środa, 2 lipca 2008, 15:28

po

Niewątpliwie najciekawszym wydarzeniem urlopu był drobny wypadek podczas jednej z naszych wycieczek rowerowych. Na podjeździe do zakrętu w lewo zderzyłem się z wesołym motorowerzystą, który nie wyrobił się na zakręcie. Może pochopnie go posądzam, może zawsze pokonuje ten zakręt tak fantazyjnie (w końcu jest u siebie) i tylko moja obecność tamże była jednorazową pomyłką choreograficzną. Motorowerzysta, a ściślej komarzysta, oczywiście i na szczęście też nie miał kasku — zderzyliśmy się głowami (było to zderzenie literalnie czołowe) i zaraz wraz z naszymi maszynami wpadliśmy do rowu. Zaraz też powstaliśmy. Ujrzałem uśmiechniętą, rumianą twarz z błyszczącymi oczami. Spytałem głupio — Jest pan cały? Bo ja jestem cały. (M. dorzuciła drugie pytanie retoryczne — Życie panu niemiłe?). Szybko założyłem łańcuch, wyprostowałem kierownicę, poprawiłem błotnik, przednie koło było lekko scentrowane ale rower — o dziwo — ruszył. Oddaliliśmy się niezwłocznie z miejsca wypadku, kilkaset metrów dalej był sklep, miejscowi wracali już na swoje ławeczki, nic się nie stało.

Nie zdradzę marki roweru, który wychodzi niemal bez szwanku ze zderzenia z motorowerem, może to raczej ja mam szczęście i twardy łeb. Mogę tylko napisać, że rower jest duży (tzw. cross) i ma ciężką ramę (napisali cro-moly, zapewne stal z dodatkiem chromu i molibdenu). Proszę też nie myśleć, że jeżdzenie po mało uczęszczanych wiejskich drogach Mazowsza jest niebezpieczne, w ciągu kilku lat przejechałem pewnie kilka tysięcy kilometrów i pierwszy raz mi się coś zdarzyło (nawet gumy nigdy nie złapałem). Muszki często wpadają do oczu i czasem jakiś pies pogoni, to wszystko. Ale można jeździć w okularach, a pies zwykle przestaje gonić, jeśli się zwolni i do psa zagada. Najgorsze są chyba patyki na leśnych drogach, taki patyk zaciągnięty kołem potrafi połamać albo urwać błotnik.

Jednak nie, najgorsze w tym roku były ptaki na drogach. Nie te rozjechane, dla nich nic nie można zrobić, ale takie młodziaki siedzące bezradnie na asfalcie i nie wiadomo na co czekające. Zebrałem tak ledwo podlatującą muchołówkę, wrzuciłem ją komuś przez płot do ogródka, innym razem znaleźliśmy jeszcze młodszego skowronka (chyba), zaniosłem go w cień daleko od drogi, niewiele mu pomogłem, bo powinien być jeszcze karmiony, a rodziców ani śladu. Spłoszyłem tylko zająca.

DODANE (pod wpływem Woyzecka): młodzież młodsza tego pamiętać nie może, ale młodzież starsza pamięta bez pomocy IPN — Nie pij wódki, nie pij wina, kup se rower Ukraina

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

>kwik
Jak milo znowu Pan widziec.:)
Mnie jednak do jazdy na rowerze po Polsce nie zmusi zadna ludzka sila - uwazam, ze to pewna smierc lub kalectwo. No chyba że sciezka rowerowa czy polami. Juz jazda samochodem jest wystarczajacym horrorem.
A ptaszkow "wypadnietych" z gniazd rzeczywiscie wiecej niz w poprzednich latach. Moze sie wiecej urodzilo?

Anonimowy pisze...

@ MEP
przeczytałem właśnie komentarze u Referenta, zazdroszczę Pani żołny, jeszcze nie widziałem. Podobno ich coraz więcej i ocieplenie przesuwa je na północ, ale to nadal południowy gatunek.
Faktycznie podejrzanie dużo ptaków w tym roku. Nigdy nie widziałem aż tylu żurawi. Jeży też mnóstwo, bezceremonialnie wyjadały kotom suchą karmę, chrupiąc hałaśliwie i robiąc kupy tuż przy talerzy. Angielska nazwa jeża - hedgehog - już nie wydaje mi się krzywdząca.

Anonimowy pisze...

aha
To wszystko wszystko wyjaśnia dzisiejsze pomysły Ministerstwa Zdrowia na wprowadzenie obowiązkowego OC dla rowerzystów. Zastanawiałam się, kto i dlaczego wpada na takie genialne pomysły, mające na celu podniesienie stanu zdrowia i tężyzny fizycznej społeczeństwa. Teraz już wszystko jasne. Pytaniem tylko pozostaje, kim w Ministerstwie jest wesoły motorowerzysta? I czy po zderzeniu z pieszym wpadnie na pomysł obowiązkowego OC dla piechurów.

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

@ Julll
Przydałyby się raczej obowiązkowe badania psychiatryczne dla naszych ustawodawców. OC dla rowerzystów to stary pomysł, przypomina się różnym idiotom co kilka lat. Mam nadzieję że (jak zwykle) nie warto tego traktować poważnie.

Anonimowy pisze...

cromoly
świetny materiał, niestety wypierany przez tanie obecnie aluminium...

Anonimowy pisze...

@ mefistofeles
nie znam się na rowerach, myślałem że te z aluminiowymi ramami są droższe, bo dużo lżejsze. Ale ja już na pewno nie chcę lekkiego :)

Anonimowy pisze...

@kwik
na ramy z cromoly ludzie polują, bo sa naprawdę dobre. I duzo mocniejsze niż aluminiowe za podobną cenę. A róznica w wadze nie jest aż tak wielka - rurki z cr-mo są dużo ciensze.

Anonimowy pisze...

@ mefistofeles
to (na Twoją odpowiedzialność) będę się teraz mądrzył, pokazywał ślady po komarze i opowiadał o zaletach ramy z cromoly. A w przyszłym roku spróbuję się z emzetką albo nawet maluchem!

Anonimowy pisze...

ech
refleks schodowy, mogłem przecież napisać że ten na Komarze polował na ramę cromoly...

Anonimowy pisze...

cro-mo rulez :)
uszanowanie panie @utorze, gratuluje czaszki bez kitu, widać twarda i nietuzinkowa :)

co do materiałów ram rowerowych: szanowny panie Mefisto wszystko to kwestia "szlifki" istnieją ultralekkie rameczki ze szlachetnej stali, jeszcze lżejsze z tytanu, bardzo leciutkie i sztywne z wyrafinowanych stopów alu ( np takie niesamowite "scandium" ), takoż z węglowych włókien czyli carbonu - hit ostatnich sezonów

aby nózka podawała :)

pozdrówki

Anonimowy pisze...

>kwik
żolny nie sa takie rzadkie w poludniowej Polsce. W zeszlym roku widzialam w trzech miejscach, ale fakt bardzo egzotyczne - kiedys myslalam, ze to jakas papuga komus uciekla.
Dla mnie tegorocznym objawieniem byla wilga (pan wilga). Slyszalam , ze jest piekny, ale w rzeczywistosci - cud! I siedzial na galezi na przeciw mojego okna!
Musze tez "odszczekac" spadek populacji kuropatw/bazantow w moich okolicach. Znowu sa. I wkurzaja mojego psa.;)
Jez u nas kiedys sie ujawnial, teraz sie tajniaczy, ale gdzies na pewno jest (za to duzo zaskroncow, brrr:). Kupy robia krety - na antykrecich piszczadelkach;), ustawionych obok malutkich drzewek, ktore podkopuja.

Anonimowy pisze...

@ MEP
wilgi piękne ale nie lubią się pokazywać. Za to łatwo usłyszeć. Parę razy czytałem do świtu, wilgi odzywały się o 3:30, nim się jeszcze rozćwierkało całe towarzystwo.

Kuropatwy też obrodziły, zima była lekka. Łaziły sobie nawet po jednej wsi, aż dziwiliśmy się że takie małe kury ludzie tu mają. Ale z bliska zdradziły się zdolnością lotu.

Anonimowy pisze...

@kwik
Najlepszym rowerem by rower produkcji radzieckiej, "Ukraina" sie nazywal. Ukrainie zwadzieczam moja fitness.
Uklony

Anonimowy pisze...

@ woyzeck
Ukrainę też miałem, siodełko z tłoczonej skóry na sprężynach wspominam czule. Miała praktyczny hamulec w tylnej piaście i bagażnik na którym można było przewieźć worek cementu.
Ale dziś już bym nie chciał podjeżdżać pod górę albo jeździć po piachu na rowerze bez przerzutki. Fitnes fitnesem ale postęp ma swoje dobre strony.