piątek, 14 sierpnia 2009, 02:06

śmierć gapowicza

Za komuny w zasadzie nie kasowałem biletów, bo skoro wszystko było nasze, to jeżdżąc na gapę okradaliśmy samych siebie, paradoksalnie zaoszczędzając jednak trochę pieniędzy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności komuna upadła, a moja moralność wzrosła. Jazdę na gapę od dawna uważam za paskudne drobne złodziejstwo. Do głowy mi jednak nie przyszło, że jazda bez biletu może stać się przyczyną śmierci.

Hyperlinki i Google to dwa największe wynalazki XX wieku, szczególnie dla kogoś z ADHD. Zaczynając od flamingów na jednej nodze w kilku zaledwie skokach wylądowałem na biogramie Cyryla Joada, angielskiego filozofa, ulubieńca radiosłuchaczy i niestety — gapowicza. O ile Joadowi uszedł na sucho pacyfizm w czasie obu wojen światowych, o tyle już powojenna jazda pociągiem bez ważnego biletu skończyła się wyrzuceniem go z BBC. Popadł w niesławę, rozchorował się i w końcu umarł na raka. Flamingi natomiast stoją w wodzie na jednej nodze, by ograniczyć straty ciepła.

Formuła popularnego programu The Brains Trust była prosta, błyskotliwy i przemądrzały Joad razem z poważnym biologiem Huxleyem i emerytowanym komandorem Campbellem odpowiadali — bez przygotowania — na pytania słuchaczy. Np. "gdzie odlatują muchy na zimę" albo "jak ląduje mucha na suficie", rzecz jasna większość pytań nie dotyczyła wcale much, ale tylko te dwa przykłady znalazłem. Joad zwykle zaczynał odpowiedź od sakramentalnego "It all depends on what you mean by…" A co robił prosty emerytowany komandor Campbell w towarzystwie tak znakomitych intelektualistów? Był przedstawicielem zdrowego rozsądku.

Joad, notoryczny rozpustnik i drobny oszust, pod koniec życia odzyskał wiarę w Boga, więc jego ostatnie lata na pewno nie wyglądały tak nędznie, jak przedstawili to anonimowi złośliwcy w Wikipedii. Czy ktoś, kto wierzy, że Prawda, Dobro i Piękno istnieją obiektywnie, może być nieszczęśliwy?

Bileciki do kontroli!
Nieco życzliwsze spojrzenie na Joada można znaleźć tu: WHO WAS CYRIL JOAD AND WHAT DID HE CONTRIBUTE TO PHILOSOPHY?

22 komentarze:

telemach pisze...

Piękne.
Kiedyś, przy okazji zajmowania się klanem Huxleyów (co za rodzina!), musiałem też zająć się Julianem, ten szczegół jego biografii zupełnie jednak uleciał mi. Wydał się wówczas tak marginalny i nieważny!
------------------------------
Poczytałem sobie teraz o tym "Brain trust" Kogo w nim nie było!!! Nawet Isaiah Berlin i Barbara Ward byli. Faktycznie niebywały program. I co czwarty brytyjczyk go słuchał. Czyli można i tak ,a nie jedynie tak jak Dorota R. - ta od Mensy. ;-)

Tzn. wiem, wiem - można było. Teraz już nie można, bo przed dyktatem idiotyzmu MUSIMY się ugiąć.

kwik pisze...

Wojna sprzyjała słuchaniu radia. Szkoda, że nam Polakom zawsze wiatr w oczy. Przed wojną mało kto radio miał, w okupację nie wolno było, potem zakładali kołchoźniki i nie puszczali jazzu. Potem było niezłe radio, ale jak w końcu zniknęła cenzura, to od razu zgłupiało na całego. Dla mnie to było okropne i szokujące odkrycie, że ta zasrana cenzura miała jednak swoje plusy. Na szczęście BBC pokazuje, że i bez cenzury można. Chociaż akurat wojenny Brain trust był cenzurowany, eliminowano religię i politykę, ze względu na ateistyczne i lewicowe odchylenie uczestników :)

Dopiero na wolności wyłazi z człowieka całe bydlę. Trzeba się z tym pogodzić. Ale czy to znaczy ugiąć? Być może dla amatorek Dody słuchanie inteligentnych dyskusji byłoby torturą większą niż dla mnie słuchanie wymienionej.

telemach pisze...

Kwik, widzę to podobnie. BBC odkryłem dla siebie w pierwszej połowie lat 80tych, zaraz po wyjeździe z kraju. Słuchanie stało się nałogiem. Nauczyłem się kochać dobrze robione radio. I pewnie dlatego wprowadzają mnie w osłupienie prowadzone w Polsce dyskusje na temat mediow publicznych. Nigdy ich w Polsce (w takim sensie jak BBC) nie bylo, ale miliony mędrkow chce je zlikwidować "bo nie są i nie mogą" być dobra. Zgroza.

A szok potrafię sobie wyobrazić.

kwik pisze...

Z przykrością donoszę, że sam do takich mędrków od kilku lat należę. Kiedyś myślałem, że można i trzeba. A w końcu zupełnie przestałem korzystać.

Dla znacznej części Polaków "publiczne" to jednak coś do przywłaszczenia albo dewastacji. Niby wiadomo, że o publiczne wypadałoby dbać, przekazać następnym w jeszcze lepszym stanie, ale w praktyce to się jakoś nie udaje. Sam nie wiem, bo może ludzie u nas dobrzy, tylko entropia jakaś mocniejsza.

telemach pisze...

Kwik, ale przecież (na litość Boską) rozsądną alternatywą do amputacji lewej nogi nie jest amputacja prawej, to jakaś nasza polska paranoja. Alternatywą jest wyleczenie lewej aby amputacja nie była konieczna. Czy coś gubię? Skąd w naszym narodzie ten powszechny brak wiary "że się nie da".

telemach pisze...

Errata:

miało być "to powszechne przekonanie, że się nie da i ten powszechny brak wiary że się da".

kwik pisze...

Coś tam da się. Proste rzeczy umiemy robić.

Kontakt z TVP mam już tylko w czasie wakacji. Ta telewizja jest tak zła, że nie warto jej naprawiać. Jeśli wszyscy chcą w kółko oglądać tasiemcowe seriale, to niech sobie oglądają, nic mi do tego. Ale czemu mam za to płacić? Tym bardziej, że mogliby chyba to samo oglądać na Polsacie albo TVN. W zasadzie mój abonament opłaca brak reklam w serialach, których nawet nie zamierzam oglądać. Nawet altruizm ma swoje granice:)

telemach pisze...

Kwik, na temat TV się nie wypowiadam - w Polsce nie używam. Ale radio mi chcą przy okazji zabrać. A bez resztek publicystyki (w problematycznej trójce) i drugiego programu PR nie wiem co pocznę. Gdyby był szerokopasmowy internet - to jakoś bym przeżył bo w ten sposób bym sobie posłuchał. Ale nie ma. Głusza. Las.

ot życie
t.

kwik pisze...

Radio to inna sprawa, jest niskobudżetowe, tu się w zasadzie nie ma o co bić, trzy programy radia publicznego mają mniej słuchaczy niż jedno RFM FM.

merlot pisze...

To zabawne.

Człowiek czyta sobie o flamingach, potem bez konkretnego powodu otwiera blog Kwika, który pisze, że właśnie skończył czytać o flamingach.

Jest w tym coś krzepiącego.

kwik pisze...

@ merlot - mnie te flamingi skłoniły do refleksji na temat pochodzenia ręczności człowieka, tzn. dlaczego jesteśmy z reguły praworęczni i dlaczego nie oburęczni. Całkiem ciekawe, bo nikt nie wie. Czytanie o flamingach nie zawsze jest stratą czasu.

andsol pisze...

Rozliczni dyskutanci tyle o radio mówią, a nikt ani jednego dobrego słówka nie powie o WDR3?

andsol pisze...

Gdzieś do piątego pokolenia po Adamie i pani Żeberkowej życie było prostsze, mniej rzeczy do wiedzenia o bliźnich. I nie było tej wikirówki informacyjnej. Nigdy, nigdy nie zetknąłem się z tym panem filozofem, a był taki sławny...

Aha, spytałem V. czy wie czemu flamingi udają bociany a ona (no dobrze, biolog, ale ...), że chyba dla termoregulacji. W filmach zawsze wie jak się kończy i rozwija zdolności śledcze ciągle oglądając CSI. Całe szczęście, że nie próbuję z nią sztuczek. I jeszcze jedno aha: czy flamingo ma serduszko dokładnie po środeczku?

kwik pisze...

Ptaki w zasadzie powinny być bardziej symetryczne niż my ssaki, przecież latają. Niestety próbując na szybko coś wyguglać od razu trafiłem na asymetryczne samoloty, co nieco mnie skonfudowało.
http://www.uh.edu/engines/epi2508.htm

Obiecuję napisać o asymetryczności w najbliższej pięciolatce, bo coraz bardziej mnie to ciekawi. Czemu nie jesteśmy idealnie symetryczni, czy niesymetryczność niesie jakieś korzyści, oprócz skłonności do kręcenia się w kółko zawsze w tę samą stronę?

merlot pisze...

Jakby co, to jestem mańkutem, ale dość niekonsekwentnym. Część czynności robię prawą ręką, przyprawiając prawdziwych mańkutów o pełem politowania uśmiech.

Wydaje mi się, że w człowieku tej symetrii jest jak na lekarstwo.

kwik pisze...

@ merlot - pisanie na komputerze trochę ożywiło moja lewicę, ale jestem całkowicie praworęczny - jak większość ludzi. Nie ma czynności, którą robiłbym lepiej lewą ręką. A Ty - jak rozumiem - piszesz lewą ręką, ale niektóre rzeczy wolisz robić prawą?

merlot pisze...

Właśnie tak.

Nóż i widelec trzymam jak wszyscy, ale samym widelcem lub łyżką posługuję się lewą.

Z narzędziami stolarskimi i innymi mam zupełnie pomieszane – jedne tak, drugie owak.

Co gorsza, odciska się to na moich poglądach politycznych;-)

kwik pisze...

To co masz po angielsku nazywa się cross-dominance, a po polsku nie wiem jak.

Pisząc lewą ręką od prawej do lewej zasłaniamy to, co już napisaliśmy, bez sensu. Ale np. arabski i hebrajski pisany jest od prawej do lewej. Podejrzewam więc, że większość pisarzy była tam kiedyś leworęczna. Wikipedia donosi, że "największa liczba osób leworęcznych występuje wśród Eskimosów i Żydów (20%)", więc może coś w tym jest.

Podobno 13 sierpnia jest Międzynarodowy Dzień Osób Leworęcznych.

max pisze...

Super, ja to jestem właśnie dwu ręczny. Wszelkie rzuty wykonuje lewicą.
Na maszynie uczyłem się pisać także dwoma rękami z przewagą lewej- pewnie dlatego, że więcej frapujących mnie literek po lewej się znajduje :)
Gdzieś czytałem, że to podobno niezły ewenement. Zaraz szukano osób które dwoma rękami się posługiwały w przeszłości- dorabiając przy tym teorię o wyjątkowości tychże osób (w tym mnie). W skali mikro to ma sens. Jestem wyjątkowy- o ile mam taką ocenę własnej osobowości, ale czy dorabianie do wszystkiego legendy ma sens?

p.s flamingi to moje ulubione ptaki z wczesnego dzieciństwa dzieciństwa

pozdrawiam

merlot pisze...

Kwiku,
ale jak to jest? Przecież dzisiejsi Żydzi i Arabowie dalej piszą od prawej do lewej, a robią to jak większość ludzi zazwyczaj prawą reką.

Może chcą specjalnie pisać niewyraźnie i zamazywać?

kwik pisze...

@ max - osoby całkiem oburęczne ("dwie prawe ręce") są naprawdę rzadkie, normą jest dominacja jednej ręki, zwykle prawej. Co ciekawe nasi bracia też rzucają zwykle prawą ręką: Chimp handedness, więc nie jest to ludzki wynalazek, jak jeszcze niedawno myślano.

kwik pisze...

@ merlot - jak już się raz coś wymyśli, to trudno potem zmienić. A może leworęczni Żydzi i Arabowie piszą szczególnie ładnie?