wtorek, 7 września 2010, 10:28

szczeniackie linuksiarstwo

Pierwszy kontakt z linuksem miałem dawno i był on traumatyczny. Ktoś mądry poradził mi użycie LaTeX-a, a ja (równie ambitny jak zielony) potraktowałem ten dowcip poważnie. Kupiłem książeczkę o LaTeX-ie i dystrybucję Slackware na kilkunastu dużych szmacianych dyskietkach, skończyło się na wielogodzinnym kernelowaniu kompila (bo coś tam nie chciało działać na moim gównianym pececie) i ogólnej frustracji. Do LaTeX-a nawet nie dotarłem (i już nigdy nie wróciłem), ale Linux mnie trwale zaintrygował. Na własne oczy zobaczyłem, że taki system operacyjny to słowa, tylko słowa. Komplikowanie kelnera nie jest wyłącznie stratą czasu.

Kilka lat później nastała moda na doklejanie cederomów do pisemek komputerowych. Na tych cederomach było (i jest) przeważnie różne badziewie, a szczególnie często pojawiały się linuksy wszelkiej maści. Spodobało mi się logo SuSE, instalacja przebiegła sprawnie, parę dni się pobawiłem, ale jakoś bez przekonania. Wrażenie raczej pozytywne, jednak na moim (kolejnym) gównianym pececie linuksowa grafika nadal działała dość ślamazarnie.

Niedawno znowu coś mnie naszło, z mniejszej lub większej potrzeby bawiłem się nie tylko kanonicznym Ubuntu, ale i kilkoma bardziej zabawnymi linuksami startującymi z cederomów (o ich zabawności za chwilę). Nawet na starych pecetach linuksowa grafika działa już sprawnie, dałoby się tego używać. Gdyby mieć jakieś ważne powody. To trochę jak z przeglądarkami, czemu mam używać Chroma albo Opery, skoro już używam Firefoksa i jestem raczej zadowolony, a tamte nie mają tego i owego (np. Zotero). Tylko że jeszcze gorzej, bo drugą przeglądarkę można sobie zawsze włączyć, a używanie dwóch systemów operacyjnych naraz jest kłopotliwe. Oprócz powodów ważne są jeszcze momenty zachwytu, czy raczej zachwyciku (ojej, jakie to fajne). Np. Chrome pozwala synchronizować zakładki z serwerem Googla, co jest bardzo fajne (a Google i tak już wie o nas wszystko). A Linux owszem działa, ale jakoś mało podnieca.

Ważne powody są dwa, Linux jest za darmo i daje ze sobą zrobić wszystko. Na przykład taki Puppy (szczeniak) jest całkowicie przenośny, można go mieć na pendrajwie razem z całym swoim dorobkiem. Idea jest genialna (wykonanie nieco gorsze, ale — degustibus). To że można uruchomić linuksa bez instalacji, tzn. z cederoma jest bezcenne, a po co to robić opisano np. tu. Osobiście za szczególnie zabawne i satysfakcjonujące uważam łamanie haseł z Windows. Apelując jednocześnie gorąco i stanowczo o używanie w Windows haseł dłuższych niż 14 znaków (tylko ignoranci i matoły mają krótsze, już lepiej nie mieć wcale). Np. XP wyświetla wtedy durny komunikat "To hasło jest dłuższe niż te, które mogą być obsługiwane przez starsze wersje systemu Windows itd." — i o to chodzi! Windows 7 na szczęście już nic nie mówi.

A co do "ojej, jakie fajne". Bawiąc się na linuksie najnowszą (niestabilną) wersją Chroma otworzyłem słynny list Jarosława Kaczyńskiego z 1 września. Fajności samego listu nie oceniam, ale choć jest on w PDF, to otworzył mi się ot tak, błyskawicznie i po prostu (jak na maku!). Słyszałem już co prawda, że Chrome pokazuje PDF bez żadnych wtyczek, ale to trzeba zobaczyć na własne oczy. Muszę jeszcze sprawdzić, jak to działa na Windowsach (o otwieraniu PDF-ów na pececie pisał kiedyś mimochodem sam Orliński — i był bliski prawdy).


W Windows też działa. Przesadą jest jednak powiedzieć "bez żadnych wtyczek", bo wtyczka jest: pdf.dll (Chrome PDF viewer). Natomiast tak jak w Linuksie Chrome czasem nie otwiera stron, więc trzeba wyłączyć DNS prefetch (to jest w opcjach Chroma).