Żeby mieć już z głowy te trzy pospolite świstunki szedłem dziś do lasu ze stanowczym zamiarem sfotografowania pierwiosnka (Phylloscopus collybita). Zadanie na pozór proste, pierwiosnków jest wszędzie od metra i słychać je na kilometr. No ale dziś był tylko jeden i nie bardzo chciał współpracować. No to nie będzie miał ładnego zdjęcia, ale (jak już mówiłem) piecuszka, pierwiosnka i świstunkę rozpoznajemy po głosie i lepiej od razu się na tym skupić. Śpiew pierwiosnka jest głośny, prosty i upierdliwy, wielokrotnie powtarzane cim-ciom. Dopiero dziś dotarło do mnie, że gdy tylko nie cimciomi to po cichutku zrzędzi jak gniazdko pełne głodnych piskląt. No ale może to tylko ten osobnik.
Śpiewającego mam tylko pod światło, zdjęcie tak denne że musiałem je przerobić na czarno-białe.
Historia rozplątania tych trzech podobnych gatunków opisanych początkowo przez Linneusza jako jeden — Motacilla trochilus jest ciekawa, zawiła i dokładnie objaśniona w Recognition of avian sibling species (Harper 2005) będącym reakcją na Sibling species were first recognized by William Derham (1718) (Winker 2005). Wszystko wskazuje na to, że pierwsi byli anglikańscy duchowni (a przy okazji przyrodnicy), Derham i White. Może istnieją alternatywne wersje wydarzeń, francuska albo niemiecka. A może nawet polska, ludowa. Ale zostanę przy angielskiej. Tak czy owak aż do początku XIX wieku praktycznie nikt nie odróżniał tych trzech bardzo pospolitych świstunek, a dziś każdy może. Jest postęp.