piątek, 4 października 2019, 07:32
oddżefianie
niedziela, 7 kwietnia 2019, 21:15
dwoje cytrynków
Albo cytrynek, jest im chyba wszystko jedno. Próbowałem zrobić zdjęcie fruwającej samicy (to ten blady), ale przyplątał się samiec i chyba trochę ułatwił zadanie. Z dwudziestu zdjęć na kilku cośtam widać, więc nawet jestem zadowolony. Ale jak ktoś chce zobaczyć dobre zdjęcie pary fruwających cytrynków to raczej gdzie indziej.
Co było dalej nie wiem, poleciały gdzieś strasznie wysoko.
To już trzecia notka cytrynkowa, poprzednie: 2018/03/cytrynek.html i 2018/09/szaklak-i-kruszyna.html
poniedziałek, 1 maja 2017, 21:45
fotograf niedzielny
Udało mi się zrobić dość przyzwoite zdjęcie pokrzewki ogrodowej, którą do tej pory lepiej słyszywałem niż widywałem.
Ptak pospolity, więc żaden powód do dumy, ale i tak im więcej czytam tym bardziej wątpię. "Przylot w maju" — a był jeszcze kwiecień, "prowadzi skryty tryb życia w gęstym listowiu" — a wdzięcznie pozowała na rzadkim świerczku. Piszą co prawda "Ptak o krępej sylwetce, okrągłej głowie i grubym dziobie" ale na zdjęciu w Wikipedii (wartym tysiąc słów) jest ptak o smukłej sylwetce, kanciastej głowie i dość cienkim, haczykowatym dziobie. Co robić? Kieruję się zdrowym rozsądkiem, mimo wszystko pokrzewka ogrodowa i tak najlepiej pasuje do tego co mam na zdjęciu.
2 maja 2020 czyli już trzy lata później rzut beretem od tego świerczka słyszę śpiewającą piegżę:
To inna pospolita pokrzewka, występująca nie tylko w dyktandach. Jak łatwo sprawdzić przylatuje już w kwietniu, nie jest płochliwa ani krępa. Ma nawet ciemne łapki. Tak, teraz wszystko pasuje. Dlaczego więc trzy lata temu uparłem się zrobić z niej pokrzewkę ogrodową?
Mam też tę pokrzewkę w wersji "koliber", szkoda tylko że ostry jest ogon a nie głowa.
niedziela, 5 czerwca 2016, 00:08
paź królowej cd.
Przy okazji nieco zlatany rusałka osetnik (Vanessa cardui), też dość duży ale pospolity. Lata setki kilometrów, a w formie larwalnej żre wszystko (oprócz ostów i pokrzyw jeszcze ze trzysta innych roślin). Taki raczej nie wyginie od globalnego ocieplenia.
sobota, 23 czerwca 2012, 08:35
żarna
Popatrzmy więc jeszcze raz co kiedyś Solskiej wydrukowali w internecie:
Naukowców-biznesmenów jest coraz więcej. W Ministerstwie Zdrowia twierdzą, że NFZ chętnie zakontraktowałby więcej procedur medycznych w renomowanym Instytucie Matki i Dziecka, do którego pacjentom bardzo trudno się dostać. Kłopot w tym, że nie zależy na tym samemu Instytutowi, który nie wykonuje nawet obecnych kontraktów. Zarabia bowiem nie na leczeniu, ale na rekomendacjach. Czyli na tym, żeby producenci różnych wyrobów dla dzieci mogli napisać na opakowaniu albo pochwalić się w reklamie telewizyjnej, że “danonki polecane są przez Instytut Matki i Dziecka”. Ile muszą za to zapłacić? – Umowy negocjowane są indywidualnie, zależą m.in. od tego, czy firma jest duża, czy mała – mówi pracownik IMiD. Producentom bardzo zależy na rekomendacjach, dla nich podparcie się marką Instytutu także przekłada się na pieniądze. Biznes robią obie strony, a chorzy nie mają o tym pojęcia.
Narzekamy, że polska nauka tak rzadko współpracuje z przemysłem, chyba jednak nie o taką współpracę powinno chodzić. Mali pacjenci, którzy z braku miejsc nie mają szans leczyć się w renomowanej publicznej placówce medycznej, nawet nie wiedzą, że powoli przestają być racją jej istnienia.



