Chcesz żeby czytelnik ciebie polubił? To pokaż pierwszy, że lubisz swojego czytelnika. Są oczywiście tematy pewniaki, zawsze można potępić pedofilów, rozwydrzonych kibiców czy skorumpowanych polityków. Ale przecież nie można w kółko o tym samym — twój czytelnik potrzebuje czasem dowartościować się ekstra! Sprawdzonym chwytem jest osranie kogoś sławnego, np. napisanie że Einstein był nie tylko komunistą, głupkiem i plagiatorem, ale także mizogynem. Niestety musimy uważać, bo wszyscy już wiedzą, że im sławniejszy człowiek, tym większa świnia i oszust. Szczególnie Einstein.
Trzeba sięgać po nowe tematy. Na szczęście od kilkudziesięciu lat dynamicznie rozwija się medycyna i biologia. Nie bójmy się, wbrew pozorom to nie są trudne dziedziny. Prawie każdy ma jakiegoś lekarza, dentystę albo weterynarza w rodzinie lub wśród znajomych, a książkę od biologii możemy pożyczyć. Nie musimy wiedzieć od razu wszystkiego; wystarczy, że będziemy wiedzieć więcej niż czytelnik. A ten z pewnością nie wie nic, bo biologia w naszych szkołach jest na bardzo niskim poziomie (ale z pewnością słyszał o Mengele i Frankensteinie).
Dobrym tematem (choć też już nieco ogranym) jest żywność modyfikowana genetycznie. Społeczeństwo jest na NIE, bardzo słusznie, bo przecież wszystkie wynalazki powstają za podszeptem szatana. Czytelnik nic nie wie o GMO (organizmach modyfikowanych genetycznie), ale już sam z siebie ich nie lubi. Rolą dobrego dziennikarza tabloidowego jest więc wyjaśnić czytelnikowi, że intuicja go jak zwykle nie zawiodła, że czytelnik ma rację i powód do dumy.
Tu przestaję ironizować, bo nie jestem entuzjastą GMO, są to (w praktyce, na razie) organizmy patentowane, uzależniające hodowców od producenta materiału siewnego (nie można zebranego z własnego pola ziarna wysiać ani dać sąsiadowi do wysiania, bo to piractwo, kradzież własności intelektualnej). Uważam natomiast, że sami powinniśmy decydować, czy będziemy jeść GMO czy nie, nie jesteśmy przecież bandą przygłupów za których powinna decydować Unia. Ale żeby mądrze decydować, trzeba znać fakty.
Poniżej ciekawy przykład z Polska-Times "Tajny plan Unii: Europa ma jeść GMO". Autor pisze: Złe społeczne nastawianie jest nie na rękę przemysłowemu lobby, które chciałoby wprowadzić do Europy uprawy GMO, choćby dlatego, że są one tańsze. Większość modyfikacji genetycznych sprawia bowiem, że rośliny są odporniejsze na pestycydy, toteż przy intensywnym oprysku nie giną razem ze szkodnikami.
Oczywiście modyfikacje genetyczne mogą być dowolnie różne (z pewną przesadą można powiedzieć, że wszystkie zboża to trawa, naturalnymi sposobami zmodyfikowana genetycznie). Autor sugeruje jednak bardzo wyraźnie, że większość GMO będzie intensywniej opryskiwana, będziemy więc wraz z GMO spożywać więcej pestycydów. Wcześniej czytamy: We Francji pod naciskiem opinii publicznej w lutym tego roku zakazano komercyjnych upraw kukurydzy MON 810. Na jaki pestycyd jest więc odporna kukurydza MON810? Jest odporna na omacnicę prosowiankę (Ostrinia nubilalis), to nie jest pestycyd tylko motylek, którego larwy zżerają ziarna kukurydzy. Modyfikacja kukurydzy MON810 polega na wprowadzeniu pojedynczego genu z bakterii, dzięki niemu kukurydza produkuje własny pestycyd (nieszkodliwy dla ludzi) i nie trzeba już jej opryskiwać przeciw omacnicy.
Tylko czemu dziennikarz Godlewski tego nie napisze? Bo jak sam zauważa: Według marcowego sondażu PBS DGA aż 60 proc. Polaków uważa, że modyfikowana żywność jest groźna dla zdrowia i należy zakazać jej uprawiania. Zapewne tak samo uważa większość jego czytelników. A po przeczytaniu jego tekstu taki czytelnik przynajmniej wie, dlaczego uważał, że modyfikowana żywność jest groźna dla zdrowia. I jest z siebie zadowolony.
O MON810 pisał na S24 Bromek E. (który się na tym zna).
DODANE:
- Independent: Europe's secret plan to boost GM crop production
- Reuters: EU agency says French GMO maize ban unjustified
7 komentarzy:
Szarłat Palmera
przykładem wariactwa.
W USA zwany "pigweed", paskudne zielsko (choć bardzo ładne, duże, nawet do 3m) trapiące m.in. uprawy bawełny. Od wielu lat kontrolowane przez herbicydy - wyinżynierowano gatunek bawełny odpornej na pewien herbicyd (Round-up), i sprawa prosta. Spryskuje się pole, wszystkie rosłiny gina, prócz bawełny, i ni trzeba plewić - ba, nawet orać nie trzeba.
Do czasu, tzn. do teraz.... Znalazła się odmiana owego szarłata, która też się uodporniła na tego herbicyda, cwana taka. Jak się farmer zagapi, przyzwyczajony, że mu samo rośnie, to mu uprawę 3 metrowy chwast zabije. No, i nie ma lekko, za motykę trza i ręcznie haczyć.
http://www.organicconsumers.org/articles/article_14370.cfm
@ tichy
Ktoś już się zagapił, po spryskaniu herbicydem wypada chyba sprawdzić czy coś jednak nie wyrosło. Bo jeśli wyrosło, to znaczy że jest odporne. Przyroda nie jest głupia, a na pewno nie tak, jak byśmy chcieli.
Niektórymi antybiotykami też w końcu wyhodowaliśmy szczepy bakterii na nie odporne. Ale czy to jest dobry argument przeciw używaniu antybiotyków od początku? Chyba nie, wróciliśmy tylko do punktu wyjścia. Ale przez (dłuższą) chwilę mieliśmy niewątpliwą korzyść.
jak na razie
da się naprawiać. Pogrzebawszy w genach, wychodzi dobra sztuka, od czasu do czasu na marginesie jakiś twór się zbiesi, ale nie aż za bardzo.
Jak na razie, tylko temat do doomsday filmów.
Jak na razie...
PS. BTW, inny film oglądałem wcześniej, "Fog" wg Stephena Kinga, moja ulubiona nowelka (też w tym temacie Franken-tworów, oczywiście - rozdmuchane dla potrzeb scenariusza niebywale). Straszliwie film skopany.
Inny w temacie, "The Stand", aż tak bardzo skopany nie był, tylko trochę.
@ tichy
Mgłę pamiętam jak przez mgłę, b. infantylny ten film był chyba. Potwory muszą być straszne, to nie mogą być jakieś dziadowskie dziwadła czy smoki-Jabberwocki.
Dobry potwór był w Obcym. Nawet kot się go bał.
Nie w tym rzecz
w tym, że protagonista, bardzo zaradny i umiejący (mimo tego, iż z proweniencji humanista) znależć optymalne wyjście z każdej sytuacji, na końcu robi za głupka.
Dzięki za ostrzeżenie
Natychmiast sprawdziłem o tym komuchu Einsteinie, poraziła mnie ostatnia linia, która jest zresztą linką: "Albert Einstein was NO Christian!" Ależ się niegodziwiec maskował... A ja nawet mam jego dwie biografie, które nic o tym nie powiedziały. Książki wyrzucę, regał zdezynfekuję, za jego duszę się pomodlę. Albo i nie, bo mnie oszukał.
Wiele mi wyjaśniło zdanie: "Barroso zorganizował już w tym celu dwa sekretne spotkania z udziałem przedstawicieli wszystkich krajów UE". Jasne, świat jest jedną wielką konspiracją. Różne typy spotykają się, z wszystkich krajów zapraszają, a mnie nie.
@ andsol
Chyba jednak zajrzę do Independenta, żeby się dowiedzieć co było w oryginale. Barroso popełnił błąd, wystarczyło zaprosić na te tajne spotkania dziennikarzy i potraktować ich niegrzecznie. Nie napisaliby ani słowa.
Prześlij komentarz