czwartek, 29 maja 2008, 12:11

siostro, gdzie moje proszki?

Chyba niezła pora na małą przerwę, co nie?
Wracam w lipcu.
DODANE: mimo wszystko coś łączy sroki i borsuki (kamera jest w zakładkach)

karmnik borsuczy

środa, 21 maja 2008, 04:43

mylenie pochwy z macicą

Badanie "Postawy i zachowania seksualne młodych Polaków" przeprowadzone przez CBOS w kwietniu 2008 na zlecenie Kampanii na Rzecz Świadomego Rodzicielstwa pokazuje, że 3/4 ankietowanych (losowa ogólnopolska próba 495 osób w wieku od 13 do 21 lat) chce obowiązkowych lekcji o seksie w szkole. Pracowitość i chęć nauki zawsze zasługują na pochwałę, świńska intuicja podpowiada jednak, że młodzież na pewno chce lekcji o seksie zamiast jakichś innych lekcji, np. matematyki — bo przecież chyba nie chce poszerzenia i tak już przeładowanego programu nauczania. Ankieta powinna więc od razu pytać, zamiast czego ten seks.

Młodym ludziom brakuje podobno podstawowej wiedzy z anatomii — np. mylą pochwę z macicą. Dziwne, kiedyś uczyli o tym na biologii, a dziś każdą informację można znaleźć w sieci. Badanie CBOS pokazało, że młodzież o seksie uczy się od swoich rówieśników (55,4%), z internetu (43,9%), od nauczycieli (34,9%) oraz z czasopism młodzieżowych (32,6%) — czyli jest w dużej mierze samowystarczalna. Ale nie jest z tego zadowolona — chciałaby uczyć się od swoich rodziców (72,9%)! Młodzież najwyraźniej nie obawia się, że rodzice też uczyli się o seksie od swoich rówieśników.

Sprawa jest o tyle ważna, że seks we dwoje jest nie tylko interesującą formą spędzania czasu, ale czasem kończy się ciążą. Żerują na tym firmy farmaceutyczne produkujące środki antykoncepcyjne. Nie ma co owijać w bawełnę — producent środków antykoncepcyjnych chce ich sprzedać jak najwięcej. Nawet jeśli oficjalnie występuje jako "patron świadomego rodzicielstwa", to nieoficjalnie może zachęcać do wczesnego rozpoczynania współżycia seksualnego. Nie wiem jak mądrze zachęcać młodzież młodszą do rozważnego rozpoczynania współżycia seksualnego, do mnie żadne argumenty nie trafiały. Być może obowiązkowe lekcje i rygorystyczne sprawdzanie wiedzy zmniejszyłoby nieco atrakcyjność seksu w oczach młodzieży. Z drugiej strony łatwo popaść w hipokryzję — jeśli organizuje się olimpiady chemiczne czy matematyczne, to czemu nie olimpiada z wiedzy o seksie. A może to świetny pomysł? Na pewno marnym pomysłem jest natomiast podejście Kościoła, które można streścić hasłem "informacja jest pokusą". Otóż pokusa już jest, brakuje informacji.

Nie wiadomo tylko kto — wyręczając pruderyjnych rodziców — miałby tę wiedzę o seksie młodzieży przekazywać. Powinien to robić edukator seksualny z prawdziwego zdarzenia, a nie podszkolony biolog z łapanki. A do wydawania pieniędzy na naukę i oświatę się nie palimy. W innej ankiecie CBOS na pytanie: Czy, Pana(i) zdaniem, rząd powinien przeznaczyć więcej niż obecnie pieniędzy z budżetu państwa na szkolnictwo wyższe oraz badania naukowe w Polsce czy też nie? 50% wybrało odpowiedź — Tak, ale tylko wtedy, gdyby nie oznaczało to zmniejszenia wydatków na inne dziedziny; 32% — Tak, również wtedy, gdyby miało to oznaczać zmniejszenia wydatków na inne dziedziny; 10% — Trudno powiedzieć; 8% — Nie, szkolnictwo wyższe i badania naukowe nie powinny być finansowane przez budżet państwa w większym stopniu niż obecnie. Wyniki smutne, ale komentarz CBOS natychmiast rozwesela: Propozycja zwiększenia środków finansowych na naukę i szkolnictwo wyższe znajduje zrozumienie u ogromnej większości Polaków. Tak rozweselony podsuwam CBOS-owi pytania na następną ciekawą ankietę:

Czy, Pana(i) zdaniem, powinno być w Polsce lepiej czy też nie?
1. Tak, ale tylko wtedy, gdyby nie oznaczało to, że będzie gorzej
2. Tak, również wtedy, gdyby miało to oznaczać, że będzie gorzej
3. Nie, nie powinno być w Polsce lepiej
4. Trudno powiedzieć
DODANE: wypada zauważyć, że zainspirował mnie artykuł w Rzepie: Młodzież chce uczyć się w szkole o seksie
Wypada też zauważyć, że edukację seksualną w polskich szkołach prowadzą wolontariusze z PONTONA

czwartek, 15 maja 2008, 13:27

apel w obronie GMO

Jest do podpisania apel w obronie GMO — list otwarty do Premiera RP. Apel wg mnie ma dwie drobne wady, po pierwsze zachęca do podpisywania (się) nie tylko pracowników naukowych wszystkich dziedzin nauk przyrodniczych, medycznych i rolniczych, ale także studentów. Student, jak nazwa wskazuje, musi się jeszcze wiele nauczyć, nie może więc być dla nikogo autorytetem. Druga wada jest poważniejsza, autorzy listu twierdzą, że nie istnieją jakiekolwiek racjonalne podstawy uprzedzeń w stosunku do GMO. Nieprawda, ja na przykład jestem "uprzedzony" do GMO, bo są to organizmy patentowane/licencjonowane, a ich użytkowanie wiąże się z wieloma problemami dobrze znanymi wszystkim użytkownikom licencjonowanego, a jeszcze lepiej — nielicencjonowanego — oprogramowania. Uważam, że jestem uprzedzony racjonalnie, w konsekwencji nie mógłbym podpisać tego listu, choć uważam, że jest w zasadzie słuszny.

Autorzy listu twierdzą w szczególności że:
— Spożywanie produktów wytworzonych z GMO lub mięsa zwierząt lub drobiu karmionego paszami wytworzonymi z GMO nie stanowi jakiegokolwiek zagrożenia dla zdrowia człowieka;
— Zagrożenie dla środowiska, jakie wynika z wprowadzania GMO do upraw w danym regionie, jest dokładnie takie same, jakie wiąże się z introdukcją każdego nowego gatunku lub odmiany roślin. Należy dokładnie monitorować efekty wprowadzania do środowiska wszystkich nowych odmian, ale niema żadnych powodów, by w stosunku do GMO stosować zasady inne, niż w stosunku do odmian otrzymanych metodami tradycyjnymi.


Nie jest prawdą, że spożywanie nie stanowi jakiegokolwiek zagrożenia, bo zawsze można się zatruć np. salmonellą, powinno być "nie stanowi żadnego dodatkowego zagrożenia". Przygnębiające jest to "niema", o problemach (usuwalnych!) z działaniem poprawiacza pisowni pisałem niedawnoniema w ogóle nie powinna znaleźć się w słowniku poprawiacza, bo raczej rzadko piszemy o niemych, a wstydu przez to możemy najeść się często.

I jeszcze ten kwiecisty język... Sądzimy, że wszystkim nam zależy, by gospodarka w Polsce była oparta na wiedzy. Ja nie sądzę, że wszystkim zależy.
DODANE: następnego dnia niema zamieniło się w nie ma.

niedziela, 11 maja 2008, 17:48

Heller o ewolucji, czyli woda na młyn

Polemika z ignorantem jest równie pocieszna jak gra w szachy z kotem. Obserwator takiego meczu zaraz zaczyna trzymać stronę kota, działa w nas przecież zdrowy odruch kibicowania słabszym i skazanym na porażkę. Drugi z powodów, dla których raczej unikałem dyskusji z ignorantami wyśmiewającymi teorię ewolucji, był równie prozaiczny — jestem takim samym specem od ewolucji jak dendrolog Maciej Giertych i każdy złośliwiec może mi to słusznie wytknąć. Z drugiej strony "zbyt to zideologizowana dziedzina, aby pozostawić jej promocję kartelowi biologów", a każdy alfabeta może przecież o ewolucji poczytać, ukształtować sobie pogląd i własną opinię wyrazić (kolejność tylko pozornie ważna). Problem jak zwykle z czytelnikami, ale podobno dużo tegorocznych maturzystów zaczęło czytać Salon24. A więc do dzieła, ja też chcę! Dołączę do chóru, ale przynajmniej będę mieć temat z głowy.

Lecz zamiast się samemu męczyć, wkleję chytrze fragment wywiadu Dziennika z laureatem nagrody Templetona, Hellerem:

Dziennik: Czy zna ksiądz profesor takie przypadki, że pod wpływem nauki Kościół zmienił jakiś element swojego nauczania?

Heller: Przykładem takiego zjawiska może być teoria ewolucji. Początkowo Kościół dość długo powstrzymywał się od zajęcia stanowiska w tej sprawie. Potem dominowała opcja, że jak długo teoria ewolucji jest tylko hipotezą, to nie należy zmieniać interpretacji Pisma Świętego na temat stworzenia człowieka. Sytuacja uległa zmianie, gdy powstała genetyka. Sama teoria Darwina nie jest w stanie wytłumaczyć ewolucyjnej zmienności, jednak gdy doda się do niej genetykę, powstaje tzw. syntetyczna teoria ewolucji, która dziś jest powszechnie uznawana.

Po odkryciach genetycznych Kościół zaczął tonować swoje stanowisko wobec teorii ewolucji. Przełomowym momentem była encyklika Piusa XII "Humani generis" z 1950 roku, która już dopuszczała ewolucję, ale z pewnymi zastrzeżeniami co do momentu powstania człowieka. Wszelkie wątpliwości rozwiał Jan Paweł II w 1996 roku, w przemówieniu do Papieskiej Akademii Nauk, w którym powiedział, że teoria ewolucji jest nie tylko zgodna z chrześcijaństwem, ale także, że Kościół nie ma tytułu do osądzania, czy jakaś teoria naukowa jest słuszna, czy nie.

Dziennik: Jednak są środowiska, np. w Ameryce protestanckie, a w Polsce nawet katolickie, na czele z eurodeputowanym Maciejem Giertychem, które twierdzą, że teoria ewolucji jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem.

Heller: Takie poglądy to bardzo poważne pomylenie pojęć i bardzo duży stopień religijnej ignorancji. Przede wszystkim z punktu widzenia współczesnej nauki nie da się podważyć teorii ewolucji. Nie chodzi tylko o ewolucję w biologii, bo ta jest tylko jedną nitką wielkiego procesu kosmicznej ewolucji. Kosmologia przedstawia dzisiaj wszechświat w stanie ewolucji od pierwotnego atomu poprzez rozmaite ery. Wiemy, że pierwsze takty biologicznej ewolucji rozegrały się w ciągu dwóch, trzech minut po wielkim wybuchu, kiedy decydował się skład chemiczny wszechświata. Ewolucja wszechświata jest dalszym ciągiem ewolucji kosmicznej.

Jeśli ktoś dziś twierdzi, że jest sprzeczność między teorią ewolucji a religią, to ośmiesza religię. Święty Augustyn na przełomie IV i V wieku sformułował zasadę interpretacyjną Pisma Świętego, która mówi, że jeśli pojawia się sprzeczność między interpretacją Biblii, a dobrze ustaloną wiedzą, dziś powiedzielibyśmy nauką, to należy zmienić interpretację Pisma Świętego, aby nie narażać chrześcijaństwa na wyśmiewanie przez pogan. Ludzie, którzy dziś przeciwstawiają teorię ewolucji religii, narażają chrześcijaństwo na ośmieszenie.


Heller oczywiście nie jest autorytetem w dziedzinie ewolucji biologicznej, ale jest katolikiem i autorytetem w dziedzinie łączenia nauki z religią. Jeśli większość Polaków to katolicy, automatycznie większość naszych ignorantów jest katolikami (zakładam oczywiście, że sam katolicyzm jeszcze nie chroni przed ignorancją). Dlatego właśnie posłużyłem się Hellerem, chociaż sam jako ateista oczywiście nie odczuwam potrzeby łączenia nauki z religią. Czy w "dziedzinie ewolucji" lepiej wierzyć ignorantom (Giertychowi) czy nauce (Hellerowi)? Odpowiedź wcale nie jest prosta — to zależy, co chcemy osiągnąć. Jeśli chcemy rozumieć biologię, musimy niestety wierzyć nauce. Ale jeśli chcemy zaistnieć, np. tak jak Giertych na łamach Nature, to raczej powinniśmy unikać poglądów powszechnie uznawanych (normalnych).

Ostatnie cytowane zdanie Hellera (to o ośmieszaniu chrześcijaństwa) zupełnie mi się nie podoba. Chrześcijanin przeciwstawiający teorię ewolucji religii ośmiesza się wyłącznie indywidualnie i to wcale nie jako chrześcijanin, ale jako ignorant. To samo trzeba powiedzieć o ewolucjoniście przeciwstawiającym głupio religię teorii ewolucji. Nie naraża on wcale teorii ewolucji na ośmieszenie, najwyżej ośmiesza się indywidualnie — i też jako ignorant w dziedzinie religii, a nie jako ewolucjonista.

Na koniec mini apel — szanujmy Darwina! Ale nie dlatego, że Darwin był rasistą. Tak jak szanujemy Morusa — też nie dlatego, że mordował heretyków. Szanujemy przecież Arystotelesa, choć nie umiał policzyć musze nóg i szanujemy Platona, chociaż miał ciągoty totalitarne. Jeśli ktoś tego nie potrafi, sam nie zasługuje na szacunek.
DODANE: The Evolution, Creationism, and Intelligent Design Controversy — dużo odnośników, w tym "What the Vatican Says About Evolution (2004)
DODANE: The Kolbe Center for the Study of Creation - Defending Genesis from a Traditional Catholic Perspective" — matecznik matołów

wtorek, 6 maja 2008, 21:05

uch uch uchatek

Uchatek gwałcący pingwina najwyraźniej trafił w gust czytelników działu Nauka/Przyroda w BBC News (o uchatku przeczytałem na blogu Referenta Bulzackiego: Jak dzieci we mgle...)


Proszę jednak nie myśleć źle o uchatkach. Ludzie robią jeszcze głupsze rzeczy (polecam wersję angielskojęzyczną, o wiele ciekawsza; przy okazji warto też przeczytać o śmierci Stephena Milligana).

Na szczęście nie wszystkie ssaki zachowują się tak głupio jak niektóre uchatki i niektórzy ludzie. Na koniec coś budującego — Mądry Hans. Hans był koniem, który tak dobrze nauczył się rozumieć mowę ciała swojego tresera (i innych ludzi), że podejrzewano go o inteligencję podobną do ludzkiej. W polskiej wersji wikipedii tego nie ma, ale w angielskiej opisany jest tzw. efekt Mądrego Hansa. Z grubsza i w skrócie chodzi o mimowolne przekazywanie sygnałów sugerujących odpowiedzi. Mądry Hans jest mi szczególnie bliski, ponieważ mnie także podejrzewano kiedyś o nieprzeciętną inteligencję. A robiłem tylko to, co Hans.
DODANE: na razie nic lepszego o rozgryzaniu Mądrego Hansa nie znalazłem: Pfungst and the Blight of Lay-public Anthropomorphism
DODANE: Czy wiedzieliście, że marakasy to instrumenty muzyczne z grupy idiofonów uderzanych?