Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słowotwórstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słowotwórstwo. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 czerwca 2015, 09:11

uswajszczanie czyli słoworód klukowy

W Dodatku do rozprawy "Słoworód Ludowy" sam wielki Jan Karłowicz uczciwie przyznaje, że dał się wyprowadzić w pole księdzu Klukowi, biorąc jego neologizmy za autentyczne wyroby ludowe:

Po napisaniu rozprawy o "Słoworodzie ludowym" spostrzegłem się, że nazwy roślin: Upatrek, Józefek, Karolek, Sporek i Śmiałek, przytaczane przeze mnie na str. 364 i 370, nie są w ścisłym znaczeniu ludowym przerobieniem obcych; twórcą ich jest ks. Kluk; z prawdziwym talentem przerabiał cudzoziemskie nazwiska roślin na swojski ład, jak np. jasione, croton, prenanthes, cistus, sweetenia, zinnia, na jasionek, krocień, przenęt, czystek, świtek, cynka itp. Dowiedziałem się o tym po napisaniu mojej rozprawki, przeglądając Wagi regestra do Flory (str. XVII). Autor Flory gani Klukowi takie przerabianie nazw niepolskich; sam innej trzyma się drogi, woląc tworzyć zupełnie nowe wyrazy a nawet pnie na oddanie niekrajowych roślin, jak np. bliźniara, błusza, borzelitka, borześlad, bratwa, brzęst, brzydłorzechnia, bystroka i mnóstwo innych. Mnie by się zdawało że w braku własnych nazwisk lub możności dobrego spolszczenia, metoda Kluka bez porównania jest udatniejszą od systemu Wagi, który, nie mając ukształcenia językoznawczego, potworzył seciny prawdziwych dziwolągów językowych. Odwołuję więc tutaj podciągnięcie wyżej wymienionych pięciu nazw roślin pod nieświadomy Słoworód ludowy, proszę czytelnika aby je uważał za okazy świadomego naginania mało znanych wyrazów pod swojską postać.

Tyle Karłowicz i ja się z nim zgadzam, że dobre co swojskie (albo udane podróbki). Np. nie wiem kto wymyślił nazwy piecuszek i pierwiosnek, ale sam do niedawna myślałem że to stare nazwy ludowe, nieświadom że oba ptaki zostały rozpoznane i nazwane dopiero na początku XIX wieku.

Przy okazji jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to powszechne w Polsce narzekanie na zdigitalizowanie zasobów bibliotecznych do dziwacznego formatu DjVu. Sam często rzucałem kurami w tej sprawie, ale to bezproduktywne podejście. Produktywne jest takie: SumatraPDF plus ściągnięta z biblioteki publikacja w postaci zazipowanego kompletu plików DjVu (niestety SumatraPDF jest tylko na Windows, ale nad użytkownikami maków nie warto się litować, są dobrze sytuowani). A więc kolejno:
ściągamy SumatraPDF, program jest świetny, nie trzeba go nawet instalować i oprócz PDF czyta też pliki DjVu, w dodatku inteligentnie, o czym za chwilę. Jest też nieoficjalna 64-bitowa wersja, niekoniecznie lepsza, ale sam takiej używam więc nie będę udawał że nie wiem. Do ściągnięcia stąd.
— gdy tylko w którejś polskiej bibliotece cyfrowej wyskakuje zachęta do instalowania wtyczek, ściągania plików itp. czyli próbują nam coś wtłoczyć — natychmiast olewamy (ignorujemy) te propozycje i zamykamy kolejno co się da, trafiając myszą w iksy położone w prawych górnych rogach ramek. Chodzi po prostu o zamknięcie wszystkiego co wyskoczyło i dotarcie do strony, z której da się ściągnąć zazipowany komplet plików ze skanami w postaci DjVu. Pisząc o konieczności zamknięcia tych wszystkich pop-upów nie rozważam jakiejś hipotetycznej sytuacji, bo jeśli znajdujemy zdigitalizowany tekst przez Google (czy dowolną wyszukiwarkę) to link prowadzi wprost do pliku głównego DjVu z którym przeglądarka bez odpowiednich wtyczek do czytania DjVu nie wie co zrobić, a którego ściągnięcie też nic nie da — musimy mieć całość.
— zazipowany zestaw plików do ściągnięcia znajdujemy, ściągamy i rozpakowujemy wszystko do osobnego katalogu/folderu (czasem ze ściągnięciem trzeba chwilę zaczekać, bo biblioteka będzie te pliki zipować specjalnie dla nas). Następnie zgodnie z instrukcją w readme.txt zaczynamy od głównego pliku, wtedy SumatraPDF otworzy od razu wszystko. I już. Jeśli publikacja została porządnie zdigitalizowana to oprócz zdjęć stron jest też ukryty pod nimi tekst i można wyszukiwać, zaznaczać, kopiować. W tym momencie zapominamy że to nie PDF i przestajemy biadolić nad opłakanym stanem polskich bibliotek cyfrowych.

Druga sprawa to ... można sobie darować. Chodzi o mój pozornie ambiwalentny czy niekonsekwentny stosunek do spolszczania, że raz mi się podoba, a raz nie. Z czytania o moich poglądach niewielki pożytek, każdy ma swoje poglądy na spolszczanie, równie dobre i równie niekonsekwentne. Generalnie jestem za, spolszczajmy. Jeśli tylko ułatwia to zrozumienie albo ułatwia cokolwiek innego np. mówienie czy pisanie. O ile efekt jest jednoznaczny, naturalny, ładny, pomysłowy — najlepiej wszystko razem. Ale jeśli spolszczenie prowadzi na manowce, gdy chodzi tylko o to żeby koniecznie mieć swoje, nawet na siłę, to wolę już obce wtręty. Oczywiście każdy ma swoje manowce i gusta są różne, więc zbyt ogólna dyskusja o spolszczaniu zawsze będzie jałowa. Ale roztrząsanie poszczególnych przypadków może być pouczające. Kluk może i ładnie uswojszczył croton na krocień, ale jeszcze nie słyszałem żeby ktoś tak mówił, kroton jest już wystarczająco dobry, zmiękczenia zbędne. Przyjęła się cynia zamiast cynki, swojskie zdrobnienie niepotrzebne. Lud najwyraźniej ceni minimalizm i prostotę bardziej niż wysiloną swojskość. Przynajmniej czasem.

czwartek, 30 października 2008, 23:09

czy można być triumwirem solo?

Odkryłem dziś blog Pawła Piskorskiego, to nie jest duże odkrycie, wręcz przeciwnie. Ale może warto przeczytać np. "O wyrzucaniu Dorna i Piskorskiego słów kilka", w końcu nikt tak ładnie nie opisze wyrzucania Piskorskiego z Platformy, jak on sam. Można przeczytać, można nie czytać, tak czy owak w dalszej części skupię się nad wyimkiem ze wspomnianej notki.

Piskorski jest po historii (na UW), choć nie nazwę go przez to historykiem, to jednak tyle mi wystarczy, by jego dygresje historyczne traktować w miarę serio. Więc gdy Piskorski pisze: "Rokita często odwoływał się do historii dwóch rzymskich triumwiratów, gdzie kolejni ich uczestnicy mordowali swoich dotychczasowych sojuszników i przyjaciół z wielką zapamiętałością. Sądząc jednak po jego stanie ducha wówczas, kiedy się do tego odwoływał sądził, że to on będzie tym zwycięskim triumwirem", to zaczynam się całkiem poważnie zastanawiać, czy można być triumwirem w pojedynkę. Trium-wirat to przecież (rządy) trzech mężów, więc na chłopski rozum nie można. Zgodnie z etymologią pojedynczy trójmąż jest bez sensu, zresztą (jak właśnie sprawdziłem w Guglu) nawet nie ma takiego wyrazu. To znaczy teraz już jest.

Niestety chłopski rozum dobry jest tylko do zajęć chłopskich. Darmowa encyklopedia WIEM objaśnia, że triumwir – w antycznym Rzymie – członek triumwiratu. Doprecyzowałbym, że jeden z trzech członków triumwiratu, choć nadal wydaje mi się to bez sensu. Poddaję się dopiero gdy triumvir w Guglu wyrzuca 160 tys. znalezisk. Nie, nie będę twierdził, że starożytni Rzymianie nigdy nie używali określenia triumvir, naprawdę się poddaję.

piątek, 29 sierpnia 2008, 23:40

nickname

Niektórzy uważają, że piszący pod nickami są anonimami. Niemądrze, bo anonim znaczy bezimienny, a nick jest albo dodatkowym "imieniem" osoby nie kryjącej swojej tożsamości, albo zastępuje prawdziwe imię i nazwisko. Tak czy owak osoba dzięki swojemu nickowi jest rozpoznawalna, więc nie jest anonimowa.

Gugla tłumacz (odtąd zwany glumaczem) twierdzi, że angielskie nickname to polskie nick. Tak zbyty zawsze sprawdzam jak jest po czesku — już Górnicki w Dworzaninie (1566) radził, by nasze braki językowe uzupełniać czerpiąc od lepiej rozwiniętych sąsiadów. Po czesku nickname to přezdívka. Glumacz tłumaczy to (z czeskiego na polski) jako pseudonim. Pseudonim? Pseudonim to przecież "fałszywe imię" — tfu! A nick to raczej alias niż pseudonim. Ma być przezywka i koniec. Ciekawy jest jeszcze nickname po chorwacku — nadimak.

Głupia kolektywnym rozumem wikipedia sugeruje, że nick to "po prostu ksywa". Zapewne. Ale nie upadłem tak nisko, żeby zacząć na starość grypsować. A ksywa to psecies kulwa.
DODANE: Węglarczyk o "anonimowych" blogach (panienka przy windzie 1:33):

wtorek, 8 kwietnia 2008, 07:34

potentne czy impotentne?

To już kolejne doniesienie o wytworzeniu komórek przypominających zarodkowe komórki macierzyste (czyli te uzyskiwane z ludzkich blastocyst), tym razem z komórek skóry (pewnie fibroblastów) ludzi chorych na osiem różnych chorób - Stem cells made to mimic disease (BBC News). Takie komórki nazywa się IPS (Induced Pluripotent Stem cells), a po polsku indukowane pluripotentne komórki macierzyste. Indukowane, bo powstają w wyniku ludzkich zabiegów z normalnych komórek, a pluripotentne, bo mogą tworzyć różne rodzaje komórek (pluripotentne to wielemogące).

W Wielkiej Brytanii trwa właśnie publiczna debata o dopuszczalnych metodach uzyskiwania zarodkowych komórek macierzystych, każde doniesienie o uzyskaniu podobnych komórek bez zabijania ludzkich zarodków wydaje się działać na niekorzyść wyznawców wiary, że człowiek godności nabiera stopniowo, a blastocysta choć ludzka, nie jest jeszcze człowiekiem. Warto jednak zwrócić uwagę, że większość naukowców nie uważa badań nad niekontrowersyjnymi IPS za zdrową alternatywę niemoralnych badań z użyciem zarodków; chwaląc postępy w badaniach nad IPS podkreśla się jednocześnie konieczność badania także komórek pochodzących z ludzkich zarodków.

Rzeczpospolita ustami Dariusza Rosiaka zachęca Polaków do podobnej debaty [*]: Embriony i ludzie. Chociaż Autor chyba od razu odpowiada na zadawane przez siebie pytania:
"Jednak chowanie głowy w piasek niczego nie rozwiązuje i zamiast chronić, naraża Polaków na bezkarne rozpowszechnianie budzących etyczne kontrowersje praktyk biotechnologicznych."
"Jeśli nie chcemy, by wszystko było dozwolone, to powinniśmy odpowiedzieć sobie – niekoniecznie tak samo, ale na pewno szybko – na te same pytania, na które odpowiadają Brytyjczycy."

Dopóki nikt w Polsce badań nad uzyskiwaniem zarodkowych komórek macierzystych nie prowadzi, możemy nie tylko schować głowę w piasek, ale i spać spokojnie. Natomiast nie będę gorszy od Rosiaka i też powiem, co myślę - widzę tymczasową potrzebę używania ludzkich wczesnych zarodków do wartościowych badań nad zarodkowymi komórkami macierzystymi. Będzie można z tych badań zrezygnować dopiero wtedy, gdy uznamy indukowane pluripotentne komórki macierzyste za równie dobre.

Przy okazji jeszcze jedna sprawa. Niektórzy zamiast pluripotentnych chcą mieć komórki pluripotencjalne. To jest robienie zamętu i wody z mózgu. Potencjalny znaczy możliwy, a te komórki nie są możliwe tylko mogące. Na razie w Googlu jest mniej więcej tyle samo pluripotentnych co pluripotencjalnych. Na razie wpływowa Rzeczpospolita jest po właściwej stronie, np. tu - Komórki skóry leczą chorobę krwi - są komórki pluripotentne. Niestety Rzepa wrzuca teksty do płatnego archiwum, więc jej wpływowość jest mocno ograniczona. Dobrze by było, gdyby przynajmniej teksty z działu Nauka pozostawały dostępne dla wszystkich.
DODANE: to samo w Telegraphie: Skin yields stem cell clue to diseases
i tekst z Timesa o IPS: Not an answer to Catholic prayers
Debating Matters: badania z użyciem zarodkowych komórek macierzystych - sporo linków za i przeciw.
Telewizyjny wywiad z Robertem Winstonem - Is an embryo a person? (Czy zarodek jest osobą - dodam od razu, że wg Winstona nie jest. Uwaga - zaczyna się reklamą).

* DODANE: DEBATY MINISTRA NAUKI i INFORMATYZACJI (2003-2004) Komórki macierzyste – życie za życie?
A więc debata była, tylko nie przebiła się do mediów :)
Link dzięki Anuszce


sobota, 8 marca 2008, 19:43

Acrocephalus brevipennis

Na wyspach Zielonego Przylądka mają banknot 1000 eskudowy z trzciniakiem wyspowym (Acrocephalus brevipennis). Ptaszek jest pewno godny uwagi, żyje tylko na jednej wysepce, ale niestety nic więcej o nim nie wiem. Zaciekawiła mnie natomiast jego nazwa łacińska. Te nazwy nie są naprawdę łacińskie, zwykle jest to mieszanina łaciny, greki i fantazji autora. Wszystko co żyje ma takie dwuczłonowe nazwy, przeważnie całkiem zmyślone. A jeśli nie są zmyślone wyglądają szczególnie głupio, np. sroka to Pica pica (Sroka sroka). Ale tak już jest gdy się jest konsekwentnym za wszelką cenę. Klecone przez biologów nazwy padają często ofiarami niewybrednych żartów (świadczących o niskiej kulturze, bo z nazwisk kpić nie wypada). Niektóre pomysły są jednak naprawdę marne — bo jak nie pomylić cierniogonka rudogłowego z kolcogonkiem rudobrodym?

Wróćmy jednak do łacińskiej nazwy trzciniaka wyspowego. Uprzedzając wszelkie niestosowne sugestie warto zauważyć, że phallus pisze się przez dwa l, a penis przez jedno n. Najpierw dzielimy nazwę we właściwych miejscach: acro-cephalus brevi-pennis. Sklejanie różnych języków w jednym wyrazie nie jest w dobrym guście, dlatego można oczekiwać, że nawet jeśli pełna nazwa jest hybrydą wielojęzykową, to jej osobne części nie są. Acrocephalus wygląda na grekę, jeśli ktoś zna etymologię słów akropol i hydrocefalia, to dojdzie, że chodzi o ptaka ze szpiczastą głową. Drugi człon nazwy jest łaciński. Wystarczy znać następujące złote myśli: Sine pennis volare haud facile est (Bez skrzydeł latać nie jest łatwo) oraz Ars longa, vita brevis. A więc właściwie przetłumaczony trzciniak wyspowy to szpiczastogłów krótkoskrzydły.

Na koniec dla odprężenia coś lżejszego. Proszę sobie wyobrazić potomstwo zwisogłówki zbroczonej (Loriculus flosculusa) ze zwisogonkiem bagiennym (Megalurus pryeri).

Polskie nazewnictwo ptaków świata (Mielczarek i Cichocki) - plik jest wielki (prawie 2MB) i ładuje się długo. Tzn. już się nie ładuje, więc proponuję inną listę ptaków.


DODANE: specjalnie dla Hazelharda - Latin profanity
DODANE: internetowy deklinator i koniugator łaciny. Strona po włosku, ale wiadomo o co chodzi (warto zaznaczyć "Cerca nelle forme flesse" czyli szukaj form fleksyjnych)

niedziela, 13 stycznia 2008, 14:42

odsamogłoskawiacz

Odsamogłoskawiacz to disemvoweller, program usuwający samogłoski z moderowanych komentarzy. Usuwanie komentarzy to jednak arbitralne ograniczanie wolności słowa. Może więc lepiej giąć niż ciąć? Usuwanie samogłosek wydaje mi się jednak za mało złośliwe, proponuję zamieniać wszystkie samogłoski na "i".

Na przykład tekst powyższy wyglądałby tak:

Idsimigłiskiwiicz ti disimviwillir, prigrim isiwijici simigłiski z midiriwinich kimintirzi. Isiwinii kimintirzi ti jidnik irbitrilni igriniczinii wilniści słiwi. Miżi wiic lipiij giić niż ciić? Isiwinii simigłisik widiji mi sii jidnik zi miłi złiśliwi, pripiniji zimiiniić wszistkii simigłiski ni "i".

Odsamogłoskawiacz (a raczej wzmiankę o nim) znalazłem tu: Online Communities Rot Without Daily Tending By Human Hands

wtorek, 21 sierpnia 2007, 06:50

neuroróżnorodność i sprzedawanie chorób

Neuroróżnorodność (ang. neurodiversity) wymyślili autycy, a dokładniej Judy Singer, która sama jest auti (i nie ma związku z Peterem Singerem). Są inni, jest im trudniej, ale nie chcą być gorsi. Uważają, że autyzm nie jest chorobą. Akceptujemy odmienność leworęcznych i homoseksualistów, zaakceptujmy też ludzi z inaczej działającymi mózgami, nie tylko autyków. Nie próbujmy leczyć nieszkodliwych odmieńców, jeśli oni sami takiej potrzeby nie odczuwają.

Z drugiej strony są siły, dla których każdy zdrowy to stracony klient. Firmy farmaceutyczne coraz częściej podejrzewane są o nakręcanie popytu przez wynajdywanie chorób (ang. disease mongering). Faktycznie, trochę nowych ciekawych chorób ostatnio przybyło, i o dziwo, ale dają się leczyć starymi lekami pod zmienionymi nazwami. No i przybywa też leków, dla których warto by odkryć jakieś nowe choroby. Bo choć wprowadzenie leku na rynek kosztowało majątek (miał na siebie zarobić), to w leczeniu tego, co miał leczyć, okazał się całkiem nieskuteczny.


Dla dociekliwych: A Collection of Articles on Disease Mongering in PLoS Medicine (2006)

środa, 1 sierpnia 2007, 07:08

dialog Człowieka z Przyrodą

Bezkres mazowieckich pól, środkiem droga, pokryta asfaltem za unijne fundusze. Idzie na burzę. Cz. zatrzymuje rower pod niewyciętym jeszcze Jesionem mordercą. Z drzewa słychać mdlejący od upału głos Ortolana, w tle Skowronki.
- Przyroodo, jakaś Ty piękna. A piosnka Ortolana milsza mi niż waltornie Wagnera!
Tu przeraźliwie głośno beka i Ortolan milknie.
- Pardon. A wy Skowronki na co się tak dzwonicie?
Skowronki jakby cichną. Wiatr wzmaga się i liśćmi szeleści.
- No, zaraz będzie padać.
Ogłuszający łoskot pioruna. Cz. pada, przewracając także rower. Pierwsze tłuste krople uderzają o asfalt. Cz. powstaje z kolan i coś tam pod nosem kurmocze. Dzwoni mu w uszach. Bezkres mazowieckich pól mętnieje w deszczu. 

 


Głos ortolana (mp3)

 

DODANE: Czatyrdach (Mickiewicz, 1826)

Drżąc muślemin całuje stopy twej opoki,
Maszcie krymskiego statku, wieki Czatyrdachu!
O minarecie świata! o gór padyszachu!
Ty, nad skały poziomu uciekłszy w obłoki,

Siedzisz sobie pod bramą niebios, jak wysoki
Gabryjel pilnujący edeńskiego gmachu;
Ciemny las twoim płaszczem, a janczary strachu
Twój turban z chmur haftują błyskawic potoki.

Nam czy slońce dopieka, czyli mgła ocienia,
Czy sarańcza plon zetnie, czy giaur pali domy -
Czatyrdachu, ty zawsze głuchy, nieruchomy,

Między światem i niebem jak drogman stworzenia,
Podesławszy pod nogi ziemie, ludzi, gromy,
Słuchasz tylko, co mówi Bóg do przyrodzenia.


czwartek, 12 lipca 2007, 06:05

jestem ekoseksualny

W największym skrócie chodzi o to, że nie wyobrażam sobie życia z partnerem, który je tłustą wieprzowinę peklowaną saletrą, ma w nosie segregowanie śmieci i zużywa niepotrzebnie prąd. Niby serce nie sługa, ale spróbujcie wyobrazić sobie życie z człowiekiem, po którym zawsze trzeba gasić światło i stale sprawdzać czy wrzucił śmieci do właściwego pojemnika. Jak z dzieckiem. Bądźmy realistami, pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, nawet jeśli się bardzo chce i stara. Ile razy można powtórzyć "nie kupuj proszę piwa w puszkach, butelkowane jest lepsze", nie nabierając obrzydzenia do siebie? Nie mówię już o gotowaniu, tu dopiero można się pożreć, najlepiej od razu ustalić, że jemy tylko na mieście (tylko kogo na to stać). Ale nawet na mieście nie mogę patrzeć na ludzi popijających coca-colą potrawy, które można popić winem

Życie w zgodzie z przyrodą nie jest moją nową religią, zaczęło się od dziecinnej miłości do psów i kotów, gór i morza, potem obrzydło mi mięso (teraz jem już tylko ryby i owoce morza, owoce gór też jem), śmieci segreguję od niedawna, dopiero gdy pojawiły się w okolicy pierwsze pojemniki. Próbowałem namówić rodziców, ale im się źle kojarzy, w dzieciństwie musieli zbierać makulaturę. Nie warto nikogo namawiać, wystarczy bodziec ekonomiczny. Ci którzy mają w domu wodomierze oszczędzają wodę, a reszta nie (do dziś pamiętam wstyd, gdy znajomi u których mieszkałem za granicą poprosili mnie o oszczędzanie wody, a ja nie wiedziałem nawet, skąd wiedzą że tyle czasu spędzam pod prysznicem).

Niektórzy ludzie faktycznie robią ze swojej "ekologiczności" religię i popadając w fanatyzm zaraz się zapętlają, bo to co wczoraj było zdrowe dziś okazuje się niezdrowe i tak w kółko. Jedna znajoma najpierw wymieniła wszystkie żarówki na energooszczędne, potem przeczytała, że świetlówki są szkodliwe dla oczu i znowu ma żarówki. Najpierw mnie namawiała, teraz mnie straszy. Sam nie lubię jak mi ktoś mówi, co mam robić, więc ja nikogo namawiać nie zamierzam. Nikogo też nie będę na siłę zmieniać. Więc może lepiej od razu uprzedzić, że jestem ekoseksualny?


czwartek, 5 lipca 2007, 06:43

produkty uboczne

Wróciłem z długiego urlopu i od razu zostałem zmuszony do segregowania śmieci. Recyklowanie śmieci nie ma sensu, ze śmieci można przecież zrobić prawdziwe góry na banalnie płaskim Mazowszu (a potem zimową olimpiadę w Warszawie), ale jednak segreguję. Myślałem, że będą osobne pojemniki, ale podobno można wrzucać razem szkło, plastik i metal, bo i tak ktoś to potem przebiera. W pracy segreguję, w domu śmiecę po bożemu. Pilsner już nie jest w butelkach zwrotnych, więc naśmiecę z nawiązką.

Na urlopie jeździłem trochę na rowerze w okolicach Pułtuska (znanego w świecie z upadku meteorytu w 1868, a w Polsce jeszcze z powodzi). Przybywa asfaltu na lokalnych drogach i tirów na mniej lokalnych, rajem dla rowerzystów jeszcze długo nie będziemy. A w małej Austrii jest 10 tysięcy kilometrów ścieżek rowerowych! Ale u nas nie ma przynajmniej niebezpiecznych kangurów. Aczkolwiek pojawiły się w tym roku dzieci na rowerach piszące esemesy, zwykle oburącz.


DODANE: Ktoś na s24 twierdził, że dużo ścieżek rowerowych jest tylko w krajach protestanckich.