wtorek, 27 listopada 2012, 05:35

gmonie

Kwestia obecności GMO w Polsce (i w ogóle) jest o tyle ciekawa, że wyrażane w tej sprawie poglądy wyglądają na słabo przypięte do sympatii politycznych, za to mocno związane z indywidualnym poziomem dociekliwości. Nie chcę nikogo obrażać (właściwie czemu nie?), ale np. strach przez ziemniakami Amflora firmy BASF świadczy już niemal wyłącznie o głupocie, ignorancji czy zaburzeniach psychicznych. Ziemniak przemysłowy, niesmaczny i droższy od normalnego, nikt nie będzie tym ludzi karmił, bo po co. Sadzi się bulwy, których nawet wicher nie rozniesie po sąsiednich polach. A w dodatku modyfikacja tego Amflory polega nie na tym, że mu coś paskudnego dołożyli, tylko że go zmyślnie popsuli. I teraz kartofel zamiast dwóch rzeczy robi jedną (zamiast amylopektyny i amylozy samą amylopektynę — podobno dlatego niesmaczny).

Do Amflory można się uczciwie przyczepić chyba tylko o jedno. Jak większość roślin modyfikowanych genetycznie zawiera bakteryjny gen oporności na kanamycynę (nptII), powszechnie używany w procesie otrzymywania takich roślin i później już zbędny. Ale jest i teoretycznie może wskoczyć do bakterii, dając im odporność na kanamycynę i parę innych antybiotyków aminoglikozydowych (też bez większego znaczenia terapeutycznego, ale zawsze). Praktycznie niemożliwe w warunkach polowych, pewnie nieco bardziej prawdopodobne w jelitach świń mających jednocześnie kłopoty z trawieniem DNA i szprycowanych odpowiednimi antybiotykami. Oczywiście jeszcze się nie zdarzyło i pewnie nie zdarzy, ale wykluczyć przecież nie można. Szczególnie w Polsce, gdzie od zawsze regularnie dzieją się różne cuda. Człowiek nadzwyczaj ostrożny powinien to wziąć pod uwagę.

No cóż, poczekam aż Unia zalegalizuje uprawę jakiejś rośliny modyfikowanej do której nie da się przyczepić absolutnie o nic, poza tym że modyfikowana. Wtedy nie będzie cienia wątpliwości skąd ten naturalny opór przed pożytecznymi wynalazkami.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"bez większego znaczenia terapeutycznego"

Kanamycyna jest jednym z leków drugiej linii w leczeniu gruźlicy -- w przypadkach gruźlicy MDR (multi-drug resistant), której epidemię mamy teraz m.in. w Rosji.

Istnieją metody, żeby pozbywać się takich genów oporności na takie antybiotyki z genetycznie modyfikowanych organizmów. Jest to uciążliwe, trudne (byłem świadkiem takich zmagań, trwały parę lat), ale do zrobienia.

January

kwik pisze...

Dzięki, masz rację, już skreśliłem. Choć obstawiam że gruźlica oporna na kanamycynę pojawi się bez związku z GMO.