piątek, 12 marca 2010, 07:58

ekspert na pasku

Tekst Solskiej w Polityce: Komu służy ekspert? to miszmasz słusznego oburzenia (eksperci łżą), oczywistych postulatów (jawność) i teorii spiskowej (Big Pharma rządzi światem) podlany autorytetem prof. Górskiego (od terapii fagowej) i pacnięty na talerzyk "efekt sponsora". Główna teza jest taka, "że o wynikach badań naukowych w znacznym stopniu decyduje ten, kto płaci".

Decyduje czy nie, jak się chce mieć w ogóle jakieś wyniki płacić trzeba. Nawet jeśli finansowanie badań z pieniędzy publicznych automatycznie daje wyniki słuszne i dobre dla wszystkich, to zamiast efektu sponsora mamy równie przykry efekt krótkiej kołderki. Więc zamiast biadolenia o powiązaniu finansowym ekspertów ze sponsorami, mętnych sugestii, że "tylko nauka finansowana z pieniędzy publicznych może pozostać niezależna" i durnego pytania "czyim interesem kierują się badacze" wolałbym zobaczyć jakieś sensowne rozważania o tym, które badania muszą być finansowane z podatków, a które można oddać sponsorom.

Pretensje do autora, że napisał nie to, co chciałem, są oczywiście niemądre. Natomiast mam też pretensję słuszną. Solska przekracza granice absurdu, oto dwa zabawne cytaciki.

O badaniach klinicznych:
"Wątpliwości etyków budzi też fakt, że w niektórych badaniach części pacjentów podaje się testowany lek, a innej grupie – placebo. W Polsce takie badania nie są rzadkością, w innych krajach lekarze zaczynają być im przeciwni."

O niewymownie wykładających ekspertach:
"Czasem ekspert z roli akwizytora próbuje wyjść z twarzą. Medyczny autorytet przyjmuje zaproszenie do wygłoszenia referatu dla młodszych lekarzy na temat jakiegoś schorzenia i leczącego go leku. Stara się nawet nie wymieniać jego nazwy."

Poczytałem sobie Polityki dzięki wskazówce u andsola. Jeszcze za komuny była taka reklama z bałwanem — "ja nie czytam Polityki". Dziś stoję tam, gdzie stał bałwan.

czwartek, 11 marca 2010, 00:54

sus pcious

Założyłem sobie kiedyś konto na twiterze, kazali pisać co właśnie robie, napisałem że sprzątam po kocie, bo się akurat wyrzygał; ale po tem już nie miałem o czem pisać, więc twitować przestałem. Dziś się zainteresowałem, bo jakoś niechcący przy okazji głosowania nad ACTA przez bloga Vagli wszedłem na Bielana. No nie wiem po co się tłumaczę, potem wszedłem na Nitrasa, potem na Arłukowicza i tak sobie pomyślałem: już nie tacy młodzi, niedługo będą rządzić, może warto się interesować.

Będę szybko zmierzał ku końcowi, zresztą puenta taka sobie. W celu reanimowania konta poprosiłem Twittera o przysłanie nowego hasła, pełen luzik — "Can't remember your password, huh? It happens to the best of us", nie to co w bankomacie, pstryknąłem linka w mailu, wpisałem i powtórzyłem hasło, już miałem nacisnąć guzik... i wtedy mój niezawodny zmysł ortograficzny wypatrzył taką mądrość u dołu strony: Never enter your password in a third-party service or software that looks suspcious.


DODANE: a tu ktoś zebrał naszych twitujących posłów cuzamen do kupy:
https://twitter.com/Wimmer/polscy-poslowie
DODANE: a czemu polski poprawiacz nie zaznacza jako błędu robie? Bo jakiś uberdebil wpisał do słownika robę: roba/MnN (dawna wytworna suknia kobieca noszona na specjalne okazje). Litrówka/mMN też oczywiście w nim jest (znaczy była).

niedziela, 14 lutego 2010, 17:27

Dopóki nie skorzystałem z publicznej toalety, nie wiedziałem, że na świecie jest tyle pisuarów.
DODANE: gdyby ktoś chciał poczytać jak to ze Lemem było, to tu znajdzie: "On the Ouster of Stanislaw Lem from the SFWA"

niedziela, 24 stycznia 2010, 19:09

wąchanie podkoszulek

Zapach kobiety, Kobiecy zapach pobudza męskość — bardzo możliwe, i co z tego? Tu: Scent of a Woman: Men's Testosterone Responses to Olfactory Ovulation Cues można przeczytać, jak było naprawdę. Nawet jeśli uwierzymy, że faktycznie już 15 minut po wsadzeniu nosa w przepocony podkoszulek owulującej kobiety mężczyzna ma podwyższony poziom testosteronu w ślinie, to czy potrafi on także w warunkach zbliżonych do naturalnych umiejscowić źródła inspirującego zapachu, oczywiście bez ryzykownego obwąchiwania? A przecież inaczej cała aparatura wykrywająca psu na budę.

To nie pierwsze doniesienie o ogromnej roli feromonów/zapachów w życiu człowieka z jakim się zetknąłem. Za każdym razem tak samo dziwi mnie brak zdroworozsądkowej refleksji donosicieli. A tym bardziej brak dociekliwości. Czy zapach owulującej córki równie silnie pobudza męskość ojca? Czy prowadzenie zajęć z owulującymi uczennicami powoduje przyśpieszone łysienie nauczycieli? Czy efekt występuje również u homoseksualnych mężczyzn? Czy można przez to dostać przerostu prostaty?

Nie będę ukrywał (i nigdy nie ukrywałem), że jestem antyrujowcem i antyferomonistą. System feromonalnego sygnalizowania i rozpoznawania rui u małp wąskonosych został już miliony lat temu zastąpiony systemem "telewizyjnym" z użyciem kolorowych bodźców wzrokowych, pozwalającym bezbłędnie i z bezpiecznej odległości odróżnić owulującą samicę od gorzej rokujących koleżanek (bez wspomnianego już kłopotliwego obwąchiwania). Taki właśnie użytek zrobiły małpy z nabytego cudem trójkolorowego widzenia, skądinąd niezmiernie przydatnego do rozpoznawania dojrzałych owoców. U praczłowieka z niewyjaśnionych przyczyn system wizualizowania owulacji zanikł — między innymi dlatego staliśmy się ludźmi. Tylko kobieta wie, kiedy owuluje, a pewnie też nie zawsze. Mężczyzna tego nie czuje, nawet jeśli mu się z powodu owulującej tuż pod nosem kobiety poziom testosteronu w ślinie odrobinę podnosi. Kobieta jest dla niego równie atrakcyjna w każdej fazie cyklu owulacyjnego (albo nie jest wcale). I to jest dobre.

Dopuszczam możliwość, że jakieś ślady pradawnej sygnalizacji feromonalnej u człowieka zostały, albo pojawiają się czasem jako atawizmy. Możliwe też, że badania nad wąchaniem podkoszulek są robione uczciwie, nawet jeśli wyglądają na marnie zaprojektowane i błędnie objaśnione; nie musi zresztą chodzić o feromony wykrywane organem womero-nasalnym (VNO), może to jakieś "zwykłe" zapachy. Uwierzę nawet, że występują jeszcze w przyrodzie kobiety zmieniające bieliznę raz na trzy dni i nie używające dezodorantów. Tylko co z tego?

DODANE: przeglądówka dość stara, ale pod nią linki do nowszych publikacji o ludzkim VNO:
Meredith, M. (2001). Human Vomeronasal Organ Function: A Critical Review of Best and Worst Cases. Chem. Senses 26, 433-445.

Hipoteza Zhanga i Webba, że u małp wąskonosych wzrok zastąpił feromony jest stąd: http://www.pnas.org/content/100/14/8337.abstract

środa, 23 grudnia 2009, 04:06

skrót teleologiczny

Poniżej akapit rozdziału Behawior z równie dobrego jak cienkiego "Wstępu do fizjologii bezkręgowców" J.A. Ramsaya:

Powiedzenie: "funkcją hemoglobiny jest zwiększanie zdolności krwi do przenoszenia tlenu" mówiąc ściśle, nie jest poprawne. Dopóki sami nie umieścicie hemoglobiny we krwi, nie wiecie, co jest tu jej celem. Możecie najwyżej powiedzieć, że "zdolność krwi do przenoszenia tlenu wzrasta dzięki obecności hemoglobiny". Jednak przykładanie zbytniej wagi do formy słów często prowadzi tylko do pedantycznego wielosłowia. Krąży się wtedy dokoła kwestii, która w rzeczywistości jest zupełnie prosta. Łatwiej jest powiedzieć, że "nerka świetnie sobie radzi z usuwaniem wody z ciała zwierzęcia w miarę jej przedostawania się do organizmu", aniżeli mówić: "odpływ z nerki jest w sposób ciągły dostosowywany do poziomu pobierania wody aż do momentu, gdy osiągnięte zostaną granice jej wydolności". Nie ma chyba nikogo, kto by poważnie myślał, że nerce można przypisać zasługi lojalności i współpracy. Tę uproszczoną formę wyrażania się nazywamy skrótem teleologicznym, przy czym obecnie cieszy się ona pełnym szacunkiem. Należy się jednak szczególnie wystrzegać używania tego skrótu w dyskusjach o behawiorze zwierząt, gdyż w tej dziedzinie zbyt łatwo można go wziąć dosłownie.

Tłumacz poślizgnął się na nerce, w oryginale jest "kidney does its best to remove water" czyli mniej więcej "nerka robi wszystko by usuwać wodę" do czego nawiązuje później wzmianka o nerki lojalności. "Świetnie sobie radzi" jest więc nie tyle złe, co do dupy. Oto efekt mechanicznego tłumaczenia zdania po zdaniu — każde osobno ma sens, wszystko razem się kupy nie trzyma. Ale nie o tym chciałem. Ramsay rozstrzyga: nie bać się skrótów teleologicznych — o ile nie prowadzą na manowce. Gdy mogą prowadzić, mieć się na baczności. Na wszelki wypadek podam jeszcze raz to samo z oryginału czyli z "Physiological approach to the lower animals‎":

Strictly speaking, it is incorrect to say 'the function of haemoglobin is to increase the oxygen carrying capacity of the bood' for unless you put the haemoglobin in the blood yourself you don't know what its purpose is to do. What you may say is 'the oxygen-carrying capacity of the blood is increased by the presence of haemoglobin'. But very often strict attention to the form of words only leads to pedantic circumlocution about an issue which is perfectly simple. It is easier to say 'the kidney does its best to remove water from the animal as fast as it comes in' than to say 'the output of the kidney is constantly adjusted to the intake of water except in so far as the functional limits of the kidney are approached', and no one will seriously think that the kidney is being given credit for loyalty and cooperation. This simplified form of expression is called 'teleological shorthand' and is nowadays perfectly respectable. But one must be particularly guarded in using it when matters of behaviour are under discussion, for it is then only too easy to be taken literally.

Określenie "skrót teleologiczny" zdaje się zostało wprowadzone do użytku przez Juliana Huxleya w "Evolution, the modern synthesis" (1942). Pierwsze wydanie "Physiological approach to the lower animals‎" Ramsaya ukazało się w 1952. Zapewne stąd sąd: 'teleological shorthand' ... is nowadays perfectly respectable. A dziś? Chyba nic się nie zmieniło. Każdy sam wybiera między paranoidalną pedanterią grzęznącą w wielosłowiu, a zrelaksowanym niechlujstwem prowadzącym na skróty w maliny.
DODANE: z Janet Richards "Human Nature After Darwin: A Philosophical Introduction". Byłbym może przetłumaczył, ale używanie osobnych nazw na letniego gronostaja brązowego (stoat) i zimowego gronostaja białego (ermine) mnie zniechęca:

Teleological shorthand:
Stoats used to moult and grow a white coat in winter, to be less conspicuous in the snow, and then change back to brown in the spring. Now there isn't so much snow it is safer for them to stay brown all year. That is why ermine is even rarer than it used to be.

Non-teleological Darwinian explanation:
Stoats that happened to grow a white coat after their autumn moult were less conspicuous in the snow than the ones that stayed brown, and were less easily seen by predators. More of them therefore survived the winter, and produced offspring which also turned white in winter. But as the climate changed and winters were no longer snowy, the white stoats were more easily picked off by predators than the brown, and the brown ones became the ones lhat survived the winter and produced offspring afterwards. This is why white stoats are now rare, and ermine is even rarer than it used to be.