Pokazywanie postów oznaczonych etykietą windows. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą windows. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 stycznia 2023, 10:26

bezpieczne Windows (tak jakby)

Na razie jedyną w miarę bezpieczną wersją Windows jest Windows S (sprzedawane z najtańszymi laptopami), gdzie można uruchamiać wyłącznie aplikacje ze sklepu Microsoftu. Właściwie jest to Windows Home przestawione w tryb S ("usprawnione pod kątem zabezpieczeń") i niestety wyjście z tego trybu jest nieodwracalne (bez sensu to zrobili, ale pewnie policzyli). Czyli chwilę po odkryciu, że czegoś nie ma w Microsoft Store i wyłączeniu trybu S zostajemy bezpowrotnie we wrogim środowisku, nieusprawnionym pod kątem zabezpieczeń.

Najprostszym sposobem usprawnienia (pod kątem zabezpieczeń) Windows Home jest pewnie zakup dobrego programu antywirusowego, tzn. lepszego niż wbudowany w Windows Defender. Ale po pierwsze trzeba wiedzieć który jest lepszy, a po drugie nie po to kupujemy najtańszego laptopa żeby zaraz do niego dopłacać. Zresztą wypowiadałem się krytycznie o programach antywirusowych już sto lat temu i zdania nie zmieniłem. Tyle że dziś już każdy chcąc nie chcąc używa programu antywirusowego. A tzw. złośliwe oprogramowanie i tak jest krok do przodu, o czym niewątpliwie świadczy nieustająco duża liczba infekcji.

Na szczęście jest też sensowna darmowa alternatywa. Bo Windows oprócz słabego programu antywirusowego ma dość skuteczny mechanizm blokowania uruchamiania wszelkiego oprogramowania, więc także złośliwego. To AppLocker. Co ciekawe (od Windows 10) — wbrew potocznej opinii — AppLocker działa również na Windows Home, niestety ta radosna nowina chyba zbyt powoli dociera do potencjalnie zainteresowanych użytkowników. Może dlatego, że konfigurowanie AppLockera na Windows Home/Professional jest mówiąc oględnie nieco karkołomne i niezbyt bezpieczne, trzeba to robić skryptami powershella. Więc nikogo nie namawiam, ale tym bardziej nie zniechęcam. Da się: Applocker on Windows Home. Na wszelki wypadek jeszcze link do samego źródła czyli skryptów Sandy Zeng na githubie. Rzecz jasna rozsądek nakazuje poćwiczyć na zwirtualizowanych Windows, gdzie łatwo wrócić do niezepsutej kopii.

Oczywiście żeby mieć pełny pożytek z AppLockera trzeba przestać pracować na koncie z uprawnieniami administratora. Zresztą i tak lepiej przestać. Na pewno wygodniej jest pracować jako administrator, nie trzeba w koło macieju podawać hasła (tylko raz przy logowaniu), ale to niestety przepis na katastrofę. Na koncie z uprawnieniami administratora najlepiej mieć więc jakieś trudne do złamania ale w miarę łatwe do wpisywania hasło, niestety — jak już wspomniałem — jako standardowy użytkownik dość często musimy je podawać.

Więc jeśli właśnie kupiliśmy laptopa to od razu zakładamy drugie konto do codziennego użytku, bez uprawnień administratora. A jeśli do tej pory nierozważnie i lekkomyślnie działaliśmy na koncie z uprawnieniami administratora to zakładamy drugie konto z uprawnieniami administratora, sprawdzamy czy działa, a potem zabieramy prawa administratora sobie, czyli kontu, którego normalnie używaliśmy i nadal używać zamierzamy. Od tej pory działamy jako standardowy użytkownik, któremu nasze drugie ja (opiekuńczy administrator) odbiera prawo strzelania sobie w stopę z granatników.

Jako administrator za pomocą AppLockera powinniśmy uniemożliwić sobie/użytkownikowi (czyli i złośliwemu oprogramowaniu) uruchamianie wszystkiego, co nie zostało świadomie i porządnie zainstalowane z konta administratora. Oraz — zachowując dużą ostrożność — wszystkiego co już jest na komputerze (bo wchodzi w skład systemu operacyjnego Windows) i da się kreatywnie wykorzystywać do infekowania, a nam (w roli użytkownika) nie jest do życia potrzebne. Ponieważ dziś już każdy ma program antywirusowy (sprawdzający, czy sygnatura uruchamianego programu znajduje się w bazie wirusów), to źli ludzie posługują się coraz częściej i coraz sprawniej systemowymi programami Microsoftu. Wiadomo że na komputerze już są, a w bazie wirusów się nigdy nie znajdą. Lista ich jest długa i możliwość uruchamiania części z nich na pewno warto odebrać sobie jako standardowemu użytkownikowi.

Próba uruchomienia zablokowanego programu od razu rzuci się w oczy:
Żeby zobaczyć co zostało zablokowane trzeba zajrzeć do logu Microsoft-Windows-AppLocker%4EXE and DLL.evtx — rejestrowane są tam wszystkie próby uruchomienia programów, także dozwolone, czyli np. w przypadku Firefoksa czy innej przeglądarki każde otwarcie nowej zakładki, niestety podobno nie można tego inaczej ustawić.

Zaoszczędzone dzięki zrezygnowaniu z "lepszego programu antywirusowego" pieniądze można np. pożytecznie przeznaczyć na zakup klucza sprzętowego Yubico i zabezpieczyć np. swoje konto na Google (gdzie mamy pozapisywane wszystkie hasła).

czwartek, 2 stycznia 2020, 08:39

poprawiacz w Firefoksie na Windows

Darsonwalizacja to podobno dezynfekcja skóry prądem wysokiej częstotliwości (kilkaset kHz).

Od czasu gdy z grubsza pojąłem działanie poprawiacza (już dawno temu) nie mogę się nadziwić, że inni jakoś wcale nie dostrzegają problemu i np. piszą gadzina zamiast godzina albo pojecie zamiast pojęcie. Oczywistym rozwiązaniem jest dopasowanie zawartości słownika poprawiacza do dziedziny i poruszanych przez nas tematów. A w przypadku popularnych programów open-source takich jak LibreOffice, Firefox czy Notepad++ da się to zrobić całkiem łatwo, bo słownik jest po prostu alfabetycznie ułożoną listą wyrazów (z wariantami) zapisaną w postaci zwykłego tekstu. Trzeba tylko widzieć (lub wiedzieć) gdzie te słowniki leżą. Wtedy można wszystkie zastąpić jednym własnym.

Tu drobna dygresja. Znalezienie dowolnego pliku pod Windows staje się trywialne po zainstalowaniu wyszukiwarki Everything. Polskie słowniki do poprawiacza nazywają się pl.dic, pl-PL.dic albo pl_PL.dic, najprościej dać programowi zainstalować i zobaczyć gdzie i co zrobił. Tak na marginesie ten polski słownik to kawał dobrej roboty, ale i straszny bajzel, powrzucano tam bez sensu dosłownie wszystko, zapominając o co chodzi, lekceważąc potrzeby użytkownika. Chodzi o to, żeby nie robić błędów. A nie o to, żeby program nie podkreślił ani jednego wyrazu dopuszczalnego w polskim języku.

A gdy już powyrzucamy ze słownika liczne zbędne pozycje trzeba zrobić kopię-matkę i ją szanować, żeby nie robić od nowa. Pod Windows też można robić linki (spod Explorera np. LSE), więc wszystkie moje słowniki są symlinkami do słownika-matki, bezpiecznie umieszczonego w osobnym katalogu (gdzie nie padnie ofiarą żadnej brutalnej aktualizacji).

Tu dłuższa dygresja. W przypadku Firefoksa (i Thunderbirda) wszystko tak działało lata całe. Ale mądrale od Firefoksa (masowo porzucanego na rzecz ciut lepszego i przede wszystkim bezczelnie wtykanego Chrome'a) tak się rozpaczliwie zagalopowali w ulepszaniu, że praktycznie uniemożliwili edytowanie instalowanych słowników. Chyba jakiś cwany idiota to wymyślił, bo słowniki są teraz instalowane w postaci spakowanej, w dodatku cała paczka musi być podpisana cyfrowo przez Mozillę, więc nie można nic zmienić. Tzn. można, ale wtedy przestaje być podpisana, a taką można załadować tylko do Firefoksa ESR albo Developer/Nightly dopiero po ustawieniu xpinstall.signatures.required na false. Na szczęście jak zwykle zostawili furtkę, pod spellchecker.dictionary_path można wpisać gdzie leżą normalne niespakowane słowniki i wszystko działa bez żadnego instalowania, po staremu. Wspomniany spellchecker.dictionary_path wpisujemy rzecz jasna pod about:config. Sprawdziłem na 68.3.0esr i normalnym 71, działa (działa też w Thunderbirdzie). Nie wiem jak w polskiej wersji, tam polski słownik może być jeszcze głębiej zakopany w omni.ja i kolidować z przez nas podsuwanym — ale to sprawdzę przy okazji.

Żeby wszystko było jasne. Pod spellchecker.dictionary_path wpisujemy tylko ścieżkę katalogu, np. C:\Spell i tam wrzucamy pl.dic z odpowiednim pl.aff — przy okazji nie zaszkodzi zmienić pl.dic i pl.aff na UTF-8 i LF (dziś podobno już nawet windowsiany Notepad potrafi takie pliki czytać). Podzielę się jeszcze jednym patentem. W Explorerze pod shell:sendto znajdują się jakieś bezsensowne pozycje typu Wyślij Faks, ale można tam dorzucić od siebie coś pożytecznego np. skróty do programów do porównywania tekstów. Używam dwóch, do krótkich tekstów dobry jest Meld, ale do słowników lepszy jest np. WinMerge. W Everything zaznaczam dwa słowniki i prawym klawiszem myszy wybieram Wyślij do...


DODANE: polska wersja tak jak podejrzewałem już ma zaszyty polski słownik w zazipowanej paczce omni.ja (w głównym katalogu Firefoksa). Ale można mieć Firefoksa po polsku z własnym polskim słownikiem. Trzeba zacząć od jakiegoś niepolskiego, dodać przez Narzędzia->Opcje polski interfejs użytkownika i na koniec wyrzucić polski słownik zainstalowany tym razem jako dodatek (pod Słowniki). Nie wiem czy po aktualizacji nie pojawi się on znowu, ale raczej nie powinien. Zobaczymy.
Przykłady literówek, których można uniknąć wyrzucając trochę ze słownika (przy okazji można sprawdzić czy przeglądarka podkreśla na czerwono):

Brak jasności w tej spawie był główną przyczyną
https://tvn24bis.pl/ze-swiata,75/unijny-cel-klimatyczny-bez-polski...

wzmocnią się nad urozmaiconym ternem południa kraju
www.meteo.pl/komentarze/index1.php?date=2020-1-2

Przypomnijmy, że cało to zamieszenie rozpoczęło się...
wirtualnemedia.pl/artykul...

... jest produktem w pełni ekologicznym i nie zawiera żądnych toksycznych składników.
opis masy szpachlowej do spoinowania płyt gipsowo-kartonowych

... to jest brak zaufania do sądownictwa jako sytemu... (cztery razy!)
tvn24.pl/polska/niemcy-sad-odmowil-ekstradycji-polaka-powodem-zmiany-w-sadownictwie

... kapsuła zabierająca do 28 osób poruszałaby się w specjalnej rurze z obnażonym ciśnieniem ...
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-02-28/szybki-jak-samolot...

Czasem jednak i skrojony na miarę spelczek nie pomoże:
... po jednej z akcji położył się na murawie i nabawił się urazy. eurosport.tvn24.pl

czwartek, 4 czerwca 2015, 09:11

uswajszczanie czyli słoworód klukowy

W Dodatku do rozprawy "Słoworód Ludowy" sam wielki Jan Karłowicz uczciwie przyznaje, że dał się wyprowadzić w pole księdzu Klukowi, biorąc jego neologizmy za autentyczne wyroby ludowe:

Po napisaniu rozprawy o "Słoworodzie ludowym" spostrzegłem się, że nazwy roślin: Upatrek, Józefek, Karolek, Sporek i Śmiałek, przytaczane przeze mnie na str. 364 i 370, nie są w ścisłym znaczeniu ludowym przerobieniem obcych; twórcą ich jest ks. Kluk; z prawdziwym talentem przerabiał cudzoziemskie nazwiska roślin na swojski ład, jak np. jasione, croton, prenanthes, cistus, sweetenia, zinnia, na jasionek, krocień, przenęt, czystek, świtek, cynka itp. Dowiedziałem się o tym po napisaniu mojej rozprawki, przeglądając Wagi regestra do Flory (str. XVII). Autor Flory gani Klukowi takie przerabianie nazw niepolskich; sam innej trzyma się drogi, woląc tworzyć zupełnie nowe wyrazy a nawet pnie na oddanie niekrajowych roślin, jak np. bliźniara, błusza, borzelitka, borześlad, bratwa, brzęst, brzydłorzechnia, bystroka i mnóstwo innych. Mnie by się zdawało że w braku własnych nazwisk lub możności dobrego spolszczenia, metoda Kluka bez porównania jest udatniejszą od systemu Wagi, który, nie mając ukształcenia językoznawczego, potworzył seciny prawdziwych dziwolągów językowych. Odwołuję więc tutaj podciągnięcie wyżej wymienionych pięciu nazw roślin pod nieświadomy Słoworód ludowy, proszę czytelnika aby je uważał za okazy świadomego naginania mało znanych wyrazów pod swojską postać.

Tyle Karłowicz i ja się z nim zgadzam, że dobre co swojskie (albo udane podróbki). Np. nie wiem kto wymyślił nazwy piecuszek i pierwiosnek, ale sam do niedawna myślałem że to stare nazwy ludowe, nieświadom że oba ptaki zostały rozpoznane i nazwane dopiero na początku XIX wieku.

Przy okazji jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to powszechne w Polsce narzekanie na zdigitalizowanie zasobów bibliotecznych do dziwacznego formatu DjVu. Sam często rzucałem kurami w tej sprawie, ale to bezproduktywne podejście. Produktywne jest takie: SumatraPDF plus ściągnięta z biblioteki publikacja w postaci zazipowanego kompletu plików DjVu (niestety SumatraPDF jest tylko na Windows, ale nad użytkownikami maków nie warto się litować, są dobrze sytuowani). A więc kolejno:
ściągamy SumatraPDF, program jest świetny, nie trzeba go nawet instalować i oprócz PDF czyta też pliki DjVu, w dodatku inteligentnie, o czym za chwilę. Jest też nieoficjalna 64-bitowa wersja, niekoniecznie lepsza, ale sam takiej używam więc nie będę udawał że nie wiem. Do ściągnięcia stąd.
— gdy tylko w którejś polskiej bibliotece cyfrowej wyskakuje zachęta do instalowania wtyczek, ściągania plików itp. czyli próbują nam coś wtłoczyć — natychmiast olewamy (ignorujemy) te propozycje i zamykamy kolejno co się da, trafiając myszą w iksy położone w prawych górnych rogach ramek. Chodzi po prostu o zamknięcie wszystkiego co wyskoczyło i dotarcie do strony, z której da się ściągnąć zazipowany komplet plików ze skanami w postaci DjVu. Pisząc o konieczności zamknięcia tych wszystkich pop-upów nie rozważam jakiejś hipotetycznej sytuacji, bo jeśli znajdujemy zdigitalizowany tekst przez Google (czy dowolną wyszukiwarkę) to link prowadzi wprost do pliku głównego DjVu z którym przeglądarka bez odpowiednich wtyczek do czytania DjVu nie wie co zrobić, a którego ściągnięcie też nic nie da — musimy mieć całość.
— zazipowany zestaw plików do ściągnięcia znajdujemy, ściągamy i rozpakowujemy wszystko do osobnego katalogu/folderu (czasem ze ściągnięciem trzeba chwilę zaczekać, bo biblioteka będzie te pliki zipować specjalnie dla nas). Następnie zgodnie z instrukcją w readme.txt zaczynamy od głównego pliku, wtedy SumatraPDF otworzy od razu wszystko. I już. Jeśli publikacja została porządnie zdigitalizowana to oprócz zdjęć stron jest też ukryty pod nimi tekst i można wyszukiwać, zaznaczać, kopiować. W tym momencie zapominamy że to nie PDF i przestajemy biadolić nad opłakanym stanem polskich bibliotek cyfrowych.

Druga sprawa to ... można sobie darować. Chodzi o mój pozornie ambiwalentny czy niekonsekwentny stosunek do spolszczania, że raz mi się podoba, a raz nie. Z czytania o moich poglądach niewielki pożytek, każdy ma swoje poglądy na spolszczanie, równie dobre i równie niekonsekwentne. Generalnie jestem za, spolszczajmy. Jeśli tylko ułatwia to zrozumienie albo ułatwia cokolwiek innego np. mówienie czy pisanie. O ile efekt jest jednoznaczny, naturalny, ładny, pomysłowy — najlepiej wszystko razem. Ale jeśli spolszczenie prowadzi na manowce, gdy chodzi tylko o to żeby koniecznie mieć swoje, nawet na siłę, to wolę już obce wtręty. Oczywiście każdy ma swoje manowce i gusta są różne, więc zbyt ogólna dyskusja o spolszczaniu zawsze będzie jałowa. Ale roztrząsanie poszczególnych przypadków może być pouczające. Kluk może i ładnie uswojszczył croton na krocień, ale jeszcze nie słyszałem żeby ktoś tak mówił, kroton jest już wystarczająco dobry, zmiękczenia zbędne. Przyjęła się cynia zamiast cynki, swojskie zdrobnienie niepotrzebne. Lud najwyraźniej ceni minimalizm i prostotę bardziej niż wysiloną swojskość. Przynajmniej czasem.

piątek, 4 kwietnia 2014, 05:58

xpoko

Za kilka dni Windows XP (październik 2001) idzie wreszcie do lamusa, a wraz z nim koszmarny IE8 — i bardzo dobrze. Zajrzałem do swoich prywatnych danych z Google Analytics (polskojęzyczna strona w domenie .pl, oglądalność ca 3000 wejść na miesiąc) i oto jak spadały udziały XP w całości Windows w ciągu ostatnich sześciu lat (trzy pierwsze miesiące w roku, bo chciałem mieć dane za 2014):
2009 - 80%
2010 - 68%
2011 - 58%
2012 - 44%
2013 - 33%
2014 - 24%

Mogę to nawet ku własnej uciesze zwizualizować, zauważając dodatkowo obecność Windows 7 (pomarańczowe, październik 2009); Vista (styczeń 2007) i Windows 8 (październik 2012) widoczne dużo słabiej:

Jak widać nadal prawie 1/4 wejść jest z XP, co pozostawię bez komentarza. Pewnie w Chinach jest jeszcze gorzej, ale od dawna zapowiadane złomowanie XP będzie dotkliwie odczuwalne także i u nas. Jeszcze przez ponad miesiąc w ogóle nie ma się czym przejmować, ale potem już trochę tak, bo gdy Microsoft będzie łatał kolejne dziury w nowszych Windows, to oczywiście źli ludzie będą systematycznie sprawdzać ich obecność (w celu użycia) w porzuconym przez producenta (ale nie przez użytkowników) XP. Mogę się jednak założyć o piwo, że jeśli tylko zajdzie silna potrzeba to pragmatyczny Microsoft się ugnie i wypuści kolejne poprawki także do oficjalnie nieobsługiwanego XP — najwyżej trzeba je będzie samemu ściągnąć i wgrać.

Nie widzę powodów do paniki. Ale i dalsze upieranie się przy XP nie ma sensu. Jeśli ktoś naprawdę musi, to zarazem nie musi pewnie wcale podłączać komputera do internetu, a wtedy wystarczy tylko rygorystyczne utrzymywanie higieny seksualnej na USB. Jeśli nie musi, to wymieni w końcu komputer i przy okazji Windows. XP wymrze w ciągu najbliższego roku do kilku procent, przynajmniej w "moich" statystykach wejść (optymistycznie zakładam, że na początku 2015 będzie jakieś 5%). A na odciętych od świata komputerach XP będzie działać jeszcze lata całe równie dobrze (czy źle) jak do tej pory.

Współczuję natomiast tym, którzy "znają się na komputerach" i będą teraz nagabywani przez upierdliwych znajomych, którym coś tam wyskoczyło na ekranie albo którzy naczytali się właśnie głupot o tym, jak bardzo ryzykowne stało się nagle używanie XP. Nic podobnego, ryzyko będzie wzrastać stopniowo albo nawet wcale, bo im mniej użytkowników tym mniej atrakcyjnym są celem. Najbardziej zagrożeni są — tymczasem — użytkownicy Windows 7.

niedziela, 3 czerwca 2012, 06:26

sprzedawcy dziurawych kondonów

Może wreszcie drgnęło w skompromitowanej wielokrotnie branży — pierwszy sprzedawca dziurawych kondonów potrafiący powiedzieć: That’s a spectacular failure for our company, and for the antivirus industry in general. Chodzi rzecz jasna o Stuxnet, DuQu i Flame. A na drugą nóżkę Aurora, Night Dragon i Shady Rat — They left McAfee, Alperovitch says, because it and the rest of the cyber-security industry are building the wrong products.

Jeśli ktoś jeszcze nie wie, Twittera można (wygodnie?) czytać w postaci RSS. Przepis do wyguglania.

czwartek, 29 marca 2012, 05:11

narodowa kultura defekacji i infekcji

Is India's lack of toilets a cultural problem?
Economics Journal: What Connects Cellphones and Toilets?

Stąd: Researchers Clobber Khelios Spam Botnet (wytłuszczenia moje)
"Meyers said that, for some unknown reason, the largest single geographic grouping of Khelios-infected systems – 25 percent — were located in Poland. U.S.-based ISPs were home to the second largest contingent of Khelios bots. Meyers said about 80 percent of the Khelios-infected systems they sinkholed were running Windows XP, an increasingly insecure operating system that Microsoft released more than a decade ago."

A tu jest po polsku oraz mapka: Kaspersky Lab i CrowdStrike zamykają drugi botnet Hlux/Kelihos - ogromna ilość zainfekowanych komputerów działała w Polsce

sobota, 11 grudnia 2010, 16:25

fakapik czy wtopka

Kilka lat temu sfrustrowany Chińczyk Li, daremnie szukający pracy w branży IT, napisał wirusa/trojana zamieniającego m.in. hurtem ikonki windowsianych programów w pandy palące kadzidełka (Fujacks, "panda pandemonium" wg WSJ). Odsiedział za to tylko trzy lata (bo z czterech) i wyszedł ostentacyjnie zresocjalizowany: jak podaje Reuters, skruszony Li Jun pomaga dziś pandom (50000 juanów) i pracuje w Panda Security. Zatrudnienie byłego złoczyńcy przez konkurencję ochoczo skomentowała inna firma ochroniarska, Sophos, a konkretnie jej starszy konsultant Cluley na firmowym blogu.

Całkiem ładna notka mu wyszła, niestety Panda S. kategorycznie zaprzeczyła jakoby, natarczywie domagając się sprostowania. Tak więc notka była stopniowo prostowana (tytuł najpierw, ślad został w urlu), aż wreszcie wszystko zostało wyjaśnione. Owszem, jakiś chiński dystrybutor Pandy wykorzystywał Li Juna marketingowo, ale w Pandzie Security nie było i nie ma dla takich miejsca. Byłbym może nawet współczuł nieszczęsnemu Cluleyowi, gdyby nie jedno zdanie: "Do we really want malicious hackers to think that malware might be a shortcut to a new job?". Ofkors not, ale czy trzy lata w pierdlu są atrakcyjną drogą na skróty?

Źródło (dez)informacji bije tu: China computer virus creator donates cash for panda, works for web security, czyli w agencji Xinhua. Akurat wczoraj Chiny Ludowe dołączały do elitarnej grupy państw niezadowolonych z wręczenia ich obywatelowi pokojowej nagrody Nobla — są tam już np. hitlerowskie Niemcy (Ossietzky), breżniewowski ZSRR (Sacharow) czy jaruzelski PRL (Wałęsa) — więc Xinhua rozpaczliwie próbowała "coś zrobić". Nie do wiary, ale trochę im się udało.

Liu Xiaobo ma podobno wyjść na wolność z więzienia 21 czerwca 2020 (będzie miał wtedy 64 lata).

niedziela, 28 marca 2010, 04:25

kto nas ładuje

Kupiłem ładowarkę Energizera (tego od niezmordowanego królika). Bo była wyjątkowo duża, a duże rzadziej ginie (poprzednia gdzieś się zapodziała). Na stronie producenta (po co tam polazłem?) przy zupełnie innej ładowarce (malutkiej) zacząłem niepotrzebnie czytać niepozornie zatytułowaną instrukcję: "Remove the Energizer DUO/USB Charger software" z następującą ciekawostką: "Removing the Energizer DUO/ USB Charger software will also remove the registry value that causes the backdoor to execute automatically when Windows starts". Wrzuciłem w Gugla arucer.dll i zaraz dotarłem do sedna: Energizer DUO USB battery charger software allows unauthorized remote system access.

Czy to jest aż tak ciekawe? Nie aż tak, ale dość. Wpierw zgodnie oplujmy Energizera, który wraz z programikiem pokazującym stan ładowania akumulatorków instalował ludziom trojana. Nie powinien. Ale proszę też obejrzeć okienko wyskakujące w krytycznym momencie:



Jak widać, jesteśmy pytani o zgodę. "Run a DLL as an App" Microsoftu chce nas "podłączyć do internetu" (drobnym drukiem: … accepting connections from the Internet or a network) — dlaczego nie pozwolić? Tylko dlatego, że nie rozumiemy o co chodzi? A skąd mamy, jeśli Microsoft nie raczy wyjaśnić? Czy jest gdzieś napisane, że chodzi o bibliotekę zainstalowaną wraz z programem monitorującym ładowanie akumulatorków i tylko uruchamianą przez program (rundll32.exe) Microsoftu? Czy oprócz Microsoft Corporation pojawia się nazwa jakiegoś innego producenta? Czy sugestia, że możemy odblokować, jeśli ufamy (tu: Microsoftowi) nie jest dostatecznie wyraźna?


Metoda "wiem, ale nie powiem" stosowana jest przez Microsoft dość uparcie. Poniżej trzy razy ta sama sytuacja (próba wyczepienia pendrajwa, z którego otwarto jakiś dokument w Open Office) kolejno na Windows, OS X i Ubuntu:

Windows XP (2001):


Windows 7 (2009):


Mac OS X Tiger (2005):


Mac OS X Snow Leopard (2009):


Ubuntu Karmic Koala (2009):


DODANE: no tak, są dwa niezmordowane króliczki, ten Energizera jest wtórny:
Duracell Bunny (1973)
Energizer Bunny (1989)