Niedawno moja platonicznie ulubiona Leica wyprodukowała kolejny perwersyjny aparat, tym razem bez ekraniku na zapleczu. Zamiast tego jest stylizowana dziura w zadku (do ustawiania ISO) podpisana drukowanymi MADE IN GERMANY. Z tyłu oprócz tych seksownych detali i wizjera nie ma już nic więcej, tak jak ongiś. Spalili pomysł, ustawianie ISO mogli dyskretnie schować np. pod klapką od baterii. W firmowym sklepie 27 tys. zł.
Natomiast starsza Leica Monochrom jak łatwo zgadnąć nie robi w kolorze. Ten brak jest jeszcze lepiej uzasadniony, więc trzeba zapłacić aż 32 tys. zł. W końcu Leica zrobi jeszcze droższy aparat, nie będzie miał ani koloru ani naprawdę niczego z tyłu, to chyba nieuniknione. Taki bym może kupił, ale w wersji mikro 4/3 i najwyżej za 1/10 ceny. Akurat takiego Leica nie zrobi. Ani nikt inny. Pojawił się co prawda monochromatyczny aparacik Leiki w telefonie Huawei P9, ale na tym poziomie jakości równie dobrze można sobie samemu odkolorować kolorowe. Bez sensu, nikogo to nie wkręci i popyt na aparaty monochromatyczne utrzyma się na dotychczasowym poziomie. A tego Huaweia nie chcę. Reklamuje go Robert Lewandowski. Mam już reklamowanego przez Lewandowskiego Panasonica GX7 i czułbym się nieswojo.
Ikoniczna dyskretność brzmi słodko i słono kosztuje, ale tak czy owak aparat naprawdę nie musi być duży. GX7 na mojej kuchennej wadze waży tylko 404 g (z rozładowaną baterią na pewno jeszcze mniej) i m.in. za to go lubię. Z obiektywem Panasonica 100-300 mm (ręczne ostrzenie od początku chodzi nieznośnie ciężko) to wciąż tylko 914 g, z Olympusa 75-300 mm jeszcze mniej, 827 g. Tyle to mogę nosić parę godzin i jeszcze nic mi nie odpada. Rzecz jasna z wiekiem będzie coraz gorzej, dlatego jakoś nie zapaliłem się do nowych długich obiektywów mikro 4/3 — Panasonic 100-400 mm jest może interesujący, ale waży 985 g, Olympus 300 mm jest świetny, ale waży 1290g (cena też już mocno niehobbystyczna, taki nabytek staje się krępująco zobowiązujący). Zaciekawił mnie natomiast nowy Nikkor 300 mm, zachwalany jako najlżejszy obiektyw 300 mm do aparatów pełnoklatkowych (755 g). Do niczego mi nie pasuje, pokazuje jednak że i w odchudzaniu postęp jest możliwy. Ale trudno, uznałem kiedyś mikro 4/3 za najrozsądniejszy kompromis i jeszcze zdania nie zmieniłem.
W zasadzie nie mam nic przeciw sensorom większym niż mikro 4/3, wolę jednak proporcje zbliżone do 1/1, soczewki są przecież okrągłe. Nie ma niestety okrągłych sensorów, idealnie dopasowanych do obiektywu, ale po co niewolniczo trzymać się 2/3. Szczególnie gdy ciężkie i częściowo bezużyteczne szkło nosimy na własnym grzbiecie i nikt nam za to nie płaci. Rozumiem że nie okrągłe, rozumiem że nie sześciokątne, ale czemu nie robią aparatów z kwadratowym sensorem? Zdaje się tylko dlatego, że byłyby rzecz jasna odpowiednio droższe, przy braku masowego sentymentu na którym zawsze łatwo zarobić. Przykre że aż tyle zależy od zaszłości, że bezmyślnie kultywujemy przypadkowy bezsens. Chociaż akurat w przypadku kwadratowych sensorów można być umiarkowanym optymistą. Instagram, epidemia otyłości, drony — podglebie już jest. Teraz wystarczy jedna udana próba odróżnienia się od całej reszty. Rewolucyjny kwadratowy sensor w ergonomicznym smartfonie iBanana, z funkcją rektoskopu i przy okazji noktowizora. Przy popycie nakręcanym przez zamówienia publiczne w ramach walki z terroryzmem.
DODANE: proste pomysły są rzecz jasna nieuchronne: A selfie-stick and an iPhone: how men over 40 are doing their own colonoscopies.
11 komentarzy:
Piękny gadżet! I nie Jony Ive go zaprojektował.
Więc nie ma ekranika i nie ma logo. Fakt, czerwona kropa mogłaby zaburzyć estetykę wyrafinowanego minimalizmu…
Jestem jednak pewna, że producent tego cacka może spać spokojnie, nie martwiąc się o sprzedaż. Marka ma wiernych fanów, a poza tym środowisko fotografów jest, jak mi się wydaje, lekko snobistyczne. BTW, ładnym zdjęciem reklamują ten aparat. To ujęcie budynku 'od dołu'. Mam kilka podobnych, ale to mi się bardziej podoba. Pranie ładniej zapozowało.
Również tylko platonicznie zachwycam się aparatami Leica. Kiedyś, w czasach poszukiwań małego aparatu do torebki rozważałam dwie kompaktowe (ciałem) lejki, rozsądek jednak zwyciężył i w najbliższym czasie to się nie zmieni. Za to wspomniany obiektyw 100-400mm Panasonika wygląda kusząco. Tylko ta cena… Ani drgnie. Podczas gdy Olympus 300mm zaliczył dwa tąpnięcia. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.
Logo (stareńkie) jest dyskretnie ukryte na samej górze.
Aż tak drogi obiektyw to jednak powinien zarobić na siebie, a u mnie nie zarobi. Poza tym to jednak nadal najsłabszym punktem całego pomysłu są elektroniczne wizjery, gdybym już zamierzał się wykosztować na obiektyw klasy tego Olympusa to raczej do lustrzanki. No i jeszcze jedno, o taki porządny ciężki sprzęt to już chyba wypada dbać, np. uważać żeby nie spadł z siedzenia przy nagłym hamowaniu, zabawa robi się coraz mniej zabawna.
Zresztą mam już dwa obiektywy 300mm, a trudno używać więcej niż jednego na raz. Panasonica nie lubię i zabieram jak jest pochmurno, Olympus jest na lepszą pogodę.
Jeszcze raz obejrzałam tę nową lejkę i trochę więcej o niej poczytałam. Ideologia anty-LCD i marketingowe slogany, które dla niej wymyślono, raczej mnie nie przekonują, ale piękna jest, niestety, ach.
No jest, pokrętło od ISO pominąwszy. Na szczęście jestem w pełni impregnowany na niewątpliwe uroki Leiki. Kusi mnie natomiast ostatnio stałe 300mm f/4, oprócz tego nowego lekkiego Nikona jest też stara niezła L-ka Canona w dużo rozsądniejszej cenie. Ale cięższa. Wcześniej długo kusiło mnie 400mm f/5.6L Canona, to chyba w ogóle najsensowniejszy obiektyw na ptaki. Ale już mi przeszło, np. trzmiela bym nim nie zrobił, ostrzy dopiero powyżej 3,5 metra.
Pokrętło jest dobre! Wygląda jak mini zamek szyfrowy. Przekr ęcisz, coś cicho zaterkocze i coś się wysunie (wiemy już jednak, że nie będzie to LCD)
Tak, te 400mm od Canona jest bardzo kuszące. Też się zastanawiałam, dawno temu, gdy jakiś ptasiarz bardzo polecał. Tyle że jak się chce sfotografować najpierw mrówkę a zaraz potem przelatującego bociana, to ten obiektyw się nie nadaje. Tak jak napisałeś.
Ubocznym efektem kontemplowania Leiki jest zainteresowanie Panasonikiem GX8. Wpadła mi w oczy jego przystępna obecnie cena. Jak myślisz, warto?
GX8 jest na pewno lepszy niż GX7, parę lat minęło więc oczywiście gęstszy sensor itp. Na pewno robi ciut lepsze zdjęcia, ale np. jest cięższy o 85 gramów (choć nie ma lampy błyskowej), wolniej startuje i ma gorszą rozdzielczość wizjera (choć wizjer generalnie lepszy, większy i jaśniejszy). Biorąc pod uwagę że GX8 jest u nas na razie aż dwa razy droższy to długo bym się zastanawiał który wybrać. Skupiłbym się właśnie na wizjerze, na tym jak współpracuje z teleobiektywem, elektroniczny wizjer to oczywiście największy defekt rezygnacji z lustra. Do kompletu do tego nowego drogiego zooma 100-400mm tak, GX8 ma większy uchwyt i poprawioną stabilizację obrazu. Ale do taniego lekkiego Olympusa 75-300mm GX7 jest w sam raz i ta stabilizacja obrazu co jest w GX7 zupełnie wystarcza. Czyli wg mnie do tych dwóch drogich nowych teleobiektywów pewnie warto, a inaczej to nie. No chyba że ten nowy wizjer jest uderzająco lepszy, co wypadałoby jednak naocznie sprawdzić. I wcale nie musi się to przekładać na lepsze zdjęcia.
Generalnie większość recenzji (w każdym razie tych, które przejrzałam) stwierdza, że GX8 jest lepszy od poprzednika. Ale na przykład ten autor zamieścił sporo fotografii porównawczych i ja niespecjalnie widzę by ulepszenia w GX8 (matryca, stabilizacja obrazu, etc) przekładały się na zdecydowanie lepszą jakość zdjęć. Natomiast na portalu dpreview jest wątek po święcony problemowi z mechaniczną migawką (nie wiem czy tak to się nazywa po polsku) w tym aparacie. i tu też. Coś jest na rzeczy, albo złe wieści nadmiernie szybko się roznoszą.
Mnie przede wszystkim kusił nowy wizjer. Bo tak jak wspominałeś, wizjer jest najsłabszym elementem w GX7, bardzo rzadko z niego korzystam. Ponadto ekran OLED. Obrotowy! Za czym wciąż tęsknię. No i staranniejsza obudowa (dustproof & splashproof). Natomiast nie podobają mi się większe gabaryty ósemki.
Jak łatwo zauważyć Olympus też w końcu odkrył że można zrobić aparat z wizjerem z lewej strony, więc choć ten nowy PEN-F nie całkiem mi się podoba (ma więcej pokręteł niż radziecki generał orderów, w tym zupełnie zbędne pokrętło z efektami artystycznymi) to wyraźny trend na powrót do starych funkcjonalnych rozwiązań jest słuszny i mam nadzieję zaowocuje wreszcie aparatem po który z radością polecę do sklepu. Tak jak kiedyś po GX7. Ale wymagania mam okrutne, to musi być aparat pod KAŻDYM względem lepszy, bardziej ergonomiczny i ładniejszy niż GX7. Czyli nie może być cięższy, musi mieć pojemniejszą baterię, dużo lepszy wizjer (najlepiej dostosowany do rozmiaru 4/3 a nie 16/9) i sensor na którym da się jeszcze robić przy ISO 6400. Natomiast może nawet nie mieć ekraniku, jeśli tylko będzie tak dziecinnie prosty w obsłudze jak ta Leica. Zupełnie odzwyczaiłem się od podglądania zdjęć, na małym ekraniku prawie wszystkie wyglądają nieźle, a potem widzę że niestety kupa. No i aparat ma być koniecznie w wersji samo body, mam już trzy kitowe obiektywy do mikro 4/3 i wystarczy.
Wizjer w GX7 oczywiście najlepiej działa po wybraniu formatu 16/9 bo wtedy obraz jest na całym. No i jak nie jest zbyt jasno. Nie, nie jest zły jak na swoje ponad dwa lata. Ale akurat wizjery przez ten czas najbardziej się poprawiły i chyba ciągle jest wyraźny postęp, nie tak jak w sensorach. Więc może poczekam aż zwolni.
To prawda z tą kupą :) Ale i tak przeglądam urobek w aparacie i w pierwszej selekcji odsiewam tak oczywiste kupy że widoczne już na małym ekranie. Po co tracić energię na zrzucanie ich na dysk? Wciąż obowiązujące motto brzmi "Lejki bez ekraników podziwiamy, nie kupujemy".
A propos kupowania, w ub. roku przez jeden dzień byłam właścicielką Panasonika FZ200. Jutro podzielę się wrażeniami, bo teraz sen mnie zmaga.
16/9? spróbuję.
Jestem ciekaw wrażeń, jak może wiesz to FZ200 w wersji Leica nazywa się V-Lux 4 i kosztuje ze dwa razy tyle (dodają Lightrooma, ale i tak nie warto). Nadal mam FZ45 z takim obiektywem jak FZ100 czyli w wersji Leica V-Lux 2, kosztował pewnie 1/5 ceny Leiki. Lubiłem ten aparat - do czasu gdy odkryłem że potrzebuję czasem ręcznie ustawić ostrość, a w nim się praktycznie nie da.
Szkoda że nie da się w GX7 ustawić wizjera 16/9 a zdjęć normalnie, czyli 4/3, wolałbym już mieć na zdjęciach to czego wizjer nie obejmuje niż aż tak brutalnie zmniejszony obraz w wizjerze. Dla mnie ten panoramiczny wizjer to największy defekt GX7, ale jak kupowałem to nie pomyślałem. Zaczynam się też łamać w sprawie wizjera z boku, to podobno utrudnia wycelowanie w obiekt, lepiej mieć nad obiektywem jak w lustrzance. Co prawda mnie się podobają takie z wizjerem z boku, w stylu starych dalmierzowych ale jednak funkcjonalność ważniejsza od urody. Reasumując gdybym miał dziś kupować nowy aparat to chyba jednak Olympusa E-M10 II, niczym nie zachwyca ale ma co trzeba i cena jest rozsądna.
Ja kasuję dopiero jak karta mi się zapcha, leniwy jestem.
Odszczekuję, ten M10 ma chyba lichy wizjer. Za to generalnie ludzie chwalą za wizjer Fujifilm XT-1 czy nawet dużo tańszy X-T10. Biorąc pod uwagę że Fujifilm zrobił w końcu obiektyw 100-400mm za dość rozsądną cenę to też ciekawa propozycja. No nic, na szczęście nie muszę kupować nowego aparatu, każdemu jeszcze czegoś brakuje. Na pewno nie lustrzanka, Twoje przejścia z nieostrzącym Canonem zniechęciły mnie do lustrzanek raz na zawsze. Ale warto żeby wizjer elektroniczny dawał obraz prawie jak w lustrzance, bo inaczej co to za postęp.
Prześlij komentarz