym stało ze sto osób w kolejce po Express. Byłem ciekaw jak mu się uda kupić bez kolejki i ujść cało, ale ten otworzył tylko drzwi i zaczął wyzywać ludzi od baranów. Nikt nie drgnął, nikt nawet ust nie otworzył, taka była magia tego Expressu.

Mam słabostkę, nie potrafię przejść obojętnie obok żadnej sondy internetowej, to przecież tylko jedno pstryknięcie. No jasne, że Elvis żyje — i już jest nas ponad 22%.

Noc. U sąsiadów ryczy telewizor i zdaje się sam Adam Słodowy napierdziela młotkiem w kawałek blachy. Za oknem samochody hałasują głośniej niż zwykle, czyli spadł deszcz.

Tak, wiem że niektórzy myślą, że onegdaj znaczy przedwczoraj i powinno być ongiś. Ale co to jest ćwierć wieku, jeśli nie przedwczoraj? Zresztą i tak już nie mają racji.


DODANE

Onegdaj się chyba podoba, najlepiej rzecz jasna wygląda razem z bynajmniej. Np. Onegdaj bynajmniej tak nie mniemałem. Mniam, mniam.