sobota, 28 lipca 2007, 01:52

gołąb z szynką

Dwa gołębie koło śmietnika łaziły i dziobały, jeden coś dużego, podsuszony na sztywno plasterek szynki z tłuszczykiem na brzegu. Podszczypywany przy każdym dziabnięciu plaster podskakiwał jak żywy i niespodziewanie wylądował na grzbiecie dziobiącego. Ten wydreptał z wędliną na grzbiecie parę kółek, wreszcie na krawężnik podskoczył i tym sposobem od szynki się uwolnił. A co było dalej nie wiem, znam ciekawsze zajęcia niż podglądanie gołębi przy śmietniku. Powiedziałem dziś M. że wpisałem gołębia do bloga, ona twierdzi, że to był baleron.

UWAGA: na S24 miałem na marginesie:
Czując się postmodernistką, mam przywilej doskakiwania od razu do istoty rzeczy, nie troszcząc się o to, czy będę zrozumiana przez ludzi normalnych
Agnieszka Doda

DODANE: Włodek i Doda (stare: 2000)
W tekście Idioktualiści Włodek napisał, że postmodernizm jest głupi, na co odezwała się Doda (ale to nie ta) tekstem Uderz w stół, czyli głos o postmodernizmie w niekończącej się dyskusji. Ostatnie słowo oczywiście musiał mieć Włodek - Doskoczyć do istoty rzeczy. "Mój" cytat z Dody jest nadużyciem, pominąłem cudzysłowy, ale tak mi się (jeszcze) bardziej podoba.


DODODANE: tu jest działający generator postmodernistyczny


niedziela, 22 lipca 2007, 18:08

rozmowa Mistrza z Edziem

Na początku ostatniego wykładu z filozofii zebrał od studentów pytania na kartkach i potem cierpliwie na nie odpowiadał. Ale jedno pytanie wyraźnie Profesora zirytowało, zmiął kartkę i w kąt cisnął. Zaraz po skończonym wykładzie ktoś dociekliwy kartkę podniósł i na głos przeczytał. Pytanie brzmiało: - Co Pan robi, że tak się Panu łysina świeci?

A przecież można inaczej. Patrz dyskusja z Edziem pod postem Sadurskiego "Czy Unia staje się państwem?". Trochę pociąłem (esencja została). Dialog jest oczywiście jałowy, ale nie o to chodzi. Brawa dla obu:

edzio:
Przepraszam, ze nie na temat, ale ciekawosc mnie meczy.
Panie Sadurski, prosze mi powiedziec, czy taki pisarz jak np. Pan, zawsze po napisaniu tekstu jest pewien, ze napisal cos madrego? Mnie sie udaje moze ze dwa razy w roku cos madrego powiedziec, a zona i tak mnie skrytykuje. Czy jest jakas metoda, no jakis trening, aby za kazdym tylko madrosci z siebie wydalac?
Sadurski:
- nie, nie, zaden trening Panu nie jest potrzebny, jestem przekonany, ze z Panem wszystko OK. Panskim problemem jest to, ze ma Pan zbyt krytykancka zone. Jak ten problem rozwiazac?... Nie smiem sugerowac.
edzio:
Dzieki za odpowiedz, ale nie o rade w sprawie zony chodzilo.
Czy ja tez moglbym wydzielac z siebie same madrosci i to kilka razy dziennie? I tu mam kolejne pytanie: czy istnieja ludzie, ktorzy sa w stanie przyjac tyle madrosci?
Sadurski:
- co do pierwszego pytania: niech Pan sprobuje. Na poczatek raz dziennie. Skoro zona taka krytykancka - niech Pan to robi do lustra.
- na drugie pytanie: trudno mi powiedziec, bo ja np. nie jestem w stanie przyjac tyle madrosci, ile z siebie emituje. Ale moze Panu sie uda? Znow - warto sprobowac. Co ma Pan do stracenia?

niedziela, 15 lipca 2007, 16:52

grzybobranie - sport ekstremalny

Podobno moda na powrót do natury wiąże się z coraz częstszymi zatruciami grzybami (w USA i Kanadzie). U nas i bez mody zatrucia grzybami co roku się zdarzają, choć stajemy się nieco ostrożniejsi. Kiedyś jedliśmy marynowane olszówki (krowiaki podwinięte), dziś olszówka to śmiertelnie trujący grzyb. Olszówki się nie zmieniły, zmienił się pogląd na ich przydatność do spożycia. Zakaz handlu i trochę propagandy wystarczyło, żeby nas całkiem zniechęcić. Oto ewolucja poglądu schwytana na gorącym uczynku.
Co robić jeśli częstują nas potrawą z własnoręcznie zebranych grzybów? Najlepiej od razu wyjść, bo wdawanie się w dyskusję może nam zaszkodzić bardziej niż spożycie grzybów (statystycznie biorąc, rzecz jasna). Pośpieszne egzaminowanie gościnnego gospodarza z mikoflory polskich lasów może nie dać jednoznacznego rozstrzygnięcia, tak samo jak rozmowa z jego babcią, która podobno wczoraj jadła i czuje się świetnie. Nie owijajmy w bawełnę, na tak niemoralną propozycję jest tylko jedna dobra odpowiedź — Dziękuję, muszę już lecieć! Jeśli ktoś lubi oszukiwać może poprosić na wynos do słoiczka.
Moją nieufność do grzybów w gościach potęguje to, że niemal zawsze znajduję w nich malutkie białe larwki z czarnymi kropeczkami (to chyba oczka, ale po co oczka gdy w grzybku ciemno?). Larwki jem bez większego obrzydzenia, choć zaraz przypomina mi się "Pancernik Potiomkin". Ale jeśli ktoś nie zwraca uwagi na takie drobiazgi jak obecność w grzybku robaczków, to jak uwierzyć, że zauważył szczegóły odróżniające młodą pieczarkę Agaricus sp. od muchomora Amanita phaloides?
Zdumiewa natarczywość, z jaką ludzie częstują potrawami z własnoręcznie zebranych grzybów. To już chyba łatwiej bimberku odmówić niż grzybków. O ile zakazane jest częstowanie grzybami halucynogennymi, które mogą wywołać tylko halucynacje, o tyle częstowanie grzybami, których spożycie może wywołać znacznie poważniejsze skutki, akceptowane jest powszechnie jako zwykły element tradycyjnej gościnności. Nie oszukujmy się, chodzi o coś więcej. Odmowa spożycia grzybków jest deklaracją nieufności, ich spożycie dowodem najwyższego, ślepego zaufania. Jedzmy więc, najlepiej mrużąc oczy.

czwartek, 12 lipca 2007, 06:05

jestem ekoseksualny

W największym skrócie chodzi o to, że nie wyobrażam sobie życia z partnerem, który je tłustą wieprzowinę peklowaną saletrą, ma w nosie segregowanie śmieci i zużywa niepotrzebnie prąd. Niby serce nie sługa, ale spróbujcie wyobrazić sobie życie z człowiekiem, po którym zawsze trzeba gasić światło i stale sprawdzać czy wrzucił śmieci do właściwego pojemnika. Jak z dzieckiem. Bądźmy realistami, pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, nawet jeśli się bardzo chce i stara. Ile razy można powtórzyć "nie kupuj proszę piwa w puszkach, butelkowane jest lepsze", nie nabierając obrzydzenia do siebie? Nie mówię już o gotowaniu, tu dopiero można się pożreć, najlepiej od razu ustalić, że jemy tylko na mieście (tylko kogo na to stać). Ale nawet na mieście nie mogę patrzeć na ludzi popijających coca-colą potrawy, które można popić winem

Życie w zgodzie z przyrodą nie jest moją nową religią, zaczęło się od dziecinnej miłości do psów i kotów, gór i morza, potem obrzydło mi mięso (teraz jem już tylko ryby i owoce morza, owoce gór też jem), śmieci segreguję od niedawna, dopiero gdy pojawiły się w okolicy pierwsze pojemniki. Próbowałem namówić rodziców, ale im się źle kojarzy, w dzieciństwie musieli zbierać makulaturę. Nie warto nikogo namawiać, wystarczy bodziec ekonomiczny. Ci którzy mają w domu wodomierze oszczędzają wodę, a reszta nie (do dziś pamiętam wstyd, gdy znajomi u których mieszkałem za granicą poprosili mnie o oszczędzanie wody, a ja nie wiedziałem nawet, skąd wiedzą że tyle czasu spędzam pod prysznicem).

Niektórzy ludzie faktycznie robią ze swojej "ekologiczności" religię i popadając w fanatyzm zaraz się zapętlają, bo to co wczoraj było zdrowe dziś okazuje się niezdrowe i tak w kółko. Jedna znajoma najpierw wymieniła wszystkie żarówki na energooszczędne, potem przeczytała, że świetlówki są szkodliwe dla oczu i znowu ma żarówki. Najpierw mnie namawiała, teraz mnie straszy. Sam nie lubię jak mi ktoś mówi, co mam robić, więc ja nikogo namawiać nie zamierzam. Nikogo też nie będę na siłę zmieniać. Więc może lepiej od razu uprzedzić, że jestem ekoseksualny?


poniedziałek, 9 lipca 2007, 04:41

jak sobie radzić z

Można bez instrukcji obsługi, metodą prób i błędów, ale zawsze łatwiej z instrukcją.

Jak sobie radzić z dyskutantami na s24
Sam tu raczkuję, więc nie będę się wymądrzał, wkleję za to link do galerii typów (i potworów), jakie występują na forach (link znalazłem u Quasiego). Salon24 jest duży, występują tu chyba wszystkie rodzaje, z niektórymi lepiej uważać.

Tu jest mniej więcej (mniej) to samo po polsku http://trole.joemonster.org/index.php
A długi wątek o trollach jest u A@T


Jak sobie radzić z Polakami
Na meta-wiki można znaleźć instrukcję obsługi Polaka (tu akurat Polaka edytującego wikipedię, ale większość uwag jest dość ogólna):

How to deal with Poles

Na zachętę - ale to już pewnie każdy widział:

Rule number two: Start a conversation by impressing Poles with your knowledge of Polish. Say "tea - who you - yeah bunny". Don't worry that it does not make sense to you. To Poles it will and they will be highly impressed. At the same time you will set up the tone for further dispute.

Zanim znajdę polskie tłumaczenie niech sobie powisi link do angielskiego oryginału.

Nie znalazłem, nie chce mi się tłumaczyć, zresztą tłumaczone nie będzie zabawne. Oddajmy głos autorowi:

How to deal with Poles - pisze autor


Przy okazji - znalazłem odpowiedź na zabawny tekst Jareckiego Ulica im. "Chłodnego potwora". Oto ona: Polls are evil


piątek, 6 lipca 2007, 00:00

meteoryt pułtuski w Kurjerze Warszawskim (31 stycznia 1868)

Tekst na podstawie skanów zamieszczonych na stronie Wydziału Geologii UW, zachowana oryginalna pisownia i interpunkcja

KURJER WARSZAWSKI

Dnia 31go Stycznia 1868 r. Piątek

— Dnia wczorajszego o godzinie 7ej wieczorem, przy pogodnem niebie i spokojnem powietrzu, przeleciała po nad poziomem Warszawskim, świetna kula ognista, w kierunku od strony południowo-zachodniej ku północno-wschodniej; kula ta, czyli areolit, w biegu swoim powiększając światło swoje i przedłużając smugę z początku białą, w końcu czerwonawą, w wysokości blisko 20 stopni nad poziomem, w stronie północno-wschodniej pękła i rozprysła się na kilka części, z nadzwyczaj silnym blaskiem, który jakby błyskawica lub światło elektryczne cały widnokrąg oświecił. Przebieg kuli ognistej trwał przeszło 4 sekundy, potem w 3½ minuty, dał się słyszeć silny i przeciągły huk, do grzmotu lub huku z działa podobny. Wnosząc z przedziału czasu, między chwilą błyśnięcia a hukiem, odległość w jakiej znajdował się areolit od Warszawy, w chwili pęknięcia, wynosiła blisko 10 mil.

Stan barometru w czasie zjawiska, był 27 cali 10,24 lin: par.,— temperatura —6,0 st. R. (niżej zero).

Ciekawe będą doniesienia z okolic, w których spadł ten areolit.

Zjawisko to w wielu miejscowościach, równocześnie było widzianem. Dotychczas doszły tylko do nas wiadomości z Wilanowa, z Siedlca i z Berlina. Ciekawą będzie rzeczą, jak to się w oddalonych od nas miejscach wydawało. Spodziewamy się wkrótce zaspokoić pod tym względem ciekawość publiczności i objaśnić o ile możności to naukowo.

— Wczoraj około godziny siódmej wieczorem, olśniewająca jasność, podobna do zapalonego w wielkiej ilości drutu magnezjowego, zabłysła pod sklepieniem niebios jak gdyby potężna, przeciągła błyskawica. W parę minut potem, dał się słyszeć głuchy, oddalony łoskot w przestrzeni,

Prości ludziska zatrwożyli się potrosze, a bujna ich wyobraźnia widziała już w tem zjawisku rozmaite znaki allegoryczne.

Nieznajdując się podówczas na ulicy, wybiegliśmy co żywo. „Cóż to było?" spytaliśmy jakiejś strwożonej kobiety. — „A! panie, toćże to ogromny rycerz przejechał w powietrzu na koniu, z nożdrzów i oczów i ogona końskiego sypały się bieluchne, jasne iskry." —„Co bo gadacie! zawołał stróż przyległego domu,— to była jasność jakby wielka błyskawica; wybiegłem natychmiast przed bramę, a spojrzawszy na niebo, widziałem jeszcze dwie ogniste smugi — tymczasem jasność niby mgła poranna, jeno dziwnie rozświecona, zdawała się powoli spadać na ziemię i zaraz potem zniknęła." — „Niby to coś takiego, wtrąciła druga kobieta z gawędzącej i dziwującej się gromadki; alem ja wyraźnie widziała dwie ogniste kule, przelatujące strasznie wysoko po nad Warszawą i to one tak ogromnie świeciły."

Podobno ta ostatnia, była najbliżej prawdy. Spotkaliśmy wkrótce jednego z uczonych tutejszych, który utrzymywał, że to właśnie było jednem z owych zjawisk zwanych „kulami ognistemi", mający ścisły związek z aerolitami, czyli spadającemi kamieniami i przelatującemi gwiazdami. Mówił, że to zapewne kula ognista przechodząca (ze strony południowo-zachodniej ku północno-wschodniej), nadzwyczaj wysoko, tylko niepospolitej jasności.

Niewiemy, czy dwa takie zjawiska mogą mieć miejsce jednocześnie; a na mniemanie to naprowadzają nas owe dwie smugi ogniste, jakoby widziane przez stróża — i dwie kule, o których mówiła kobieta; nareszcie jasność niepospolitą przy przebiegu jednej ognistej kuli. Poniżej zamieszczamy o tem niezwykłem zjawisku ściśle naukowe sprawozdanie, nie zawadzi jednak notując fakt, dodać dwa drobne wyciągi z stosownych dzieł.

„Do ciał swobodnie poruszających się w bezdennym przestworze nieba, podobnie jak planety i komety w około słońca, liczą się także gwiazdy spadające i aerolity. Pierwsze tak często są widzialne, że mamy sposobność obserwowania ich prawie przy każdej pogodnej i bezksiężycowej nocy; można zatem uważać to zjawisko jako powszechnie znane. Niemniej jest także rzeczą dowiedzioną, że ciała szczególnych własności spadają na ziemię, a nazwano je aerolitami czyli kamieniami napowietrznemi.

„Gwiazdy spadające i aerolity, przedstawiają zupełnie te same zjawiska, a mianowicie nagłe rozpalanie się, świecące smugi i szybkie znikanie; tak, że obadwa te zjawiska uważać można za jedno i to samo. Najstaranniejsze spostrzeżenia przekonały, że gwiazdy spadające pokazują się we wszystkich okolicach nieba, że się poruszają z chyżością, z jaką ziemia obiega drogę swoją około słońca, a częstokroć nawet ją przewyższają i spadają z wysokości 20 do 30 mil, a niekiedy nierównie większej.

Kule ogniste, nie są także czem innem, jak tylko gwiazdami spadającemi z większym objawem światła".

(Księga przyrody F. Schoedlera. Astronomja, str: 307.)

..."Tym pojawem są kule ogniste, które na sklepieniu nieba przebiegają i pokrywają w jednem mgnieniu oka, niebo jasnością jednę tylko chwilę trwającą. Pojawiając się i niknąc, trudne są do dostrzegania. Kule ogniste są równe, kształtu okrągłej tarczy, znacznego promienia, dochodzącego często do wielkości tarczy księżycowej; a ich światło jest tak silne, jak światło księżyca w pełni. Często są okolone mgłą, lub ciągną za sobą warkocz, który kilka minut widzieć można. Niektóre pękają nagle, rozrywają się na kawałki, bieżą, i najczęściej gasną nim na ziemię spadną.

(Pogadanki Astronomiczne J. Bayera, str; 189.)

Na zakończenie tego artykułu, przytoczymy fakt prawdziwy, który kilkanaście lat temu wydarzył się w jednem z Gimnazjów Warszawskich.

Uczeń wyższych klas nie celujący wcale przykładaniem się do nauki, ani nawet zwykłem rozgarnięciem, zapytany został przez Profesora „co to są meteory" „Meteory! ...", powtarza uczeń, i umilkł zamyślony, podnosząc oczy do sufitu, jak gdyby tam szukał natchnienia lub wiernej definicji.

„No cóż, czy nie wiesz, rzekł Profesor, to lepiej przyznaj się od razu do niewiadomości zamiast czynić spostrzeżenia w suficie, które cię niczego nie nauczą". "Bo proszę Pana, odrzekł uczeń, ja się przyznam szczerze, że wiedziałem, ale już zapomniałem". „To wielka szkoda dla nauki żeś zapomniał, odparł Profesor, bo ponieważ nikt dotąd o meteorach nic pewnego nie wie, byłbyś przynajmniej nas objaśnił".




DODANE: w Wyborczej dali tekst z okazji 140 lecia meteorytu pułtuskiego - Ukazało się straszne światło (30 01 2008)

czwartek, 5 lipca 2007, 06:43

produkty uboczne

Wróciłem z długiego urlopu i od razu zostałem zmuszony do segregowania śmieci. Recyklowanie śmieci nie ma sensu, ze śmieci można przecież zrobić prawdziwe góry na banalnie płaskim Mazowszu (a potem zimową olimpiadę w Warszawie), ale jednak segreguję. Myślałem, że będą osobne pojemniki, ale podobno można wrzucać razem szkło, plastik i metal, bo i tak ktoś to potem przebiera. W pracy segreguję, w domu śmiecę po bożemu. Pilsner już nie jest w butelkach zwrotnych, więc naśmiecę z nawiązką.

Na urlopie jeździłem trochę na rowerze w okolicach Pułtuska (znanego w świecie z upadku meteorytu w 1868, a w Polsce jeszcze z powodzi). Przybywa asfaltu na lokalnych drogach i tirów na mniej lokalnych, rajem dla rowerzystów jeszcze długo nie będziemy. A w małej Austrii jest 10 tysięcy kilometrów ścieżek rowerowych! Ale u nas nie ma przynajmniej niebezpiecznych kangurów. Aczkolwiek pojawiły się w tym roku dzieci na rowerach piszące esemesy, zwykle oburącz.


DODANE: Ktoś na s24 twierdził, że dużo ścieżek rowerowych jest tylko w krajach protestanckich.