Małe dzieci, zwykle chłopcy, zadają czasem kłopotliwe pytania typu: "czy hipopotam zje nosorożca". To akurat trudne nie jest, bo hipopotam jest roślinożerny, a nosorożec nie jest rośliną, ale równie dobrze pytanie może brzmieć "a czy nosorożec zabije hipopotama" — a skąd to można wiedzieć? Można najwyżej nie chodzić do ZOO i unikać kłopotliwych pytań, ale to nie jest dobre rozwiązanie. Dzieci chcą wiedzieć kto jest dobry, a kto zły, kto jest silniejszy i kto kogo zjada. Dlatego od pewnego czasu zbieram materiały do dzieła "Zoologia dla upierdliwych dzieci". Słabo mi idzie, ale jak to mówią, ziarnko do ziarnka.
W Dzienniku znalazłem kolejne ziarnko: Tak kot zagryza krokodyla. Chodzi o lamparta, który upolował krokodyla, w dodatku przed obiektywem Hala Brindleya, który fotografował akurat hipopotamy w Parku Krugera (RPA). Dobrze, że w tytule wyjaśnili, że zagryzł, bo w tekście jest: Po chwili szarpaniny kotu udało się usiąść na krokodylu i zadusić go — gdyby tak właśnie było, to ja dałbym tytuł "Kot zabija dupą krokodyla".
Przy okazji dowiedziałem się, że Krokodyl złapał i pożarł rekina. A potem, że Rekin pożarł prawnika. A kogo żrą prawnicy? To zagadnienie wykracza już poza zakres "Zoologii dla upierdliwych dzieci".
sobota, 19 lipca 2008, 16:48
czwartek, 10 lipca 2008, 03:07
zboczone oko
Fajnie, że Rzepa napisała o tym — odkryto (w muzeum) jakieś skamieniałe prapraflądry (Jak wędrowało oko flądry). Każdy kto patroszył karpia zauważył chyba, że ryba ma jedno oko z jednej strony, a drugie oko z drugiej strony. Każdy kto patroszył flądrę, zauważył na pewno, że flądra z jednej strony w ogóle nie ma oka, za to z drugiej ma dwa. Najmłodsze flądry (larwy) mają jeszcze oczy rozmieszczone normalnie, ale wkrótce jedno z nich wędruje na przeciwną stronę — i słusznie, bo dorosłe flądry leżą/pływają na boku na dnie, więc to dolne oko całkiem by im się zamuliło.
Podobno już Darwin sugerował, że jakieś formy pośrednie między porządną rybą a flądrą powinny mieć to wędrujące oko tylko trochę na bakier, bo ewolucja wg Darwina polegała na stopniowych zmianach, z pokolenia na pokolenie. Jednak ku zauważalnej uciesze kreacjonistów, nikt takiej niedorobionej prapraflądry, żywej czy skamieniałej, nie widział. No i masz ci los, okazało się, że od stu lat leżały sobie staruszki w skrzyniach, w dwóch europejskich muzeach. Wystarczyło je odkryć. Ale jak to mówią — Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.
Tekst w Rzepie zapewne na podstawie tego komentarza w Nature: The eyes have it.
Jest też w Dzienniku: Brakujące ogniwo ewolucji odkryte. Dziennik rezolutnie zauważa: Wbrew temu, co można sądzić na podstawie wyglądu, flądra oraz jej krewniaczki z rzędu płastug nie są wybrykiem natury, lecz celowym efektem ewolucji. A więc ewolucja stawia sobie cele. Ambitna bestia.
A tutaj Dawkins w publicznej telewizji tłumaczy dzieciom, jak to z tym okiem było. Na przykładzie halibuta. Jeszcze nie słyszał o odkryciu prapraflądry, a ile w nim entuzjazmu!
Podobno już Darwin sugerował, że jakieś formy pośrednie między porządną rybą a flądrą powinny mieć to wędrujące oko tylko trochę na bakier, bo ewolucja wg Darwina polegała na stopniowych zmianach, z pokolenia na pokolenie. Jednak ku zauważalnej uciesze kreacjonistów, nikt takiej niedorobionej prapraflądry, żywej czy skamieniałej, nie widział. No i masz ci los, okazało się, że od stu lat leżały sobie staruszki w skrzyniach, w dwóch europejskich muzeach. Wystarczyło je odkryć. Ale jak to mówią — Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.
Tekst w Rzepie zapewne na podstawie tego komentarza w Nature: The eyes have it.
Jest też w Dzienniku: Brakujące ogniwo ewolucji odkryte. Dziennik rezolutnie zauważa: Wbrew temu, co można sądzić na podstawie wyglądu, flądra oraz jej krewniaczki z rzędu płastug nie są wybrykiem natury, lecz celowym efektem ewolucji. A więc ewolucja stawia sobie cele. Ambitna bestia.
A tutaj Dawkins w publicznej telewizji tłumaczy dzieciom, jak to z tym okiem było. Na przykładzie halibuta. Jeszcze nie słyszał o odkryciu prapraflądry, a ile w nim entuzjazmu!
Etykiety:
BBC,
Dawkins,
ewolucja,
kącik naukowy,
ryby,
zwierzątka
sobota, 5 lipca 2008, 00:49
współczesna eugenika - dzieci modyfikowane genetycznie
Tutuł specjalnie tak głupi jak ten z Polska-Times: Urodzi dziecko genetycznie modyfikowane. Po angielsku było "designer baby" czyli dziecko projektowane — już to określenie jest mocno naciągane, bo chodzi przecież o zwykłą selekcję zarodków po zapłodnieniu in vitro. Lepiej dalej nie naciągać — o żadnych modyfikacjach genetycznych nie ma tu mowy.
Podobne próby (skuteczne) podejmowane są już od wielu lat, opisane np. tu: Czy diagnostyka preimplantacyjna rozpocznie epokę "zaprojektowanych dzieci?", ostatnio także w polskich klinikach — wydaje się, że diagnostyka preimplantacyjna to jedyna sensowna droga, jaką może pójść tak bardzo skompromitowana eugenika. Jeśli kogoś to bulwersuje, proszę się przynajmniej bulwersować adekwatnie. Powtarzam: nie ma żadnych modyfikacji genetycznych, jest tylko selekcja zarodków — chodzi o to, żeby wszczepić do macicy tylko te bez szkodliwych genów. Oczywiście najpierw trzeba sprawdzić, który zarodek jest dobry, a który nie, pobiera się w tym celu pojedynczą komórkę z każdego zarodka (w każdej komórce są te same geny) i patrzy, co tam jest. Można to nazwać genetyczną obserwacją, ale nie modyfikacją. Selekcja zarodków przed implantacją wydaje się — przynajmniej w odczuciu większości ludzi — mniejszym złem niż diagnostyka prenatalna zakończona przerwaniem zaawansowanej ciąży, dogmatycy nie powinni widzieć różnicy, albo uznać selekcję zarodków za jeszcze większą zbrodnię (tak czy siak wg nich zabija się "dzieci", a przy selekcji nawet więcej).
A po co się w ogóle robi takie straszne rzeczy? To proste, normalni zdrowi ludzie chcą mieć normalne zdrowe dzieci, bez wad rozwojowych, nieskazane na ciężką chorobę czy nawet śmierć w młodym wieku. Cytuję ze wspomnianego już artykułu w Polska-Times:
Od trzech pokoleń każda kobieta z rodziny mojego męża miała raka piersi, i to w wieku od 27 do 29 lat — mówi 27-letnia Brytyjka, która pragnie pozostać anonimowa.
— Uznaliśmy, że skoro istnieje możliwość wyeliminowania zagrożenia, to musimy to zrobić. Gdybym urodziła córkę, która w wieku dorosłym zachorowałaby na raka, nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym zaniedbała takiej możliwości.
DODANE: dla zainteresowanych diagnostyką preimplantacyjną — gotowy guglak
A tu emocjonujący film, na którym pokazano pobieranie pojedynczej komórki zarodka do diagnostyki — cały zarodek ma mniej niż 100 µm!
Przychylne Stanowisko Wydziału Nauk Medycznych PAN dotyczące zastosowania zapłodnienia pozaustrojowego w leczeniu niepłodności i diagnostyce genetycznej preimplantacyjnej.
Wreszcie dość wyczerpujące (temat) opracowanie: Preimplatancyjna diagnostyka genetyczna w aspekcie bioetycznym
Podobne próby (skuteczne) podejmowane są już od wielu lat, opisane np. tu: Czy diagnostyka preimplantacyjna rozpocznie epokę "zaprojektowanych dzieci?", ostatnio także w polskich klinikach — wydaje się, że diagnostyka preimplantacyjna to jedyna sensowna droga, jaką może pójść tak bardzo skompromitowana eugenika. Jeśli kogoś to bulwersuje, proszę się przynajmniej bulwersować adekwatnie. Powtarzam: nie ma żadnych modyfikacji genetycznych, jest tylko selekcja zarodków — chodzi o to, żeby wszczepić do macicy tylko te bez szkodliwych genów. Oczywiście najpierw trzeba sprawdzić, który zarodek jest dobry, a który nie, pobiera się w tym celu pojedynczą komórkę z każdego zarodka (w każdej komórce są te same geny) i patrzy, co tam jest. Można to nazwać genetyczną obserwacją, ale nie modyfikacją. Selekcja zarodków przed implantacją wydaje się — przynajmniej w odczuciu większości ludzi — mniejszym złem niż diagnostyka prenatalna zakończona przerwaniem zaawansowanej ciąży, dogmatycy nie powinni widzieć różnicy, albo uznać selekcję zarodków za jeszcze większą zbrodnię (tak czy siak wg nich zabija się "dzieci", a przy selekcji nawet więcej).
A po co się w ogóle robi takie straszne rzeczy? To proste, normalni zdrowi ludzie chcą mieć normalne zdrowe dzieci, bez wad rozwojowych, nieskazane na ciężką chorobę czy nawet śmierć w młodym wieku. Cytuję ze wspomnianego już artykułu w Polska-Times:
Od trzech pokoleń każda kobieta z rodziny mojego męża miała raka piersi, i to w wieku od 27 do 29 lat — mówi 27-letnia Brytyjka, która pragnie pozostać anonimowa.
— Uznaliśmy, że skoro istnieje możliwość wyeliminowania zagrożenia, to musimy to zrobić. Gdybym urodziła córkę, która w wieku dorosłym zachorowałaby na raka, nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym zaniedbała takiej możliwości.
DODANE: dla zainteresowanych diagnostyką preimplantacyjną — gotowy guglak
A tu emocjonujący film, na którym pokazano pobieranie pojedynczej komórki zarodka do diagnostyki — cały zarodek ma mniej niż 100 µm!
Przychylne Stanowisko Wydziału Nauk Medycznych PAN dotyczące zastosowania zapłodnienia pozaustrojowego w leczeniu niepłodności i diagnostyce genetycznej preimplantacyjnej.
Wreszcie dość wyczerpujące (temat) opracowanie: Preimplatancyjna diagnostyka genetyczna w aspekcie bioetycznym
Etykiety:
etyka,
in vitro,
kącik naukowy,
tłumoczenie
środa, 2 lipca 2008, 15:28
po
Niewątpliwie najciekawszym wydarzeniem urlopu był drobny wypadek podczas jednej z naszych wycieczek rowerowych. Na podjeździe do zakrętu w lewo zderzyłem się z wesołym motorowerzystą, który nie wyrobił się na zakręcie. Może pochopnie go posądzam, może zawsze pokonuje ten zakręt tak fantazyjnie (w końcu jest u siebie) i tylko moja obecność tamże była jednorazową pomyłką choreograficzną. Motorowerzysta, a ściślej komarzysta, oczywiście i na szczęście też nie miał kasku — zderzyliśmy się głowami (było to zderzenie literalnie czołowe) i zaraz wraz z naszymi maszynami wpadliśmy do rowu. Zaraz też powstaliśmy. Ujrzałem uśmiechniętą, rumianą twarz z błyszczącymi oczami. Spytałem głupio — Jest pan cały? Bo ja jestem cały. (M. dorzuciła drugie pytanie retoryczne — Życie panu niemiłe?). Szybko założyłem łańcuch, wyprostowałem kierownicę, poprawiłem błotnik, przednie koło było lekko scentrowane ale rower — o dziwo — ruszył. Oddaliliśmy się niezwłocznie z miejsca wypadku, kilkaset metrów dalej był sklep, miejscowi wracali już na swoje ławeczki, nic się nie stało.
Nie zdradzę marki roweru, który wychodzi niemal bez szwanku ze zderzenia z motorowerem, może to raczej ja mam szczęście i twardy łeb. Mogę tylko napisać, że rower jest duży (tzw. cross) i ma ciężką ramę (napisali cro-moly, zapewne stal z dodatkiem chromu i molibdenu). Proszę też nie myśleć, że jeżdzenie po mało uczęszczanych wiejskich drogach Mazowsza jest niebezpieczne, w ciągu kilku lat przejechałem pewnie kilka tysięcy kilometrów i pierwszy raz mi się coś zdarzyło (nawet gumy nigdy nie złapałem). Muszki często wpadają do oczu i czasem jakiś pies pogoni, to wszystko. Ale można jeździć w okularach, a pies zwykle przestaje gonić, jeśli się zwolni i do psa zagada. Najgorsze są chyba patyki na leśnych drogach, taki patyk zaciągnięty kołem potrafi połamać albo urwać błotnik.
Jednak nie, najgorsze w tym roku były ptaki na drogach. Nie te rozjechane, dla nich nic nie można zrobić, ale takie młodziaki siedzące bezradnie na asfalcie i nie wiadomo na co czekające. Zebrałem tak ledwo podlatującą muchołówkę, wrzuciłem ją komuś przez płot do ogródka, innym razem znaleźliśmy jeszcze młodszego skowronka (chyba), zaniosłem go w cień daleko od drogi, niewiele mu pomogłem, bo powinien być jeszcze karmiony, a rodziców ani śladu. Spłoszyłem tylko zająca.
DODANE (pod wpływem Woyzecka): młodzież młodsza tego pamiętać nie może, ale młodzież starsza pamięta bez pomocy IPN — Nie pij wódki, nie pij wina, kup se rower Ukraina
Nie zdradzę marki roweru, który wychodzi niemal bez szwanku ze zderzenia z motorowerem, może to raczej ja mam szczęście i twardy łeb. Mogę tylko napisać, że rower jest duży (tzw. cross) i ma ciężką ramę (napisali cro-moly, zapewne stal z dodatkiem chromu i molibdenu). Proszę też nie myśleć, że jeżdzenie po mało uczęszczanych wiejskich drogach Mazowsza jest niebezpieczne, w ciągu kilku lat przejechałem pewnie kilka tysięcy kilometrów i pierwszy raz mi się coś zdarzyło (nawet gumy nigdy nie złapałem). Muszki często wpadają do oczu i czasem jakiś pies pogoni, to wszystko. Ale można jeździć w okularach, a pies zwykle przestaje gonić, jeśli się zwolni i do psa zagada. Najgorsze są chyba patyki na leśnych drogach, taki patyk zaciągnięty kołem potrafi połamać albo urwać błotnik.
Jednak nie, najgorsze w tym roku były ptaki na drogach. Nie te rozjechane, dla nich nic nie można zrobić, ale takie młodziaki siedzące bezradnie na asfalcie i nie wiadomo na co czekające. Zebrałem tak ledwo podlatującą muchołówkę, wrzuciłem ją komuś przez płot do ogródka, innym razem znaleźliśmy jeszcze młodszego skowronka (chyba), zaniosłem go w cień daleko od drogi, niewiele mu pomogłem, bo powinien być jeszcze karmiony, a rodziców ani śladu. Spłoszyłem tylko zająca.
DODANE (pod wpływem Woyzecka): młodzież młodsza tego pamiętać nie może, ale młodzież starsza pamięta bez pomocy IPN — Nie pij wódki, nie pij wina, kup se rower Ukraina
czwartek, 29 maja 2008, 12:11
siostro, gdzie moje proszki?
Chyba niezła pora na małą przerwę, co nie?
Wracam w lipcu.
DODANE: mimo wszystko coś łączy sroki i borsuki (kamera jest w zakładkach)

Wracam w lipcu.
DODANE: mimo wszystko coś łączy sroki i borsuki (kamera jest w zakładkach)

Etykiety:
S24,
zwierzątka
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)