niedziela, 21 sierpnia 2011, 16:11

słodycz w ustach

Wiadomo, że myślenie męczy. Podejmowanie decyzji męczy szczególnie, dlatego im większy kierownik, tym musi więcej zarabiać. Jeszcze bardziej wyczerpuje powstrzymywanie się od myślenia o przyjemnościach, dlatego czasem dłużej się nie da.

Najtrudniej pohamować chęć zjedzenia czegoś słodkiego (wieczorem nawet Nasz Papież ulegał pokusie: "gdy po kolacji Jan Paweł II zaczynał kreślić na obrusie palcem kółeczko, nie było rady – siostry musiały przynieść jeszcze ciasteczko"). To już nie są mądrości ludowe, do takich — niewątpliwie słusznych — wniosków doszli wreszcie naukowcy. Badania pokazują, że siły woli są wyczerpywalne i zależą od poziomu cukru. Mózg zje cały cukier i sił już nie staje. Łatwo zauważyć, że odchudzający się amator słodyczy wpada natychmiast w obłędne koło: żeby powstrzymać chęć jedzenia słodyczy potrzebuje właśnie słodyczy. I podobnie każdy odchudzający się.

Co prawda inne badania pokazują, że siły woli zależą od naszej wiary w ich naturę. Jeśli wierzymy, że są wyczerpywalne, wyczerpują się. Jeśli wierzymy w ich niewyczerpywalność, pozostaną niewyczerpane. Może coś w tym jest, mózg jest plastyczny i pewnie jakoś tam da się nim kierować. Zresztą jedno drugiego nie wyklucza, na pewno można i wierzyć i słodzić.

Ale jest jeszcze coś dużo ciekawszego. Otóż podobno sportowcom wyniki poprawiają się nie tyle od wypicia słodkiego [roztworu cukru], co już od samej słodyczy w ustach. Niezidentyfikowane jeszcze receptory węglowodanów w ustach dają prawdopodobnie huraoptymistyczny sygnał do mózgu "mamy cukier!" i ciało sportowca daje z siebie wszystko — na kredyt. Jeśli to prawda, to może tak samo możemy oszukiwać sprężyny naszego ducha i wzmacniać siły woli nie otłuszczając się mimowolnie. Pewnie ktoś to wkrótce zbada. Tymczasem można possać cukierka i wypluć. Nie zapominając o wymyciu zębów potem.

19 komentarzy:

telemach pisze...

@Otóż podobno sportowcom wyniki poprawiają się nie tyle od wypicia słodkiego, co już od samej słodyczy w ustach.

Ale przecież wcale nie z powodu słodyczy, tylko "bo glukoza":

Here’s where things get interesting: cyclists gargling with real sugar performed significantly better than those gargling with saccharin.

Co poważnie przygnębia. Bo monosacharydy zaczynają być wchłaniane już w ustach:
http://www.fao.org/docrep/W8079E/w8079e0k.htm

Niedużo, ale zawsze. Tak że płukanie ust jest już dla organizmu "spożyciem". Nie jedząc jednak jemy. I nie wiadomo zupełnie gdzie są te receptory, bo w buzi wcale być nie muszą.

kwik pisze...

Tak, trzeba to bardzo wyraźnie podkreślić, nie chodzi o samą słodycz, tylko o słodycz węglowodanową. Wspomniałem co prawda, że chodzi o "receptory węglowodanów", ale powinienem był jednak mocniej podkreślić, by uniknąć niejasności.

Niestety oryginalna publikacja jest za paywallem: Oral carbohydrate sensing and exercise performance, to tam w streszczeniu piszą: "Carbohydrate is detected in oral cavity by unidentified receptors and this can be linked to improvements in exercise performance."

kwik pisze...

Niestety pod podanym przez Ciebie linkiem:
http://www.fao.org/docrep/W8079E/w8079e0k.htm
nie umiem znaleźć że "monosacharydy zaczynają być wchłaniane już w ustach". Zresztą nie bardzo wiem jak, tzn. może fruktoza, bo glukoza wymaga aktywnego transportu.

telemach pisze...

Faktycznie, nienajlepszy link. Ale w jamie ustnej wchłania się zadziwiająco dużo rzeczy, wiem to jeszcze z zajęć z farmakodynamiki (http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/jps.2600810102/abstract)

Ilość wchłanianej glukozy jest minimalna, wiadomo to z przeprowadzonych jeszcze w latach 70ych badań (chodziło o podawanie glukozy do ssania w przypadkach ostrej hipoglikemii u dzieci i okazało się, że wchłaniana ilość jest śmiesznie mała, ale jest - szczegóły tutaj: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/691147). Zresztą mierzenie stężenia glukozy w surowicy po takim podaniu jest trudne, bo od razu uruchamia się insulina i działa w drugą stronę, tak że nie wiadomo ile się wchłonęło. Trzeba by znaleźć probanta zupełnie pozbawionego możliwości wydzielania insuliny i z zablokowanym przełykiem. Tylko czy on przeżyje?

telemach pisze...

Znów obcięło mi linkę. Zatem po raz drugi:

http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/jps.2600810102/abstract

Anonimowy pisze...

No nie.

Spróbujmy zatem tak:

http://onlinelibrary.wiley.com/doi/
(a dalej)

10.1002/jps.2600810102/abstract

Musisz połączyć ręcznie w całość

kwik pisze...

Nie obcięło, najwyżej nie wyświetla.

Dzięki, teraz już po nitce łatwiej coś znaleźć. A temat "cukier w ustach" jest nawet ciekawszy niż myślałem, np. takie coś zaraz znalazłem:
Oral sucrose for pain management in infants: Myths and misconceptions

kwik pisze...

Choć mechanizm przeciwbólowy cukru w ustach nie jest dobrze poznany, wszystko wskazuje na to, że tym razem reakcja idzie przez receptor smaku, słodzik też działa (Artificial sweetener reduces nociceptive reaction in term newborn infants).

telemach pisze...

"Choć mechanizm przeciwbólowy cukru w ustach nie jest dobrze poznany"

Kwiku, Kwiku.
Mechanizm (przeciwbólowy) działania fenacetyny był - jak sądzono - znany doskonale i na wskroś. Od lat. Ja poznałem jeszcze w latach 70tych. Mimo to pozwolono jej zabijać masowo; na jej konto szły rocznie tysiące zgonów. Sławetne tabletki z symbolem religijnym wycofano w Polsce w 2004, mimo znanego od 40 lat słabego działania przeciwbólowego połączonego z piorunującym działaniem nefrotoksycznym i uzależniającym (Tan G, Rabbino M, Hopper J (1964). "Is Phenacetin a Nephrotoxin? A Report on Twenty-three Users of the Drug". Calif Med 101.) 21 lat po ich wycofaniu w USA i 19 lat po sprzedaniu ostatniej tabletki w Niemczech.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że bodajże w 2007 tabletki z krzyżykiem ponownie pojawiły się w handlu. Tyle, że zawierały jedynie kwas salicylowy z dodatkiem odrobiny kofeiny. I wyobraź sobie, że wszystkim nieomal pomagały tak samo jak te poprzednie.

Od tego czasu zupełnie nie dowierzam żadnym badaniom dotyczącym skuteczności leków przeciwbólowych. Tak naprawdę to neurofizjolodzy wielkie G. wiedzą o bólu. A działania analgetycznego nie potrafimy obiektywnie zmierzyć. Więc o czym tu rozmawiać?

andsol pisze...

Panowie mnie bardzo wystraszyli. A czy mogę oddychać jeśli obok przeleciała pszczółka świeżo pachnąca i brzuchata od słodkiego nektaru?

kwik pisze...

@ telemach - że czegoś nie potrafimy dobrze zmierzyć jeszcze nie znaczy, że nie ma. Podobno już sam Prorok Mahomet zastosował przeciwbólowo podżutego przez siebie daktyla u noworodka.

Z Twoich słów bije przesada, jak ktoś żarł regularnie fenacetynę w dużych ilościach, to faktycznie mogła zaszkodzić, a nawet zabić. Inaczej raczej nie. Oczywiście dobrze, że wycofali, są środki bezpieczniejsze, a fenacetyna nie była szczególnie skuteczna. Ale np. hepatotoksyczność etanolu znana jest od dawna, a ciągle jeszcze pijemy - gdybyśmy byli konsekwentni już dawno powinniśmy przestać.

kwik pisze...

@ andsol - jaka znowu pszczółka, brzuchate są trzmiele. Tak, szczególnie trzeba uważać przy wdychaniu, by nie wciągnąć owada do gardła. Bezpieczniej jednak oddychać nosem. Ale skoro już przeleciała, to właściwie wszystko jedno.

telemach pisze...

"że czegoś nie potrafimy dobrze zmierzyć jeszcze nie znaczy, że nie ma"

Pewnie. Ale frustruje i odbiera wiarę w to, że rozwiązanie jest w zasięgu ręki. Jak może być w zasięgu ręki, jak nawet nie wiadomo, jaka długa musi być ta ręka? Czy jakoś tak.

Anonimowy pisze...

Autor powieści sensacyjnych Serge Jaquemard opisał dawno temu w którejś powieści (chyba "Śmierć idzie za nim krok w krok") przesłuchanie złego człowieka przez jeszcze bardziej demonicznego złego doktorka. Była tam skopolamina, żeby zaczął mówić (wiem, że to mit) i insulina, żeby obniżyć siłę woli.



RobertP

kwik pisze...

@ RobertP - ciekawe, może autor jest diabetykiem i wie o czym mówi. Tylko czemu Jacquemarda nie ma w Wikipedii, nawet francuskiej?

telemach pisze...

Faktycznie, nie ma. W zupełnie żadnej. A we francuskim amazonie nie znajdziesz ani jednej nowej pozycji. Wszystko stare, używane wydania z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych - do nabycia za grosze.

Ale za to ma swoją skromną fanpage na polskim fejsbuku.
http://pl-pl.facebook.com/pages/Serge-Jaquemard/110145445679996

Najwidoczniej poza Polską został zapomniany przez świat już za życia. Pewne mody i fascynacje "na pisarzy z zachodu" bywają w Polsce zupełnie wyjątkowe i niewytłumaczalne. Porównywalne (jako zjawisko) z popularnością Maryli Rodowicz w ZSRR.

kwik pisze...

@ telemach - rzeczywiście skromną, zupełnie nic tam nie ma. Poza błędem w nazwisku, bo jednak chyba Jacquemard. Takiej fanpage to nawet ja bym nie chciał mieć.

andsol pisze...

To chyba nie takie rzadkie, że w środku pomniki są puste.

kwik pisze...

@ andsol - ale tamto przynajmniej wynikało albo z oszczędności materiału, albo ze względów konstrukcyjnych. A tu mamy do czynienia z emanacją pustoty i nieudolności twórcy, nie dość że nic nie zrobił, to jeszcze zrobił to źle. Jakie to smutne.