Pokazywanie postów oznaczonych etykietą porady. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą porady. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 sierpnia 2025, 07:51

dobra rada

Pierwotny tytuł "jak zostałem polonistom" po namyśle uznałem za zbyt mało klikbaitowy.

Od jesieni zeszłego roku "pracuję" nad własnym polskim słownikiem do sprawdzania pisowni przez programy czytające słowniki Hunspell czyli pary plików dic/aff (na początku nawet nie wiedziałem że oprócz oryginalnego hunspella jest też nuspell i cspell). Pracuję w cudzysłowie bo tylko jak mi się chce, gdybym rzeczywiście musiał już dawno bym przestał (pracować). Ale czasem to naprawdę ciężka praca — bo polski jest ciężki. I nic dziwnego że słabi ludzie garbią się pod jego ciężarem.

Sam nie mówię ciężko powiedzieć czyli mówię po staremu — trudno. Ale znam (lubię, szanuję) takich co już mówią ciężko. Nie da się ukryć że ciężko jest w ekspansji ("epidemia", "plaga") i nie ma co liczyć na to, że moda i minie. Czyli jeśli ktoś nie umie objąć i przytulić powinien chociaż zacząć tolerować. Mnie ciężko powiedzieć wciąż razi, ale może trochę przestanie. Bo właśnie odkryłem że trudno powiedzieć też jest wadliwe. Trudno powiedzieć "no cóż że ze Szwecji" ale w większości pozostałych przypadków wcale nie powiedzieć jest trudno. Tylko zgadnąć, przewidzieć, rozstrzygnąć, zdecydować. Człowiek odpowiedzialny (za słowo, za skutki, za innych) czyli nielekkomyślny chyba ma prawo mówić ciężko. Zarazem można by uznać trudno za nieco pretensjonalne, ocierające się o wymówkę, sugerujące zaledwie chwilowe albo związane z okolicznościami trudności. A ciężko nie da się rozbić na pojedyncze ciężkości, które — tak jak trudności — można by pokonywać jedną po drugiej, jest tylko ogólne ciężko. Przygniatające. Jakże polskie. Jeszcze trochę i sam zacznę mówić ciężko, nie trzeba się siebie wstydzić.

Sami zobaczcie czyli garść przykładów (słabe bo pierwsze z brzegu):
— Czy uda się nam kiedykolwiek definitywnie odpowiedzieć na związane z tymi pojęciami pytania? Naprawdę trudno powiedzieć.
— No tak, ale trudno powiedzieć, co z tego wyjdzie.
— Tym razem twórcy zajęli się wyborcami niezdecydowanymi, spod znaku odpowiedzi „trudno powiedzieć” w sondażach i ankietach.
— Gdzie jednak leży granica pilnowania tego, żeby nam się różne rozumienia zbytnio nie rozjeżdżały? Trudno powiedzieć.

Jak widać powiedzieć w trudno powiedzieć nie jest dosłowne i napisać byłoby równie trudno. Powiedzieć jest wygodne bo leniwe jak pierogi i nieco mętne. Ale język to czasem właśnie takie leniwe pierogi, które przecież ani się nie lenią ani nie są pierogami. Trzeba się z tym pogodzić.

A obiecana dobra rada będzie? Zobaczymy. Ciężko powiedzieć co dla kogo dobre, zawsze można niechcący zaszkodzić. Jeśli kogoś niezmiernie oburzają ludzie mówiący inaczej niż on, a nikogo to już nie oburza — albo co gorsza oburza, ale zbyt słabo — to na to nie ma dobrej rady. Może sobie najwyżej trochę ulżyć (okrutnie kalecząc interpunkcję) na jakimś blogu poprawnościowym: "Ten kto pierwszy zastąpił slowo trudno, słowem ciężko powinien dostać karę śmierci za okaleczanie języka polskiego". Ale jeśli oburza tylko trochę albo zaledwie nieco razi, to kolejna refleksja nad inherentną ułomnością języka i własną małością na pewno nie zaszkodzi. Czy warto walczyć z leniwymi pierogami?

niedziela, 22 marca 2020, 06:45

czarnogłówka

Trudno odróżnić sikorę czarnogłową (Poecile montanus) od ubogiej (Poecile palustris). Na szczęście potrzeba jest niewielka, a konsekwencje pomyłki znikome. W dodatku łatwo odróżnić je po śpiewie (jak zwykle polecam xeno-canto), śpiew ubogiej jest energiczny, sikorowaty; czarnogłowa żałośnie smęci.

Wystarczy więc powstrzymać chęć odróżniania i ograniczać się do sikor już śpiewających. Problem z głowy.

To raczej nie perwersja ornitologiczna tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności, ale nazwa rodzajowa Poecile jest podobno z greki — ποικίλη czyli kolorowy. Nazwy gatunkowe są zresztą równie nieszczęśliwe.

Poecile montanus Poecile montanus Poecile montanus Poecile montanus Poecile montanus

czwartek, 2 stycznia 2020, 08:39

poprawiacz w Firefoksie na Windows

Darsonwalizacja to podobno dezynfekcja skóry prądem wysokiej częstotliwości (kilkaset kHz).

Od czasu gdy z grubsza pojąłem działanie poprawiacza (już dawno temu) nie mogę się nadziwić, że inni jakoś wcale nie dostrzegają problemu i np. piszą gadzina zamiast godzina albo pojecie zamiast pojęcie. Oczywistym rozwiązaniem jest dopasowanie zawartości słownika poprawiacza do dziedziny i poruszanych przez nas tematów. A w przypadku popularnych programów open-source takich jak LibreOffice, Firefox czy Notepad++ da się to zrobić całkiem łatwo, bo słownik jest po prostu alfabetycznie ułożoną listą wyrazów (z wariantami) zapisaną w postaci zwykłego tekstu. Trzeba tylko widzieć (lub wiedzieć) gdzie te słowniki leżą. Wtedy można wszystkie zastąpić jednym własnym.

Tu drobna dygresja. Znalezienie dowolnego pliku pod Windows staje się trywialne po zainstalowaniu wyszukiwarki Everything. Polskie słowniki do poprawiacza nazywają się pl.dic, pl-PL.dic albo pl_PL.dic, najprościej dać programowi zainstalować i zobaczyć gdzie i co zrobił. Tak na marginesie ten polski słownik to kawał dobrej roboty, ale i straszny bajzel, powrzucano tam bez sensu dosłownie wszystko, zapominając o co chodzi, lekceważąc potrzeby użytkownika. Chodzi o to, żeby nie robić błędów. A nie o to, żeby program nie podkreślił ani jednego wyrazu dopuszczalnego w polskim języku.

A gdy już powyrzucamy ze słownika liczne zbędne pozycje trzeba zrobić kopię-matkę i ją szanować, żeby nie robić od nowa. Pod Windows też można robić linki (spod Explorera np. LSE), więc wszystkie moje słowniki są symlinkami do słownika-matki, bezpiecznie umieszczonego w osobnym katalogu (gdzie nie padnie ofiarą żadnej brutalnej aktualizacji).

Tu dłuższa dygresja. W przypadku Firefoksa (i Thunderbirda) wszystko tak działało lata całe. Ale mądrale od Firefoksa (masowo porzucanego na rzecz ciut lepszego i przede wszystkim bezczelnie wtykanego Chrome'a) tak się rozpaczliwie zagalopowali w ulepszaniu, że praktycznie uniemożliwili edytowanie instalowanych słowników. Chyba jakiś cwany idiota to wymyślił, bo słowniki są teraz instalowane w postaci spakowanej, w dodatku cała paczka musi być podpisana cyfrowo przez Mozillę, więc nie można nic zmienić. Tzn. można, ale wtedy przestaje być podpisana, a taką można załadować tylko do Firefoksa ESR albo Developer/Nightly dopiero po ustawieniu xpinstall.signatures.required na false. Na szczęście jak zwykle zostawili furtkę, pod spellchecker.dictionary_path można wpisać gdzie leżą normalne niespakowane słowniki i wszystko działa bez żadnego instalowania, po staremu. Wspomniany spellchecker.dictionary_path wpisujemy rzecz jasna pod about:config. Sprawdziłem na 68.3.0esr i normalnym 71, działa (działa też w Thunderbirdzie). Nie wiem jak w polskiej wersji, tam polski słownik może być jeszcze głębiej zakopany w omni.ja i kolidować z przez nas podsuwanym — ale to sprawdzę przy okazji.

Żeby wszystko było jasne. Pod spellchecker.dictionary_path wpisujemy tylko ścieżkę katalogu, np. C:\Spell i tam wrzucamy pl.dic z odpowiednim pl.aff — przy okazji nie zaszkodzi zmienić pl.dic i pl.aff na UTF-8 i LF (dziś podobno już nawet windowsiany Notepad potrafi takie pliki czytać). Podzielę się jeszcze jednym patentem. W Explorerze pod shell:sendto znajdują się jakieś bezsensowne pozycje typu Wyślij Faks, ale można tam dorzucić od siebie coś pożytecznego np. skróty do programów do porównywania tekstów. Używam dwóch, do krótkich tekstów dobry jest Meld, ale do słowników lepszy jest np. WinMerge. W Everything zaznaczam dwa słowniki i prawym klawiszem myszy wybieram Wyślij do...


DODANE: polska wersja tak jak podejrzewałem już ma zaszyty polski słownik w zazipowanej paczce omni.ja (w głównym katalogu Firefoksa). Ale można mieć Firefoksa po polsku z własnym polskim słownikiem. Trzeba zacząć od jakiegoś niepolskiego, dodać przez Narzędzia->Opcje polski interfejs użytkownika i na koniec wyrzucić polski słownik zainstalowany tym razem jako dodatek (pod Słowniki). Nie wiem czy po aktualizacji nie pojawi się on znowu, ale raczej nie powinien. Zobaczymy.
Przykłady literówek, których można uniknąć wyrzucając trochę ze słownika (przy okazji można sprawdzić czy przeglądarka podkreśla na czerwono):

Brak jasności w tej spawie był główną przyczyną
https://tvn24bis.pl/ze-swiata,75/unijny-cel-klimatyczny-bez-polski...

wzmocnią się nad urozmaiconym ternem południa kraju
www.meteo.pl/komentarze/index1.php?date=2020-1-2

Przypomnijmy, że cało to zamieszenie rozpoczęło się...
wirtualnemedia.pl/artykul...

... jest produktem w pełni ekologicznym i nie zawiera żądnych toksycznych składników.
opis masy szpachlowej do spoinowania płyt gipsowo-kartonowych

... to jest brak zaufania do sądownictwa jako sytemu... (cztery razy!)
tvn24.pl/polska/niemcy-sad-odmowil-ekstradycji-polaka-powodem-zmiany-w-sadownictwie

... kapsuła zabierająca do 28 osób poruszałaby się w specjalnej rurze z obnażonym ciśnieniem ...
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-02-28/szybki-jak-samolot...

Czasem jednak i skrojony na miarę spelczek nie pomoże:
... po jednej z akcji położył się na murawie i nabawił się urazy. eurosport.tvn24.pl

środa, 5 września 2018, 18:57

wymiana dysku w maku mini 2012

Latka lecą, ceny dysków SSD zaczęły wreszcie wyraźnie spadać (SSD 960 GB można już kupić za ca 600 zł, a będą jeszcze tańsze), więc jeśli ktoś ma maka mini z 2011/2012 (takiego z łatwo zdejmowalną pokrywką od spodu) ze ślamazarnym dyskiem to najwyższa pora sobie własnoręcznie dogodzić. Efekt jest przyjemnie odczuwalny, a ryzyko — jak się okazuje — niewielkie.

Na ifixit jest przepięknie ilustrowana instrukcja jak to się robi, wyszło im "umiarkowanie trudne" i 30-45 minut. Co zwykle znaczy, że lepiej nie ryzykować. Na szczęście tym razem grubo przesadzili, cała ta niepotrzebnie odstraszająca instrukcja jest mocno upierdliwa i bez sensu zaleca niemal dokumentne wybebeszenie wszystkiego (wybebeszyć to każdy głupi umie, wbebeszyć sztuka).

Prawda jest w komentarzach, wystarczy odkręcić wentylator, kawałek plastiku przy wentylatorze, ażurową blachę z antenami (do której przykręcony jest dysk) i dysk od blachy. Nic więcej. Czyli pomijamy krok 5 (odłączanie wentylatora), 10 (odłączanie anten), 13 (odłączanie czujnika podczerwieni) oraz 14-16 (zbędne bebeszenie). A więc niczego nie odłączamy poza rzecz jasna samym dyskiem, który naprawdę da się potem wyjąć bez bebeszenia. I dlatego wszystko zajmuje raptem kilkanaście minut i nie jest wcale trudne. Zaciąłem się tylko na chwilę przy przykręcaniu dziurkowanej blaszki z antenami, jak ucho z jednej strony wchodziło w zagłębienie to z drugiej wychodziło. Ale nie ma co się denerwować, musi się udać. Dysk do blachy z antenami przykręciłem na samym końcu, odwracając maka do dołu nogami tak żeby dysk sam opadł na blachę. Grawitacja jeszcze nikogo nie zawiodła.

Oczywiście miałem niezbędne śrubokręty (wkrętaki) w postaci zestawu z wymiennymi końcówkami. No i włączony drugi komputer otwarty na stronie ifixit. Wszystkie trzy końcówki (torx 6 i 8 oraz imbus 2 mm) można np. kupić w zestawie z niepotrzebnymi 29 innymi za jedyne 40 zł np. tu, trochę wkurwiające jest tylko, że trudno bez wycieczki do sklepu doczytać się w internecie co w takim zestawie umieścili. Ale może nie umiem guglać. Na wszelki wypadek wrzucam zdjęcie z rewersu opakowania Dexter 32 szt. Chociaż może lepiej kupić osobno dwa śrubokręty T6 i T8 (ten może też udawać imbus 2mm). A jeśli ktoś sądzi, że śrubki Torx to już straszna perwersja, niech rzuci okiem na pełną listę.

Apple co prawda ma niedługo ogłosić nowe cuda niewidy, ale nawet jeśli poszli po rozum do głowy i wypuszczą po wielu latach przerwy maka mini z niewlutowaną pamięcią to i tak pewnie będzie niewiele lepszy od mojego. Na wszelki wypadek mam to już gdzieś tzn. za sobą.

czwartek, 4 czerwca 2015, 09:11

uswajszczanie czyli słoworód klukowy

W Dodatku do rozprawy "Słoworód Ludowy" sam wielki Jan Karłowicz uczciwie przyznaje, że dał się wyprowadzić w pole księdzu Klukowi, biorąc jego neologizmy za autentyczne wyroby ludowe:

Po napisaniu rozprawy o "Słoworodzie ludowym" spostrzegłem się, że nazwy roślin: Upatrek, Józefek, Karolek, Sporek i Śmiałek, przytaczane przeze mnie na str. 364 i 370, nie są w ścisłym znaczeniu ludowym przerobieniem obcych; twórcą ich jest ks. Kluk; z prawdziwym talentem przerabiał cudzoziemskie nazwiska roślin na swojski ład, jak np. jasione, croton, prenanthes, cistus, sweetenia, zinnia, na jasionek, krocień, przenęt, czystek, świtek, cynka itp. Dowiedziałem się o tym po napisaniu mojej rozprawki, przeglądając Wagi regestra do Flory (str. XVII). Autor Flory gani Klukowi takie przerabianie nazw niepolskich; sam innej trzyma się drogi, woląc tworzyć zupełnie nowe wyrazy a nawet pnie na oddanie niekrajowych roślin, jak np. bliźniara, błusza, borzelitka, borześlad, bratwa, brzęst, brzydłorzechnia, bystroka i mnóstwo innych. Mnie by się zdawało że w braku własnych nazwisk lub możności dobrego spolszczenia, metoda Kluka bez porównania jest udatniejszą od systemu Wagi, który, nie mając ukształcenia językoznawczego, potworzył seciny prawdziwych dziwolągów językowych. Odwołuję więc tutaj podciągnięcie wyżej wymienionych pięciu nazw roślin pod nieświadomy Słoworód ludowy, proszę czytelnika aby je uważał za okazy świadomego naginania mało znanych wyrazów pod swojską postać.

Tyle Karłowicz i ja się z nim zgadzam, że dobre co swojskie (albo udane podróbki). Np. nie wiem kto wymyślił nazwy piecuszek i pierwiosnek, ale sam do niedawna myślałem że to stare nazwy ludowe, nieświadom że oba ptaki zostały rozpoznane i nazwane dopiero na początku XIX wieku.

Przy okazji jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to powszechne w Polsce narzekanie na zdigitalizowanie zasobów bibliotecznych do dziwacznego formatu DjVu. Sam często rzucałem kurami w tej sprawie, ale to bezproduktywne podejście. Produktywne jest takie: SumatraPDF plus ściągnięta z biblioteki publikacja w postaci zazipowanego kompletu plików DjVu (niestety SumatraPDF jest tylko na Windows, ale nad użytkownikami maków nie warto się litować, są dobrze sytuowani). A więc kolejno:
ściągamy SumatraPDF, program jest świetny, nie trzeba go nawet instalować i oprócz PDF czyta też pliki DjVu, w dodatku inteligentnie, o czym za chwilę. Jest też nieoficjalna 64-bitowa wersja, niekoniecznie lepsza, ale sam takiej używam więc nie będę udawał że nie wiem. Do ściągnięcia stąd.
— gdy tylko w którejś polskiej bibliotece cyfrowej wyskakuje zachęta do instalowania wtyczek, ściągania plików itp. czyli próbują nam coś wtłoczyć — natychmiast olewamy (ignorujemy) te propozycje i zamykamy kolejno co się da, trafiając myszą w iksy położone w prawych górnych rogach ramek. Chodzi po prostu o zamknięcie wszystkiego co wyskoczyło i dotarcie do strony, z której da się ściągnąć zazipowany komplet plików ze skanami w postaci DjVu. Pisząc o konieczności zamknięcia tych wszystkich pop-upów nie rozważam jakiejś hipotetycznej sytuacji, bo jeśli znajdujemy zdigitalizowany tekst przez Google (czy dowolną wyszukiwarkę) to link prowadzi wprost do pliku głównego DjVu z którym przeglądarka bez odpowiednich wtyczek do czytania DjVu nie wie co zrobić, a którego ściągnięcie też nic nie da — musimy mieć całość.
— zazipowany zestaw plików do ściągnięcia znajdujemy, ściągamy i rozpakowujemy wszystko do osobnego katalogu/folderu (czasem ze ściągnięciem trzeba chwilę zaczekać, bo biblioteka będzie te pliki zipować specjalnie dla nas). Następnie zgodnie z instrukcją w readme.txt zaczynamy od głównego pliku, wtedy SumatraPDF otworzy od razu wszystko. I już. Jeśli publikacja została porządnie zdigitalizowana to oprócz zdjęć stron jest też ukryty pod nimi tekst i można wyszukiwać, zaznaczać, kopiować. W tym momencie zapominamy że to nie PDF i przestajemy biadolić nad opłakanym stanem polskich bibliotek cyfrowych.

Druga sprawa to ... można sobie darować. Chodzi o mój pozornie ambiwalentny czy niekonsekwentny stosunek do spolszczania, że raz mi się podoba, a raz nie. Z czytania o moich poglądach niewielki pożytek, każdy ma swoje poglądy na spolszczanie, równie dobre i równie niekonsekwentne. Generalnie jestem za, spolszczajmy. Jeśli tylko ułatwia to zrozumienie albo ułatwia cokolwiek innego np. mówienie czy pisanie. O ile efekt jest jednoznaczny, naturalny, ładny, pomysłowy — najlepiej wszystko razem. Ale jeśli spolszczenie prowadzi na manowce, gdy chodzi tylko o to żeby koniecznie mieć swoje, nawet na siłę, to wolę już obce wtręty. Oczywiście każdy ma swoje manowce i gusta są różne, więc zbyt ogólna dyskusja o spolszczaniu zawsze będzie jałowa. Ale roztrząsanie poszczególnych przypadków może być pouczające. Kluk może i ładnie uswojszczył croton na krocień, ale jeszcze nie słyszałem żeby ktoś tak mówił, kroton jest już wystarczająco dobry, zmiękczenia zbędne. Przyjęła się cynia zamiast cynki, swojskie zdrobnienie niepotrzebne. Lud najwyraźniej ceni minimalizm i prostotę bardziej niż wysiloną swojskość. Przynajmniej czasem.

środa, 25 marca 2015, 09:24

metkowanie zakładek w Firefoksie

"Zapytany o godzinę zaczyna omawiać budowę zegarka" — taka była kiedyś poglądowa definicja nudziarza (dziś każdy ma zegarek w telefonie). Mnie nawet nie trzeba pytać.

Chociaż staram się być plastyczny i nie przywiązywać, to jednak doceniam nawyki ułatwiające życie. Więc gdy już się przywiążę to stawiam opór w obronie przyzwyczajeń, jak każdy. Firefoksa używam od zawsze, ale dopiero od niedawna z pełnym przekonaniem. Wciągnęły mnie tagowane (pol.: metkowane) zakładki automatycznie synchronizowane na wszystkich kilku komputerach których używam. Dla mnie to kilerficzer czyli trudno bez tego żyć. Zakładek też używałem od zawsze, łatwo jest zrobić zakładkę. Trudno ją jednak potem znaleźć, łatwiej już wyguglać stronę od nowa. Od czasu gdy zakładki w Firefoksie można metkować pojawiły się pierwsze sukcesy, mogę już chyba powiedzieć, że nie tylko używam, ale i korzystam.

Z niejasnych powodów Firefox dla Windows długo pozostawał 32 bitowy, dopiero teraz ma się to zmienić. Dobrzy ludzie oczywiście kompilowali 64 bitowego Firefoksa, sam długo korzystałem z uprzejmości właściciela strony xhmikosr.1f0.de, którą znalazłem kiedyś szukając 64 bitowej wersji Sumatra PDF (tylko na Windows, ale dobre). Ale jak ma być wreszcie oficjalna 64 bitowa wersja, to on przestał. Ściągnąłem więc z mozilla.org to co na razie dają, wersję Developer Edition, czyli oczko albo dwa do przodu. I co za przykrość, już przy pierwszej próbie zrobienia zakładki — kupa. Kursor zamiast jak zwykle wskoczyć w pole do metkowania wskakuje na pierwsze z brzegu pole z nazwą zakładki. Uznając, że tak bezsensowna zmiana mogła być tylko dziełem przypadku, postanowiłem odczekać. Niestety w kolejnej wersji zmiana uparcie się utrzymała. Przyszło mi wtedy do głowy, że nawet drobna zmiana w porządnym programie powinna być konfigurowalna, nie wszyscy muszą podzielać zdanie jej autora, czy raczej frakcji która aktualnie uzyskała przewagę — bo ktoś jednak wcześniej wpadł na genialny pomysł, że skoro inteligentni ludzie metkują zakładki, to warto im to maksymalnie ułatwić.

Firefox jest porządnym programem, magiczne zaklęcie brzmi about:config, trzeba je podać zamiast adresu strony. Rzuciłem okiem na ustawienia zawierające "book" — browser.bookmarks.editDialog.firstEditField z ustawieniem namePicker musiało być tym, czego szukałem. Zamieniłem więc namePicker na tagsPicker i niewiele zyskałem, teraz kursora nigdzie nie było. Spróbowałem tagPicker i też nic. Tu mnie olśniło, przecież w starej wersji musi być dobrze. W starej wersji (36.0.1) było tagsField. To podziałało. Bardzo możliwe, że gdy już wyjdzie oficjalnie (podobno w maju) wersja 64 bitowa, to z takim ustawieniem jak lubię. Ale teraz mam w nosie.

piątek, 31 sierpnia 2012, 00:30

svg cd.

No cóż, mój własny niedawny entuzjazm do SVG nieco opadł gdy obejrzałem efekty działań innych entuzjastów SVG w polskiej wikipedii. Chodzi konkretnie o różne mapki z zaznaczonymi polskimi województwami, bo na tym się niechcący skupiłem. Myślałem, że w SVG da się robić małe pliki, mniejsze nawet niż GIF-y. Może tak, ale co z tego, prościej jest robić duże, byle gówniana mapka i już 130 KB albo nawet 300 KB.

Spróbowałem sam i garść spostrzeżeń mam. Może nie całą garść, raczej parę (czyli dwa). Pierwsze odkrycie jest zasługą genialnego programu do trasowania, potrace. Otóż w wypluwanych przez potrace SVG ścieżki opisane są liczbami całkowitymi, a dopiero potem całość wielokrotnie zmniejszona. Tym prostym sposobem oszczędza się sporo kropek przy opisie ścieżek, a przecież każda kropka to jeden bajt! Drugie to już sam odkryłem, trudno jest do pokolorowania mapy dobrać nazwane kolory podobnej jasności — ale przecież każdy na białym tle można rozjaśnić ustawiając ułamkową nieprzejrzystość (np. opacity=".7").

Poniżej mój wyrób, zacząłem od flashowej mapki "wydrukowanej" do PDF-a, którego zaraz otworzyłem w Inkscape. Zostawiłem tylko zarysy województw, zalałem je na czarno i zapisałem jako sporą bitmapę w postaci BMP (1000x1000). Którą potem strasowałem potrace do SVG (za pierwszym razem urwało Hel, ale wystarczy pogrubić) i ręcznie (tzn. w edytorze tekstu) pokolorowałem. Czemu tak? A czemu nie? Efekt nie jest zły, poza jednym paskudnym zadziorem na granicy lubelskiego z mazowieckim wszystko dość sensownie zaokrąglone. No i plik ma niecałe 30 KB. Jak ktoś chce niech sobie wytnie ze źródła strony, od <svg> do </svg>. Dwa razy większą mapkę można zrobić zamieniając wszystkie cztery 500 w nagłówku na 1000 i zmieniając skalowanie "warstwy" z województwami z transform="scale(.05)" na transform="scale(.1)" i jednocześnie skalowanie "warstwy" z podpisami ze scale(1) na scale(2) — czyli pomnożyć dwa razy tam gdzie trzeba. Itd. Podpisy najprościej umieszczać w SVG-edit, Inkscape mnie przytłacza, a włącza się tak powoli, że zapominam co chciałem zrobić.

Created by potrace 1.10, written by Peter Selinger 2001-2011województwapodpisymazowieckiełódzkiewielkopolskiepomorskiedolnośląskiepodkarpackielubelskieświętokrzyskiemałopolskieśląskieopolskiezachodniopomorskielubuskiewarmińsko-mazurskiepodlaskiekujawsko-pomorskie

sobota, 14 lipca 2012, 14:25

Lua in Automator

Zmarnowałem trochę czasu na rozwiązanie zagadki "czemu nie działa i co zrobić żeby", więc może ktoś jeszcze kiedyś skorzysta (choćby po użyciu translatora). Nie będę opowiadał co Lua i co Automator, ale chodzi o to, że w Automatorze łatwo sklecić Service podpierając się językiem skryptowym (jak dodać interpreter do listy wykonawców skryptów w Automatorze da się wyguglać pod Shells.plist). A tym bardziej chodzi o to, że akurat interpreter Lua się do tego nie nadaje, bo najwyraźniej nie chwyta parametrów przekazywanych w linii polecenia po opcji -e (robi wtedy "attempt to index global 'arg' (a nil value)" — jak już ktoś zauważył, ale nie umiał mądrze zapytać tzn. sensownie zatytułować pytania).

Rozwiązanie podano na talerzu, a skompilować luę każdy może (make macosx). Nie wszystko jest cacy, na końcu każdego podawanego skryptu trzeba jeszcze cierpliwie dopisywać os.exit() — ale działa. Tylko czemu autorzy nie zrobią tego porządnie dla wszystkich? No właśnie, dla wszystkich, czyli dla kogo? Nikt tego nie potrzebuje (a ja już mam). No i druga sprawa. Trzeba umieć pytać.

Aha, patch de Figueiredo pasuje do Lua 5.1.x (najnowsza wersja dziś to 5.2.1). A do /System/Library/Automator/Run Shell Script.action/Contents/Resources/Shells.plist dopisałem małpując:

<key>/usr/local/bin/luae</key>
  <dict>
    <key>args</key>
    <array>
      <string>-e</string>
      <string>%</string>
      <string>--</string>
    </array>
    <key>script</key>
    <array>
      <string>print(arg[1]); os.exit();</string>
    </array>
  </dict>

Jak widać zmieniłem nazwę paczowanego interpretatora z lua na luae. Lepiej nie psuć oryginału.


DODANE (2014-10-24): już nie pamiętam jak było poprzednio, ale przy aktualizacji do Yosemite zmodyfikowany przez mnie Shells.plist został wymieniony na świeżutki i musiałem znowu dopisać. Nic dziwnego bo /System

DODANE (2015-10-10): El Capitan ma nowy śliniaczek - System Integrity Protection. Nie można modyfikować niczego pod /System. Chyba że się System Integrity Protection wyłączy. Wyłączyłem. Ale nikogo nie namawiam.

środa, 23 maja 2012, 21:31

zapiski zapoconego

Zdaje się miałem dziś niefarta komunikacyjnego, w jedną stronę trafiłem na paradę taksówkarzy, w drugą — na autobus z ekologiczną klimatyzacją. W związku z tym garść przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić.

Taksówkarzom pomóc łatwiej, więc od nich zacznę. Też nie lubię Gowina, ale z postępem jeszcze nikt nie wygrał. Dziś każdy głupi ma dżipiesa i — jeśli umie go włączyć — już nie musi wiedzieć, gdzie jest w Warszawie ulica Traczy. Dbajcie więc raczej o komfort przewozu pasażerów, czysta tapicerka (chyba) jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a od klimatyzacji można najwyżej zachrypnąć. Papierosy palcie na świeżym powietrzu, a jeśli macie alergię na psy i koty (współczuję) — może poszukajcie innego zawodu?

Pasażerom zbiorkomu radzę tymczasem podróżować poza godzinami szczytu (hahaha, hihihi) — a przede wszystkim baczyć na okienka. Autobus, który ma wszystkie zamknięte i otwarte tylko jedno, przy kierowcy, jest śmiertelną pułapką. To autobus wyposażony w klimatyzację, której jednak kierowca nie chce, nie umie, albo nawet nie może włączyć (bo się zepsuła). Okna zakręcono tak, że nie da się ich gołą ręką otworzyć, a zamiast chłodzenia działają tylko wentylatory anemicznie tłoczące gorące powietrze z zewnątrz. Temperatura może więc śmiało przekraczać 30 stopni (Celsjusza) i przekracza. Jutro będę czujniejszy, bo mądry Polak po szkocie, a jeszcze bardziej po dwóch.

No dobra, pora na coś bardziej konstruktywnego. Otóż do dżipiesa potrzebne są jeszcze mapy. Nie wiem dlaczego tak późno odkryłem OpenStreetMap, czyli mapy i plany miast edytowane siłami pospolitego ruszenia, z zauważalnym udziałem rowerzystów. Co widać na przykładzie już wspomnianej ul. Traczy z czerwonym szlakiem rowerowym. Gdy tylko znajdę pompkę pojadę i na dowód zrobię zdjęcie. Kierowcy też mogą być pożyteczni, fotoradary i inne miejsca niebezpieczne można zgłaszać na garniak.pl.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011, 00:30

napiwszy się wódki wyszliśmy na łąki

Kupiłem w końcu aparacik z dość długim ryjkiem na drobne ptactwo. Zabawa przednia, szczególnie przy tak silnym wietrze jak dziś. Gałązki się kołyszą, ptaszki się wiercą, ręce się trzęsą, oczy łzawią. Ale któreś zdjęcie musi się udać, tzn. zawierać fotografowany obiekt.

Aegithalos caudatus

Metodę "brute force" warto też zastosować do obiektów latających, dla ułatwienia zaczynając od dużych. Zdjęcie aparatem cyfrowym praktycznie nic nie kosztuje i nie zanieczyszcza środowiska. Po co się krępować.

Ciconia ciconia



DODANE: Oryginał zdjęcia raniuszka wygląda tak (ale jest większy, 4320x3240):

wtorek, 22 lutego 2011, 03:09

Zotero po polsku

O Zotero już kiedyś półgębkiem napomykałem, to darmowy program do gromadzenia źródeł i robienia bibliografii (w Wordzie albo Open/LibreOffice). Byłbym go może goręcej polecał, ale Zotero miał jeden feler — był dodatkiem do Firefoksa. Na szczęście od niedawna stanął na własnych nogach i dostał wtyczki do Chrome'a i Safari. Tak więc polecam.

Na samonośnego Zotero po polsku trzeba poczekać, a skoro przed chwilą polecałem, to teraz wypada jakoś wybrnąć. Cel jest jasny, chcemy zamiast "and" mieć "i", czyli np. (Watson i Crick, 1953) a nie (Watson and Crick, 1953). Zotero przyczepione do polskiego Firefoksa sam się przełącza na pl-PL (w innych można to wymusić znajdując pod about:config extensions.zotero.export.bibliographyLocale i wpisując tam pl-PL). Ale jest też proste lokalne rozwiązanie, niezłe gdy używamy tylko paru stylów formatowania bibliografii — polskie tłumaczenie można wpisać do definicji stylu. Style dla Zotero są w XML, jeśli kogoś nie brzydzi HTML, to na pewno sobie poradzi. Gdzieś na początku, np. zaraz po sekcji <info> </info> wstawiamy:

<terms>
   <locale xml:lang="pl">
     <term name="and">i</term>
     <term name="et-al">i in.</term>
   </locale>
</terms>

Jak widać przy okazji przetłumaczyłem także et-al, ale co kto lubi. Jeśli nie chcemy popsuć oryginału, to warto zmienić także pozycje <title> i <id> w sekcji <info>. Drobne modyfikacje stylów są łatwe, najlepiej popróbować w specjalnym panelu wywoływanym (w Firefoksie z Zotero) przez chrome://zotero/content/tools/csledit.xul — tu dostajemy natychmiastową gratyfikację. A instrukcje są tu: https://www.zotero.org/support/dev/citation_styles/style_editing_step-by-step.


DODANE: pełen opis Citation Style Language 1.0, używanego do formatowania cytacji(?) i bibliografii przez Zotero i Mendeleya.

wtorek, 7 września 2010, 10:28

szczeniackie linuksiarstwo

Pierwszy kontakt z linuksem miałem dawno i był on traumatyczny. Ktoś mądry poradził mi użycie LaTeX-a, a ja (równie ambitny jak zielony) potraktowałem ten dowcip poważnie. Kupiłem książeczkę o LaTeX-ie i dystrybucję Slackware na kilkunastu dużych szmacianych dyskietkach, skończyło się na wielogodzinnym kernelowaniu kompila (bo coś tam nie chciało działać na moim gównianym pececie) i ogólnej frustracji. Do LaTeX-a nawet nie dotarłem (i już nigdy nie wróciłem), ale Linux mnie trwale zaintrygował. Na własne oczy zobaczyłem, że taki system operacyjny to słowa, tylko słowa. Komplikowanie kelnera nie jest wyłącznie stratą czasu.

Kilka lat później nastała moda na doklejanie cederomów do pisemek komputerowych. Na tych cederomach było (i jest) przeważnie różne badziewie, a szczególnie często pojawiały się linuksy wszelkiej maści. Spodobało mi się logo SuSE, instalacja przebiegła sprawnie, parę dni się pobawiłem, ale jakoś bez przekonania. Wrażenie raczej pozytywne, jednak na moim (kolejnym) gównianym pececie linuksowa grafika nadal działała dość ślamazarnie.

Niedawno znowu coś mnie naszło, z mniejszej lub większej potrzeby bawiłem się nie tylko kanonicznym Ubuntu, ale i kilkoma bardziej zabawnymi linuksami startującymi z cederomów (o ich zabawności za chwilę). Nawet na starych pecetach linuksowa grafika działa już sprawnie, dałoby się tego używać. Gdyby mieć jakieś ważne powody. To trochę jak z przeglądarkami, czemu mam używać Chroma albo Opery, skoro już używam Firefoksa i jestem raczej zadowolony, a tamte nie mają tego i owego (np. Zotero). Tylko że jeszcze gorzej, bo drugą przeglądarkę można sobie zawsze włączyć, a używanie dwóch systemów operacyjnych naraz jest kłopotliwe. Oprócz powodów ważne są jeszcze momenty zachwytu, czy raczej zachwyciku (ojej, jakie to fajne). Np. Chrome pozwala synchronizować zakładki z serwerem Googla, co jest bardzo fajne (a Google i tak już wie o nas wszystko). A Linux owszem działa, ale jakoś mało podnieca.

Ważne powody są dwa, Linux jest za darmo i daje ze sobą zrobić wszystko. Na przykład taki Puppy (szczeniak) jest całkowicie przenośny, można go mieć na pendrajwie razem z całym swoim dorobkiem. Idea jest genialna (wykonanie nieco gorsze, ale — degustibus). To że można uruchomić linuksa bez instalacji, tzn. z cederoma jest bezcenne, a po co to robić opisano np. tu. Osobiście za szczególnie zabawne i satysfakcjonujące uważam łamanie haseł z Windows. Apelując jednocześnie gorąco i stanowczo o używanie w Windows haseł dłuższych niż 14 znaków (tylko ignoranci i matoły mają krótsze, już lepiej nie mieć wcale). Np. XP wyświetla wtedy durny komunikat "To hasło jest dłuższe niż te, które mogą być obsługiwane przez starsze wersje systemu Windows itd." — i o to chodzi! Windows 7 na szczęście już nic nie mówi.

A co do "ojej, jakie fajne". Bawiąc się na linuksie najnowszą (niestabilną) wersją Chroma otworzyłem słynny list Jarosława Kaczyńskiego z 1 września. Fajności samego listu nie oceniam, ale choć jest on w PDF, to otworzył mi się ot tak, błyskawicznie i po prostu (jak na maku!). Słyszałem już co prawda, że Chrome pokazuje PDF bez żadnych wtyczek, ale to trzeba zobaczyć na własne oczy. Muszę jeszcze sprawdzić, jak to działa na Windowsach (o otwieraniu PDF-ów na pececie pisał kiedyś mimochodem sam Orliński — i był bliski prawdy).


W Windows też działa. Przesadą jest jednak powiedzieć "bez żadnych wtyczek", bo wtyczka jest: pdf.dll (Chrome PDF viewer). Natomiast tak jak w Linuksie Chrome czasem nie otwiera stron, więc trzeba wyłączyć DNS prefetch (to jest w opcjach Chroma).

piątek, 15 maja 2009, 06:56

Komputer jakiego nie znasz

Prawdziwym przebojem stała się książka koreańskiego mnicha Wan-ki Suna, "Komputer jakiego nie znasz". Buddyjski mnich przekonuje nas, że codzienne używanie komputera, będące źródłem nieustannych frustracji, może być przeżyciem inspirującym i radosnym. Dla swoich czytelników Wan-ki Sun ma kilka prostych rad. Najważniejsza jest ergonomia: dobre oświetlenie, cisza, chłód, komfortowy klęcznik albo fotel, wygodna klawiatura, duży monitor. Ale musi to być komputer Apple! Inne, jak twierdzi Wan-ki Sun "powinny być zakazane, bo są źródłem hałasu i niewymownych cierpień". Używany przez wszystkich Windows jest "po prostu żenujący", a popularny Office "gorszy od komunizmu". Wan-ki Sun żartuje, że laptop jest wynalazkiem demona śmierci, a na kolanach jest miejsce dla kota.

Koreański mnich bezwzględnie zaleca wszystkim naukę szybkiego, bezwzrokowego pisania ("z tym nie ma żartów"), używanie programu sprawdzającego pisownię, a także, co musi wydać się szokujące — naukę podstaw programowania w Pythonie albo Ruby. "Jeśli chcesz naprawdę dobrze robić to, co robisz, musisz umieć o wiele więcej".

Niektórzy kwestionują kompetencje mnicha Wan-ki Suna w dziedzinie, o której — jak sam przyznaje — nie ma zielonego pojęcia. Czy człowiek, który nie widział na oczy komputera, może zajmować się poradnictwem komputerowym? Wan-ki Sun odpowiada, że najważniejszy jest zdrowy dystans — sami jesteśmy źródłem naszych problemów, przecież nim usiądziemy do komputera, już jesteśmy zirytowani. Wan-ki Sun poradnictwem komputerowym zajmuje się od kilku lat. Prowadzi też, choć nie osobiście, stronę internetową.

poniedziałek, 16 lutego 2009, 04:19

nauka jest do dupy — a Van Morrison nie

Z wywiadu Wojciecha Orlińskiego z Dylanem Jonesem w Wysokich Obcasach:
WO: Przede wszystkim, co pan poleca do wprawienia się w nastrój pewnego siebie, eleganckiego mężczyzny, który dobrze nosi własną skórę?
DJ: (bez chwili zastanowienia) To oczywiste — Vana Morrisona.
WO: Tak po prostu?
DJ: A uwierzyłby pan w poradę kogoś, kto na pytanie o sposób na pewność siebie wdaje się w jakieś dywagacje, że może to, a może tamto, a tak w ogóle to wszystko zależy?


Z tekstu w Rzeczpospolitej — Miliardy "Ziemi" w naszej galaktyce (zerżniętego z BBC News):
W naszej galaktyce mogą istnieć setki miliardów planet podobnych do Ziemi — uważają naukowcy. Dr Alan Boss z Naukowego Instytutu w Carnegie twierdzi, że wiele z tych światów może być zamieszkanych przez proste formy życia. (...) Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu (Szkocja) próbowali ostatnio określić, ile inteligentnych cywilizacji istnieje w naszej galaktyce. Ich zdaniem mogą ich być tysiące.

Prawda, że naukowcy kręcą? Gdyby wiedzieli, to by powiedzieli: 3236. Posłuchajmy lepiej Vana Morrisona.

piątek, 6 lutego 2009, 01:15

jak czytać blogi

Każdy wie jak czytać, ale przecież nie dam tytułu "jak śledzić blogi". Zresztą i to niektórzy wiedzą. Np. ja. Od wczoraj. Po pierwsze trzeba mieć wygodny czytnik RSS (czytnik kanałów? mówi tak ktoś?) czyli Feed Reader – niestety jest ich sporo, a ja się nie znam, bo pierwszy z brzegu mnie zadowolił (Vienna, tylko na OS X; potem znalazłem podobny na Windows - Feedreader). Po drugie trzeba wiedzieć, co w takim czytniku wpisać, a nie każdy blog to mówi.

Najlepiej na przykładach. Po kolei z Bloggera (.blogspot.com), Bloksa (.blox.pl) i WordPressa (.wordpress.com). W razie potrzeby uzupełnię.

Blogger: jeśli blog nazywa się http://babilas.blogspot.com, to notki ściągamy przez http://babilas.blogspot.com/feeds/posts/default, a komentarze przez http://babilas.blogspot.com/feeds/comments/default

Blox: blog http://andsol.blox.pl, notki są pod http://andsol.blox.pl/rss2, a komentarze pod http://andsol.blox.pl/komentarze.rss

WordPress: blog http://znaleziska.wordpress.com notki pod http://znaleziska.wordpress.com/feed a komentarze pod http://znaleziska.wordpress.com/comments/feed

niedziela, 27 kwietnia 2008, 08:41

tan głupi poprawiacz pisowni

Problem pojawił się przy następującym zdaniu pochodzącym ze "Stu zabobonów" Bocheńskiego (znalezionych na polonica.net) W rzeczywistości kto wierzy na serio, tan ma pewność tego, w co wierzy.

Byk jak wół, powinno być ten. Ale poprawiacz pisowni Worda oczywiście go nie widzi, bo przecież można pójść w tany. Ile razy dziennie chodzimy w tany? Wolę poprawiacz pisowni zbyt surowy niż zbyt łagodny, postanowiłem więc usunąć tan ze słownika, tak żeby podkreślany był jako błąd.

Od razu się pochwalę — udało mi się. Wystarczy wiedzieć, że Word zagląda nie tylko do słowników z wyrazami dodanymi przez użytkownika, ale też do specjalnego słownika z wyrazami odjętymi przez użytkownika. No ale trzeba wiedzieć, gdzie ten słownik jest i jak się nazywa. Albo jak ma się nazywać i gdzie ma być (to zależy od wersji). Natomiast w OpenOffice można po prostu edytować cały słownik, bo jest to zwykły tekst z alfabetycznie ułożonymi wyrazami.

Przy okazji — "Sto zabobonów" w formie hipertekstu.


DODANE — inne słówka do wyrzucenia: niema, podług, jeżyk

sobota, 12 kwietnia 2008, 01:57

przypisy

DODANE: w procesie przenoszenia S24 na nowy software bezmyślnie wykasowano także wszystkie zakładki; tak oto praca nameste, który (podpuszczony przeze mnie) zlinkował przypisy do notki poszła na marne. Ja zaś w międzyczasie pojąłem, że do przypisów najlepiej nie podawać pełnego adresu strony :). Wszystkie późniejsze poprawki zaznaczone tym kolorkiem.

Nameste mnie zawiódł (co prawda po raz pierwszy). Tyle przypisów narobił i nie można do nich wygodnie skakać! A przecież to proste - chcemy skoczyć do określonego miejsca na stronie, musimy tam wpierw wstawić zakładkę:

<a name="zakladka"></a>

Skok do zakładki dopisujemy po # na linku do strony. Czyli jeśli link do strony jest:
    http://kwik.salon24.pl/69814,index.html
to skok do zakładki będzie:
   http://kwik.salon24.pl/69814,index.html#zakladka

Oczywiście takie pełne adresy przestają być aktualne w chwili przeniesienia strony pod nowy adres. Dlatego skoki w obrębie jednej strony najlepiej uprawiać za pomocą linków do samych zakładek:
   <a href="#zakladka">skok do zakładki</a>

O tu jest właśnie taki skok do zakladki, którą chytrze umieściłem na końcu (miało być przecież o robieniu skoków do przypisów). A tu jest [2] na samym końcu.
Oczywiście żeby poznać adres strony z notką musimy ją przedtem zapisać. Ale to wcale nie jest problem jajka i kury, można przecież najsamprzód[3] zapisać byle co (uwaga zbędna w przypadku linków do samych zakładek).

1165 Świeca
1164 Pożoga
1162 Kanclerz
1160 Sopel
1159 Chrząstek
1152 Hojka
1152 Goral
1151 Staś
1148 Kusa
1147 Cichowlas
1146 Słupek
1146 Piszcz
1146 Opoka
1144 Sroga
1143 Rozmiarek
1142 Chmara
1131 Zbroja
1131 Stosik
1131 Gruchot
1129 Wiatrak
1129 Kwoka
1127 Tylek
1127 Szkoda
1127 Przerwa
1127 Niski
1121 Siara
1121 Para
1121 Kwasek
1119 Sprawka
1118 Kiełek
1097 Seta
1095 Kałek
1089 Wesoły
1083 Oszust
1072 Nurek
1070 Szelest
1070 Potoczny
1070 Ciepłuch
1070 Bryja
1068 Mućka
1067 Osiadacz
1064 Kupidura
1064 Kijas
1062 Wziątek
1059 Gąbka
1059 Fiołek
1058 Stypa
1057 Hyży
1056 Wywiał
1056 Golon
1056 Chachuła
1055 Kawula
1055 Bartocha
1053 Niechciał
1051 Bodziony
1050 Śmieszek
1050 Mieszała
1050 Kaczan
1049 Stojak
1047 Miara
1047 Łodyga
1043 Klamka
1043 Dycha
1043 Armata
1041 Kręcisz



Przypisy:
Tu gdzieś jest ta słynna zakładka, o której pisałem na górze czyli <a name="zakladka"></a>
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
długo, długo nic
[2] a tu jest przypis drugi.
nic
nic
nic
nic
nic
nic
nic
nic
nic
[3]
Cytuję stąd: najsamprzód (...) to słowo niepoprawne, utworzone od archaicznego dziś nasamprzód znaczącego tyle, co ‘najpierw, wpierw’. Kiedyś mówiło się np. Nasamprzód musiał skończyć robotę, a dopiero później mógł sobie pozwolić na odpoczynek.

poniedziałek, 17 marca 2008, 20:38

chiński zabytek z Księżyca

Zaraz po inspirującej dyskusji ze ŚpiEwką o manipulowaniu wynikami sondaży internetowych wpadłem na sondę w Dzienniku online - Jaki chiński zabytek widać gołym okiem z Księżyca? Oddałem głos na Terakotową Armię, ale okazało się, że prowadzi Chiński Mur. Na szczęście już po chwili stronnicy Terakotowej Armii wysunęli się na czoło:


Chińskiego Muru nie widział swoimi gołymi oczami nawet chiński kosmonauta Yang Liwei, a przecież daleko miał jeszcze do Księżyca.

DODANE: ten sam Dziennik rok temu twierdził, że Chińskiego Muru z Kosmosu jednak nie widać.
DODANE: Chiński Mur widać z Księżyca od 1938, dzięki Richardowi Halliburtonowi.

poniedziałek, 17 grudnia 2007, 00:05

krótki poradnik pielęgnacji bloga

Uczmy się zawsze od najlepszych. Nasz blog powinien wyglądać jak dobrze utrzymany angielski trawnik. Bez stokrotek i innych kwiatków! Wycinając niewygodny komentarz zadbajmy też o to, aby zniknęły wszystkie odnoszące się do niego uwagi. Nie przerywajmy pracy w połowie, inaczej blog nasz będzie sprawiać wrażenie niechlujnego.

Załóżmy np. że wycięliśmy komentarz z nieszczerymi życzeniami od nielubianej komentatorki rode, a potem jakieś upierdliwe anonimowe bydlę nam to złośliwie wypomina. Przecież nie po to wycinamy, żeby się później tłumaczyć. Warto podkreślić, że wycięcie zbędnych komentarzy poprawi nie tylko nasze samopoczucie, ale i ogólną estetykę bloga. Proszę porównać.

... i tu demonstrowałem jak Paliwoda wyciął moje niewinne pytanko o wycięcie świątecznych życzeń od rode - obrazki przepadły na  jakimś dziadowskim darmowym serwerze

Przepraszam komentatorki, które przypadkiem znalazły się w pobliżu wyciętego komentarza.

Przepraszam Autora bloga, z którego pochodzi przyklad, jeśli to Administracja wycięła mój komentarz. Tym bardziej przepraszam Pana Paliwodę, jeśli to Administracja S24 wycięła życzenia Pani Rode. Niestety, na S24 nigdy nie wiadomo, kto wyciął.


DODANE: a słyszeliście o poliwodzie? Ja też nie, do dzisiaj. Trochę ostatnio dyskutujemy o patologii w nauce i stąd się dowiedziałem.
DODANE (14 marca 08): Widzę, że wspomnianą w komentarzu Andsola mądrą wodę Emoto docenił sam Młody Fizyk!

poniedziałek, 9 lipca 2007, 04:41

jak sobie radzić z

Można bez instrukcji obsługi, metodą prób i błędów, ale zawsze łatwiej z instrukcją.

Jak sobie radzić z dyskutantami na s24
Sam tu raczkuję, więc nie będę się wymądrzał, wkleję za to link do galerii typów (i potworów), jakie występują na forach (link znalazłem u Quasiego). Salon24 jest duży, występują tu chyba wszystkie rodzaje, z niektórymi lepiej uważać.

Tu jest mniej więcej (mniej) to samo po polsku http://trole.joemonster.org/index.php
A długi wątek o trollach jest u A@T


Jak sobie radzić z Polakami
Na meta-wiki można znaleźć instrukcję obsługi Polaka (tu akurat Polaka edytującego wikipedię, ale większość uwag jest dość ogólna):

How to deal with Poles

Na zachętę - ale to już pewnie każdy widział:

Rule number two: Start a conversation by impressing Poles with your knowledge of Polish. Say "tea - who you - yeah bunny". Don't worry that it does not make sense to you. To Poles it will and they will be highly impressed. At the same time you will set up the tone for further dispute.

Zanim znajdę polskie tłumaczenie niech sobie powisi link do angielskiego oryginału.

Nie znalazłem, nie chce mi się tłumaczyć, zresztą tłumaczone nie będzie zabawne. Oddajmy głos autorowi:

How to deal with Poles - pisze autor


Przy okazji - znalazłem odpowiedź na zabawny tekst Jareckiego Ulica im. "Chłodnego potwora". Oto ona: Polls are evil