Zainspirował mnie przeczytany właśnie na BBC tekst o ssakach które chorują na raka rzadko albo wcale. Słoń, wal grenlandzki i oczywiście golec: The animal that doesn't get cancer. Słoń jaki jest każdy widzi, pomarszczony od urodzenia, całe życie na koszmarnej wegetariańskiej diecie. Golce podobno w ogóle nie mają nowotworów, ale życie golca jest beznadziejnie nudne, wcale nie takie długie, a uroda typowo podziemna. Zdecydowanie najdłużej żyją jednak wale grenlandzkie, gdybym był brukowcem bez wahania napisałbym, że posiadły sekret długowieczności. Porównując słonie, gole i walce szybko dojdziemy do rewelacyjnych wniosków. Choć słonie i golce są mocno pomarszczone, to wale nie są wcale, a więc to jednak nie to. Nie chodzi też o wegetarianizm (gwarantujący z pewnością tylko wzdęcia), wale jedzą przecież skorupiaki. Nie trzeba się więc marszczyć i żywić marchwią. Nie wystarczy też być dużym, inne wieloryby nie żyją aż tak długo. Żeby być tak długowiecznym i zdrowym jak wal trzeba po prostu mieć jego geny.
Niektórzy przeciwnicy żywności z GMO pewnie wierzą, że obce geny mogą się przedostać do naszych komórek drogą pokarmową, tak jak priony. Ja w to nie wierzę, zresztą mam lepszy pomysł, odwołujący się do tradycji najlepszych religii. Na początku roku opublikowano genom wala, z sugestiami które geny mają odpowiadać za długowieczność i chronić przed nowotworami. Proponuję więc wczytać sobie te geny, dla ułatwienia przebywając w wannie wypełnionej zimną słoną wodą i przegryzając skorupiakami. Może wystarczy odsłuchać, może warto wzmocnić efekt wciągając wodę ustami i wypuszczając nosem. Wiadomo o co chodzi, być jak wal grenlandzki i żyć 200 lat. Przy okazji warto się pozbyć niektórych naszych złych genów. Tu nie mam dobrego pomysłu, ale chyba najlepiej je wypluć. Nasi dziadowie często spluwali i nie chorowali na raka. Rak — to się cofnie!