Tego typu zaburzenia snu u starzejących się mężczyzn zwiastują nadejście choroby Parkinsona (patrz: The prodromes of Parkinson's disease). Ale na pocieszenie — żaden mężczyzna nie poleci z tak drobnym problemem do lekarza, już prędzej zrobi to obity przez niego partner łóżkowy. Tak więc zapewne brak odpowiedniego zwiotczenia mięśni w fazie REM występuje dużo częściej niż choroba Parkinsona, ale dane mamy tylko dla tych później zdiagnozowanych, a nie dla całej reszty zdrowych.
Na chorobę Parkinsona zapada mniej więcej dwa razy tyle mężczyzn co kobiet. Nie wiem natomiast ile jest badań/publikacji dotyczących tej choroby u jednej i drugiej płci, podejrzewam że nieproporcjonalnie więcej uwagi zajmuje choroba Parkinsona u mężczyzn. Warto jednak zauważyć, że mężczyźni zapadają na chorobę Parkinsona wcześniej, a w ogóle żyją krócej.
Podobno na wczesnych stadiach choroby Parkinsona dobrze robi aktywne życie seksualne (patrz: The PRIAMO study: active sexual life is associated with better motor and non‐motor outcomes in men with early Parkinson's disease). Niestety brak tego efektu u kobiet. Mimo to uważam, że zdrowe społeczeństwo powinno stale zachęcać do aktywnego życia seksualnego (nawet jeśli nie wszystkim pomoże, to na pewno nikomu nie zaszkodzi). A trudno samemu zaczynać gdy już ma się pierwsze objawy.
12 komentarzy:
Jeśli nie palisz, zacznij.
jeśli palisz, pal więcej.
https://academic.oup.com/ije/article/48/3/912/5184917
A jeszcze lepiej nakłoń domowników aby nadużywali. 30% mniejsze szanse na załapanie się na pełen kliniczny obraz PD to też nie w kij dmuchał.
Zdumiewające, zaiste nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Autorzy jednak zaznaczają: "...smoking to prevent PD cannot be recommended given the multiple adverse effects of smoking".
Tak czy owak zawsze na coś w końcu trzeba umrzeć. I dobrze mieć choćby ograniczoną możliwość manewru.
A co ci biedacy mieli powiedzieć?
Po prostu głupio wyszło, że wyniki są w miarę jednoznaczne i znaczące. A zacytowany przez Ciebie argument autorów na kruchych nóżkach stoi. W przypadku każdego cytostatyku poprqawiającego szanse przeżycia pacjenta z chorobą nowotworową o 50% (mówimy o 5-letnim okresie przeżycia) nikt by się, nie bacząc na efekty uboczne, nie zawahał ani sekundy aby nie tylko zarekomendoać, ale użyć.
Przy czym palenie i jego ewentualne skutki są w porównaniu ze spustoszeniem powodowanym przez chemoterapię po prostu niewinne i figlarne.
Palenie definitywnie wyszło z mody, będzie dużo nowych danych. Ale obstawiam że jednak nie będzie wzrostu zapadalności na chorobę Parkinsona, bo nie chodzi tu wcale o palenie.
Tu puszczę wodze fantazji (na bazie swojego wstrząsającego przeżycia). Jestem raczej typowym miękkim nałogowcem, od dziecka miałem problemy ze wszystkim wymagającym elementarnej samodyscypliny - jadłem tylko słodycze, nie myłem zębów, nie sprzątałem po sobie zabawek, zasypiałem do szkoły, nie odrabiałem prac domowych itd. Owszem, wierzę że mózg jest bardzo plastyczny, ale jednak dużo łatwiej ćwiczyć go w kierunku naturalnych skłonności (dających zarazem namacalne doraźne korzyści) niż jakichś abstrakcyjnych wartości owocujących za lat dwadzieścia albo w życiu pozagrobowym. Tak więc całe życie generalnie wszystko olewałem, ale za to nigdy nie miałem problemów ze zwiotczaniem mięśni w fazie REM. Dopiero ostatnio dopadły mnie aż tak wymagające obowiązki, z budzikiem nastawianym co dwie godziny (więc nawet relaksującego alkoholu nie mogłem nadużyć).
Więc może PD jest trochę chorobą cywilizacyjną, wynikającą z coraz silniejszej promocji odpowiedzialności, samokontroli itp., na bazie fetyszyzacji wolnej woli (wolna wola jest dość nowoczesnym antropocentrycznym konceptem dalekim od biologicznej rzeczywistości). Ofiarami padają nie tylko osoby z wyraźnymi genetycznymi skłonnościami do samokontroli ale i zarażeni tym konceptem. Ćwiczysz samokontrolę i w końcu padasz ofiarą własnych ćwiczeń, zabijasz się własną pięścią.
Palacze zawsze mieli w dupie, przecież nim stało się jasne, że palenie przyczyną wielu groźnych chorób i tak każdy wiedział, jak bardzo w pomieszczeniu śmierdzi (bo smoła oblepia praktycznie wszystko). Mnie jako dziecku bardzo przeszkadzało że rodzice palą ale jednak uznałem że to fajne i potem sam paliłem, być może ratując się przed chorobą Parkinsona. Dziecko nie ma dużego wyboru, bierze co rodzice dają albo cierpi jeszcze bardziej. Dziękuję rodzicom. Będzie mi przykro dopiero jak dostanę raka płuc i Parkinsona jednocześnie.
Nie chcę Cię straszyć ani zniechęcać, ale obawiam się, że spierdzielenie się z kanapki w trakcie fazy REM może być niewystarczającym kryterium do postawienia pewnej diagnozy PD. Wzrost napięcia mięśniowego może mieć sporo przyczyn niekoniecznie wynikających z procesów degenaryjnych w substancji czarnej, nadal mało wiemy o tym co może mieć wpływ na wahania poziomu dopaminy. Podobnie jak np. nie wiemy skąd się bierze katatonia u histeryków (niektórych) lub coponiektórych schizofreników. W ogóle mało wiemy.
Jeśli chodzi o prodromalną fazę PD to jesteśmy dopiero na etapie spekulacji i rozważań dotyczących tego na jakich markerach wewogle można polegać
https://www.nature.com/articles/nrneurol.2016.152
I chociaż panuje zgodność co do tego, że wzmożone napięcie mięśniowe w fazie REM może być uznawane za istotną wskazówkę, to do postawienia diagnozy nie wystarczy. Zbyt dużo innach czynników może mieć wpływ, choćby ( o wiele bardziej popularne) RZS i kilka innych autoimmunologicznych.
Tak, że się nie smuć, to może być coś innego, równie nieprzyjemnego.
Aby nie być gołosłownym i Cię uspokoić - tu masz przykład, że nie tylko PD:
https://en.wikipedia.org/wiki/Dementia_with_Lewy_bodies
Einmal ist keinmal, ale bardzo ciekawe są te synukleinopatie, mocno w cieniu choroby Alzheimera (która wydaje się o wiele trudniejsza do zrozumienia). Powinienem się teraz porządnie obczytać żeby dalej rozwijać swoją hipotezkę własnoręcznego uszkadzania układu nerwowego przez jego systematyczne nadwyrężanie. Ale pewnie zaraz mi się znudzi albo się rozproszę.
I co, jak tam rozwój schorzenia? Jak u Moliera czy też raczej trzeba się troskać?
Czas pokaże. Tymczasem postanowiłem unikać sypiania w pozycjach ułatwiających sturlanie się z posłania (na szczęście nie muszę już sypiać na piętrowych pryczach itp). Bo zabić się na jawie unikając śmierci we śnie wydaje mi się jaskrawym przykładem źle ustawionych priorytetów.
Pokazał?
Miałem na myśli raczej kilka lat niż parę miesięcy. Chyba dopiero na emeryturze można się porządnie skupić na swoich przypadłościach. Na razie zabiegany jestem.
To dobrze. Zabieganie najlepiej pomaga na nieuleczalne schorzenia, szczególnie te o przebiegu piorunującym. Zabieganego takim schorzeniom trudniej dogonić.
Prześlij komentarz