poniedziałek, 7 stycznia 2008, 23:32

"Truposz" Jarmuscha (1995) na dvd

Pewnie nie ma nic gorszego od marnego dubbingu, ale źle tłumaczone napisy też mogą popsuć film. Mnie się Truposz i tak podoba, chociaż jest dziwny i nie spodobał się Ebertowi. Przymierzałem się do Truposza jak pies do jeża (tytuł nie zachęca), ale w końcu kupiłem, obejrzałem, jeszcze raz obejrzałem i pewnie znowu obejrzę.

Od tego oglądania nabrałem podejrzeń graniczących z pewnością, że polskie tłumaczenie nie jest zbyt pieczołowite. Nie chodzi mi o to, żeby się teraz zemścić i popastwić nad tłumaczem, bo przecież nie on jeden grzeszy. Ale może warto przynajmniej zwrócić uwagę. W końcu jak dostajemy w kawiarni lody z muchą, to przecież nie zjemy ich od razu, tylko najpierw trochę pogrymasimy.

Poniżej fragmenty dialogów w oryginale i tłumaczeniu, chyba nie zdradzam żadnych istotnych szczegółów.


I want him brought here to me - alive or dead don't matter,
Though I reckon dead would be easier.

Żywy lub martwy, chcę go mieć.
Martwy mniej narzeka.

Trzeba pochwalić zwięzłość. Natomiast inwencja tłumacza zawsze mnie wprawia w zakłopotanie. Niedoceniony geniusz?


Every night...
and every morn',
some to misery are born.
Every morn' and every night,
some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.


Tak wieczorem jak i z rana
biedak rodzi się w łachmanach.
Tak jak z rana, tak z wieczora
bogacz będzie żył w splendorach.
Jedni mają wbród wszystkiego
innym braknie do pierwszego.

Bez komentarza. Dla porównania zobaczmy, jak tłumaczy ten fragment "Wróżb niewinności" Blake'a Zygmunt Kubiak:

Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

A tak jest w "Proroctwach niewinności" Józefa Czechowicza:

W blasku ranka, w nocy cieniach
Ktoś się rodzi dla cierpienia
W cieniach nocy, w dnia jasności
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla radości
Ktoś się rodzi dla ciemności


Are you telling me he killed both his pa--
I'm tellin' you he killed 'em. He fucked 'em. He cooked 'em up. He ate 'em.

Zabił oboje rodziców?
Dokładnie tak. Zarżnął, upiekł i zjadł.

Znowu chwalę zwięzłość. Tu trochę rozumiem tłumacza, każdy by wymiękł.


As a small boy,
I was often left to myself.
So I spent many months stalking the elk people...
to prove I would soon become a good hunter.
One day, finally, my elk relatives took pity on me,
and a young elk gave his life to me.
With only my knife, I took his life.


Będąc dzieckiem często zostawiali mnie samego.
Miesiącami podpatrywałem tych, co polują na łosia
Chciałem zostać myśliwym
Wreszcie pozwolono mi zapolować.
Młody łoś stał się mym łupem.
Zabiłem go mając jedynie nóż.

Tu już nawet nie chodzi o kaleką polszczyznę (będąc dzieckiem ... zostawiali mnie samego), ani o to, że amerykański elk to jeleń, a nie łoś, tylko o to, że mówi to Indianin, z szacunkiem nazywający jelenie ludźmi i sugerujący, że młody jeleń tylko z litości dał mu się zabić.


White man's trading post.
Indians get diseases there.
What do you mean?
Smallpox, consumption.
Blankets are infected.


Tu handlują biali, a Indianie łapią choroby.
- Jak to?
Kiła, gruźlica.
Koce są zakażone.

No nie wierzę, że tłumacz nie wie, że smallpox to ospa. A jak można się zarazić kiłą od koca?


I prepared your canoe with cedar boughs.
Masz łódź z dębowych bali.

Co prawda w Ameryce nie ma prawdziwych cedrów, ale prawie na pewno chodziło o drzewa z rodzaju Calocedrus (cedrzyniec). Też wielkie, iglaste, o pachnącym drewnie. Chociaż trzeba przyznać, że dębowe bale brzmią doskonale. Jakby kto walił głową w pień.


DODANE: coś w rodzaju zwiastuna Truposza - uważam, że zdradza zbyt wiele. Na pewno warto posłuchać muzyki - ciągnie się tak przez cały film... Ale grającego Neila Younga na filmie wcale nie widać.



czwartek, 27 grudnia 2007, 14:11

a teraz coś całkiem innego

Wszyscy już wiemy. że te same pisanki nie zawsze znaczą to samo, np. my baby po polsku i angielsku, albo gift po niemiecku i angielsku. Zamiast mnożyć i nużyć - wklejam wesołą sambę z dedykacją dla ref. Bulzackiego i jego wielbicielek.
Prosz Państwa, Playground i "Agora é a Hora" czyli "Tera je pora":




DODANE: Jak mówi amerykańska poetka Adrienne Rich, "Unsolicited advice is a violent act" (± nieproszona rada jest aktem przemocy). Nieproszona dedykacja to jednak coś całkiem innego.


Agora é a Hora
Playground

Composição: Rodrigo F. Ramos, Fernando C. C. Bucchi, Pedro L. Bueno Jr., Mauricio A. Von Held, Marcelo M. Dovalo

Não vejo a hora de ter você
Mais sério não poderia ser
Sei que não sou dos mais sábios
Não quero ficar longe dos seus labios
Por onde você andou se escondendo
Em um lugar que eu não consigo imaginar
Por onde você andou se escondendo
Só preciso achar um jeito da gente se encontrar

Como faço para superar o seu descaso
Como faço para para estar sempre do seu lado
Como faço para superar o seu descaso
Ultimamente só ando desligado

Não vejo a hora de ter você
Mais sério não poderia ser
Sei que não sou dos mais sábios
Não quero ficar longe dos seus labios
Por onde você andou se escondendo
Em um lugar que eu não consigo imaginar
Por onde você andou se escondendo
Só preciso achar um jeito da gente se encontrar

Muitos só querem ver o nosso fim
Mas isso não me diz que vai ser assim
Cercado de pessoas invejosas
Vou deixar falando feito idiotas
Muitos só querem ver o nosso fim
Mas isso não me diz que vai ser assim
Cercado de pessoas invejosas
Vou deixar falando feito idiotas
Não vai ser assim

Como faço para superar o seu descaso
Como faço para para estar sempre do seu lado
Como faço para superar o seu descaso
Ultimamente só ando desligado

poniedziałek, 17 grudnia 2007, 00:05

krótki poradnik pielęgnacji bloga

Uczmy się zawsze od najlepszych. Nasz blog powinien wyglądać jak dobrze utrzymany angielski trawnik. Bez stokrotek i innych kwiatków! Wycinając niewygodny komentarz zadbajmy też o to, aby zniknęły wszystkie odnoszące się do niego uwagi. Nie przerywajmy pracy w połowie, inaczej blog nasz będzie sprawiać wrażenie niechlujnego.

Załóżmy np. że wycięliśmy komentarz z nieszczerymi życzeniami od nielubianej komentatorki rode, a potem jakieś upierdliwe anonimowe bydlę nam to złośliwie wypomina. Przecież nie po to wycinamy, żeby się później tłumaczyć. Warto podkreślić, że wycięcie zbędnych komentarzy poprawi nie tylko nasze samopoczucie, ale i ogólną estetykę bloga. Proszę porównać.

... i tu demonstrowałem jak Paliwoda wyciął moje niewinne pytanko o wycięcie świątecznych życzeń od rode - obrazki przepadły na  jakimś dziadowskim darmowym serwerze

Przepraszam komentatorki, które przypadkiem znalazły się w pobliżu wyciętego komentarza.

Przepraszam Autora bloga, z którego pochodzi przyklad, jeśli to Administracja wycięła mój komentarz. Tym bardziej przepraszam Pana Paliwodę, jeśli to Administracja S24 wycięła życzenia Pani Rode. Niestety, na S24 nigdy nie wiadomo, kto wyciął.


DODANE: a słyszeliście o poliwodzie? Ja też nie, do dzisiaj. Trochę ostatnio dyskutujemy o patologii w nauce i stąd się dowiedziałem.
DODANE (14 marca 08): Widzę, że wspomnianą w komentarzu Andsola mądrą wodę Emoto docenił sam Młody Fizyk!

poniedziałek, 10 grudnia 2007, 03:39

z takimi uszami...

Znalazłem na BBC News dwa krótkie filmiki, na których (podobno po raz pierwszy) utrwalono "na dziko" rzadkie nocne skoczki z pustyni Gobi. Warto zobaczyć, zwierzątka naprawdę wyglądają jak z bajki dla dzieci. Tu na zdjęciu jest taki sam gryzoń w mniej naturalnym środowisku (coś się komuś pokićkało i podpisali, że torbacz). Nazywa się — powiedzmy — skoczek długouchy (Euchoreutes naso). Jak naprawdę nazywa się on po polsku — nie wiem. Nie wiem nawet kogo spytać.

Dam jeszcze link do angielskiej Wikipedii — Long-eared Jerboa. Pewnie zrobią z niego gerbila długouchego

DODANE: Na blogu EDGE jest cały wpis jednego z uczestników ekspedycji, Jonathana Baillie, i chyba lepsze filmy. Zaraz zobaczę. Filmy amatorskie, ale jestem pod wrażeniem. Zwierzątka są naprawdę — jak Baillie pisze — charyzmatyczne.

I jeszcze garść linków do skoczków długouchych — BuzzFeed (tym razem w marnym towarzystwie).


sobota, 8 grudnia 2007, 12:10

z interesem narodowym na wierzchu

Wildstein w swoim felietonie "Anachronizmy nowoczesnych" staje w obronie Kaczyńskich i ich polityki zagranicznej, odwołującej się do interesu narodowego. Autor tłumaczy, że jeśli "Niemcy z Rosją budują rurociąg na dnie Bałtyku, gwiżdżąc na interesy innych członków Unii, Francja deklaruje, że innym wara od jej budżetowego deficytu, Wielka Brytania odmawia podporządkowania się unijnym regulacjom itd." to naszego interesu narodowego eksponowanie jest jak najbardziej na miejscu i tylko umysł zatruty sloganem postępu nazwie politykę taką anachronizmem. Tu nie ma racji, bowiem tak jak my polityki już naprawdę żadne państwo Unii nie uprawia, a skoro nie uprawia, to można ją nazwać anachronizmem.

Nietrudno zauważyć — co sam Wildstein przecież, jak widać, zauważa — że Niemcy, Francja i Wlk. Brytania całkiem skutecznie dbają o siebie w ramach EU, nie eksponując wcale własnego interesu narodowego. Zamiast głośno trąbić wolą jechać. Tak to się od dawna robi, minęła moda na eksponowanie interesu, na zwracanie na siebie uwagi. Podłe dziś czasy, ktoś powie — i będzie miał rację.

Oglądałem niedawno naprawdę piękny film Kubricka o Barrym Lyndonie. Ach, jakże wspaniale prezentowały się kiedyś armie europejskich potęg na polu bitwy. Kolorowe mundury, dumnie krocząca piechota. Tak było aż do połowy XIX wieku, dopiero potem moda zaczęła się zmieniać.

DODANE: Tym, którzy przeoczyli, gorąco polecam ciekawy tekst u Babilasów, zakamuflowany pod tytułem Kawałek dorsza.


Znalazłem na jutubie "Barrego Lyndona" (ale po włosku), bitwa zaczyna się gdzieś po 20 sekundach: