wtorek, 1 kwietnia 2008, 07:10

wierzący są bardziej szczęśliwi

Jak donosi Rzeczpospolita, omawiając pobieżnie wyniki badań Andrew Clarka z Paryskiej Szkoły Ekonomicznej — "Ludzie wierzący są bardziej szczęśliwi". Niestety już pierwsze zdanie jest podejrzane:
"Osoby wierzące lepiej znoszą stres spowodowany np. utratą pracy czy rozwodem".
To cyniczny bezbożnik ma być bardziej zasmucony rozwodem niż ten, który ślubował nie opuścić aż do śmierci? Zajrzałem do oryginalnej pracy Clarka i Lelkes "Deliver us from evil: religion as insurance" — ankietowano protestantów i katolików, ale tylko protestanci lepiej znoszą stres spowodowany rozwodem, katolicy znoszą go gorzej niż niewierzący:

Both Protestants and Roman Catholics are protected against unemployment, but while the former are also protected against marital break-up, Roman Catholics are actually punished for divorce (in the sense that their life satisfaction drops more sharply than does that of the non-religious).

Uff.
DODANE: najszczęśliwszym człowiekiem świata jest tymczasem Matthieu Ricard.
DODANE: Aurelia's Unfortunate Young Man by Mark Twain

22 komentarze:

Anonimowy pisze...

-->Kwik
Może i dobrze, że obalił Pan tę teorię. :-) Sprawa jest zresztą niemierzalna, albo trudno mierzalna.

Obmyślam plan, żeby nie iść dzisiaj do referatu, Święto takie, to może i w referacie wybaczą mi dezercję. Powiem, że muszę obejrzeć transmisję obrad Sejmu. Jako Europejczyk i patriota.

Pozdrawiam,

Anonimowy pisze...


Przecinek przed albo postawiłem w ramach tego Święta. Jak widzę. Uwiera bardzo. :-(

Anonimowy pisze...

@ referent Bulzacki
Wagary? Plan pozornie sensowny, pytanie co potem. U mnie po wagarach zawsze niesmak albo wyrzuty sumienia. A poczucie dobrze spełnionego obowiązku daje zadowolenie. Coś w rodzaju.

Anonimowy pisze...

@ referent Bulzacki
Przecinek oznacza chwilę namysłu. Zbyt krótką na kropkę. Może być?

Anonimowy pisze...

-->Kwik
Wytłumaczyć do się wszystko, nawet status ontologiczny przecinka. Ale kac po przecinku pozostał...

Jeżeli wagary nie, to zdecydowanie muszę się zbierać do roboty :-(.

Anonimowy pisze...

To je prowda
Wierzący są szczęśliwi ,bo wielbią.Wielbiący zawsze są szczęśliwi,np. mój kolega z zakładu zawsze wielbił Jaruzela-jaki on był szczęśliwy ! Zresztą obydwaj byli szczęśliwi: i Jaruzel i on.A dzisiaj nie jest( to znaczy - nie są).Obyśmy zawsze byli wierzący !Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

>Eine(trochę off, ale nie do końca;)
"Żona wielbłada z płaczem przylatuje do męża.
-"Mężu, mężu-stał się wielkie nieszczeście!"
-"A jakież to kobieto?"
-"Nasz synek urodził się bez garba!"

Obyśmy zdrowi byli.

Pozdrawiam

PS wolę ten toast gruziński(podobno) z wersją wielbłada dwugarbnego, ale wtedy pointa jest za "szybka".

Anonimowy pisze...

autor
autor - artykuł nie kłamie.

Sęk w tym, czy Pan znalazł w swoim życiu prawdziwie Wierzącego... ?

Ktoś kto ochrzczony i do Kościoła co niedzielę... - jeszcze wcale takim być nie musi.

Gdyż Wiara to spodziewanie się od Opatrzności wszystkiego i nieczego zarazem. Gdyż pomiędzy "wszystkim" a "niczym" jest pokój Chrystusowy, zaufanie i Nadzieja.

Dlatego też Wierzący Prawdziwie nie zamykając swojego świata tylko w kategoriach materii i doczesności żyją w zupełnie innej perspektywie niż niewierzący.

A ta perspektywa osiąga swój szczyt i jest widoczna najlepiej w obliczu straty tego "co było gromadzone całe życie".

Tak sądzę.. - ale trzeba byłoby przeprowadzić odpowiednie badania.

Gdyby sobie zadać pytanie gdyby nie Kościół w Polsce czy byłaby i jaka byłaby Polska dziś. Kościół był zwornikiem tego co narodowe, z ojczyzną związane przez wieki.. .

Gdyby nie Wiara... - mielibyśmy Polskę dziś? Ciekaw jestem.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

kwik
zauważyłem, że autor jest Kobietą. Więc proszę mi nie mieć za złe, że per Pan się nieświadomie do Pani zwracam.... .

Eine, rozwija w jakiś sposób co napisałem... . Wierzący jest ten co wierzy stale a nie "od święta" - więc wielbiący zawsze. :-)))

Pozdr.

Anonimowy pisze...

@ Poldek
Jeśli o mnie chodzi jestem od dość dawna niewierzącym samcem. Ale to bez znaczenia. Chodziło mi wyłącznie o to, że krótki tekścik z Rzepy zawiera istotny błąd, obrzydliwą sugestię, że przeciętny katolik nawet z rozwodu jest bardziej zadowolony niż bezbożnik. Na szczęście nie. Tak więc są okoliczności, w których katolik cierpi mocniej. Cudów nie ma, bycie niewierzącym też musi mieć swoje plusy.

Oczywiście trwałość przedmiotu uwielbienia też jest ważnym tematem. Tu mi się zaraz przypomina "Nieszczęsny narzeczony Aurelii" Marka Twaina :)

Anonimowy pisze...

kwik
""że przeciętny katolik nawet z rozwodu jest bardziej zadowolony niż bezbożnik. Na szczęście nie."""

Widzi Pan. Wszystko jest kwestią tego co się kocha. I jak ą minę będzie miał wtedy gdy obiekt jego westchnień zniknie... .
Więc jakby idzie o to kto będzie "śmiał się ostatni" w tych zawodach, u kresu kresów... .

"""Tak więc są okoliczności, w których katolik cierpi mocniej. Cudów nie ma, bycie niewierzącym też musi mieć swoje plusy."""

Czyż nie ze względu na ""plusy"" szukamy wiary lub niewiary.... ?


Różnica pomiędzy wierzącym a niewierzącym to inna perpektywa zdefiniowania plusów i minusów. Wszystko mi wolno ale nie wszystko przynosi korzyść - jak mówi św.Paweł.

Wszystko zależy od tego w jakich zawodach startujemy jako ludzie: wierzący i niewierzący. Gdyż od rodzajów zawodów definiujemy to co nam szkodzi oraz pomaga.

"""Oczywiście trwałość przedmiotu uwielbienia też jest ważnym tematem. """

Wierzący wierzy, że Trwały przedmiot uwielbienia jeszcze przed nim... oraz ma przekonanie, że jest nieutracalny.. .

No a niewierzący upatruje "trwałego przedmiotu" poza transcendencją i tym co z Ducha pochodzi(mówiąc językiem teologii".

Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

szzcęśliwość
Wierzący są dużo szczęśliwsi bo są lepszymi kochankami.
Zrobiono badania, ile czasu na seks poświęcają różni ludzie:
Muzułmanie 5 godzin tygodniowo
Katolicy 4 godziny
Protestanci 3,5 godzin
Komuniści 3 godziny
Faszyści 3 godziny
Ateiści pół godziny.

Prima A....

Anonimowy pisze...

@autor
Co to ma za znaczenie, kto chce wierzy, kto nie chce nie wierzy.

Proste.

Anonimowy pisze...

wierzący łatwiej znoszą nieszczęścia
co powiedział już Marks. Religia to opium dla mas.

Religia pełni zatem funkcję środka przeciwbólowego. Ja nie wierzę i nie łykam. Ból, poza skrajnym nasileniem (brałem paracetamol po złamaniu nogi), jest moim sojusznikiem w poznaniu dobrego i złego, a następnie minimalizowaniu zła i maksymalizowaniu dobra.

A kiedyś łykałem. Zęby mi się psuły, a ja nie cierpiałem.

Anonimowy pisze...

Pandada
Ale lepiej byc zdrowym? Kit z tym bólem-przyjacielem, chyba ze chodzi o zab i dentysta za rogiem. Lepiej jak nie boli, bo nie ma co i dlaczego bolec. A pewnym - choc nie panaceum - sposobem na to jest medytacja. Sporo badan w powaznych osrodkach udowadnia, ze np. stabilizuje rytm serca i chroni przed niektorymi chorobami tego organu (w Polsce choroby serca to, o ile pamietam, zabojca nr 2). Sprzyja falom alfa w mozgu (spokoj, koncentracja). Stabilizuje poziom elektrolitow i glukozy we krwi. Jednym slowem - leczy, choc nie ze wszystkiego, i utrzymuje dobrostan fizyczny. Medytacją moze byc modlitwa - Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, odmawianie rozanca. W gruncie rzeczy nic nowego, ale jednak.

Anonimowy pisze...

@ hazelhard
a już się przestraszyłem, że faszyści uprawiają z komunistami i stąd taki sam wynik.

Anonimowy pisze...

@ Monika O.
Co to ma za znaczenie? Ekonomiczne może mieć na pewno, skoro Clark jest z Paryskiej Szkoły Ekonomicznej.

Anonimowy pisze...

@ pandada
Historia Hioba uczy nawet, że czasem wierzący sami ściągają na siebie nieszczęścia.

Ból jest na pewno potrzebny. Ale korzyść z odczuwania bólu przecież nie wyklucza korzyści z wiary. Wiara na pewno była kiedyś niezbędna. Ale całkiem możliwe, że nadal przynosi duże korzyści. Jeśli uczciwe badania będą regularnie pokazywać, że wiara naprawdę czyni cuda (=daje wymierne korzyści), to tylko abnegaci pozostaną ateistami.

Anonimowy pisze...

@ Kwik
Świat jest dużo bardziej skomplikowany. Na 3 godziny seksu komunistów składają się: 1 godzina z katolikami, 1 godzina z faszystami i 4 godziny z ateistami.
Natomiast na 3 godziny faszystów składają się 4 godziny z muzułmanami i 5 godzin z ateistami.
Nic się nie zgadza? Nie tylko moje wyliczenia...

Anonimowy pisze...

@ hazelhard
jeśli ten świat jest aż tak skomplikowany, to głód prostych odpowiedzi nigdy nie zostanie zaspokojony.

Anonimowy pisze...

priorytety
Książka gruba i nie czytałem całej, więc nie gwarantuję, ale zdaje się to nie w Nowym Testamencie jest mowa o prawie do pogoni za szczęściem. A nawet (powiedziałbym) wręcz odwrotnie. ALe może była jakaś rewolucja w Kościele i odmienło im się?

Anonimowy pisze...

@ andsol
Pogoń za szczęściem często kończy się nieszczęściem. Może nawet im mniej się goni, tym lepiej.

A Pismo Święte nie tylko nie daje przepisu na szczęście, ale i mówi wyraźnie, że na tym świecie absolutne i wieczne szczęście nie jest osiągalne. Więc nie ma co szukać nirwany, ani orać do upadłego, tu na ziemi trzeba się raczej cieszyć tymi okruchami, które dostajemy. Chlebem i winem. A dla szczególnie grzecznych, smutnych i pokornych będę atrakcyjne nagrody w niebie.