DODANE: dzięciolina duża w kwietniowym deszczu. Pomysł (że da się w deszczu) może niezły, reszta szkoda gadać.
niedziela, 21 kwietnia 2013, 20:32
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
DODANE: dzięciolina duża w kwietniowym deszczu. Pomysł (że da się w deszczu) może niezły, reszta szkoda gadać.
20 komentarzy:
a wyglądało na to, że nie będzie ani jednego komentarza. Osobiście poproszę o żurawia. Bo żurawie mają podtekst i są kontrowersyjne ostatnio. Więc, prawda, poproszę.
A żuraw też może? Żurawia raczej nie będzie, bo z nieznanych mi powodów uciekają na mój widok. Może mam głowę za dużą.
Wcale nie wygląda gorzej niż orzeł!
Sójek ci u mnie dostatek w okolicznych lasach. Udało mi się zrobić im kilka niezłych portretów.
Ale takiego gila, jak w notce dwie wstecz nie mam! Wpisuję słowa zachwytu tutaj, bo jest tak ładny, że kłuta zazdrością patrzeć już na te zdjęcia nie mogę.
Spakowałam właśnie aparat i wellingtony na kilkudniową wyprawę do Devonu. Może tam uda mi się upolować jakiegoś orła (na gila to chyba za późno?)
> Żurawia raczej nie będzie, bo z nieznanych mi powodów uciekają na mój widok
Może udawaj, że na nie nie patrzysz?
A upubliczniasz gdzieś zdjęcia powycieczkowe? Chętnie bym odwzajemnił komplementy i przy okazji zobaczył trochę tego słynnego Devonu.
Ech, nie wiem jak to będzie z tymi zdjęciami. Pogoda tutaj jest jak ruletka. Od dwóch tygodni sprawdzam prognozy i im bliżej do wyjazdu, tym perspektywy są gorsze. Najpierw miało być słonecznie choć zimno, potem juz tylko zimno, a dzisiaj rano wróżka meteorologiczna zapowiedziała deszcze. Nie ufam jej do końca i jadę. Także ponieważ:
Brytyjska kolej dotkliwie bije po łapkach niezdecydowanych podróżnych. Jeśli kupisz bilet z wyprzedzeniem, nie możesz go ot tak zwrócić w razie zmiany planów. Możesz go jedynie przebookować na inny dzień (i ofkors tylko na wyjazd do pierwotnego miejsca docelowego), płacąc dodatkowo karę 10 funtow za 1 bilet (czyli za return jest to już 20). Przy średniej cenie biletów kolejowych tutaj, jest to znacząca kwota. Mało tego, jeśli tak się trafi, że cena biletu w nowym terminie jest niższa od tej wcześniej zapłaconej, różnica nie jest zwracana.
Pierwotnie wpadłam na pomysł spędzenia w Devonie Wielkanocy. Wpadnięcie zdarzyło się na kilka dni przed świętami, więc kupione przez Internet bilety były drogie. Potem było częste sprawdzanie prognoz wrednej pogody, w ich rezultacie zmiana planów, wizyta na Waterloo Station i – łapki obite.
Summa summarum, to będzie najbardziej cenna podroż w moim życiu, po przeliczeniu atrakcyjności turystycznej miejsca w stosunku do poniesionych kosztów wizyty. Za te same pieniądze doleciałabym co najmniej na Sycylię, gdzie dobrą pogodę miałabym na bank. No ale mądra Polka po szkodzie.
Odnośnie słów o zdjęciach gila, to nie był tylko płaski komplement. One mi się naprawdę podobają. Owszem nie są ostre jak żyletka, po dostrzegalnej ziarnistości widać, że je kropnąłeś. Ale liczy się fotogeniczność modela i czysta, pastelowa kolorystyka, która w połączeniu z niezamierzoną (chyba) miękkością fotografii, daje fajny efekt. Szczególnie na ostatnim zdjęciu. A poza tym zdałam sobie sprawę, że chyba nigdy nie spotkałam gila w naturze, co zazdrość nakręciło (twiching wyciąga po mnie swoje macki).
Zła pogoda nie jest zła, byle za bardzo nie padało. Gil wyszedł taki pastelowy bo był robiony pod światło przy marnej pogodzie i trochę specjalnie prześwietlony (inaczej ptakom pod światło nigdy oczu nie widać). Zdjęcia nie są mocno przycięte (oprócz tego w pionie), od aparatu za 1500 zł (Panasonic DMC-FZ45, podobny dziś to DMC-FZ62) chyba trudno wymagać dużo więcej. Gil przyleciał i się nie bał, a ja tylko pstrykałem. Jako obiekt twitchingu gil się nijak nie kwalifikuje, w Polsce zimą to pewniaki, śniegu może nie być, a gile i tak będą.
Sam jestem ciekaw czy mnie kiedyś wciągnie, na razie ciągle szkoda mi kasy na drogie szkło, które potem trzeba jeszcze obowiązkowo dźwigać i niańczyć. Z ciekawości kupiłem tanio Nikona J1, do którego przez przejściówkę można przyczepić prawie każdy obiektyw, ale zaraz potem ochota do majsterkowania mi opadła i chyba nic z tego nie będzie. Robienie ptaszkom zdjęć to raczej nie jest hobby dla skąpych i leniwych.
> Jako obiekt twitchingu gil się nijak nie kwalifikuje
Oj, kwalifikuje się! Jak długo nie zobaczony i nie odhaczony. BTW w ub. roku 81-letni Brytyjczyk odhaczył na swojej liście Wallace's fruit dove pod numerem 9000...
W mojej fotograficznej kolekcji z popularnych ptaków brakuje nie tylko gila, ale też dzięcioła dużego. Sama w to nie mogę uwierzyć... Widuję go dosyć często, ale zwykle jest to tylko 'dzięcioła cień'. Coś tam błyśnie czerwienią wsród liści, łypnie okiem i natychmiast wdrapie się po pniu wysoko, poza zasięg obiektywu. Londyńskie dzięcioły kpią sobie ze mnie po prostu.
Kilka miesięcy temu Nikon J1 przyciągnął moją uwagę ładym wyglądem ;) Nawet rozważałam jego kupno, szukając niedużego aparatu do torebki, żeby zawsze mieć gear w pogotowiu i żeby już żaden dzięcioł mi nie uciekł. Ale ostatecznie nie kupiłam. Ani tego, ani innego.
> ale zaraz potem ochota do majsterkowania mi opadła i chyba nic z tego nie będzie.
Chodzi o konieczność zmiany obiektywów? Zdarza Ci się wyprawiać w naturę konkretnym celu robienia ptasich zdjęć, czy fotografujesz je tylko okazjonalnie?
Okazjonalnie. Chyba tylko raz się konkretnie wyprawiłem, na bociana czarnego którego wcześniej wypatrzyłem bez aparatu. Bocian cierpliwie zaczekał, ale ja okazałem się przygnębiająco niesprawny. Ponieważ jest już dużo zdjęć chyba wszystkich naszych krajowych ptaków nie widzę powodu żeby się specjalnie napinać. Ale ostatnio staram się chociaż zabierać aparat na wycieczki, także rowerowe.
Dzięcioła (oprócz karmnika i dziupli) najłatwiej złapać w miejscu gdzie regularnie łupie szyszki. Tylko warto wpierw oczyścić pole widzenia z patyczków itp.
Plan z Nikonem 1 był taki, że kupię jakiś stary obiektyw 300 mm co pomnożone razy 2,7 da już dość rozsądne powiększenie. Zapomniałem tylko że te stare obiektywy są zniechęcająco ciężkie. No i ręczne ustawianie ostrości jakoś mnie specjalnie nie bawi. Ale nad tym może jeszcze popracuję.
No proszę, gila masz, dzięcioła masz. Ech...
W deszczu mam dzwońca. Bardzo lubię to zdjęcie, jak wrócę, odszukam i się pochwalę.
W mojej okolicy nie ma szyszek. Od niedawna mieszkam przy dużym, ładnym parku i dzięcioł już mi kilkakrotnie mignął. Ale wszystkie drzewa są z gatunku gęsto-liściastych.
Nic to, jutro rano wyjeżdżam, na miejscu wypytam gospodynię o dzięcioły. Może te dewońskie będą łaskawsze.
Pewnie, że nie chodzi o napinanie i próby przebicia tych wszystkich fantastycznych zdjęć, które można obejrzeć w sieci. Ale własne dzieła zawsze bardziej cieszą, bo nie są 'anonimowe' - mają zwykle swoją historię, choćby i przygnębiającej niesprawności.
Wieczorem pokazywali mecz na Wembley i pogoda wyglądała obiecująco. A zatem udanej wycieczki!
Pogoda rzeczywiście nie była zła i wyprawa się udała, dziekuję! Od dwóch dni selekcjonuję zdjęcia, jeśli coś wrzucę do sieci, zostawię linkę. Napisałam 'jeśli', bo znarowił mi się aparat i jakość zdjęć jest rozczarowująca. Nie wiem co się stało, w przyszłym tygodniu zostawiam go do przeglądu w serwisie.
Tymczasem obiecany dzwoniec. Gostek siedzi niewzruszony i nie martwi się, że mu frak na deszczu moknie. Komplementuj do woli!
Dzwoniec świetny i pełen wyrazu, choć ja bym go radykalnie przyciął zostawiając tylko pączek z badylka na którym siedzi i dwa pączki badylka z prawej. Tak żeby od razu było widać kroplę dżdżu zbierającą się na czubku jego dzioba. No ale to także kwestia powiększenia.
Jakoś nie wierzę w naprawialność produkowanych dziś masowo aparatów (i innych wyrobów), psują się gdy gwarancja minęła i zwykle taniej kupić nowy.
Po zrobieniu tego zdjęcia spędziłam sporo czasu na kombinacjach jakby tu dzwońca wykadrować. Próbowałam i portrait i landscape, obcinałam pączki, usuwałam patyczki itd. Ostatecznie zostałam przy zalinkowanej wersji ponieważ jest na granicy, poza którą ziarnistość powiększenia już mi przeszkadzała. Ponadto dzwoniec bez gałązek wyglądał jak lizak na patyku.
Zrobiłam przedwczoraj firmware update aparatu (łudząc się, że na problemy pomoże - nie pomogło) i przy okazji odkryłam, że w sieci opisano wiele przypadków wadliwego ostrzenia Canona 7D. Z moim nie miałam tego problemu, aż do ostatniej wycieczki. Może zaszkodziło mu, że przez ponad pół roku leżał praktycznie nieużywany, wystawiony na pastwę angielskiej wilgoci? No ale przecież zapakowałam go z saszetkami z żelem krzemionkowym.
Obyś się mylił z tą nienaprawialnością...
Jeśli to się od leżenia zrobiło to raczej obiektywowi, bo to w nich są silniczki, a w takim razie inne obiektywy powinny działać bez zarzutu. Ale w czym problem, jeździ tam i z powrotem i nie zaświeca diodek, że złapał ostrość?
Sęk w tym, że na wycieczkę zabrałam dwa obiektywy i z obydwu zdjęcia są słabe. A dzień po powrocie robiłam zdjęcia trzecim obiektywem - z równie marnym efektem. Nic to, zobaczę co fachowiec powie.
Ale mam zagadkę z Devonu! W rzece Dart w okolicach Totnes, zobaczyłam coś, co płynęło wolno i spokojnie. Podobnie pływają wielkie karpie w parkowych sadzawkach: lekkie wynurzenie, zanurzenie, znowu grzbiet nad wodą itd. Początkowo myślałam, że to olbrzymia ryba, ale chyba jednak nie. Udało mi się zrobić dwa zdjęcia, potem 'coś' już się nie pokazało. Wrzuciłam fotki na imageshack, zobacz proszę, może Ty odgadniesz co to było. Na dwóch pierwszych zdjęciach niewiele widać, ale mniej więcej dają one wyobrażenie o wielkości - tak 'coś' wyglądało z brzegu. Dwa pozostałe, to fragmenty 100% i 200%.
Nie wiem, czy mnie wyobraźnia nie ponosi, ale ja tam widzę… Albo nie, nie napiszę co widzę, bo jeszcze Cię zasugeruję.
widok1
widok2
100%
200%
aha, ad. problem. Tak, silniczek słychać, pojawia się czerwony prostokącik złapania ostrości - tylko ostrości brak.
Zagadka fotograficzna chyba nieoczekiwanie łatwa, za małe na wieloryba więc rzuciłem w gugla "dart river devon seal" i zaraz wyrzuciło: http://www.youtube.com/watch?v=AH23KJhwUj0. Swoją drogą fajny ten Devon.
Zagadka aparatowa dużo trudniejsza, jeśli tam jest osobny sensor do łapania kontrastu to może się jakimś cudem przesunął względem tego od zdjęć. W takim razie błąd powinien się systematycznie powtarzać w jedną stronę. No ciekawe co powie fachowiec.
Może to nawet był sam Sammie:
Seal uses River Dart rubber dinghy as rest spot
Lazing on the river, Sammie the seal soaks up the sun in his very own dinghy
Nieźle :))
Dlaczego mnie nie przyszło do głowy by zapytać gugla o "dart river devon seal"? Na powiększeniu rozpoznawałam oczy i nozdrza, ale jakoś mało focze, łeb wydawał mi się stanowczo za wielki. Poza tym mąż stwierdził, że to tylko duża czarna torba, czym pogłębił moje wątpliwości (choć on nie widział 'cosia' w wodzie, tylko zdjęcia).
Tak, to na pewno był Sammie, albo jakiś jego kuzyn. Dzięki!
Prześlij komentarz