Jeśli ktoś jeszcze nie wie, co to poka-yoke, to zaraz wytłumaczę (można też
poszukać w guglu). Otóż Japończyk
Shigeo Shingo nigdy nie pamiętał, czy wziął już swoją tabletkę nasenną czy nie. Tak się tym denerwował, że czasem w ogóle nie mógł usnąć. Aż w końcu wpadł na pomysł — każdego ranka jedną pastylkę z buteleczki odkładał do specjalnie przygotowanego pudełeczka. Wieczorem zaglądał do pudełeczka. Jeśli tabletki nie było, wiedział że już ją połknął. Jeśli była, to ją łykał. Nareszcie mógł spać spokojnie.
Shingo usprawnił też proces składania budzików w fabryce, w której pracował. Zgodnie z instrukcją robotnik miał włożyć do budzika dwie sprężynki. Ale czasem zapominał o jednej i budzik nie działał jak należy. Shingo wpadł na pomysł, by obie sprężynki kłaść wpierw na tacce. Teraz od razu było widać, gdy ktoś zapomniał włożyć sprężynkę — zostawała na tacce. Tacka nie chroniła przed roztargnieniem, nadal zdarzało się zapomnieć o sprężynce. Ale zapobiegała skutkom pomyłki, pozwalała wadę natychmiast usunąć. Sztuczkę z tacką nazwano poka-yoke, czyli unikanie (yokeru) błędów (poka). Poka-yoke i inne metody dobrej organizacji produkcji sprawiły, że Toyota jest dziś najpopularniejszą marką samochodu na świecie. I nie musi być wcale czarna (sporo nazmyślałem, resztę pokręciłem, ale nic nie szkodzi).
Stereotypowy Japończyk prędzej polegnie w walce z własnymi słabościami niż potrafi się z nimi pogodzić. Jak widać — przynajmniej w pracy — Japończycy nie tylko przyznają się do słabości, ale i znaleźli na nie lekarstwa. A my? My wymyśliliśmy
errare humanum est. A poka-yoke uczymy się od Japończyków.