Smutno mi Boże! Gdy spać się położę
i łóżka brzegiem suną pluskwy szeregiem,
a każda z nich ugryźć mnie może,
Smutno mi Boże!
Ale zawsze coś, nawet jeśli wciąż trudno o kontakt z pluskwami i musimy smucić się czymś innym. Po latach zajrzałem żeby zobaczyć jak było naprawdę i natknąłem się na takie wyznanie:
Dzisiaj na wielkim morzu obłąkany
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze
Smutno mi Boże!
Pewno już dawno ktoś to wytknął — bociany białe starannie unikają przelotów nad otwartym morzem, więc Słowacki z pewnością nie widział ich sto mil od najbliższego brzegu. Nie żeby bocian nie potrafił latać nad wodą, ale wyraźnie nie lubi, woli szybować korzystając z prądów konwekcyjnych (które nad powoli nagrzewającą się wodą raczej się nie tworzą). Tak więc nie warto wzruszać się bez sensu, najpierw ustalmy fakty.
Młode tegoroczne bociany już potrafią całkiem nieźle latać, dwa tygodnie temu ledwie podfruwały.
26 komentarzy:
" sto mil od najbliższego brzegu".
W wierszu nie ma "najbliższego". Są dwa brzegi, pdbnie wyjściowy i docelowy. Z ogólnie dostępnych ściąg wiadomo, iż wiersz powstał podczas podróży statkiem z Grecji do Egiptu. Nigdzie nie pisze, czy ów rejs był "na skuśki", czy też statek płynał wzdłuż wschodniego wybrzeza Morza Środziemnego, zawijając do portów Lewantu (co by było słuszne z powodów biznesowych).
Mnie zastanowaiłą późna data (koniec października) - ale skonsultowawszy monumentalną pracę
https://www.bfn.de/fileadmin/MDB/documents/storch.pdf
dowiaduję się, że w pażdzierniku wciąż jeszcze migrujące bociany się trafiają, choć w małych liczbach.
Nic nie wiadomo o ornitologicznej wiedzy Słowackiego, np. czy byłby w stanie z daleka odróżnić bocianaod pelikana lub czapli.
Ach, jeszcze - jak jej tam - licentia poetica (skoro ornitolog może być minitrem,to dlaczego Słwoacki miałby nie widzieć bocianów nad morzem?)
tichy
PS. "Udowodnij że nie jesteś robotem" - trzy razy oblałem test. Co za idiotyzm.
Wiersz wyżej jest mowa o "wielkim morzu" co wyraźnie sugeruje że jednak nie kręcili się przy brzegu. A jeśli można dzięki licentia poetica ujrzeć bociany nad pełnym morzem to czemu nie pelikany na polskim ugorze. Chociaż to pewnie nikogo nie wzruszy, wręcz przeciwnie.
Z linkowanej przez Ciebie pracki, niesamowite: "The autumn migration of White Storks in 1997 was exceptional. On 6 September, 162856 storks passed the Bet She'an Valley, which is 30% of the total number in autumn and also about 30% of the total eastern White Stork population."
Jak już tak dosłownie, to podmiot liryczny używa w stosunku do siebie słowa obłąkany, co pozwala przypuszczać, że sam nie wyklucza, że mu się w głowie roiło. I to w różnych aspektach - od halucynacji z bocianami, po odległości.
Autor jednak bardzo sprawnie i przytomnie się wyraża, co wskazuje na pełnię władz umysłowych. A żeby przerobić pelikany na bociany zupełnie wystarczy brak wiedzy i przyrządów optycznych, nie trzeba nic więcej.
Wyższe cele - budzić właściwe poczucie - są podporządkowane niższym, jak np. zgodność z faktami naukowymi. I co zrobisz?
Zrobię co robię, wyszydzając niezgodność "wyższych celów" z faktami. Na szczęście zwykle nie muszę, bo już ktoś to zrobił.
Słowacki też chciał zjadaczy chleba w aniołów przerabiać, choćby wątpił w takowe przerobienie - czy ktoś kiedy anioła widział?
Kolejna dyskrepancja.
No nie, anioł jest tylko powszechnie rozpoznawaną figurą niezwykle dobrego człowieka ("anioł, nie człowiek"). A pozytywnego wpływu Słowackiego na potomność nie można wykluczyć. Natomiast gdyby brać bardziej dosłownie można by nawet posądzić go o najgorsze, próbę unicestwienia ludzkości - anioły jak wiadomo nie rozmnażają się wcale.
Słowacki - w takim razie - mógł być aniołem.
Jego emigracja w niczym nie była podobna do emigracji dzisiejszej, poza jednym wyjątkiem, może dwoma, więc i symbole w wierszach wyrażane, bociany na morzu i inne takie, raczej wątpliwie do dzisiejszych emigrantów przemawiają.
To jedno podobieństwo - to, że nie musiał, mógł w każdej chwili wsiąć w Ryanair'a (czy co tam było odpowiednikiem w jego czasie), i wrócić. Ale się wolał tułać. I to by było drugie podobieństwo - to wolenie.
PS. Test na "udowodnij że nie jesteś robotem" jest coraz łatwiejszy - zdaję za pierwszym razem. Co oznacza, że jest raczej debilny, bo tak samo byle lepszy robot mógł się był nauczyć.
PS.Powyższe nie jest prawdą.
Daruj Słowackiemu, poecie można więcej.
Widziałam wczoraj grupę bocianów. na rżysku. Upał, tumany pyłu wzniecone przez ciągnik z jakąś maszynerią i punkty białych ptaków rozrzucone po całym polu. Było ich co najmniej trzydzieści. Pierwszy raz widziałam tyle boćków naraz. A to chyba jeszcze nie pora na odloty.
Poeci itp. niech sobie używają do woli w dziedzinach o których nie mam bladego pojęcia, ale z wypaczaniem ptaka w krajowej popkulturze będę walczyć. Błędnie identyfikując pospolite obiekty ze wspólnej rzeczywistości osuwamy się niepostrzeżenie w bagno zaburzeń urojeniowych. A jest już Stana Borysa "Jaskółka uwięziona" poświęcona jerzykowi (jaskółka siostra burzy) albo Młynarskiego "Lubię wrony" o gawronach (czarne toto i w ziemi się dłubie) - i pewnie jeszcze sporo innych.
Gdzieś czytałem że bociany w tym roku odlatują wcześniej, ale nie wiem kto tak zarządził i po co. Susza straszna, za to jaszczurek, pasikoników i szarańczaków chyba więcej niż zwykle. No i inwazja modliszek, pierwszy raz w życiu widziałem.
Boziu, żeby mnie tak choć raz modliszka zastąpiła drogę! Albo lepiej ze dwie, trzy. Znowu w niewłaściwym miejscu spędzam wakacje. Ale na osłodę czasami nietoperze przelatują za oknem.
Wracając do Juliusza S. to przecież nawet nie wiadomo, czy on naprawdę te ptaki zaobserwował, czy to była tylko wizja (wiadomo, romantyk!). A nawet jeśli, to czy to na pewno były bociany? Poza tym kto obecnie czytuje Słowackiego? Raczej nie jest to lektura powszechna. Więcej szkody robią obrazki jeży przenoszących jabłka na igłach w celu uzupełnienia spiżarni na zimę.
Masz zdjęcie armii modliszek?
Nie, widziałem tylko jedną, znajoma złapała, a więźniom zdjęć nie robię. Mimo silnych uprzedzeń zwierzątko wydało mi się bystre i sympatyczne, coś w rodzaju cherlawego kangurka. Jeśli zima będzie lekka i jaja przezimują to chyba są duże szanse że w przyszłym roku modliszki wystąpią regularnie w całej Polsce.
Nie wiem kto obecnie czyta Słowackiego ale przecież każdy może, wytknąłem co musiałem wytknąć i nie będę się więcej czepiać. A jeże jak łatwo zauważyć odżywiają się ostatnio głównie kocimi chrupkami (szkoda tylko że nie potrafią rozdzielić konsumcji i defekacji). Gdyby jeże naprawdę przenosiły jabłka to Ruscy zaczęliby do nich strzelać.
Mnie modliszka kojarzy się z obcym. Te charakterystyczne, szeroko rozstawione oczy... Szczególnie gatunki egzotyczne, to 'obcy jak cholera' (jak mawiał Czyprak Antoni).
Obcy 1, holyłudzki Obcy 2, czasami trafia się też samuraj
Powyższe zdjęcia, wzięłam stąd.
Fotografie są stylizowane, pozowane i zgaduję, że w roli modeli występują więźniowie. Jednak autorowi nie można odmówić talentu i warsztatu, nie sądzisz?
Kocimi chrupkami? Nie wiedziałam.
Dziękuję za ten hardkor kulinarny, zawsze czułem że nasza nieodwzajemniona miłość do flaka i ziemniaka musi mieć jakąś spektakularną kulminację, zarazem obsceniczną i szkodliwą dla zdrowia.
Siwanowicz oczywiście dobry, Naskreckiego też pewnie znasz? (modliszki na 4,6,9). W ogóle zwierzęta polujące z zasadzki (np. kameleon, który też ma oczy dookoła głowy i perfekcyjny kamuflaż) mają w sobie coś złowrogiego chociaż nam wcale nie zagrażają.
:)
Może i hardkor, ale rezultat jest wart drastycznych przygotowań. Kicha jest pycha, żadna tam szkodliwa, phi.
Prac Piotra Naskreckiego nie znałam (dzięki), też niezłe. No i "INSECT SPECIES SEEN: AS MANY AS 3,000" także robi wrażenie. Czyżby owadzia odmiana twichingu? Choć z drugiej strony, podobno samych modliszek jest 2400 gatunków (Wiki).
Lista modliszek rzeczywiście nużąco długa, pewnie myślałem że jest z kilkadziesiąt gatunków (jeśli w ogóle coś myślałem). Tym bardziej choć jeden gatunek powinien występować pospolicie w całej Polsce.
Absolutnie choć jeden powinien. I przynajmniej jeden gatunek gekona. Jeden taki w wersji mini, tkwi nieruchomo na przeciwległej ścianie. Biada komarowi, który obok siędzie.
Ale co tam jeden gekon. Od kilku dni mam okazję obserwować olbrzymie stado wróbli. Jest ich chyba z tysiąc. I to jest najfajniejsze spotkanie moich tegorocznych wakacji, które się już jutro kończą. Niestety.
Tak, ja chyba też jestem za gekonem, skuteczność naszych pająków jest mocno przereklamowana, zje taki jedną muchę dziennie i zadowolony.
Wróble widuję często, ale w małych grupkach. W Warszawie znowu tak gorąco że wrony chodzą z otwartymi dziobami. Pojutrze ma się wreszcie ochłodzić, mogłoby też w końcu popadać to może będą grzyby. Inaczej koniec lata jest trochę bez sensu.
Grzyby dobra rzecz, ale gdyby dano mi do wyboru: koniec lata we wrześniu plus grzyby lub lato do grudnia bez grzybów, zrezygnowałabym nawet z kani i rydzów. Chyba.
Okazuje się, że pomylenie świstunki z zaganiaczem nie jest jeszcze takie wstydliwe.
Zawsze gdzieś jest lato, a przynajmniej coś w tym rodzaju. A grzyby to nawet nie co roku. Na razie pada już kolejny dzień a żaden jeszcze nie wychynął. Ale będą, będą.
Od myśliwych nie można zbyt wiele wymagać, zadanie najwyraźniej ich przerosło.
Przyzwyczaiłam się do głośnych hord aleksandrett szalejących w Kolonii.. żałuje, ze parę miesięcy temu nie zrobiłam zdjęcia drzewa, w którego koronie usadowiło się dobre ponad dwadzieścia tych ptaszków.. ;)
Że te małe obrożne tam są to mnie nie dziwi, ale podobno w Kolonii jest też kolonia aleksandretty większej (Psittacula eupatria), to się nazywa dobrobyt. A polski coś tu szwankuje, bo aleksandretta to mała aleksandra.
Taka siedziała wczoraj na slupie trakcyjnym przed moim oknem. Czasami jest ich tez wiecej i robią raban. https://www.flickr.com/photos/118568551@N02/15555159728/in/photostream/
Oba gatunki mają podobne sylwetki, z daleka różnią się tylko wielkością. Znając rozmiar izolatora chyba dałoby się ustalić które to. Pewnie te mniejsze, bo jest ich dużo więcej. Ale nie wiem.
Prześlij komentarz