Spieprzyłem zdjęcia przestawiając aparat na zbyt niską czułość (co automatycznie wydłużyło czas naświetlania i rozmazało ruchliwy obiekt), ale świetnych zdjęć świstunki jest od metra, więc nie będę płakał. Grunt że coś tam widać.
Czwarty do kompletu (w którym na razie brakuje pierwiosnka) jest zaganiacz (Hippolais icterina), z innej rodziny, trochę większy, jeszcze bardziej żółty niż świstunka i z kwadratowym łbem (jak to u trzciniaków), ale na pierwszy rzut oka też drobny, zielonawy i siedzi albo kręci się gdzieś na drzewie. Jego śpiew to totalny odjazd, mógłby zaśpiewać wszystko, ale woli popisywać się i rozmieniać na drobne przedrzeźniając inne ptaki.
6 komentarzy:
Przeczytałam notkę kilka dni temu, komentuję dopiero teraz – żeby przynajmniej zachować pozory, że nie panoszę się na tym blogu…
Bo ja wiem, czy tak spieprzyłeś? Wcale nie są rozmazane. Musiałbyś zobaczyć jak ja spieprzyłam kaczęta skaczące z pomostu! A dzięki niskiej czułości uniknąłeś paskudnego zaszumienia. Gdybym się bardzo chciała do czegoś przyczepić, to jedynie do jasnej otoczki świstunki na drugim zdjęciu. To chyba efekt edycji (rozjaśnienie?).
U mnie odtwarzałki z xeno-canto nie działają. Ale posłuchałam świstunki i zaganiacza na YouTube.
Oj spieprzyłem, przedobrzyłem z ISO 200, ten obiektyw (Olympus 75-300mm) jest jednak za ciemny. To są raptem dwa wybrane z ponad 30 (mówię o tych z liściastym tłem), jakimś cudem tu wyskoczyły trochę dłuższe czasy: 1/160 (ale akurat ptak znieruchomiał) i 1/200. A te pierwsze oczywiście masz rację, tu odwrotnie, na tle nieba automat ustawił o wiele za krótki czas i musiałem bardzo rozjaśnić. Co gorsza zapamiętałem że czas jest krótki i potem gdy świstunka przeniosła się bliżej na lepsze tło zapomniałem sprawdzić. Po tej spektakularnej klęsce przestanę chyba wreszcie robić na automacie, do tej pory robiłem wszystko w trybie A, ale nie schodziłem poniżej ISO 800. Z dwojga złego wolę już szumy niż rozmazy.
Bardzo dziwne, odtwarzałki z xeno-canto powinny działać, sprawdzałem na Safari/Yosemite i działają, tylko kazało mi Flasha zaktualizować. Firefox radzi sobie bez Flasha (także na maku).
Co do panoszenia się - dobre sobie, jak to mówią: Your feedback is essential!
:))
Swoją drogą, to ciekawe, że w języku polskim nie mamy jednego dobrego odpowiednika terminu feedback.
No dobrze, 30 się nie udało, ale kilka jest dobrych. Jestem pewna, że autor zdjęcia rozpiętego na trzcinach bączka, tez zrobił ich całą serię i część wylądowała w koszu.
Świstunka na pierwszym zdjęciu jest bardzo ładna a ta w soczystej zieleni, śpiewająca pełną piersią, jeszcze bardziej. Nie mam w swoim albumie ani jednego, ani drugiego ptaka, więc zazdroszczę tak dyskretnie spieprzonych zdjęć.
Ach, więc ta odtwarzałka ma coś wspólnego z Flashem. Nie domyśliłam się, bo wyświetlał się inny niż zwykle komunikat: Attempt to issue media playback commands, while no media url is set. To tak, nie miała prawa zadziałać, bo Flash plug-in w mojej Safari jest out-of-date od miesięcy i chwilowo nie planuję zmiany tego stanu rzeczy.
'Półautomatyczny' tryb Av jest chyba najbardziej uniwersalny.
Znaczy się pod A miałem na myśli to co Ty pod Av, że aparat ustawia czas, a ja resztę. Tryb jest faktycznie dość uniwersalny i zwykle się sprawdza znakomicie, ale w przypadku długich obiektywów i zdjęć z ręki zbyt długie czasy to katastrofa i nie pomoże na to żadna stabilizacja obrazu. Dziś empirycznie ustaliłem (tym razem na pierwiosnku) że 1/200 to chyba nadal trochę za długo, będę jeszcze skracał aż dojdę do "za ciemno".
Nie było nieporozumienia, też miałam na myśli tryb Aperture Priority, odruchowo napisałam Av. Z jakiegoś powodu Canon postanowił być oryginalny w oznaczeniach trybów.
Może dosłownie oryginalny, bo pewnie Canon tak sobie wymyślił na samym początku, a potem dumnie nie uległ trendowi. Nawet nie wiem od czego to v, od value?
Prześlij komentarz