Małe dzieci, zwykle chłopcy, zadają czasem kłopotliwe pytania typu: "czy hipopotam zje nosorożca". To akurat trudne nie jest, bo hipopotam jest roślinożerny, a nosorożec nie jest rośliną, ale równie dobrze pytanie może brzmieć "a czy nosorożec zabije hipopotama" — a skąd to można wiedzieć? Można najwyżej nie chodzić do ZOO i unikać kłopotliwych pytań, ale to nie jest dobre rozwiązanie. Dzieci chcą wiedzieć kto jest dobry, a kto zły, kto jest silniejszy i kto kogo zjada. Dlatego od pewnego czasu zbieram materiały do dzieła "Zoologia dla upierdliwych dzieci". Słabo mi idzie, ale jak to mówią, ziarnko do ziarnka.
W Dzienniku znalazłem kolejne ziarnko: Tak kot zagryza krokodyla. Chodzi o lamparta, który upolował krokodyla, w dodatku przed obiektywem Hala Brindleya, który fotografował akurat hipopotamy w Parku Krugera (RPA). Dobrze, że w tytule wyjaśnili, że zagryzł, bo w tekście jest: Po chwili szarpaniny kotu udało się usiąść na krokodylu i zadusić go — gdyby tak właśnie było, to ja dałbym tytuł "Kot zabija dupą krokodyla".
Przy okazji dowiedziałem się, że Krokodyl złapał i pożarł rekina. A potem, że Rekin pożarł prawnika. A kogo żrą prawnicy? To zagadnienie wykracza już poza zakres "Zoologii dla upierdliwych dzieci".
sobota, 19 lipca 2008, 16:48
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
14 komentarzy:
Prawdziwym "ziarenkiem"
z Dziennika (link "Tak kot zagryza krokodyla" we wpisie) jest następujące zdanie dziennikarza, którego nazwisko miłosiernie przemilczmy (ale jak kto zechce, to i tak przeczyta)
"mówi "Daily Mail" fotograf Hal Kruger, który uwiecznił walkę dwóch najlepszych zabójców Afryki na zdjęciach."
Natomiast w linku "Hala Brindleya", pod koniec artykułu załączony jest niesamowity filmik. Gdyby jakiś scenarzysta dał taki scenariusz do filmu, to by go z pracy wyrzucili za nadmierne fantazjowanie. Jeżeli komu nie odtwarza, to można niezależnie znaleźć na youtube, googlując za
Battle at Kruger
POLECAM!!!!!
PS. Jeszcze na temat ratela (który pojawił się pod blogiem Mirnala) - jak kto nie słyszał o tym przemiłym zwierzątku, kuzynie borsuka, warto poczytać. Też jeden z tych, co się żywi (czasem) krokodylami, a i lampartowi da radę. Zresztą nasz swojski borsuk też nie gorszy. Słyszałem o nieszczęsnych psach, które zadarły z borsukiem, i żywe z konfrontacji nie wyszły.
@ tichy
już nie chciałem się bardziej pastwić :)
Filmik jest słynny. Ale nie na moje nerwy.
słynny dla jednych,
niesłynny dla drugich. Do dzisiaj byłem ten drugi, od dzisiaj jestem z tych jednych.
Co do nerwów - trzeba obejrzeć do KOŃCA! Warto!
@ kwik
To wszystko znalazłeś w dzisiejszym "Dzienniku"? Wierzyć się nie chce. Najbardziej urzekająca jest polszczyzna takich zdań: "W przypadku jednego austriackiego prawnika nurkowanie na Bahamach, w otwartych wodach i bez klatki ochronnej zakończyło się zakończeniem życia".
Albo to: "Australijski gad dorwał rekina w ujściu rzeki. Wyciągnął na brzeg, nie dając rybie żadnych szans na obronę."
No i oczywiście to: "Najstarszy gad świata, kontra jeden z najlepszych myśliwych sawanny - lampart."
To przypomina tłumaczenia oparte na automatach komputerowych. Kto wie, czy nie tak to się odbywa w "Dzienniku". Zatrudniają ludzi słabo znających języki, którzy ułatwiając sobie pracę komputerem tracą kontakt ze swoim własnym.
tłumaczenia komputerowe?
Wątpię.
Dlatego, iż tej cennej "wartości dodanej" (vide cytaty) AI by nie potrafiła dodać. Coś jak te koślawe literki w okienkach sprawdzających "ludzkość" czytelnika.
@ tichy
przecież ja też nie wiem, jak te redaktory z "Dziennika" to robią:) Czy korzystają z AI, czy śliniąc palce kartkują słowniki własnymi rękami. Tak czy siak efekty są kabaretowe. Sądząc po wykoślawieniach polszczyzny, nad którą tracą kontrolę. To jest częste u tłumaczy, szczególnie u tych początkujących. Wiem coś na ten temat i dlatego zakładam, że winne są:
1. Redakcja "Dziennika"
2. Słaba znajomość języków obcych u osób tam zatrudnionych
2. Programy komputerowe do tłumaczeń.
@ kwik
ale ten film o lwach i bawołach jest niesamowity. Stawia wszystko na głowie. Wszystkie hierarchie sawanny, jakie wpajano nam do głowy od dziecka. Głodne lwy atakowane przez krokodyla, który chce porwać rozszarpywanego przez nie cielaka? I kontratak rozwścieczonych bawołów, ktore broniąc swojego cielaka przeganiają lwy niczym stado spłoszonych kundelków?
To się w głowie nie mieści.
Kiedy to oglądałem, czułem się, jak gdyby pokazano mi materiał dokumentalny nakręcony podczas szturmu na Bastylię.
@ wartburg i tichy
Film jest rzeczywiście niesamowity (był już ponad 35 mln razy otwierany na jutubie).
Pocieszny język tekstów kącika naukowego w Dzienniku zwrócił moją uwagę już dawno. Ale nie śmiem wybrzydzać. Wyborcza ostatnio nie trzyma ręki na pulsie, teksty z Rzepy (jak zwykle) znikają w płatnym archiwum, w Polska-Times same sensacje.
Mnie wkurza co innego. Płacimy abonament na publiczne media, a żadne z nich nie zostawia pożytecznego śladu w internecie, nie produkuje ani wartościowych materiałów edukacyjnych, ani czegoś, co choć trochę przypominałoby codzienny serwis naukowy na BBC:
http://news.bbc.co.uk/2/hi/science/nature/default.stm
Dla mnie ten abonament to pieniądze wyrzucone w błoto.
@kwik
Nieco nie na temat, ale tez ciekawe.
Okazuje sie, ze rosomaki z Ameryki Polnocnej sa mniej agresywne niz te z Euroazji (znaczy sie, co ich zostalo).
Co Pan na to?
Uklony
@ woyzeck
To ciekawe i będę musiał poczytać. Wikipedia sugeruje, że związane jest to ze sposobem zdobywania pożywienia - euroazjatyckie rosomaki polują samodzielnie, amerykańskie liczą na padlinę. Jakoś słabo mnie to przekonuje, bo żeby odgonić wilki od padliny trzeba być bardzo agresywnym.
@ woyzeck
Pytanie o międzykontynentalne różnice w agresywności rosomaków pozostawiam bez odpowiedzi, muszę jednak między bajki włożyć odganianie wilków od padliny. W książce o wilkach "Wolves: Behavior, Ecology, and Conservation" (L. David Mech, Luigi Boitani) znalazłem, że osiem z czternastu zarejestrowanych spotkań wilków (amerykańskich) z rosomakiem zakończyło się śmiercią rosomaka, a w pięciu przypadkach rosomak umknął (na drzewo lub do jamy). Zabitych rosomaków wilki co prawda nie zjadają, ale to dla nich marna pociecha.
koniec cierpień
Gdyby nie streszczenie filmiku, które podał Wartburg, czułbym się zagubiony w internetowym lesie bez przewodnika - borsuka. Ach, to ten film, gdzie jedna pani wykrzykuje co jakiś czas "Oh, my God" a Pan Bóg nie odpowiada? Tak, widziałem kiedyś. Nie robi się zębów krokodyli i lwów jak drzewiej, ten bawołek lekko się otrząsa i idzie sobie do następnego filmu... Na ogół bardzo cenię jasno podane linki, jak kłębuszek wełny dla mało inteligentnego kota...
@ andsol
No tak, nie przyszło mi do głowy że ten film jest z głosem. Założyłem, że zwierzęta nie gadają.
A gdyby tak nakręcić film z najbardziej patetycznymi i poruszającymi scenami z dziejów ludzkości z podkładem żywo komentującej Amerykanki?
czarny humor
Kwiku, pewne pomysły nie powinny być nawet wysłowione, bo jeśli ktoś to podsłucha i zrealizuje to gdzie my się wtedy podziejemy?
Prześlij komentarz