Grzyby zbieram i jem od dziecka, te co zbieram znam dobrze, a jak nie znam to nie zbieram. Piestrzenicę trudno z czymkolwiek pomylić, to grzyb śmiertelnie trujący, na straganach w Finlandii do nabycia za 8-20 euro za kg świeżych owocników (dane na podstawie czterech zdjęć wyszukanych pod korvasieni). Finowie znani są ze zdrowego sposobu życia (wódka, sauna i dziegieć), niech i ja spróbuję. Chwilę trwało nim dotarłem do wiarygodnego zalecanego sposobu usuwania lotnej trucizny z piestrzenic, gotować dwa razy po co najmniej pięć minut w dużej ilości wody, odlać, dobrze wypłukać. Na wszelki wypadek pomnożyłem przez dwa (czyli gotowałem 4 razy po 5 min) i choć miałem tylko dwie małe piestrzenice uchyliłem w kuchni okno (Fin by się uśmiał).
Tak wymęczone grzyby wrzuciłem na masło i zjadłem w postaci jajecznicy jednojajecznej. Takie sobie. Zachowały co prawda ciekawą teksturę i kolor, ale ze smaku chyba nic nie zostało. Zresztą co za przyjemność jeść samemu, a przecież nikogo trującymi grzybami nie poczęstuję. Dopóki nie pojawią się modyfikowane genetycznie piestrzenice bez gyromitryny już raczej drugi raz nie skosztuję.