niedziela, 24 maja 2015, 05:58
ksiądz radzi
poniedziałek, 11 maja 2015, 08:19
dziś śpiewają
Na szczęście oprócz kulczyków jest jeszcze wiele innych ptaków. Jednym z pospolitszych jest piecuszek (Phylloscopus trochilus). Jego śpiew warto poznać by umieć odróżnić piecuszka od pierwiosnka (Phylloscopus collybita), poza tym trochę przypomina śpiew zięby (Fringilla coelebs). Trudno znaleźć zadrzewione miejsce w którym nie słychać ani zięby ani piecuszka ani pierwiosnka, więc znając głosy tylko tych trzech ptaków można już sobie nieco uatrakcyjnić nudny spacer po zaśmieconym lesie albo grillowanie cukinii na działce nad Narwią.
Śpiewającą pokrzewkę czarnogłową (Sylvia atricapilla) miałem na zdjęciach z zeszłego tygodnia, więc wczoraj nawet nie próbowałem. To już jest ptak, który potrafi swoim dość głośnym śpiewem rodzaju "ptasie radio" sprowokować komentarz typu "ptaki dziś ładnie śpiewają". Tak samo jak piecuszka łatwiej usłyszeć niż zobaczyć.
czwartek, 30 kwietnia 2015, 01:54
grzyb miesiąca
Grzyby zbieram i jem od dziecka, te co zbieram znam dobrze, a jak nie znam to nie zbieram. Piestrzenicę trudno z czymkolwiek pomylić, to grzyb śmiertelnie trujący, na straganach w Finlandii do nabycia za 8-20 euro za kg świeżych owocników (dane na podstawie czterech zdjęć wyszukanych pod korvasieni). Finowie znani są ze zdrowego sposobu życia (wódka, sauna i dziegieć), niech i ja spróbuję. Chwilę trwało nim dotarłem do wiarygodnego zalecanego sposobu usuwania lotnej trucizny z piestrzenic, gotować dwa razy po co najmniej pięć minut w dużej ilości wody, odlać, dobrze wypłukać. Na wszelki wypadek pomnożyłem przez dwa (czyli gotowałem 4 razy po 5 min) i choć miałem tylko dwie małe piestrzenice uchyliłem w kuchni okno (Fin by się uśmiał).
Tak wymęczone grzyby wrzuciłem na masło i zjadłem w postaci jajecznicy jednojajecznej. Takie sobie. Zachowały co prawda ciekawą teksturę i kolor, ale ze smaku chyba nic nie zostało. Zresztą co za przyjemność jeść samemu, a przecież nikogo trującymi grzybami nie poczęstuję. Dopóki nie pojawią się modyfikowane genetycznie piestrzenice bez gyromitryny już raczej drugi raz nie skosztuję.
środa, 25 marca 2015, 09:24
metkowanie zakładek w Firefoksie
"Zapytany o godzinę zaczyna omawiać budowę zegarka" — taka była kiedyś poglądowa definicja nudziarza (dziś każdy ma zegarek w telefonie). Mnie nawet nie trzeba pytać.
Chociaż staram się być plastyczny i nie przywiązywać, to jednak doceniam nawyki ułatwiające życie. Więc gdy już się przywiążę to stawiam opór w obronie przyzwyczajeń, jak każdy. Firefoksa używam od zawsze, ale dopiero od niedawna z pełnym przekonaniem. Wciągnęły mnie tagowane (pol.: metkowane) zakładki automatycznie synchronizowane na wszystkich kilku komputerach których używam. Dla mnie to kilerficzer czyli trudno bez tego żyć. Zakładek też używałem od zawsze, łatwo jest zrobić zakładkę. Trudno ją jednak potem znaleźć, łatwiej już wyguglać stronę od nowa. Od czasu gdy zakładki w Firefoksie można metkować pojawiły się pierwsze sukcesy, mogę już chyba powiedzieć, że nie tylko używam, ale i korzystam.
Z niejasnych powodów Firefox dla Windows długo pozostawał 32 bitowy, dopiero teraz ma się to zmienić. Dobrzy ludzie oczywiście kompilowali 64 bitowego Firefoksa, sam długo korzystałem z uprzejmości właściciela strony xhmikosr.1f0.de, którą znalazłem kiedyś szukając 64 bitowej wersji Sumatra PDF (tylko na Windows, ale dobre). Ale jak ma być wreszcie oficjalna 64 bitowa wersja, to on przestał. Ściągnąłem więc z mozilla.org to co na razie dają, wersję Developer Edition, czyli oczko albo dwa do przodu. I co za przykrość, już przy pierwszej próbie zrobienia zakładki — kupa. Kursor zamiast jak zwykle wskoczyć w pole do metkowania wskakuje na pierwsze z brzegu pole z nazwą zakładki. Uznając, że tak bezsensowna zmiana mogła być tylko dziełem przypadku, postanowiłem odczekać. Niestety w kolejnej wersji zmiana uparcie się utrzymała. Przyszło mi wtedy do głowy, że nawet drobna zmiana w porządnym programie powinna być konfigurowalna, nie wszyscy muszą podzielać zdanie jej autora, czy raczej frakcji która aktualnie uzyskała przewagę — bo ktoś jednak wcześniej wpadł na genialny pomysł, że skoro inteligentni ludzie metkują zakładki, to warto im to maksymalnie ułatwić.
Firefox jest porządnym programem, magiczne zaklęcie brzmi about:config, trzeba je podać zamiast adresu strony. Rzuciłem okiem na ustawienia zawierające "book" — browser.bookmarks.editDialog.firstEditField z ustawieniem namePicker musiało być tym, czego szukałem. Zamieniłem więc namePicker na tagsPicker i niewiele zyskałem, teraz kursora nigdzie nie było. Spróbowałem tagPicker i też nic. Tu mnie olśniło, przecież w starej wersji musi być dobrze. W starej wersji (36.0.1) było tagsField. To podziałało. Bardzo możliwe, że gdy już wyjdzie oficjalnie (podobno w maju) wersja 64 bitowa, to z takim ustawieniem jak lubię. Ale teraz mam w nosie.
wtorek, 3 lutego 2015, 19:46
Olympus M.Zuiko 75-300mm f/4.8-6.7 II
To już koniec mojego krótkiego przeglądu tanich (powiedzmy) składanych obiektywów 300mm. Brakuje Nikona, Sigmy i pewnie czegoś jeszcze, ale po pierwsze wcale nie miałem zamiaru, po drugie poszedłbym z torbami, po trzecie z tego Olympusa 75-300mm jestem już całkiem zadowolony. Nie żeby od razu udało mi się zrobić nim jakieś ciekawe czy dobre zdjęcie, ale miałem wreszcie przynajmniej trochę zdrowych wędkarskich emocji (zamiast pasma frustracji).
Jakość zdjęć nie różni się wiele od tych robionych Panasonikiem 100-300mm, dla świętego spokoju mogę przyznać, że Olympus jest nieco gorszy (nie widzę) i ciut ciemniejszy (wychodzi na histogramach, ale różnica praktycznie bez znaczenia), natomiast Olympus daje mi wreszcie ustawiać ręcznie ostrość w temperaturach około zera (nadal naiwnie wierzę, że rozgrzany do 40 stopni Panasonic też będzie). Na zdjęciach mam tylko patyczaki, tzn. ptaki w patykach, takie są niestety realia krótkich niedzielnych wypadów na łono przyrody. Ale właśnie dlatego chciałem uwolnić się od autofokusa, któremu nigdy nie umiem wytłumaczyć co jest fotografowanym obiektem, a co tylko przeszkadza.
Oczywiście od razu mogłem kupić Olympusa zamiast Panasonika, ale z tego co się naczytałem w internetach jasno wynikało, że Panasonic będzie sensowniejszym wyborem. No niestety, od czytania głupot jeszcze się nikt mądrzejszy nie zrobił. Dla kogoś kto robi tylko na autofokusie Panasonic jest pewnie lepszy, ma stabilizację obrazu, jest trochę jaśniejszy i dają pokrowiec plus osłonę. Dla mnie jest do dupy. Czasem nie da się sprawdzić inaczej niż własnoręcznie albo organoleptycznie. I to dlatego ciągle potrzebne są prawdziwe sklepy w których coś można pomacać, zobaczyć jak naprawdę wygląda i czy da się kręcić. Warto za to trochę przepłacić, ale bez przesady.
Poniżej pełzacz, słaby ale prawie można mu policzyć pióra w ogonie, powienien mieć 6 par, jak inne wróblowe.
DODANE: trznadel

