Pokazywanie postów oznaczonych etykietą crowdsourcing. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą crowdsourcing. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 maja 2012, 21:31

zapiski zapoconego

Zdaje się miałem dziś niefarta komunikacyjnego, w jedną stronę trafiłem na paradę taksówkarzy, w drugą — na autobus z ekologiczną klimatyzacją. W związku z tym garść przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić.

Taksówkarzom pomóc łatwiej, więc od nich zacznę. Też nie lubię Gowina, ale z postępem jeszcze nikt nie wygrał. Dziś każdy głupi ma dżipiesa i — jeśli umie go włączyć — już nie musi wiedzieć, gdzie jest w Warszawie ulica Traczy. Dbajcie więc raczej o komfort przewozu pasażerów, czysta tapicerka (chyba) jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a od klimatyzacji można najwyżej zachrypnąć. Papierosy palcie na świeżym powietrzu, a jeśli macie alergię na psy i koty (współczuję) — może poszukajcie innego zawodu?

Pasażerom zbiorkomu radzę tymczasem podróżować poza godzinami szczytu (hahaha, hihihi) — a przede wszystkim baczyć na okienka. Autobus, który ma wszystkie zamknięte i otwarte tylko jedno, przy kierowcy, jest śmiertelną pułapką. To autobus wyposażony w klimatyzację, której jednak kierowca nie chce, nie umie, albo nawet nie może włączyć (bo się zepsuła). Okna zakręcono tak, że nie da się ich gołą ręką otworzyć, a zamiast chłodzenia działają tylko wentylatory anemicznie tłoczące gorące powietrze z zewnątrz. Temperatura może więc śmiało przekraczać 30 stopni (Celsjusza) i przekracza. Jutro będę czujniejszy, bo mądry Polak po szkocie, a jeszcze bardziej po dwóch.

No dobra, pora na coś bardziej konstruktywnego. Otóż do dżipiesa potrzebne są jeszcze mapy. Nie wiem dlaczego tak późno odkryłem OpenStreetMap, czyli mapy i plany miast edytowane siłami pospolitego ruszenia, z zauważalnym udziałem rowerzystów. Co widać na przykładzie już wspomnianej ul. Traczy z czerwonym szlakiem rowerowym. Gdy tylko znajdę pompkę pojadę i na dowód zrobię zdjęcie. Kierowcy też mogą być pożyteczni, fotoradary i inne miejsca niebezpieczne można zgłaszać na garniak.pl.

sobota, 11 sierpnia 2007, 12:44

kociaki i niewolnicy (nudy komputerowe)

Najpierw kociaki. Wojna ze spamem trwa na wielu frontach, ale najlepiej byłoby dusić zarazę w zarodku. Część spamu wychodzi z darmowych kont, więc próbuje się blokować zakładanie takich kont przez boty. Robi się to zwykle przy użyciu obrazka z pogiętymi literami (tzw. CAPTCHA, już każdy widział, np. przy zakładaniu konta na gmailu, onecie czy gazecie). Maszyna powinna mieć tu kłopot, ale postęp w automatycznym czytaniu niewyraźnych literek jest równie szybki, jak postęp w ich wyginaniu. Żeby odskoczyć od maszyny na bezpieczną odległość, postawiono na coś, w czym na razie jesteśmy dużo lepsi - odróżnianie kotów od psów. Jak to działa, warto zobaczyć samemu, o tu (ta głupia Asirra mówi, że jestem botem, bo nie rozpoznałem jednego kociego zadka!). Niezliczone zdjęcia (3 mln) dzięki uprzejmości Petfinder - ćwierć miliona zwierząt do wzięcia - ale większość ofert nieaktualna, więc jeśli komuś się spodoba zwierzak ze zdjęcia, to i tak raczej nic z tego, nawet jeśli poleci za nim do Ameryki.

Pomysł niezły, pstrykanie w koty jest mniej denerwujące niż przepisywanie bazgrołów, tylko czy to jest lepsze niż CAPTCHA? Że CAPTCHA jako zabezpieczenie jest guzik warta pokazano bardzo szybko, podsyłając bazgroły do rozpoznawania na stronę obiecującą bezpłatny dostęp do pornografii. Tak więc każdy spamer, który ma jednocześnie ciekawą ofertę dla dorosłych, już wie co zrobić. Autorzy CAPTCHA, znając słabości pierwotnego rozwiązania, proponują teraz reCAPTCHA, gdzie odczytuje się dwa pogięte wyrazy (z czego jeden pożytecznie, pomagając w digitalizacji książek). No i najważniejsze, reCAPTCHA działa tylko na stronie (a raczej domenie), dla której została wygenerowana.

Prawdziwa słabość zabezpieczeń przed botami wynika jednak z czego innego. Z różnicy w cenie pracy w różnych rejonach świata. Kapitaliści mają dziś wygodniej niż kiedyś właściciele niewolników (niewolników trzeba było żywić) i amerykański spamer może mieć rozpoznawaczy obrazków niemal za darmo. A jak za pomocą komputerowego testu bezbłędnie rozpoznać biednego Hindusa? Może już ktoś nad tym myśli.


 Za inspirację dziękuję Rzepie: Spamerzy wykorzystują zamieszanie na rynku akcji


 DODANE: (30 października 2007) Łatwo było przewidzieć - spamerzy przy pomocy wirtualnej striptizerki już zatrudnili matołków do rozwiązywania CAPTCHA - donosi BBC 
DODANE: (kwiecień 2008) CHIP: Nisko opłacani spamerzy: ludzie rozwiązują problem zabezpieczeń Przestępcy działający w sieci zatrudniają niskopłatnych pracowników w Indiach za 2 funty brytyjskie dziennie, aby łamać zabezpieczenia antyspamowe.
DODANE: (styczeń 2012):
Krebs on Security: Virtual Sweatshops Defeat Bot-or-Not Tests

niedziela, 3 czerwca 2007, 23:35

naturalna imitacja sztucznej inteligencji

Sztuczna inteligencja rozwija się i rozwija, a tymczasem Google wciąga nas w różne pożyteczne zabawy. Możemy na przykład wziąć udział w katalogowaniu zdjęć (serwis działa od jesieni zeszłego roku, ale nadal nie ma polskiej wersji). Pracujemy w parze z niewidzialnym partnerem, podobno też człowiekiem. Interakcje są tak zdawkowe, że pewności nie ma.

Niektóre zdjęcia są już podpisane, na innych trudno coś dostrzec. Ale są też łatwe do rozpoznania i niepodpisane, tu możemy się wykazać. Sugestii partnera oczywiście nie widzimy, ale jeśli zgodnie zaproponujemy ten sam podpis, dostajemy punkty — od razu dużo. I to jest cała marchewka.

Tu polskie ścinki z sieci na ten sam temat:
http://www.google.com/search?q=imagelabeler+site%3A.pl