poniedziałek, 24 sierpnia 2009, 02:25
Orgyia antiqua
I po co jej aż tyle? Do identyfikacji gąsienic motyli europejskich polecam What's this caterpillar? Warto zrobić zdjęcie nie tylko gąsienicy, ale i zjadanej przez nią rośliny, co czasem ułatwia rozpoznanie. A czasem nie, bo akurat gąsienice znamionówki tarniówki jedzą nie tylko liście brzozy, ale i wielu innych roślin.
Dojrzała samica znamionówki jest za to gruba (choć nie je), brzydka i nielotna. Ale samce i tak na nią lecą, bo ma niezłe feromony.
DODANE: gąsienica kuprówki złotnicy (Euproctis similis) też z rodziny brudnicowatych.
Etykiety:
ewolucja,
foto,
inteligencja,
motyle
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
33 komentarze:
no i chyba nieźle się czesze :))
znaczy układa fryzure
Orgia, to rozumiem. Ale dlaczego antyczna?
@ max - chyba nieźle, mam jeszcze zdjęcie nieco podobnej, ale gorzej uczesanej kuprówki złotnicy (Euproctis similis).
@ merlot - jaka tam orgia, to jest jednostka miary, po polsku sążeń, szerokość rozpostartych ramion.
A wiem stąd: BugGuide.Net
Bardzo ladna, ale mnie sie bardziej podobaja takie niewiemczyje, zielone, niewlochate, ale za to bardziej kolorowe.
Mam też jakieś kluchowate zielone z czasów przedblogowych, brakowało mi pretekstu, by się nimi zająć. A teraz pretekst jest:) Nie są jakoś przesadnie kolorowe, ale może zasługują na identyfikację i ekspozycję.
Kiedy ostatnio bylam w Polsce, taka wlochata gasienica pelzla sobie przez podjazd do naszego domu wprawiajac w szal jamniczke z sasiedztwa, ktora sobie u nas w dzien spi na fotelach ogrodowych. No coz - konkurencja - dlugie, tluste, krotkonogie, szorstkowlose...
Bezczelnosc!
;-)
A może jamniczka wzięła ją za liska? Świat Jamników kryje jeszcze wiele tajemnic...
A pamieta Pan zdjecie u andsola? Takiej gasienicy wielkosci szczotki w myjni samochodowej?
Nie pamiętałem i za karę chciałem przejrzeć wszystkie 200 zdjęć z jego bloga. Na szczęście dość szybko znalazłem coś, co od biedy do opisu pasuje (wielkości nie widać). Czy to ona?
Tak, to ta. Strach z domu wyjsc, co?
Nie chciałbym zabrzmieć jak Stefek Burczymucha, ale ja się takich włochatych wcale nie boję. Natomiast skolopendry robią na mnie duże wrażenie.
A ja robactwa nie znosze (ale im mniejsze tym bardziej). "W terenie" jeszcze toleruje, ale w pomieszczeniach - fuj!
Co nie znaczy, ze zawsze zabijam, choc np. dla komarow jestem bezlitosna. No, ale to przeciez tylko instynkt samozachowawczy...:)
Komary jednak nie budzą wstrętu, to lekka i estetyczna konstrukcja stworzona by dokuczyć starcom.
A dlaczego kobiety w ogóle bardziej boją się płazów i robactwa to chyba jeszcze jedna zagadka. Żadne przyzwoite wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy.
Ja sie nie boje, tylko brzydze. Robale w domu kojarza mi sie z brudem i jakas zaraza.
Wykanczam jednak tylko komary (wlasnorecznie) i muchy (za pomoca magicznych nalepek) oraz kleszcze i pchly na psie/kocie. Inne wynosze, albo wyganiam. Na szczescie nie ma jakiejs inwazji. Pajaki nawet mnie fascynuja, ale robia wkurzajace pajeczyny, ktore trzeba sprzatac.
Obejrzec sobie zuczka, trzmiela, mrowki czy gasienice na dworze to jedno, a miec to w domu to co innego.
To jest wlasnie to, co mnie odstrecza od zamieszkania na dluzej w tropikach. Tam tego swinstwa wszedzie pelno, ogromniaste i pcha sie do domu, bueee...
Ja też się nie boję, tylko brzydzę:) Ale "brzydzę" jest wieloznaczne, np. "brzydzę się kłamstwem". Więc wolę mówić, że się boję. Np. takie pająki naścienne czyli kątniki jeszcze jakoś znoszę na ścianie (bo znam z dzieciństwa), ale jednak do ręki nie wezmę. I chociaż to domowe pająki, to M. je jednak wypędza na dwór, wynosimy w szklance.
Z krajowych wyrobów jeszcze się pijawek boję, ale to też irracjonalne. Przysysają się przecież zupełnie bezboleśnie.
Miałem na myśli także kątniki większe.
Kwiku, te gąsienice czynią mnie bezradnym. Z jakiegoś dziwnego pwodu oznaczają powrót do entymologicznej /zapomnianej/ strony dzieciństwa.
Pamiętam o wiele lepiej wygląd tamtych gąsienic niż (dajmy na to) gąsienic z lat osiemdziesiątych lub dziewięćdziesiątych. Wówczas znikły one całkowicie z mojego pola widzenia. Tak, jakby była to bezgąsienicowa epoka. Szczerze mówiąc, to nie potrafię sobie przypomnieć ani jednej gąsienicy z lat 80-tych. Były jakieś?
Dziwne.
Nie wiem, bo ja też nic nie pamiętam. Całkiem możliwe, że już trochę dziecinnieję na starość, wszędzie widzę kotki, pszczółki, motylki.
No, jak mówi MEP, sprawa w wielkości. Małe nie boli, bo nie widzę, nawet w sałacie. Te gąsiennice są dostrzegalne i nie jadam. Ale jeśli wyobrażę sobie, że ta Twoja jest wielkości tramwaju to cieszę się, że mam mój obecny wymiar a one mają ich obecny wymiar.
Rozmiar gąsienicy jest rozsądnie ograniczony rozmiarem późniejszego motyla, który nie może być zbyt duży, bo inaczej nie poleci. Ale nawet jeśli motyl-samica może być nielotem, to pozostają chyba ograniczenia wynikające z niezbyt skutecznego sposobu oddychania. Na razie inwazja gąsienic gigantów nam nie grozi.
(tichy)
Scena z gąsienicą:
http://www.youtube.com/watch?v=QgbntWU7pG8
(to a propos narzekania Andsolowego na nowe komiksowe wydanie "Alicji"
Dzięki, Gąsienica tak apetycznie pali, że przy najbliższej okazji sam będę musiał zajarać:)
(tichy)
Może zainteresować jeden gatunek motyla Heliconis, którego gąsienice żerują na liściach pnącza Passiflora.
Roślina ta jest strasznie cwana, albowiem produkuje cyjanek, przez co praktycznie nie ma pożeraczy... z jednym wyjątkiem - Heliconis.
Poprzez dietę Heliconis jest również trujący, przez co żadne zwierzę go nie ruszy. W efekcie, nawet lot tego motyla się różni od typowego fru-fru-trzepotania innych motyli.
Jego lot jest bezczelny.
Żyje znacznie dłużej niż inne motyle, i zdradza objawy inteligencji.
Wracając do Passiflora. Bystra ta roślinka wymyśliła sobie kolejną linię obrony. Mianowicie, wytwarza "pseudojajka". Albowiem, gąsienice Helioconisa nie gardzą przedstawicielkami własnego gatunku, i bezlitośnie je pożerają, większa mniejszą.
Więc, taka samiczka gotowa do złożenia jaj, gdy widzi, że na liściu już sa złożone - wie, że z już złożonych gąsienice wyklują się wcześniej i pożrą jej własne potomsto. Wiec odlatuje gdzie indziej, a ta Passiflora mówi - "uff!".
Jak to nie jest ID, to co jest?!
*tichy
(tichy)
Dodam jeszcze, że Passiflora, nawet jak już zostanie obleziona przez gąsienice Heliconis, nie daje za wygraną. Co która wypuszcza takie włoski-sztylety, którymi przebija gąsienice od strony słabizny, czyli brzucha.
*tichy
To wygląda na Wojnę Światów...
W przypadku Heliconius sapho historia jest jeszcze bardziej zawiła, bo aktorów jest trzech: Heliconius (motyl), Passiflora pittieri (męczennica, roślina zżerana przez gąsienice motyla) i Psiguria warscewiczii (roślina zapylana przez motyla odżywiającego się jej pyłkiem). Gąsienice mogą jeść tylko młode liście, stare są dla nich trujące. Męczennica złośliwie nie puszcza więc młodych całymi miesiącami. Ale cwany motyl - zamiast szybko zdechnąć jak inne motyle - żyje długo podjadając pyłek psigurii. Bo w końcu męczennica będzie musiała zrobić młode liście. To stąd: The complex relationship between the "Holstein" butterfly (Heliconius sapho), its food plant and its pollen source. Psiguria nazywała się kiedyś Anguria. Warszewicz był polskim botanikiem.
Tak, to jest ID. Źródłem ID są przede wszystkim złożone interakcje między "uczącymi się" organizmami, z których żaden nie może dać za wygraną, bo inaczej wypada z gry.
Hm, to jest a simplified vision? A nie ma gdzieś real dummies vision?
I co to jest co-evolution?
@ andsol - w wąskim znaczeniu biologicznym koewolucja to powiązana ewolucja dwóch lub więcej gatunków. Ale można chyba mówić o koewolucji dróg i środków transportu czy sprzętu komputerowego i oprogramowania - tzn. wzajemnego nakręcania się zależnych od siebie składowych. Albowiem wszystko co zmienne i powiązane koewoluuje:)
(tichy)
Przypuśćmy, iz ta umiejętność tworzenia "pseudojajek" (one wyglądają dość spektakularnie, vide google images) została ewolucyjnie wytworzona.
Hasne, że kiepskiej jakości podróbki - psu na budę, nrosty musza wyglądac nie jak krosty, tylko jak jajeczka motyla. Nie zieolnkawe (jak czesto zgrubienia bywają), czy brązowawe, ale kształetem i kolorem tudzież ionnymi fizyczny,i właściwościami dawaqc dostateczne złudzenie.
Stany pośrednie nie pracuje. Żadne ćwierćjako, przechodzące z wolna w półjajko, etc.
Więc, jaki mechanizm tej ewolucji?
Nie musi być zaraz "dowód" - rozsądna (nie-dziurawa) spekulacja wystarczy.
*tichy
Całkiem nieudane podróbki jaj oczywiście nie działają wcale, ale słabe podróbki już trochę działać będą. Ewolucja nigdy nie zaczyna pracy od zera, musi mieć jakiś zawiązek pomysłu, punkt zaczepienia. Generator pomysłów czyli kreatywny acz nieinteligentny dizajner oczywiście już tkwi w roślinie (o tym jak łatwo wygenerować coś na liściu wiedzą nawet galasówki). Dopiero połączenie niewyczerpanej kreatywności z surowo oceniającą rzeczywistością daje wrażenie inteligencji. Powiem więcej - to jest inteligencja, bo przecież nasza inteligencja powstała nie inaczej.
Stany pośrednie (między zupełny brak efektu i pierwszy ledwo zauważalny efekt) rzeczywiście i oczywiście nie działają. Ale dopóki nie przeszkadzają, to roślina może sobie eksperymentować do woli produkując bezsensowne wypustki, które ani nie przypominają jaj motyla, ani nie potrafią rozpruć brzucha jego gąsienic. Ale dopóki gra, ma szansę wygrać. Przy dostatecznie dużej liczbie graczy w końcu któremuś się coś udaje.
Jak widzę Lawrence E. Gilbert poświęcił się badaniu koewolucji Heliconius-Passiflora, więc spróbuję później przeczytać:
Butterfly-Plant Coevolution: Has Passiflora adenopoda Won the Selectional Race with Heliconiine Butterflies?
Insects as Selective Agents on Plant Vegetative Morphology: Egg Mimicry Reduces Egg Laying by Butterflies
Przejrzałem obie prace, okazuje się, że robienie sztucznych jaj to żadna sztuka, bo męczennicy udało się wpaść na to wiele razy:
"Structures resembling the yellow eggs of Heliconius butterflies have arisen independently on a number of Passiflora species in several subgenera and are
derived from several distinct structures." Ale skuteczność takich jaj jest dość słaba.
Natomiast te haczyki rozpruwające i unieruchomiające gąsienice to prawdziwa wunderwaffe. Mają je tylko 3 gatunki męczennicy z 355 zbadanych, więc wygląda to na nowinkę ewolucyjną. I co teraz biedny motyl może wymyślić? Musi opancerzyć gąsienice od spodu.
(tichy)
W przedostatnim Twym linku do Science jest artykuł T. Eisner, M. Eisner, and E. R. Hoebeke, o tym, że ta wunderwaffe zawodzi. Te trichomes - obrazki warte kontemplacji - straszliwa inzynieria.
Nie tylko Passiflora taka wynalazcza.
Pewne mszyce (aphids), żerujące na danej roślinie, nauczyły sobie radzić z tym haczykami-sztyletami (te słowa - jeszce raz - nie oddają tego czym są te narzędzia). Za to drapieżne owady - sprzymierzeńcy rośliny - rozpruwane są bez litości.
Co do mechanizmu, bardzo ładnie żeś to wyłożył. Sęk w tym, że ewolucji się nie śpieszy, i nawet nie próbuje w jednym pokoleniu zrobić z kupki śmieci Boeinga. Z wmawianiu że próbuje i niemożliwości czego - śmiech kreacjonistów, i stąd konieczność designera dowiedziona.
Do tej pory nie wiedziałem, do czego odnosi sie porzekadło "gdy się baba śpieszy, to się diabeł cieszy". A teraz wiem - ewolucja też baba.
*tichy
Prześlij komentarz