Czosnaczek (Alliaria petiolata). We Francji jedzą, ale czego tam nie jedzą. Czosnaczek stał się jednak znany z innego powodu, zawleczony (już dawno temu) zarasta lasy w USA i Kanadzie. Przy okazji wypada zauważyć że nasze dżdżownice też (i jeszcze bardziej) pustoszą amerykańskie lasy, co akurat jednemu czosnaczkowi jest na rękę. Źle więc tam piszą o naszych pracowitych dżdżownicach i aromatycznym czosnaczku, aż przykro czytać. Ale ich lasy, mają prawo. Natomiast w ramach czarnego piaru czosnaczek został dodatkowo oskarżony o niszczenie amerykańskich bielinków, w tym rzadkiego już bielinka wirginijskiego. Głupie bielinki składają jaja na czosnaczku, a potem okazuje się, że gąsienicom jednak nie smakuje i zdychają z głodu. Albo się trują, mniejsza z tym (tak wygląda mądrość przyrody w praktyce). No cóż, wymaganie od ofiary żeby dała się bez problemu zjeść, a w dodatku była smaczna i zdrowa to już lekka przesada. Niech raczej amerykańskie bielinki poduczą się botaniki albo wyewoluują sobie umiejętność trawienia czosnaczka. Nasze potrafią czyli można.
Czosnaczka przywlókł człowiek, ale podobnie udane inwazje obcych gatunków zdarzały się zawsze. Nowy wygrywał, rodzime gatunki ginęły albo wycofywały się na bezpieczne, choć mniej atrakcyjne pozycje. Bez inwazji i innych rewolucji ewolucja ślimaczyłaby się niemożebnie. Nie wiem czy akurat problem amerykańskich bielinków z czosnaczkiem wynika z ich suboptymalnej umiejętności wybierania miejsc składania jaj w porównaniu np. z rusałkami, które postępowo zamieniły przednie odnóża w specjalne narządy rozpoznawania roślin. Ale to niezły konkretny przypadek pokazujący jak niedostatek inteligencji i w rezultacie plastyczności może stać się przyczyną zguby. Przy okazji, redukcja pierwszej pary odnóży u rusałek jest silniej zaznaczona u samców, które rzecz jasna jaj nie składają. Więc początkowo nie chodziło o rozpoznawanie roślin, tylko raczej coś związanego z kopulacją. Jeśli te spekulacje są coś warte, to bielinki będą też kopulować łatwiej, chętniej i ogólnie bardziej bez sensu niż rusałki. Gdyby nie konieczność zapłacenia $40 za pierwszą z brzegu hermetyczną prackę o kopulujących bielinkach może bym zaczął zgłębiać temat. No way. Widzę tylko jak spektakularnie dymani są nieszczęśni badacze niszowych zagadnień. Namęczą się, a potem i tak prawie nikt nie czyta.