sobota, 23 czerwca 2012, 08:35

żarna

Dwa lata i trzy miesiące temu wybrzydzałem na tekst Solskiej z Polityki, zbyt generalnie kwestionujący uczciwość krajowych badań medycznych. Teraz, czyli w nr. 25 (20.06-26.06.2012) Polityki znalazło się ubolewające wyjaśnienie autorki: "nie było moją intencją podważanie rzetelności prowadzonych przez Instytut Matki i Dziecka w Warszawie badań certyfikacyjnych. Jeśli moje wypowiedzi zostały w ten sposób zrozumiane, wyrażam z tego tytułu ubolewanie".

Popatrzmy więc jeszcze raz co kiedyś Solskiej wydrukowali w internecie:

Naukowców-biznesmenów jest coraz więcej. W Ministerstwie Zdrowia twierdzą, że NFZ chętnie zakontraktowałby więcej procedur medycznych w renomowanym Instytucie Matki i Dziecka, do którego pacjentom bardzo trudno się dostać. Kłopot w tym, że nie zależy na tym samemu Instytutowi, który nie wykonuje nawet obecnych kontraktów. Zarabia bowiem nie na leczeniu, ale na rekomendacjach. Czyli na tym, żeby producenci różnych wyrobów dla dzieci mogli napisać na opakowaniu albo pochwalić się w reklamie telewizyjnej, że “danonki polecane są przez Instytut Matki i Dziecka”. Ile muszą za to zapłacić? – Umowy negocjowane są indywidualnie, zależą m.in. od tego, czy firma jest duża, czy mała – mówi pracownik IMiD. Producentom bardzo zależy na rekomendacjach, dla nich podparcie się marką Instytutu także przekłada się na pieniądze. Biznes robią obie strony, a chorzy nie mają o tym pojęcia.

Narzekamy, że polska nauka tak rzadko współpracuje z przemysłem, chyba jednak nie o taką współpracę powinno chodzić. Mali pacjenci, którzy z braku miejsc nie mają szans leczyć się w renomowanej publicznej placówce medycznej, nawet nie wiedzą, że powoli przestają być racją jej istnienia.

Brak komentarzy: