niedziela, 14 lutego 2010, 17:27

Dopóki nie skorzystałem z publicznej toalety, nie wiedziałem, że na świecie jest tyle pisuarów.
DODANE: gdyby ktoś chciał poczytać jak to ze Lemem było, to tu znajdzie: "On the Ouster of Stanislaw Lem from the SFWA"

30 komentarzy:

telemach pisze...

Jest "tyle". Powinno być: "tylu".

kwik pisze...

Wy sie Telemach kiedyś doigracie.

telemach pisze...

Mam nadzieję.

Cyncynat pisze...

Ze staruszka Lema sie nabijacie. Ja tam Lema darze spora sympatia. Nawet nie za tworczosc, ale chocby za to jak potraktowal panow z SFWA :-D

kwik pisze...

@ Cyncynat - my Lema też darzymy. A nabijam się raczej z tych, co z takim upodobaniem tę niezbyt genialną uwagę Lema o internecie cytują.

Gdyby nie twórczość z pewnością nie miałby okazji do kontaktów z SFWA. Historyjki typu "pocałujcie mnie w dupę" są zawsze ucieszne, ale wolę sympatyczną harmonię (czyli jak to niedawno ująłeś, lizanie się po jajkach).

Cyncynat pisze...

Kazdemu jego porno. Zauwaze jedynie, ze generalna preferencja 'harmonii' sensu ma tyle mniej wiecej co i uwaga Lema. SFWA mogla "harmonijnie" przyjac do wiadomosci zdanie Lema o SF, ale akceptacja odmiennego zdania nie lezy w naturze niektorych.

A 'lizanie sie o jajkach'? Tak, blogroll to dobra metafora. Lem odmowil umieszczenia niektorych na swoim blogrollu i jego psiapsiolki-wannabe sie obrazily. Tragikomedia prawie ze na miare blogosfery.

kwik pisze...

@ Cyncynat - w blogrolu mam to, co w czytniku RSS. Czyli jest to raczej niezobowiązujące zobowiązanie się do czytania niż do lizania.

Cyncynat pisze...

Nigdy nie podawalem sadow o blogrollu z kwantyfikatorem ogolnym. Mozna przeciez uzywac blogroll do czegos innego niz do skladania deklaratywnej listy psiapsiolek. Ale jak ktos podnosi argument "jestem w blogrollu u tego", to wyciagam takiem opinie i wnioski jak przytoczyles. I owszem - uwazam je za wystarczajaco trafne.

Zreszta, macisz imvho z tym "niezobowiazujacym zobowiazaniem". Posiadanie kogos w czytniku RSS to wystarczajace zobowiazanie. Mozesz miec tez plik z lista, albo karteczke przymagnetowana do lodowki, ale blogroll kojarzy sie bardziej z publiczna deklaracja niz z czyms innym, nieprawdaz?

kwik pisze...

Ja też nie wiem jaka jest rola blogrola w życiu innych ludzi. Uściślając, u mnie jest to publiczna deklaracja, że mam w czytniku RSS, czyli staram się czytać, a czasem skomentuję.

"Afera Lema" ze szczegółami bardziej zabawna niż myślałem. Wszyscy członkowie SFWA powinni dostać honorowe obywatelstwa polskie.

Cyncynat pisze...

Tak, SFWA dostarczylo sporo zdrowego smiechu wielu osobom.
Niewiele zreszta od tamtego czasu nie zmienilo - nabzdyczonych fanboys nie ubywa.

kwik pisze...

Nie całkiem zdrowego, bo Dick, którego paranoja nakręciła całą aferę, zasługiwał raczej na współczucie niż rechot. A jednym ze źródeł tej paranoi było komplementowanie Dicka przez Lema, Fittinga i innych "marksistów". Człowiek w pełni władz umysłowych pewnie poradziłby sobie z tak nieoczekiwanymi i wylewnymi uczuciami, Dick uznał, że to próba manipulacji. Twoja "blogrollowa" interpretacja afery Lema jest więc mocno chybiona.

Reasumując, człowiek zdrowy psychicznie powinien nie tylko dobrze znosić krytykę, ale i umieć przyjmować komplementy.

Cyncynat pisze...

Przeciez z Dicka sie nie smieje - to czlowiek z problemami powazniejszymi niz nabdzyczenie. O reszcie tego powiedziec sie nie da.

" A jednym ze źródeł tej paranoi było komplementowanie Dicka przez Lema, Fittinga i innych "marksistów"."

Zupelnie IMO od czapy piszesz. Pilem do reakcji calkiem zdrowego oficjium tej smiesznej instytucji, a nie do paranoi Dicka. Moja blogrollowa interpretacja dotyczyla wiec obrazenia sie tych od SF, a nie prywatnych listow Dicka do FBI.

Cyncynat pisze...

http://depauw.edu/sfs/notes/notes12/notes.html

tu masz m.i. przetlumaczony tekst Lema m.i. na ktory sie obrazili.

Dalej masz chronologie afery, gdzie paranoik Dick (jako Author B) pojawia sie dosc pozno.

EDIT: i jeszcze jedna rzecz w ktorej nie masz racji. Nie ma niczego IMO do rzeczy sugerowana przez Ciebie nieumiejetnosc Dicka do przyjecia komplementow. Dick juz od jakiegos czasu zupelnie odjechal i donosil na przypadkowe osoby do FBI, opisujac wydumane spiski komunistyczno-nazistowskie.

kwik pisze...

Nie zauważyłeś, ale już przedtem dałem linka (pod DODANE). Łatwiej czytać od tyłu, tzn. najpierw tu (dowiadujemy się, że autor B to Dick, a tłumaczenie Lema z FAZ na angielski więcej niż swobodne):
http://www.depauw.edu/SFs/backissues/14/lemaffair14.htm

Pisałem o paranoi Dicka, bez której być może nie byłoby całej afery. Zaczął Farmer (autor A), potem odezwał się Dick (autor B), dołączyli kolejni, a potem już nikt nad niczym nie panował i samo się napędzało.

Już zdrowy rozsądek podpowiada, że autorzy A, B itd. pojawiają się na scenie alfabetycznie/chronologicznie i oczywiście nie masz racji twierdząc, że Dick "pojawia się dość późno". Warto również zauważyć, że tekst Lema "na który się obrazili" pokazał się już po wystąpieniu Farmera, za to jednocześnie z wejściem Dicka, popierającym Farmera. Moje określenie "nakręcił" o roli Dicka w aferze uważam za adekwatne, zresztą zapoznałem się wcześniej ze źródłami, z których obaj korzystamy.

Pozwolę sobie wkleić:
July 1975. Lem's honorary membership was not mentioned again until, in the July issue of the SFWA Forum, a well-known writer (to be called Author A) asks who invited Lem to be an honorary member. He expresses anger at Lem's critical articles on SF. (Document F) [Background. Lem had published essays on SF in other publications. None had appeared in an SFWA publication.]

October 1975. The SFWA Forum editor reprints an article by Lem. The essay had appeared in the Atlas World Press Review, which had adapted it from a German publication. The essay is very critical of SF. In the same Forum, prominent Author B writes an open letter to Author A agreeing with A's July letter about Lem. Author B also mentions business problems he has had with Lem and a foreign publisher.

Cyncynat pisze...

"Nie zauważyłeś, ale już przedtem dałem linka "

zauwazylem, nawet skorzystalem.

"dosc pozno" to kwestia uznaniowa, natomiast nic nie potwierdza tego, ze "Twoja 'blogrollowa' interpretacja afery Lema jest więc mocno chybiona.". Musialbys pokazac, ze afera nie wynikla z nabzdyczenia sie na Lema, nie pokazales. Mam Ci na slowo wierzyc, ze moja "jest więc mocno chybiona"?

kwik pisze...

Dobra, bez większych targów mogę zmienić na "nieco chybiona" albo nawet "niezupełnie trafna". Pewno przeceniam rolę Dicka, a on akurat miał do Lema pretensje z zupełnie innego powodu niż niska ocena twórczości.

tichy pisze...

Ciekawa jest analiza tłumaczenia lemowego oryginału (niemieckiego, a jak się okazuje, polskiego) przez Atlas. Klasyczne przyprawianie gęby. No!

W linku kwikowym pod
Darko Suvin. What Lem Actually Wrote: A Philogico-Ideological Note

Cyncynat pisze...

To nie do konca jest tak, ze Dick sie nie obrazil. Dotknela go krytyka SF podobnie jak i innych, nawet o tym do FBI napisal.
Swoja droga, tez nie do konca jest tak, ze sie obrazili na "niska ocena twórczości", a w kazdym razie nie w sensie indywidualnej oceny tworczosci. Lem przejechal sie po calym gatunku jako takim i to imho ich bardziej zabolalo. I do tej pory boli (bo mainstreamowa krytyka dalej ich zlewa).

Cyncynat pisze...

Nawiasem mowiac o przyjmowaniu krytyki. Saul Bellow mnie kiedys pozytywnie zaskoczyl takim oto fragmentem:
"We worked at the same trade, which, in America, is a singularly odd and difficult one, practiced by difficult people who are not always pleased by the talents of their contemporaries (Think of that wicked wizard the late Nabokov, who coined term like 'ethnopsychic novelists', dismissing us by the platoon .)". Co w tym zaskujacego? To, ze 'wicked wizard' brzmi prawie ze jak kompliment, a przeciez Nabokov skwitowal Bellow per 'miserable mediocrity' (nota bene Bellow odpowiedzial alliteracja na alliteracje).

kwik pisze...

@ tichy - tak, Suvin ładnie to zrobił. Szkoda tylko, że ani niemiecki półoryginał ani polski surowiec (czy on w ogóle był?) nie są równie dostępne jak gotowy pasztet. Oczywiście nie szukałem zbyt zawzięcie i nikogo nie namawiam.

kwik pisze...

@ Cyncynat - co innego dotknięty, co innego śmiertelnie obrażony. Oficjalne stanowisko Dicka w sprawie obecności Lema w SFWA brzmi dość sensownie:
I would like, at this time, to rectify that unfortunate silence and state absolutely that Lem should have been allowed (even welcomed) into SFWA on the customary dues-paying basis by which we are all members. The most fundamental quality of fairness and proportion is involved. That Lem spoke out critically against Western science fiction is no grounds to bar him from SFWA, and I am sure that any and every fair-minded person would agree to this.
http://www.depauw.edu/SFs/backissues/14/lemaffair14.htm

To raczej tacy jak Farmer, którym opinie Lema rzeczywiście powinny popsuć dobre samopoczucie, zachowali się jak pajace. Potwierdzając, że krytyka była celna. "Afera Lema" ładnie pokazuje, że nawet w przypadku krytyki zbiorowej można poczuć się adresatem i zareagować histerycznie.

Niczego Bellowowi nie ujmując, Nabokow tak chlapnął w prywatnym liście, więc nawet nie wypadało się obrażać (ggl: "miserable mediocrity" bellow nabokov):
Nabokov was careful in his placement of these dismissals, limiting the harshest of them to private letters – he avoided public mockery of living authors, and was notably upset when journalist Israel Shenker printed some off-the-record quips he’d made about Solzhenitsyn and Bellow.

Dużo łatwiej znieść krytykę zbiorową (ethnopsychic novelists) niż adresowaną indywidualnie (miserable mediocrity). Bellow wdzięcznie wybrnął.

kwik pisze...

Przepraszam, Nabokov nie Nabokow. Ale przy okazji odkryłem, że jakiś nieszczęsny debil wpisał do słownika spelczeka Nabokowa.

Cyncynat pisze...

To nic z "Nabokowem", mi sie udalo dwa razy napisac "alliteracja" - angielski i rosyjski przewazyly nad polskim :-|

1) Tak, Dick publicznie nie wyglupil sie przesadnie. Choc przeciez tez zazadal by Lem przestal byc honorowym czlonkiem ich kolka. Bez sensu, bo przeciez wczesniej to nikomu nie przeszkadzalo, a byly tez inne wyjatki - np Tolkien. Ale Tolkien nie przejechal sie po SF...


2) Nabokov tak sie wyrazil o Bellow w liscie do Wilsona, a te listy zostaly opublikowane po smierci Nabokova. Stad, podejrzewam, Bellow (i my wszyscy) mial okazje sie przekonac o tym co wicked wizard myslal o nim. Przezyl, jak juz ustalilismy, zaskakujaco dobrze. Inni byli znacznie mniej odporni. W powiesci Pnin Nabokov umiescil wiersz-pastisz - parodie wierszy Achmatowej (czy tez raczej parodie - licznych w tamtych czasach - klonow Achmatowej). Ktos pokazal ten pastisz poetce i ona sie nie na zarty wsciekla, dlugo po tym opowiadajac jak Nabokov ja prywatnie i ideologicznie nie cierpi. A to byl przeciez tylko wiersz: dwie zwrotki, osiem wersow i zadnego wspomnienia o samej Achmatowej z nazwiska (parodia byla udana, maniera Achmatowej jest latwo rozpoznawalna).

Z Solzenicynem historia jest jednak nieco inna: Nabokov go autentycznie powazal i podziwial, jak osobe. Jego tworczosc prawdopodonie traktowal jako trzeciorzedna (co wnioskowac mozna z tego jak Nabokov traktowal socjalna zurnalistyke w ogolnosci), ale nawet prywatnie wystrzegal sie mowic zle o Solzenicynie. Nie przypominam zadnego typowo zlosliwego komentarza o Solzenicynie.

A skoro i tak zboczylem na Nabokova, to dokoncze kolo, przypominajac, ze Nabokov po SF tez sie przejechal, swoim zwyczajem zwiezle i zlosliwie: "I loathe science fiction with its gals and goons, suspense and suspensories".

kwik pisze...

@ Cyncynat - gdzieś widziałem Dicka nazwanego Dostojewskim SF (pewnie na obwolucie). Nabokov podobno miał o Dostojewskim bardzo złe zdanie, więc jest całkiem a propos.

kwik pisze...

@ Cyncynat - ale coś się nie zgadza, jakim cudem Nabokovowi było przykro z powodu opublikowania jego uwag (patrz cytowany przeze mnie fragment) skoro wg Ciebie już nie żył?

kwik pisze...

@ Cyncynat - a może miało być "po śmierci Wilsona" (zmarł pięć lat przed Nabokovem)?

Cyncynat pisze...

pomylilem sie jednak, w liscie do Wilsona, Nabokov przejechal sie po Bellow, ale w inny sposob.

Google mowie, ze "miserable mediocrity" to bylo w liscie do Carla Proffera. W liscie do Wilsona on tez zganil Bellow, ale w inny sposob (o ile pamietam, pisal o Herzogu, ktorego nie doczytal ze znuzenia).

Osobiscie nie wyobrazam sobie by Nabokov zyczyl sobie publikowania jegoprywatnej korespondencji (choc korespondencje innych pisarzy skurpulatnie czytal).

Na pytanie "to o co sie Nabokov obrazil?" nie mam odpowiedzi, trzeba by bylo zapytac autora cytowanego artykulu, ale Nabokov Bellow nie znosil z wielu powodow i przy wielu okazjach rozne rzeczy mogly mu sie wymknac. Z tym, ze jednak uwazam, ze "wicked wizard" bylo w odpowiedzi na "miserable mediocrity".

kwik pisze...

Nie trzeba się osobiście obrazić, żeby się o kimś źle wypowiadać, nawet często. Wystarczy kimś gardzić i zarazem lubić/musieć o tym mówić. Ale też trzeba mieć powody.

Publika (ja też) lubi zwięzłe i miażdżące oceny. Większy pożytek miałaby z rozwlekłego uzasadnienia z objaśnieniami. O co chodzi Nabokovowi gdy wybrzydza na Paragraf 22 nawet ja rozumiem ("a torrent of trash, dialogical diarrhea, the automatic produce of a prolix typewriter"). A o co chodzi z Bellowem? Może ten sam klucz, пошлость, sprytnie przez Nabokova zangielszczona na posh+lust. Aż przyjemnie zacytować:

"Corny trash, vulgar clichés, Philistinism in all its phases, imitations of imitations, bogus profundities, crude, moronic and dishonest pseudo-literature — these are obvious examples. Now, if we want to pin down poshlost in contemporary writing we must look for it in Freudian symbolism, moth-eaten mythologies, social comment, humanistic messages, political allegories, overconcern with class or race, and the journalistic generalities we all know."

Cyncynat pisze...

"Nie wiem" to byla moja odpowiedz na pytanie "ale coś się nie zgadza, jakim cudem Nabokovowi było przykro z powodu opublikowania jego uwag". Wiec i mysle, ze mu bylo przykro z jakichs innych powodow niz za swoje "miserable mediocrity".

Za co pojechal na Bellow? Nabokov przeczytal, chyba nie do konca, tylko Herzoga. Do Wilsona pisal, ze go to strasznie znudzilo.
Pamietasz o "etnopsychicznych nowelistach", ktore cytowal Bellow? Nie wiem skad on wzial ten - doskonaly - Nabokovowski epitet, ale chyba chodzilo m.i. o to. Byla cala grupa amerykanskich zydowskich pisarzy, ktorzy zwyczajnie nie mogli przejsc do porzadku dziennego nad swoja zydowskoscia i caly czas pisali w desen "Ja Zyd w Ameryce! Patrzcie, jakie ja mam niesamowite i wyjatkowe problemy egzystencjonalne!". Bellow nalezal wlasnie do takich. Nie wszyscy zydowscy pisarzy, oczywiscie, pisali w ten sposob; niedawno zmarly Sallinger byl jednym z tych, ktorzy nie pisali non-stop o wyjatkowych doswiadczeniach zydowskosci w Ameryce i byl jednym z bardzo niewielu, ktorych Nabokov chwalil.
Oczywiscie, zydowscy etnopsychiczni pisarze nie sa jedynie. Przeciez ilu jest Polakow, ktorzy absolutnie nie moga przezyc swojej polskosci?

kwik pisze...

Etnopsychiczny godny uwagi. Także jako ładny eufemizm na nacjonalizm. Ale kto się ośmieli tego używać? Ja się boję, zresztą nie ja wymyśliłem.