A nawet trochę pod włos. Na pewno warto jeść etycznie, bo w ogóle warto żyć etycznie. Kogo w dzieciństwie głęboko wzruszył prosiaczek Babe, ten pewnie powinien ograniczyć spożycie wieprzowiny. Bo świnki, choć zwykle nie aż tak mądre jak Babe, to jednak wybijają się inteligencją spośród masowo spożywanego przez nas mięsa (w dodatku wieprzowina podobno nie jest zdrowa). Tak, to bardzo szlachetnie nie jeść bystrych prosiaczków. Ale wiedzcie koziołki, że jak wyliczył (nie wiem czy dobrze) jakiś Archer z Australii, wyprodukowanie 100 kg białka wołowego na pastwisku wymaga humanitarnego zabicia średnio tylko 2,2 tępego wołka, natomiast wyprodukowanie podobnej ilości białka roślinnego związane jest z okrutną śmiercią aż 55 przemiłych myszy! Czułych matek, wrażliwych i muzykalnych kochanków, biednych opuszczonych sierot…
Cały godny uwagi (acz niepotrzebnie rozwlekły) tekst jest tu: Ordering the vegetarian meal? There’s more animal blood on your hands. Obok tekstu redakcja objaśnia, że autor nie dostaje złamanego grosza od nikogo, kto na tym ewentualnie skorzysta, tekst jednak wygląda na próbę patriotycznej promocji konsumpcji kangurzego mięsa, z pewnością hamowanej sympatią do kangurów. Mniejsza z tym.
4 komentarze:
A czym się karmi tępego wołka, zanim się go zje? I z jaką ilością zabitych przy okazji gryzoni się to wiąże?
Większość energii z roślinnej paszy wołek zużywa na procesy fizjologiczne, więc weg(etari)anie konsumują (pośrednio) o niebo mniej roślin niż wszystkożercy, a co za tym idzie przyczyniają się do śmierci o niebo mniejszej ilości gryzoni.
Chodzi rzecz jasna o wołka z wolnego wypasu australijskiego, który stąpa ostrożnie i żadnej myszy nie rozdepcze. W przypadku karmionych ziarnem masz oczywiście rację.
autor niestety powinien pójść na bezludną wyspę przemyśleć swoją egzystencję... bzdury wypisuje jakby chodził naćpany.
Ale który autor, ja czy ten Australijczyk?
Prześlij komentarz