niedziela, 12 października 2014, 00:56

Canon EF 75-300mm f/4.0-5.6 III

Kupiłem ten obiektyw bo jest tani (np. 580 zł w Komputroniku) i nie wierzyłem, że ma aż tak silną aberrację chromatyczną jak ludzie piszą. Ale to prawda, na długim końcu aberracja chromatyczna jest nieznośna. Można ją częściowo skorygować (prawie automatycznie, bo ten obiektyw nie jest USM i nie rejestruje odległości, więc trzeba zgadywać samemu) w programie Canona Digital Photo Professional (pod Digital Lens Optimizer, po ściągnięciu danych obiektywu), efekty są dostrzegalne ale nie spektakularne.

Obiektyw jest jednak lekki i choć nie bardzo nadaje się do robienia zdjęć to może częściowo zastąpić lornetkę (co to za ptak). Wszystkie próbki poniżej (garść popularnych polskich ptaków przy okazji wycieczki do lasu, kiedyś) robione na 300 mm, już po automatycznej korekcji aberracji chromatycznej we wspomnianym programie Canona, przeważnie wycięte z oryginałów 4272x2848 jako 888x888 i zmniejszone do 512x512.

DODANE: Znalazłem wyjątkowo czytelny test takiego obiektywu (w wersji USM, optyka ta sama), jak widać jest całkiem niezły do połowy zoomu, potem coraz gorzej. Ale da się nim zrobić dobre zdjęcie.

Coloeus monedula Ciconia ciconia Motacilla alba Fringilla coelebs

Tu kruk, wiem bo krakał:

A tu specjalny samolot do robienia chemtrailsów: DODANE - brzeg skrzydła bociana (100%) przed korekcją aberracji chromatycznej:

70 komentarzy:

kuzynka.edyta pisze...

Eee no, całkiem nieźle jak na obiektyw, który nie nadaje się do robienia zdjęć. Bociek w locie jak malowany!

Możesz pokazać poglądowo wycięty kawałek z aberracją?

kwik pisze...

Już pokazuję. Te efekty kolorystyczne są upiorne, nawet jeśli da się skorygować sam obiekt, to z fioletowo-zielonymi gałązkami w tle już niewiele można zrobić. A ptaki niestety lubią siadać na drzewach albo przelatywać na ich tle. Na pustynię albo nad morze to może ten obiektyw się nadaje, ale generalnie jest przygnębiający.

kuzynka.edyta pisze...

Hm, rzeczywiście zafarbowane na purpurowo. Choć nie aż tak mocno, jak sobie wyobrażałam po Twoim opisie!

Do stonowania najlepiej byłoby użyć narzędzia do selektywnej modyfikacji pikseli w określonym kolorze, np. Vivezy z Google Nik Collection (dawniej NikSoftware). Trochę żmudne, ale gdyby to było jedyne zdjęcie boćka, jakie mam, poświęciłabym się ;)

kwik pisze...

Akurat na samym boćku nie jest najgorzej, bo to jest głównie aberracja chromatyczna osiowa czyli wzdłużna, ang. LoCA, dotyka tylko tego co przed i za płaszczyzną ostrości. Podobno trochę pomaga przymknięcie przysłony, niestety ten obiektyw już nie jest zbyt jasny (f/5,6). Może z litości spróbuję jeszcze porobić na 8 i 11, ale pewnie efekt będzie taki, że do aberracji chromatycznej dojdzie jeszcze kolorowy szum sensora.

Do usuwania LoCA jest specjalna opcja w Lightroomie, ale jeśli usuwany kolor nie jest tylko efektem aberracji chromatycznej i występuje naprawdę to oczywiście efekt będzie taki sobie. A że chodzi o fiolet/magentę i zieleń, to pierwszy często daje się bezkarnie usunąć, ale drugi już nie (wszędzie tyle chlorofilu).

kuzynka.edyta pisze...

Lightroom to jest szef wszystkich szefów, ale Viveza za to tańsza i łatwiejsza do opanowania.

Na 8 i 11 aberracja będzie słabsza, za to bociek w locie rozmazany. Nie wygrasz z tym obiektywem.
Może przeznacz go do robienia czarno-białej fotografii artystycznej. Ziarno będzie atutem a aberracja niedostrzegalna ;)

kwik pisze...

Nik Collection jak widzę jest za 150 USD, czyli zaledwie kilkanaście euro taniej niż Lightroom (a wtyczek osobno zdaje się nie sprzedają). Akurat usuwanie aberracji chromatycznej w Lightroomie jest proste bo dobrze przemyślane - ten sam zakraplacz wybiera zielenie i purple (już sam nie wiem co to za kolor, polska purpura jest bardziej czerwona, fiolet bardziej niebieski, wiec chyba magenta/fuksja) automatycznie zmieniając swój kolor, można też podejrzeć co jest usuwane naciskając Alt/Option przy ustawianiu suwaków.

Tak, ten obiektyw może być reliktem z czasów aparatów na film i do czarno-białego filmu powinien być niezły. Filmowego Canona można kupić za grosze, powiększalnik też. Zresztą można się obyć bez powiększalnika i skanować filmy. Nawlec film do koreksu na pewno jeszcze potrafię. Żeby tylko jeszcze mieć czas na te wszystkie głupie zabawy.

kuzynka.edyta pisze...

A gdzie moża kupić Lightroom? Czyż ten program nie jest obecnie, jak i cała reszta CC softu Adobe, w subskrybcji?
Czyli tak długo korzystasz z zainstalowanego programu, jak długo go miesięcznie/rocznie opłacasz. NikCollections kupiłam przy okazji jakiejś promocji za chyba £115. I skakałam z radości, że tak tanio. W czasach, zanim Google kupił Nik, cały komplet kosztował ponad £400.

Dla mnie kolor purpurowy, to również była intensywna, głęboka czerwień i z tego powodu długo wzbraniałam się w UK przed używaniem słowa purple na określenie tego koloru, który Brytyjczycy uważają za purple. Teraz już się przyzwyczaiłam. Nie miałam wyjścia!

'Nawlekanie filmu do kodeksu' brzmi bardzo fachowo. Gdybym jeszcze wiedziała o co chodzi...

kwik pisze...

Koreks to czarna albo metalowa puszka do wywoływania filmów, a film trzeba najpierw nawlec na szpulę separującą żeby się nie skleił. Po omacku, stąd trudność. A samo wywoływanie czarno-białych negatywów jest proste, wlewa się wywoływacz, płucze, potem utrwalacz i już.

Lightroom jest też w wersji samonośnej czyli standalone, z wieczystą licencją. Guzik do takiego jest słabo eksponowany, na dole strony z prawej. Cytuję: "Lightroom 5 standalone Perpetual license – mobile capabilities not included." Czyli na Windows i Maka, ale nie na iPada.

Po głębokim namyśle będę chyba fotograficzne "purple" tłumaczył konsekwentnie na fuksja (czyli magenta). Nie wiem kto jeszcze ma problemy z "purple", ale Włosi na pewno, więc może my po nich.

kuzynka.edyta pisze...

Widzę, że tablet przerobił mi korekt na kodeks. On pewnie, jak ja, nigdy wcześniej o koreksie nie słyszał.

Heh, więc raczej na pewno czerwona purpura dotarła do nas z Włoch. Razem z purpuratami. Fuksja i magenta to dla mnie wściekły róż, Purpura - czerwona czy fioletowa - jest ciemniejsza. Aberracja na skrzydłach Twojego bociania objawia się w atramentowymi fiolecie.

Rzeczywiście Lightroom można też kupić po staremu! Że też to wypatrzyłeś... Ja tak nisko nie dotarłam. Wydawało mi się oczywiste, że po kliknięciu Buy Now zobaczę wszystkie możliwe opcje zakupu. Ciekawe, czy celowo tę wersję tak w kąt upchnęli. A tak w ogóle, co sądzisz o takiej formie opłaty za Creative Cloud?

A znasz edytor Backets stworzony przez Adobe? Fajniutki. Podobny do SublimeText, choć nie taki wszechstronny. Za to bezpłatny!

kuzynka.edyta pisze...

teraz znowu korekt... koreks, koreks, koreks.

kwik pisze...

Fuksja nie musi być wściekłym różem, choć w podstawowej wersji jest. Miałem raczej na myśli ciemną fuksję.

Brackets już kiedyś oglądałem, ale mam specyficzne potrzeby, muszę mieć edytor z klientem FTP - otwieram stronę bezpośrednio z przeglądarki, edytuję, zapisuję i już. Na OSX wystarcza skrypt do Safari przerabiający adres z przeglądarki na adres na serwerze FTP i Textwrangler. Ale dobrze że wspomniałaś, jak widzę jest już wtyczka do Brackets która pozwala zapisywać przez FTP. Sprawdzę.

Dla firm i startujących takie comiesięcznie opłacane CC jest pewnie korzystne, ale mnie to się nie podoba - wolę mieć swoje, bo usługa zawsze może zniknąć. I co, zostanę z danymi bez programu? Że Lightroom jest nadal dostępny tradycyjnie to sam gdzieś przeczytałem, ktoś się pieklił na to CC, ale mu wyjaśniono, że nie jest tak źle. A gdy już się wie, to nawet można znaleźć. Tu chyba nie mieli wyboru, nadal się ludziom zdarza robić zdjęcia w miejscach odciętych od internetu.

kuzynka.edyta pisze...

Tym razem skopany href. Dlaczego tu nie można wyciąć komcia i go powtórzyć...

kwik pisze...

Blogger jest uderzająco prymitywny i tak już zostanie. Ja rzecz jasna mogę usuwać komcie, więc wystarczy że Ty powtórzysz, a wtedy niechybnie zorientuję się o co chodziło i wytnę ten pierwszy zły.

Dzięki za linka, może uda mi się z tych rozszerzeń coś dla siebie sklecić, potrzebuję żeby edytor otwierał pliki z adresu FTP tak jak z lokalnego dysku i oczywiście zapisywał na serwer. Na razie wydaje mi się że żadne z tych rozszerzeń tak nie działa, że raczej synchronizują lokalne zmiany z serwerem.

kuzynka.edyta pisze...

Rzeczywiście, takie ułomne te ftp. Też tego nie lubię. Ale Brackets testowałam na plikach otwieranych poprzez Sambę, więc bez całej tej gimnastyki z zakładaniem projektów, lokalnych kopii itd. i programik robił sympatyczne wrażenie. Może za jakiś czas ktoś się domyśli i napisze lepszą wtyczkę?

kwik pisze...

Na razie odpadłem od Brackets, nawet nie umiem otworzyć pliku z dysku z linii poleceń. Ale kiedyś pewnie będą z niego ludzie, np. podgląd na żywo jest fajny i byłby użyteczny gdyby nie był świętszy od W3C walidatora i nie wymagał opcjonalnych w HTML5 tagów zamykających.

kuzynka.edyta pisze...

Naprawdę jest taki restrykcyjny? Po kilku latach z XHTML odruchowo wszystko zamykam, więc nie zauważyłam.

"nawet nie umiem otworzyć pliku z dysku z linii poleceń"

A jest potrzeba by się tak umartwiać? ;)

Dla OSX na szybko ktoś napisał coś takiego: bkts

Dla Windows podobno też coś jest, choć nie znalazłam (komentarz Petera Flynna, Jun 16). A jak nie, to trzeba samemu napisać...

kwik pisze...

W Windows to podobno w ogóle działa, tylko że nie u mnie, ale pewnie coś robię nie tak. Abstrahując od umartwiania się chciałem tak komunikować się z edytorem. No cóż, do tego co wspomniałem (otwarcie pliku z przeglądarki, drobne poprawki, zapisanie na serwerze FTP) to Brackets się na razie zupełnie nie nadaje tzn. miałbym z tym kupę roboty.

Natomiast niechcący znalazłem inne zastosowanie, otóż podgląd na żywo (w wersji na półżywo) doskonale nadaje się do pracy w trybie tekstowym nad SVG. Do pliku SVG wystarczy dodać u góry:
<!doctype HTML>
<title></title>
żeby zrobić z niego HTML, Live Preview nie reaguje co prawda od razu na zmiany w osadzonym SVG, ale odświeża się po każdym zapisaniu. A niechcący na to wpadłem bo chciałem tylko zobaczyć, czy Brackets zwalnia na większych plikach i sadystycznie otworzyłem w nim 50MB plik SVG. Brackets daje radę, gorzej z Chrome (Firefox otwiera od razu).

kuzynka.edyta pisze...

50-megabajtowy SVG?! To co to było? Wizualizacja architektoniczna z animacjami?

Z palca to raczej nikt tego nie wklepał...

kwik pisze...

Była to wielokrotnie powielona (przez mnie) mapa Indii (z Wikipedii). Ale potem zrobiłem 100MB gdzie każdy wiersz miał ponad milion znaków i wtedy Brackets się zaczęły wieszać (na maku) albo padać (pod Windows). Na linuksie nie sprawdzałem, pewnie będzie działać.

Właśnie ściągnąłem Yosemite (tylko dwie godziny) i zaraz zainstaluję. Wczoraj przeczytałem że najnowsze minimaki mają wlutowaną pamięć, a płacisz za nią dwa razy tyle co w sklepie.

kuzynka.edyta pisze...

Wlutowaniu pamięć?! Czyli nie da się nic dołożyć, ani wymienić, jakby co?

Stare, dobre Apple. Zawsze nowatorskie rozwiązania i zawsze w awangardzie ;)

Dwie godziny, to wcale nie jest źle. Ja ściągałam cztery godziny wieczorem i na drugi dzień jeszcze dwie. I wcale nie w dniu udostępnienia a trzy po.

Jak wrażenia?

kwik pisze...

Wlutowana zawsze trochę tańsza, a skoro w telefonie i tablecie jest wlutowana to wszystko można. To tylko przypieczętowuje moje odmaczanie. Ale mam nadzieję że zbiorą cięgi i się z tego idiotyzmu wycofają. Mam już trzy minimaki (jednego z PowerPC), ale wlutowańca nawet za darmo nie chcę.

Yosemite Tobie się długo ściągał, a mnie długo instalował, jak stanęło na "2 minuty do końca" to stało tak chyba ze dwie godziny. Może przesadzam, ale znudzony poszedłem spać, na szczęście nie mam dysku SSD bo pewno bym uznał że utknęło, a tak słyszałem że coś ciągle szura.

Pierwsze wrażenie to że za mocno wyprali i wyprasowali, na szczęście szybko mija. Tylko jeden program mi odłączyło, Asepsis zapobiegający śmieceniu .DS_Store po wszystkim, ale widzę że jest nowa wersja i zaraz zainstaluję. Chyba jest dobrze. O, widzę że beachball nie jest płaski i matowy, tylko taki jak był.

kuzynka.edyta pisze...

Nie no, za słabo wyprasowali! Okna są nadal cieniowane. Najbardziej udał się im kalkulator. Chyba zacznę go używać.

Asepsisa nie znałam. Dzięki, że o nim wspomniałeś. Mała rzecz a cieszy.
U mnie współpracy odmówił VMware Fusion. Może reinstalacja pomoże, jeszcze się za to nie zabrałam.

A posiadanie trzech maków nie spowalnia proces odmaczania? Ja na razie się nie odmaczam. Wręcz odwrotnie - zamaczam się bardziej. Zamówiłam najnowszego iMaka i czekam. Dzisiaj odleciał z Szanghaju, hej ho!

kwik pisze...

Słusznie, bo jeśli kupować nowego to już tylko iMaka, akurat one (te droższe, w najtańszych też już wlutowują pamięć) jako jedyne ze stacjonarnych nie zostały jeszcze popsute. No ale nigdy nie miałem ani ślicznego czystego biurka ani nadmiaru gotówki i mnie ta koncepcja jakoś od początku nie pociągała. Chociaż jak widzę ten nowy 5K tak jak kubełek pro też już tylko z kartami AMD, czyli NVIDIA chyba całkiem wypadła z łask. Ciekawe czy to kogoś zaboli. Tak czy owak jeden iMak ma jeszcze ręce i nogi. No i (w odróżnieniu od maka pro) slot na karty SD.

Kalkulator faktycznie udany, ale mnie już nic nie wzruszy. Moje dwa minimaki mają już wyłącznie wartość sentymentalną, a ten trzeci z i7 powinien wystarczyć jeszcze na kilka lat, potem się zastanowię. Może jestem nieco paranoidalny, wolę jednak nie używać Windows np. do robienia przelewów. Bo łatwo popaść w jeszcze większą paranoję sprawdzając czy wklejany nr konta odpowiada kopiowanemu. Tylko że pewnie równie dobrze można mieć linuksa w VirtualBoksie.

kuzynk.aedyta pisze...

Ja też nie mam ślicznego i czystego biurka! Dwa lata temu tymczasowo(!) oddałam swoje niebrzydkie biurko mężowi i tak już zostało. Na tym, z którego ja korzystam, obecny 24” iMac ledwo się mieści, więc być może powinnam zacząć rozglądać się za porządnym biurkiem. Mam jeszcze chwilę czasu, nowy iMac przyleciał dziś rano do Dubaju, niedawno się odprawił i poleciał dalej. Nie wiem, czy już na Wyspy, czy jeszcze gdzieś będzie się przesiadał. W każdym razie zwiedzi więcej świata ode mnie.

Zastąpienie NVIDII AMD niespecjalnie mnie poruszyło, bo w obecnym iMaku niecały rok temu NVIDIA mi padła. Czy wiesz, że w razie konieczności wymiany karty graficznej (i podobno nie tylko!) Apple zastąpi ją takim samym modelem, ale nie nowym tylko ‘refurbished’? Byłam niemile zaskoczona, gdy dostarczyłam komputer do serwisu i okazało się, że nie ma mowy by zamontowali mi nówkę i lepszą-młodszą, nawet za dodatkową opłatą. Nie odpuszczając wdałam się w dłuższą dyskusję z panem z serwisu, co go tak zirytowało, że rzucił papiery na stół i wypadł na zaplecze! Nigdy mi się coś podobnego nie zdarzyło. Cały czas byłam grzeczna, choć może rzeczywiście trochę upierdliwa. Zresztą, to był wieczór i może pracownik był po kilku starciach z innymi klientami, którym też nie mieściło się w się w głowie, że płacąc za usługę nie mają wpływu na to, co im do komputera wetkną.

Obecny iMac ma już 6 lat, historia z kartą przyśpieszyła decyzję o zakupie nowego. Czekałam tylko na ‘odświeżony’ model. W zasadzie nie myślałam o retinie, raczej o nowym procesorze (podobno dopiero w przyszłym roku niestety). Retiny trochę się boję, to taki wielki ekran no i karta od AMD, czyli zmiana. Na wszelki wypadek specyfikację wyśrubowałam (na tyle na ile Apple mi pozwoliło), zrezygnowałam tylko z dysku SSD pozostając przy hybrydowym. W macbooku mam SSD a w komputerze w pracy hybrydę (z Windows) i nie dostrzegam różnicy w prędkości.

kwik pisze...

Poszliby z torbami gdyby tyle lat trzymali nowe części na wymianę, a o wymianie karty na nowszy model nie było mowy, bo to jest więcej niż naprawa. Pewnie mogli najwyżej wymienić na inny rodzaj karty instalowany w takich samych iMakach, ale może już miałaś najlepszą. Nie widzę więc nic dziwnego ani zdrożnego w wymianie karty na wyjętą z identycznego trupa, takie transplantacje są najprostsze i najbezpieczniejsze. Ale tak samo nie widzę powodu żeby nie dało się tego spokojnie wytłumaczyć ponadprzeciętnie dociekliwemu klientowi.

W procesorach nie było ostatnio żadnej rewolucji i zapewne w przyszłym roku też nie będzie, natomiast jak widać w wyświetlaczach postęp jest uderzający i może warto korzystać. Mam nadzieję że będziesz zadowolona i to jeszcze dość długo.

kuzynka.edyta pisze...

Mam odmienne zdanie. Jeśli płacę za naprawę, to chciałabym móc decydować o tym co mi wetkną do mojego w końcu sprzętu. Jeśli w Apple chcą tak bardzo być zieloni, proszę bardzo. Ale niech dadzą klientom wybór – część z odzysku i tańsza naprawa lub część nowa i naprawa drożej. Możliwe, że wiele osób wybrałoby tańszą opcję, możliwe że nie.

Gdyby nie mania sprawdzania wszystkiego w necie, pewnie dopiero przy odbiorze komputera z naprawy dowiedziałabym się o polityce montowania podzespołów z odzysku, bo wówczas geniusz z Genius Bar powiadamia o 90-dniowej gwarancji na wymienioną część. Ale gdy karta mi padła, wpisałam w Google 'NVIDIA GeForce 8800 GS' i wyszukiwarka od razu zaproponowała frazę z ‘iMac’. Pierwsze miejsca wyników wyszukiwania zajmowały opisy problemów z tą kartą właśnie w iMakach z 2008, w tym objawy takie jak w moim. Dlatego w serwisie upierałam się przy wymianie karty na nową i najlepiej nie ten model. A pracownik upierał się, że karta jest bardzo dobra a poza tym politykę mają taką, że montowane części są wyłącznie refurbished. I tu minął się trochę z prawdą, bo w Terms and Conditions można przeczytać, że Apple zobowiązuje się do naprawy ‘using new or refurbished parts’ (co niestety przeczytałam później). Ponadto powiedział, że jeśli nie zdecyduję się na naprawę na ich warunkach i zechcę sama wymienić kartę, on to odnotuje w ichnim systemie i w przyszłości odmówią mi jakiejkolwiek naprawy tego komputera. Tak, tak, komputera starego jak piramidy egipskie, dawno po okresie gwarancji.

Wymieniona karta na szczęście wytrzymała dłużej niż 90 dni, ale od jakiegoś czasu nie działa poprawnie. Na przykład przy uruchamianiu niektórych filtrów w Photoshopie okno przez sekundę zniekształcają czarno-białe zygzaki. Dlatego pracowałam na nim z duszą na ramieniu – wytrzyma do nowego, czy nie wytrzyma...

kwik pisze...

Z naprawami śliska sprawa, czasem nie jest winne to co akurat padło, wsadzą nowe i znowu padnie. A wymiana części na inne, nie sprawdzane w danej konfiguracji to już w ogóle raczej coś dla hobbystów, a nie firmowego serwisu. W tej konkretnej sytuacji masz rację o tyle, że po pierwsze od razu powinni uprzedzić, że wymieniają na używaną, a po drugie - jeśli już powszechnie znany był problem z generalnie wadliwymi kartami i lepszy sposób jego rozwiązania, tzn. wymiana na inne - to nie powinni robić idiotów z klientów. Pytanie tylko czy rzeczywiście była taka możliwość, bo z tego że gdzieś ktoś napisał, że coś mu się niechcący udało jeszcze nie wynika, że takie rozwiązanie będzie dobre dla wszystkich. Tak więc zdecydowanie bronię ostrożnej polityki serwisowej, ale przecież nie dla zasady, tylko dlatego że właśnie taka powinna zadowalać większość klientów. Jeśli nie zadowala, to jest zła.

Apple bardzo ułatwia sobie zadanie testując wyłącznie sprzedawany przez siebie sprzęt i piętnaście programów na krzyż, a nie przeróżne kombinacje sprzętu i softwaru, co jest od dawna zmorą Windows. Na maku zwykle wszystko "po prostu działa" tylko dlatego, że zostało starannie sprawdzone. Ale jest druga strona medalu, jeśli po jakimś czasie okazuje się, że coś jednak nie działa, to możliwości manewru są z góry ograniczone. W starym iMaku nie wymienisz karty NVIDIA na ATI/AMD, a w nowym odwrotnie. I mnie się to w końcu zupełnie przestało podobać. Pewnie dlatego, że po tylu latach to i na Windowsach znowu wszystko działa.

Zakończyłaś z takim suspensem, że muszę spytać - i co, jednak wytrzymała? Masz już nowego 5K na biurku?

kuzynka.edyta pisze...

Tak krótko, żeby już dłużej nie zaśmiecać historią tej naprawy. Przecież nie chodziło mi o jakąś fantazyjną kartę, tylko o coś kompatybilnego, co było montowane w iMakach.

Z nowego właśnie piszę :) Dotarł dopiero dzisiaj.

kwik pisze...

Nie ma mowy o zaśmiecaniu, lubię gdy historia rozwija się powoli. Właśnie sprawdziłem że w 24' iMakach z 2008 montowano tylko dwie karty, podstawowym modelem była ATI Radeon HD 2600 PRO, sporo słabsza od tej Twojej. Jest co prawda dobrze opisany przypadek udanego amatorskiego downgradu, ale zdaje się w serwisie tego nie robili.

No nic, grunt że się dobrze skończyło.

kuzynka.edyta pisze...

Pamiętam ten wątek z forum Macrumors! Szczególnie opisy drastycznych zabiegów typu aggressive double-bake... Tam ktoś wrzucił zdjęcie rozsypanego ekranu. W moim iMaku objawy były takie same. Sam widzisz ile ta NVIDIA narobiła nieszczęścia.

A wracając do obiektywów... Chcę kupić obiektywu fisheye, ale nie mogę się zdecydować który. Znalazłam chyba dobry i szybki zestaw porównawczy.

Mógłbyś mi doradzić? Jesteś skrupulatny i dostrzegasz istotne szczegóły, które ja zwykle przegapiam. Aha, obiektywy Canona odpadają – za drogie!

kwik pisze...

Canon ma też niedrogie fiszaje, a przynajmniej wiadomo, że muszą działać. Dlatego do matrycy APS-C to pewnie kupiłbym EF-S 10-18mm f/4.5-5.6 IS STM. Ma lekką aberrację chromatyczną ale poprzeczną, łatwą do usunięcia. Jasny nie jest, ale może nie zamierzasz robić zdjęć z ręki o zmroku. Tak czy owak wypada przynajmniej potraktować go jako punkt odniesienia.

NVIDIA nwinna, te karty pracowały w nieludzkich warunkach, na zmianę silnie rozgrzewały się i były zbyt gwałtownie chłodzone, od czego w końcu robiły się pęknięcia w lutach (stąd ten genialny pomysł z ich wypiekaniem aż się lut stopi i scali - ciekawe co na to kondensatory). No cóż, jeszcze kilka lat temu te lepsze karty graficzne produkowały dużo niepotrzebnego ciepła.

kuzynka.edyta pisze...


Kondensory widac grilowanie przetrzymały. Swoją droga, nie wiem co bardziej podziwiac u osoby, która pierwsza wpadła na pomysł opiekania karty w piekarniku. Fantazję, odwagę, czy determinację.

Hm, ciekawe dlaczego LensHero wymieniony przez Ciebie obiektyw pomija.

Rzeczywiście jest on dosyc ciemny, poza tym wolałabym krótszą ogniskowa, dającą silniejsze zniekształcenie, ze względu na crop factor mojego Canona.

kuzynka.edyta pisze...

kondensatory, to się raczej nazywało, czyż nie?

kwik pisze...

Jest na LensHero, tylko pod EF-S:
EF-S 10-18mm f/4.5-5.6 IS STM, bo to jest specjalnie do APS-C. Odpowiada na krótkim końcu 16mm na pełnej klatce, to już chyba nieźle bo prawie 15mm. Chyba za te pieniądze nie ma nic lepszego do Canona, tak przynajmniej ludzie mówią. A silniej zdeformować to sobie zawsze można w jakimś programie.

kuzynka.edyta pisze...

W LH jest, ale nie pojawia się w wynikach wyszukiwania 'pokaż fisheyes dla Canona 7D'

'silniej zdefirmować to sobie zawsze można w jakiś programie'

:))

Prawie mnie przekonałeś. Przyjrzę się tej sztuce. Dzięki

kwik pisze...

Tu są zdjęcia robione tym EF-S 10-18mm f/4.5-5.6 i raczej do dupy bo mydlane. Po co ten już ciemny obiektyw jeszcze przymykać jeśli najbardziej ostry jest otwarty? Pod koniec galerii nie są na 11 i widać postęp. Ale i tak nie jestem przekonany.

Na DXO jest ten Canon na tle innych (z cenami), w poglądowej tabelce lepszą jakość/cenę ma chyba tylko niestety jeszcze mniej szerokokątna Tokina 12-24 mm f/4.0. To już nie jest rybie oko, więc nawet nie warto szukać zdjęć.

Natomiast są całkiem entuzjastyczne opinie o Rokinonie 8mm f/3.5, a przy okazji ostre zdjęcia. Chyba faktycznie przy takim obiektywie można się obejść bez autofokusu a tym bardziej bez stabilizacji obrazu. Jeden z tych Samyangów 8mm f/3.5 wygląda na jego bliźniaka i to jednojajowego, nawet waży tyle samo - 428 g. Oba są dużo bardziej bardziej zabawne niż ten Canona. No ale też prawie dwa razy cięższe.

kwik pisze...

Przepraszam, ale wysłałem nim przeczytałem. No więc chyba tylko namąciłem.

kuzynka.edyta pisze...

Nie namąciłeś.

Mydlane, do dupy? Gorsze widziałam [w swoich albumach!]. Te zrobione w dobrym świetle są całkiem niezłe. Albo mój 5K tak upiększa rzeczywistość. Z tych, co obejrzałam, tylko ciemna armata była do dupy.

O Rokinonie poczytałam, opinie ma dobre, fakt. Ale mimo wszystko wolałabym obiektyw z autofocusem. Więc może ten Samyang 8mm f/3.5 Canon-ef? Brak IS jakoś przeżyję, najwyżej przeproszę swój statyw.

Ta stronka DOX Mark jest fajna! Nie znałam jej.

Bardzo Ci dziękuję za pomoc.


kwik pisze...

Ten Samyang jest równie nieautomatyczny jak Rokinon, a na LensHero tak im się tylko napisało. Bo to ten sam obiektyw, obiektywy Samyanga sprzedawane są pod przeróżnym nazwami (np. Bower, Opteka, Rokinon) i nie wiem co takie firmowanie wnosi, pewnie nic. Opinie ma świetne, ale wygodny z pewnością nie jest, raczej coś z kategorii intrygująca zabawka. Wersja ze zdejmowaną osłoną jest chyba dla pełnoklatkowców, bezpieczniej mieć na stałe.

Canon jest z pewnością dużo bardziej praktyczny i wygodny, lekki, ma zoom, stabilizację obrazu, autofokus, można na niego założyć filtr polaryzacyjny. Ale jest mniej rybiooki. I po obejrzeniu paru surowych zdjęć wydawał mi się gorszy optycznie. Ma prawo, bo zoom i prawie dwa razy lżejszy. Ale na Flikerze są już całkiem ładne zdjęcia. Ale są tam też ładne zdjęcia zrobione nieszczęsnym tytułowym EF 75-300mm, najlepiej wychodzą psy na plaży.

kuzynka.edyta pisze...

Jest bez autofocusa?! No kurcze, jaki jest sens zamieszczania takich nierzetelnych zestawień?

To może ta Sigma 8mm f1/3.5? Nie jest najtańszy, ale w porównaniu do Canona EF 8-15mm f/4L USM, 300 funtów zostaje w kieszeni. Tylko chyba nie ma osłony.

Znalazłam też taki: Sigma 4.5mm f/2.8 EX DC HSM
(recenzja i przykłady). Prawdziwy hardcore...

kwik pisze...

Ta Sigma 8mm to jednak dość drogi obiektyw, ca połowa ceny pełnoklatkowego Canona 6D. Mówią że dobra optyka, źle działający autofokus - wypadałoby najpierw sprawdzić na własnym aparacie.

Wiem już jak się zakłada filtry na takie wyłupiaste rybie oka - od strony aparatu. Szkoda że sam na to nie wpadłem. Tylko jak nim manipulować, np. w przypadku filtru polaryzacyjnego? Może kręcąc całym aparatem?

kuzynka.edyta pisze...

Powoli się zniechęcam. Nie przypuszczałam, że wybór będzie taki ograniczony. Ale może rzeczywiście wypożyczenie obiektywu i przetestowanie, to dobra myśl.

Ad. filtrów, ja oczywiście też nie wiedziałam. Z ciekawości poczytałam. Wygląda na to, że od frontu też można zamontować. I kręcić też można. Ale nie chcesz wiedzieć ile taki komplecik kosztuje (a na przykład 490 dolarsów.)

kuzynka.edyta pisze...

Może zamiast rybiego oka kupić gadżet do ajfona. Na przykład ten albo ten :)

Czegoż to ludzie nie wymyślą.

kwik pisze...

Jeden z takich gadżetów czyli Sony QX1 to już całkiem interesujące body bezlusterkowca. Ale jeśli chodzi o szerokokątność to dopiero podobny gadżet z pełnoramkowym sensorem byłby krokiem w dobrym kierunku. Wątpię że i taki zrobią, bo popyt jest chyba niewielki - ludzie robiący zdjęcia smartfonami i oglądający je potem tylko na smartfonach na pewno nigdy nie nabiorą chęci do robienia lepszych zdjęć.

kuzynka.edyta pisze...

Aparaty od Sony coraz bardziej mnie pociągają. Ten mały, którego kupuję i kupić nie mogę, chyba będzie S.

Uśmiechniesz się. Salon24 rozpoznał ekran 5k jako urządzenie mobilne!

kwik pisze...

A nie jest mobilne? Sama pisałaś że z Szanghaju przez Dubaj.

W małych dobrych coraz większy wybór, np. Panasonic LX100. Jak ja się cieszę, że mnie one zupełnie nie pociągają. Bo tego LX100 chciałbym mieć choćby dlatego.

Jeżeli jeszcze trochę poczekasz to pewnie pojawią się małe z dużym sensorem i prawie rybim okiem; trend na duży sensor jest wyraźny, a do takich długie zoomy odpadają, więc zaczną robić krótkie. Albo rozważ Sony Alpha 7, tylko że on nie taki mały (prawie pół kilograma), a krótkie obiektywy do niego dopiero się robią. Tak czy owak mały aparat z pełną klatką i rybie oko to tak sensowne, że chyba nieuchronne rozwiązanie.

kuzynka.edyta pisze...

:))
w zasadzie, niby tak.

Ja Cię nie pociągają, jak pociągają. Masz wyraźną słabość do małych Panasoników. Ten rzeczywiście jest fajny. Brakuje mu tylko, niestety znowu, przegubowego ekranu.

Mały, szybki, pełna klatka, dobre szkło, rybie oko, wizjer i przegubowy ekran - ideał, ale chyba się nie doczekam.

kwik pisze...

Ma WiFi więc przegubowy ekran można od biedy zastąpić smartfonem. Jak będziesz tak wybrzydzać to nigdy niczego nie kupisz. Ale tym razem może faktycznie warto jeszcze trochę poczekać, bo widać już wszystkie pożądane elementy - tylko na razie rozsiane po różnych producentach. Sony a7 jest już prawie, prawie, tylko jeszcze trochę za duży i na razie bez krótkiego obiektywu. Fajny malutki obiektyw ma już natomiast Samsung (10mm), niestety nie do pełnej klatki tylko APS-C (ale przy okazji czytania o nim trafiłem na ciekawy wątek fiszajowy).

kuzynka.edyta pisze...

Wkurzam się na siebie za to wybrzydzanie bardzo.

Początkowo w poszukiwaniach małego aparatu nie brałam pod uwagę modeli 'compact system', bo chciałam mieć zawsze pod ręką tylko aparat, bez obiektywów grzechoczących w torebce. Ale teraz, po dwóch latach wybrzydzania bez sukcesu, też je przejrzałam. Mają najwięcej cech, na których mi zależy, tylko - wliczając obiektyw - nie są takie znowu małe.

Po lekturze ciekawego wątku fiszajowego, trafiłam dzisiaj na Samsunga NX30 i w zasadzie ten aparat jest najbardziej zbliżony to tego, co mieć bym chciała. Ale nie jest mały no i podobno obudowa jest z nieciekawego plastiku.
Na dzisiejszej szortliście ostały się jeszcze Panasonic GX7 i Sony A7. Obydwa chyba lepsze od Samsunga, ale mają tylko uchylne ekrany. Jak myślisz, któryś wart grzechu wydania gotówki, czy jeszcze czekać?

Nie wiem też, który producent oferuje najlepszy wybór obiektywów i w jakich są cenach. W weekend postudiuję.

kwik pisze...

GX7 w wersji srebrnej wygląda tak, że chciałbym go mieć, zresztą to dobry aparat (wiem bo się naczytałem. Jeszcze bardziej podoba mi się GM1, ale niestety nie ma wizjera. Jak możesz żyć bez wizjera to masz naprawdę mały. Sony A7 ma za to duży sensor za śmieszne pieniądze, więc choćby dlatego warto - jak ktoś chce mieć pełną klatkę.

Natomiast jeśli chcesz mieć bardziej wyginany ekran, to jest Olympus E-PL7. Prawdopodobnie już za tydzień będę mógł własnoręcznie coś powiedzieć o GX7 i E-PL7. Różnica w cenie między nimi nie jest wcale taka duża jeśli do E-PL7 trzeba jeszcze dokupić wizjer. Tu wybór obiektywów jest spory.

Samsung zdaje się ciągle występuje w roli chłopca do bicia, NX30 jest spory ale lekki, gdybyś mogła go jakoś tanio kupić to z tym obiektywem 10mm byłby chyba interesujący i nieuciążliwy. Nie jestem natomiast przekonany do formatu sensora APS-C w bezlusterkowcach, przecież dużo ciekawiej mieć albo pełną klatkę (Sony A7), albo jej połowę (Olympusy i Panasoniki).

kuzynka.edyta pisze...

W piątek próbowałam obejrzeć Samsunga NX30 w okolicznych sklepach, ale nie było. Panasonica GX7 wypatrzyłam w małym prywatnym sklepiku, ale sprzedawca nie był chętny do wyciągnięcia go z zaklejonego pudełka. Ulica Tottenham Court Road, do której mam blisko, jeszcze do niedawna słynęła z licznych sklepów z elektroniką. W tej chwili zostało ich niewiele. Dwa bardzo popularne upadły, a budynek, w którym obok siebie mieściły się trzy flagowe salony Panasonika, Samsunga i Sony, poddawany jest liftingowi albo przygotowany do rozbiórki. Więc klops.

Tego Olympusa brałam pod uwagę. Podobają mi się aparaty w stylu retro a ten jeszcze jest w atrakcyjnym dla kobiet kolorze. To chyba niezły aparat, tylko ten opcjonalny viewfinder za ekstra £100... Czy to możliwe, że jest on przeznaczony jedynie dla konkretnego obiektywu? To chyba błąd.

Dzisiaj poczytałam trochą o obiektywach do tych maleństw. Niemiłe zaskoczenie - one wcale nie są takie tanie! Na przykład E mount do Sony.

W związku z tym z listy wypada aparat Sony A7 - za drogi. Ale na przykład Sony A6000 ma tak atrakcyjna cenę, że mogłabym na początek dokupić lepszy obiektyw niż kitowy. A opinie o nim są też niezłe. Tylko sensor to APS-C, o którym nie masz zdaje się najlepszego zdania.

W nadchodzącym tygodniu pewnie i tak nic jeszcze nie kupię, więc z ciekawością poczekam na opis wrażeń z oglądania/testowania GX7 i E-PL7.

Interesująca recenzja A6000 (ale długa!)

Jak trochę przewinąć w dół, to jest dobre zdjęcie srebrnego A6000 z czarnym gripem. Ładny.

A6000 vs A7
Olympus PEN-E-PL7 vs A6000

Kolejne zestawienie naj

kwik pisze...

W ogóle nie kieruj się moją niechęcią do APS-C, uważam ten format za mało zabawny bo wziął się w aparatach cyfrowych z bardzo prozaicznego powodu, że sensory pełna klatka były początkowo absurdalnie drogie. Ale dziś już nie są.

To co dla mnie ważne w dziś kupowanym aparacie to dobry wizjer i WiFi. Dzięki WiFi mogę zdalnie sterować aparatem, podglądać zdjęcia na tablecie i protezować brak GPS (jak taki geotagging w praktyce działa wkrótce się przekonam). Wizjer wiadomo, najlepsze są w lustrzankach, ale elektroniczny wizjer oprócz wad ma też zalety, może rozjaśniać i powiększać obraz. To najdroższa część aparatu, właśnie dlatego większość ich nie ma. Z tym wizjerem Olympusa jakimś cudem trafiłaś na istne kuriozum, to jest optyczna lunetka taka jak kiedyś były do klasycznych aparatów z celownikiem (ang. rangefinder) i oczywiście pasuje tylko do konkretnego obiektywu, ale Olympus robi trzy inne elektroniczne różnej jakości, tu jest tabela. Niezbyt praktyczne rozwiązanie dla kogoś kto używa wyłącznie wizjera. A zaleta jest tylko jedna, możesz przełożyć do nowego aparatu - jeśli to też będzie Olympus bez wizjera. Na razie Olympus nie robi aparatów z wbudowanym wizjerem z boku i chyba się na to nie zanosi, mają natomiast udające lustrzanki OM-D.

A6000 też mi się podoba i niczego mu nie brakuje. Ale nie widzę w czym lepszy od GX7, a cena jest bardzo zbliżona.

kuzynka.edyta pisze...

Z tymi wizjerami do Olympusa to za duża gimnastyka, Olympus odpada.

A6000 robi chyba ciut lepsze zdjęcia, ale to wrażenie na podstawie tego co w necie piszą. Ma bardziej zaawansowany AF no i imponujący continuous shooting. I chyba lepszą baterię. Panasonic za to jest gotowy do pracy praktycznie w momencie naciśnięcia guzika ON. Sony potrzebuje na to aż 2 sekund! Czasami może być to o dwie sekundy za późno. Dla GX7 jest też podobno dużo większy wybór obiektywów (ceny porównywalne).

Jeśli nawet obydwa modele gwaratują podobnej jakości zdjęcia, oprócz viewfindera i obrotowego LCD ważna jest wg mnie intuicyjność obsługi, łatwość szybkiej zmiany ustawień. No ale tego nie da się ocenić bez wzięcia aparatu do ręki.

Geotagowanie nie jest dla mnie ważne, może go nie być.

kuzynka.edyta pisze...

Hm, wygląda na to że GX7 jest bardziej user friendly. Trochę więcej o nim poczytałam. I nawet fisheye do niego jest. Tylko dlaczego ISO zaczyna się od 200? A zdjęcia seryjne tylko 5/s.

kwik pisze...

Zacznę od baterii, bo akurat sprawdzałem. No więc są tak samo do dupy, prawie takiej samej pojemności (A6000, GX7, miniaturyzacja tu akurat wyraźnie szkodzi. W praktyce oznacza to, że bez drugiej na zapas najlepiej nie wychodzić z aparatem na spacer, bo chyba wystarczy, ale może nie.

Nie miałem A6000 w ręku, natomiast z GX7 miałem już dłuższy kontakt. Wszystko raczej dobrze przemyślane, irytują nieistotne drobiazgi jak np. niewygodne ustawianie korekcji w wizjerze ukrytym suwakiem (no ale to się raz zrobi i już), cieszą ułatwienia typu automatyczne powiększenie centrum kadru przy ręcznym ustawianiu ostrości. Menu jest sensowne ale tak rozbudowane że osiwieć można, a podręcznik ma 100 stron (gdzieś straszyli też wersją 300 stronicową). Większość najbardziej potrzebnych rzeczy można jednak ustawić palcem na ekraniku albo z podpisanych przycisków, a jak podejrzewam A6000 jest równie dogłębnie konfigurowalny, czyli też niezbyt łatwy na początku. Zresztą nikt mi nie kazał szukać w menu opcji "shoot w/o lens".

Najmniejsze ISO to 125, domyślnie jest wyłączone i trzeba włączyć w menu przez Extended ISO (złośliwie podejrzewam że tylko dlatego, że kitowy obiektyw nie jest zbyt jasny). Autofokus zależy od obiektywu, na kitowym i dwóch lekkich obiektywach Olympusa (45mm i 60mm) działa szybko, na ciężkim Panasoniku 100-300mm wyraźnie wolniej, a więc trzeba brać pod uwagę całość, tzn. aparat z obiektywem. Zdjęcia seryjne 5/s to przy migawce mechanicznej, przy elektronicznej podobno nawet 40/s w co wątpię i jeśli jutro w końcu wyjdzie słońce to zobaczę jak jest naprawdę. Niestety wszystko trzeba sprawdzić samemu, np. rozczarowałem się przy próbie przesłania zdjęć na tablet - robię same RAW, a takich nie przesyła. Tak jakby nie mógł automatycznie zrobić jpega i przesłać. No ale wystarczy zapisywać dodatkowo jpegi i problem znika.

I jeszcze dwie uwagi dotyczące osobliwości GX7. Ma on wreszcie stabilizację obrazu chyba jako pierwszy Panasonic, duży plus gdy chce się używać obiektywów Olympusa albo jakichś staroci doczepionych przez przejściówki. Druga osobliwość nie jest istotna dla użytkowników Lightrooma, a dotyczy wszystkich Panasoników - dołączany program do wywoływania RAW-ów SilkyPix szokuje przy pierwszym kontakcie (po przełamaniu oporów okazuje się jednak funkcjonalny). No i Windows nie wyświetla RAW-ów Panasonica, a OS X tak.

Na korzyść A6000 trochę przemawia niższa cena i to że pół roku młodszy, GX7 można było już kupić rok temu. No ale za trzy lata oba tak samo będą już starociami. Że A6000 robi lepsze zdjęcia to raczej nie wierzę, ale to łatwo sprawdzić zakładając ten sam obiektyw na oba, co jak podejrzewam już ktoś zrobił. Spróbuję poszukać.

kuzynka.edyta pisze...

Ach, więc Ty masz GX7!

Dzięki za garśc użytecznych szczegółów z pierwszej ręki.

O in-body IS Panasonika czytałam. Dobra rzecz, nie powiem, choc nie nastawiam się od razu na początek na dokrecanie nienatywnych obiektywow. Bardziej atrakcyjny wydaje mi się dotykowy ekran, który zwykle pozwala szybciej dotrzec do celu niż poprzez wciskanie guzikow.

Słabe baterie - no cóż, trzeba będzie powściągnąc pstrykanie bez opamiętania.

Porownanie A6000 i GX 7 jest też na dxomark.com, ale testowali aparaty z róznymi obiektywami.

Mam nadzieję, że uda mi się obejrzec obydwa aparaty i jeszcze Samsunga. Może w przyszły weekend wybiorę się do dużego centrum handlowego.

kwik pisze...

W testach dxomarka GX7 wypadł słabo, co okropnie zbulwersowało szczęśliwych posiadaczy na dpreview. Ja raczej zaglądam do testów przed zakupem, bo potem to już nie wiem po co. Ale i tak raczej staram się kierować zdrowym rozsądkiem, zdjęciami i tym co sensowni ludzie napiszą, przecież nie będę chodził z wynikami testów w ręku tylko z aparatem.

Kupiłem GX7 w sobotę, zaraz po tym jak napisałem że chciałbym go mieć. Po roku jego cena spadła o 25%, a jakoś nie pojawiła się żadna rewelacja bijąca go na głowę. Po srebrny musiałem specjalnie jechać na drugi koniec miasta, w moich ulubionych pobliskich Mediamarktach/Saturnach wersja srebrna była aż o 600 zł droższa niż czarna. Na pewno przez to, że akurat srebrnego GX7 reklamuje słynny polski futbolista Lewandowski. Ale ja już mam dwa obiektywy Olympusa, czyli trochę się przywiązałem do mikro 4/3 - i choćby z tego powodu nie ciągnie mnie do Sony. Natomiast dodatkowo kupiłem obiektyw 100-300mm Panasonika i już żałuję, obiektyw jest niezły optycznie, ale za to ręczne ustawianie ostrości chodzi tak opornie że można się skichać. No nic, może się wyrobi albo całkiem zepsuje jeszcze na gwarancji. Albo sam zacznę chodzić na siłownię i przymierzać do 1,5 kg Canona. Trzeba mieć jakiegoś hobby.

kuzynka.edyta pisze...

I widzisz, podobał Ci się, pojechałeś, kupiłeś i masz. A ja wybrzydzam i nadal robię zdjęcia telefonem. Muszę zacząć pracować nad sobą.

Ten srebrny jest zdecydowanie ładniejszy, też bym po niego pojechała na drugi koniec miasta. I z tego co pamiętam, GX7 ma solidniejszą obudowę niż A6000.

Ale cicho sza, koniec porównań. Na pewno będziesz zadowolony, to fajny aparat. Mam nadzieję, że wrzucisz na bloga trochę zdjęć?

kwik pisze...

Jeśli tylko wyjdzie kiedyś słońce, napatoczą się jakieś ptaki i uda mi się w porę ustawić ostrość to może coś jeszcze wrzucę. Ewentualnie przerzucę się na fotografowanie maszyn drogowych i innych dużych, kolorowych, niezbyt ruchliwych obiektów.

kwik pisze...

Z radością odszczekuję, Windows już czyta RAW-y z GX7! Od wczoraj. Zaledwie po roku, hura.

kuzynka.edyta pisze...

Po roku tylko? Jestem pod wrażeniem. Na support RAW z mojego starego kompaktu Canona czekałam chyba cztery lata. Shame on you, Apple.

To gdzie fotki? No nie wierzę, że nic nie pstryknąłeś. Może być sprzęt ciężki, jeśli masz taki za oknem.

kuzynka.edyta pisze...

Duplikat jest efektem walki z captchą

kuzynka.edyta pisze...

Kurcze, teraz go nie ma!

kwik pisze...

Próbowałem w niedzielę na sójce i dzięciole ale ręczne ustawianie ostrości chodzi z takimi oporami że trzęsę całym aparatem i nic nie widzę. A ptaki jak nie są wypchane to w końcu odlatują. Poza tym obiektyw jest chyba niezły. Właściwie feler polega tylko na tym że zbyt cienki plastikowy pierścień ugina się pod palcami i dociśnięty stawia jeszcze większy opór. Muszę zmienić technikę tzn. nie kręcić czubkami palców tylko całą dłonią, ewentualnie założyć jakąś metalową obręcz. Przesadzili z tym odchudzaniem, ale zdaje się coraz mniej ludzi ręcznie ustawia ostrość.

Ten ma aberrację, ten za ciężki, ten za drogi, temu się ugina, można tak bez końca. Przyjemnie ponarzekać, ale bez przesady. Skoro w lesie się nie sprawdziłem to teraz spróbuję w parku na kaczkach. Od tego trzeba było zacząć.

kuzynka.edyta pisze...

Ustawiasz ostrość ręcznie fotografując ptaki? I to pewnie jeszcze w locie? Czysta awangarda....

kwik pisze...

Do ptaka na niebie albo ptaka na patyku autofokus jest na pewno prostszym rozwiązaniem, ale już bociana przelatującego na tle drzew łatwiej zrobić na ręcznym (specjalnie teraz sprawdziłem żeby nie skłamać, w EXIF-ach Canona jest wszystko). Ręcznego ustawiania ostrości potrzebuję jednak przede wszystkim do wyławiania ptaków nerwowo kręcących się wśród gałęzi. Dość długo byłem całkiem zadowolony ze swojego Panasonika FZ45, jak na niewielki rozmiar i cenę jest niezły, na gile się nadaje. Niestety ma sensor brzydko szumiący już przy ISO 1600 i praktycznie bezużyteczne ręczne ustawianie ostrości. A o zawodności automatu przekonał mnie złośliwy mysikrólik, który najpierw dał do siebie podejść, a potem ciągle się kręcił wśród gałęzi świerczka. Zrobiłem dziewięć zdjęć, wszystkie złe, choć był i czas i warunki żeby zrobić dobre. Ale ostrość automatycznie ustawiała się na gałązki, a zwierzątko było tak żwawe, że rozmazywało się na 1/200 sekundy i nieruchomiało wyłącznie zadkiem do mnie. No cóż, lepszej okazji do zrobienia mysikrólika mieć nie będę, fotografa nie zmienię, postanowiłem więc zmienić sprzęt i ćwiczyć umiejętności.

kuzynka.edyta pisze...

No tak, do ptaków w krzakach zostaje tylko ostrzenie ręczne. Niestety, moje wszystkie takie próby były nieudane. Ostatni raz latem wypatrzyłam rodzeństwo młodych strzyżyków. Siedziały w czymś o mocno powyginanych i splątanych gałęziach, a słońce świeciło przez jasne liście. Bardzo się starały, by żadne zdjęcie mi nie wyszło i w końcu się poddałam.

Ale mysikrólika mam! Te ptaszki widuje obecnie dosyć często, gdyż chętnie przebywają w gałęziach olbrzymiej tui za oknem. Nigdy jednak nie widziałam ich przy karmniku.

kwik pisze...

No tak, strzyżyki też ruchliwe. Ale są terytorialne więc chyba można ustawić się na ulubioną gałązkę i cierpliwie czekać. Do strzyżyków na pewno jeszcze nie dojrzałem.

Kolejny dzień bez słońca, nawet nie warto wychodzić z domu. Zamiast na kaczkach w parku ćwiczyłem na mewach na latarni za oknem, przynajmniej mam pod ręką cały sprzęt. Nie jest dobrze, ale tak łatwo się nie poddam. Tak jak się spodziewałem/obawiałem jakość zdjęć z nowego zestawu GX7+100-300mm nie jest wyraźnie lepsza niż z FZ45, który ma naprawdę dobry obiektyw, ale teraz mogę chociaż robić na ISO 1600 czy nawet 3200, a więc skracać czasy. Znalazłem blog dość sensownego gościa który zrobił to co ja ale w odwrotnym kierunku (zamienił mikro 4/3 na FZ) i jest zachwycony FZ1000. Dla mnie 400mm (ekwiwalent) to jednak trochę za krótko, FZ45 ma 600mm.

kuzynka.edyta pisze...

Nie mogłam na nie w nieskończoność czekać, bo to był wypad plenerowy w odległe okolice. Ale strzyżyki spotykam tu często. Tyle że w wtedy w krzakach była cała grupa młodych, a zwykle widuję tylko pojedyńcze osobniki. To nie jest, zdaje się, ptak stadny.

Wrzuciłam na Flickra i mysikrólika i strzyżyka, gdybyś chciał zobaczyć podgatunki angielskie...

Dostrzegłam, że jest nowa notka ze zdjęciami, więc z resztą przenoszę się tam.

styx pisze...

Tu tez się wtrącę;)

Bawię się Samyangiem 8mm od prawie dwóch lat i jest naprawdę dobry. Autofokus w "fisheyach" tego typu jest niepotrzebny, po prostu przy odpowiednim ostawieniu jest niemożliwym zrobić nieostre zdjęcie.;) Wykorzystywałam go głownie do architektury.